Powieki wadery uniosły się leniwie, a pyszczek, którego
ciepły oddech odrazu zamienił się w siwy kłębek pary, rozdziawił się w wielkim
ziewnięciu. Wilczyca wciągnęła haust powietrza przez buzię, jednak lodowate
powietrze zakuło ją w gardło i skończyło się to niemiłym kaszlem.
- Orzesz w mordkę, jak dzisiaj zimno. – stwierdziła
zachrypniętym jeszcze głosem, a jej ciepłe, rozespane ciałko przeszył niemiły
dreszcz, gdy odsunęła się od Dżej – Wstawaj, Jenka, bo zmarzniesz. – biała szturchnęła
ją łapą, (co Diablik zignorował zwijając się jedynie w ciaśniejszą kulkę, by
utrzymać ciepło) a sama przeszła do porannego przeciągania się.
Dziewczyna była cała zesztywniała od zimna, nie tylko
stawy, ale też sierść - usłyszała jak futro na plecach szeleści przy każdym
ruchu, pokryte lekkim szronem. Stawy bolały ją przy każdym ruchu, a mięśnie
piekły ją niemiłosiernie, nie wiedziała już czy to od chłodnej nocy czy też
nadwrężyła się tak podczas bitew... W których co prawda mało robiła, ale dla
jej niewytrenowanego w wojnie ciałka to i tak był niemały wysiłek.
- Wstawaj, Dżej! Idziemy się rozru... Oł, cholera...! –
wilczyca kopnęła coś twardego, co nie ustąpiło jej spod nóg i runęła jak długa
pyskiem w zaspę – Do jasnej mordki! Sprząta się po sobie, a nie jakieś badziewne
śmieci pod nogami się zostawia, osły jedne! – warknęła wstając, plując śniegiem
– O co się tym razem wyłożyłam? – mruknęła, ale w odpowiedzi dostała jedynie
ospałe mamrotanie, nagle do jej zmysłów dotarło czym był owy „badziewnym śmieć”
– HUSK! O matko! Husky!Przepraszam, nie chciałam! Naprawdę, nie wiedziałam, że
to ty, przepraszam, wybacz, nie jesteś śmieciem, ani badziewiem, ni badziewnym
śmieciem! Osłem też nie! Nie wiedziałam! Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? –
wadera przyskoczyła do niego, złapała go za pyszczek i wbiła w niego ślepe
spojrzenie, jednak szybko przypomniała sobie, że basior przecież nie lubi
zbytniej bliskości, więc oderwała się od niego jak poparzona siadając kilka
metrów przed nim – Wybacz. – powtórzyła uśmiechając się niewinnie oraz unosząc
łapki w geście, że nie chciała źle.
To wszystko jednak stało się tak nagle, tak szybko, że
wyrwany ze snu wilczur nie zdążył w ogóle zarejestrować połowy rzeczy, które
się wokół niego wydarzyły. Kopniaka od Blindwind ledwo co poczuł, jej szybkie
przeprosiny były niczym więcej niż niezrozumiałym bełkotem, a Kruk tak szybko
do niego przyskoczyła oraz odskoczyła, że nie zdołał się w porę wystraszyć.
Jego czerwone oczy wpatrzyły się w białą wilczycę, po czym rozejrzały po
okolicy... Gdzie on był? Kim były te wilki? Czemu on tu siedział? Co on wczoraj
robił? Jego rozespany umysł nie poukładał sobie jeszcze niczego w głowie i
samiec siedział tam jak ta sierota zastanawiając się co w ogóle dziś był za
dzień...
- Husky... Ziemia do ciebie... – powiedziała Wind cicho i
spokojnie nie wiedząc o co mu chodzi... Postanowił ją teraz ignorować?
Świetnie!
Nagle jednak wszystkie wspomnienia z poprzedniej nocy
powróciły, niczym tornado zwalając się na biednego chłopaka, który aż ugiął się
pod ich nadmiarem... Ognisko, kolorowe płomienie, muzyka, wataha, nachalna
wadera, znietoperzony wilk, Dan, hybryda... Dan! HYBRYDA!... DAN! Trash zerwał
się na równe nogi, najerzając się i rozglądając się dziko za niebezpieczeństwem,
którego nie było.
- Gdzie on jest?! Gdzie?! – krzyknął podlatując do
zielonookiej, łapiąc oraz trzepiąc nią na wszystkie strony (jakby odpowiedź na
jego pytanie miała wypaść jej uchem) – Co on jej zrobił?!
- Zaraz... Kto? Co? ... Komu? – zdezoriętowana Blindwind
nie miała bladego pojęcia o co mu chodziło.
Nagle jedna ze śnieżnych zasp się poruszyła, zwracając
uwagę wszystkich. Okazało się jednak, że to nie żadna zaspa, acz Brego budzący
się ze snu.
- Skarby, po co ten hałas... – mruknął wstając powoli,
jednak uczynił to tak, że Trash nie zdołał dojrzeć małej Dan, którą hybryda
zestawiła delikatanie na ziemię.
- ON! To ON! – wrzasnął Trash cofając się, potykając o
własne nogi.
- My? No tak, my to my... – stwierdził wzruszając
ramionami i patrząc na Husk’a jak na debila – Czego od nas chcecie?
- Potworze! To TY! – czerwonooki nastroszył się stając w
pozycji bojowej.
- My! – Brego zgodził się triumfalnie, choć nie miał
bladego pojęcia o co mu chodziło.
- Wy! Co wy jej zrobiliście?
- Co jej zrobiliśmy?
- Torturowaliście!
- Torturowaliśmy!
- Wyrwaliście jej nogę!
- Wyrwaliśmy!
- Zgnietliście na miazgę!
- Zgnietliśmy!
- Zabiliście!
- Zabiliśm... Zaraz, co? Skarbie, coście zrobili? Kogo
znów zabiliście! Mówiliśmy wam, że to niehumanitarne! – Brego złapał się za
głowę, już kompletnie głupiejąc pod wpływem Trash’a.
~ Nic nie zrobiliśmy, Skarbie, nie my tym razem, na
siebie patrzcie!
- Jak my spaliśmy! Co my mogliśmy zrobić? To przez was!
Przez was zabiliśmy! Zmusiliście nas!... I nie mamy jak na siebie spojrzeć! Nie
karzcie nam! Lustra nie mamy! Potwory wy jedne!
~ Myśmy spali! Skąd mamy wiedzieć co WY robiliście! Kogoś
zabiliście! Przyznajcie się tchórze!
- Tchórz od tchórzy nas wyzywa! Diable wcielony! Gdzie
skryliście zwłoki?! Trzeba je pochować! Dawać łopatę! – wyszczerzył kły i zaryczał
złowrogo.
~ Osądzacie nas za morderstwo? Jak śmiecie! Sami
szukajcie se łopaty! Na nas nie liczcie! – hybyrda złapała się za szyję,
zaciskając pazury na krtani.
- Zaraz dołączycie do tych martwych, Skarbie, pozbędziemy
się was raz i na zawsze! Z łopatą lub bez! – wycharczał.
~ Marzenie wasze! – warknął drugą łapą łapiąc się za
ramię i odciągając duszącą go łapę.
- CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?! – przenikliwy wrzask
Jenny przeszył powietrze, odbijając się echem od pobliskich drzew.
Wszyscy umilkli momentalnie.
- ~ To oni! ~ - dwa głosy wyrwały się hybrydzie z gardła
niczym chórek, a palcami wskazującymi obydwu łap wskazał na siebie...
Blindwind za to siedziała jak wmurowana w ziemię.
Przerażenie, nienawiść, zkłopotanie, złość... Tsunami kilkudzisięciu emocji
trzasnęło w wilczycę z taką siłą, że siedziała i nie wiedziała co robić. Zgłupiała
kompletnie, nie wiedziała już nic. Czuła się jakby ktoś podtopił ją w rzece, a
następnie walnął jej porządnego kuksańca w łeb. Nie wiedziała już którędy góra,
a którędy dół. Gdzie lewo, a gdzie prawo (choć z tym problem miała nie zależnie
od sytuacji), nie wiedziała już które emocje idą do kogo, straciła oriętację w
terenie, nie wiedziała już kto gdzie stoi... Poczuła się jakby ziemia pod nią
zaczęła się chwiać. W płucach zabrakło jej tlenu, a serce przyspieszyło tętno...
Na koniec jeszcze wściekłość od Jenny i pach! Blindwind gibła się na bok
lądując ciężko na śniegu. W głowie miała już kompletny mętlik, obciążył on jej
nierozbudzony jeszcze umysł, który nie wytrzymał i... Wyłączył się na chwilę, nokałtując
niewidomą na kilka minut...
Trash? Jenna? Dan?
~Blindwind ściąga update’a, restart był jej potrzebny,
wykończyliście ją~
Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaa chcę CD, nie oddam, mój skarb!!!
OdpowiedzUsuń~Zdesperowana brakiem nic nie robienia Jenna