niedziela, 26 lipca 2015

Od Hakai do Andromedy i Dan - Bałwany

        Poranek był lodowaty. Ze snu nie wyrwały go miłe promienie słońca, ani kojący głos Andromedy (jak to miał nadzieję, że się stanie) tylko gryzący, przenikliwy chłód, który posłał mu dreszcze po całym ciele, aż szczeknęły mu zęby. Hakai otworzył szeroko oczy, mróz rozbudził go odrazu. Samiec wstał, z jękiem prostując stawy, które boleśnie zaskrzeczały. Prędko obudził waderę, która spała u jego boku, żeby nie wychłodziła się jeszcze bardziej. Samica jednak w ogóle nie odczuła przez noc chłodu, bowiem czerwonooki tak owinął się wokół jej skulonego ciałka, że działał jako podręczny izolujący grzejniczek, dzięki czemu całą noc było jej ciepło i tylko basiorowi mróz dał po garach. Dopiero teraz, kiedy Hakai odsunął się od niej poczuła jak zimny jest poranek, nie potrzebna była więc pomoc samca, strzał mrozu obudził także wilczycę. Gdy wstała pierwsze co zrobiła to usiadła obok towarzysza, wciskając się w niego, żeby odzyskać uciekające ciepełko.
- Fajnie, z partnera stałem się podręcznym grzejnikiem? – mruknął z udawanym obużeniem klekocząc szczęką.
Andromeda zaśmiała się i spojrzała na niego życzliwie parą złotych oczu, pod których spojrzeniem Hakai nie umiał się gniewać.
- Tak. – odpowiedziała wytykając mu czubek języka, jednak szybko go schowała, żeby nie odmrozić go sobie – Moim grzejniczkiem. – zaakcentowała pierwsze słowo merdając ogonem.
Hakai zaśmiał się razem z nią, po czym Andromeda wstała, kiwając głową, żeby poszedł za nią.
- Chodź, trzeba zejść z tego zimna, bo zamarzniemy na kość. – stwierdziła, kiedy Alfa zrównał z nią krok.
- Dobry pomysł, a najlepiej na rozruszanie i rozgrzanie... Kto pierwszy do drzewa! – rzucił przez ramię pędząc już przed siebie.
Andromeda przewróciła oczyma, nie wierząc w dziecinadę jaką odstawiał jej czarny basior o poważnym mianie Alfy, jednak również ruszyła pędem, w końcu był to dobry pomysł na rozgrzanie organizmu w taki ziąb.
Całe wyścigi polegał na tym, że biegli ramię w ramię, gdyż biegli z taką prędkością, by nie dali rady jedno drugiego wyprzedzić... Czyli pod koniec pędzili już na złamanie karku jak dwie czarne zjawy przemierzając biały las, który rozbrzmiewał tylko tupotem łap, krzęstem śniegu oraz trzaskiem łamanych zmrożonych gałązek krzaków.
Kiedy wielke drzewo pojawiło im się już na widnokregu przyspieszyli do maksymalnych prędkości wzbijając już wokół siebie takie tumany śniegu, że jedynie ich pyski było widać. Jednak mimo starań Andromedy Hakai wyprzedzał ją powoli coraz bardziej obejmując prowadzenie. Nie chcąc wyjść na przegraną, dziewczyna odbiła się od ziemi naskakując na pędzącego samca. Prędkość oraz impet uderzenia spowodowały, że jedno z drugim przeturlało się na łeb, na szyję w kłębku czarnych futer, w chmurze białego puchu.
Ich śmiechy rozebrzamiały na polanie pod drzewem, kiedy zdołali się w końcu zatrzymać. Z czarnych wilków stali się nagle biali, gdyż śnieg pooblepiał ich rozgrzane ciała robiąc z nich dwa białe bałwany, które leżały teraz jedno przerzucone przez drugie, a świat wirował im przed oczyma jak zwariowany. Nie zwracali uwagi na poobijane kości, które na bank następnego dnia będą im się dawały we znaki, napadła ich taka głupawka śmiechu, że leżeli dławiąc się śmiechem, w ogóle nie zauważając małej, rudej osóbki, która leżała pod nimi, walcząc o powietrze, które skutecznie jej odbierali przygniatając jej płuca.

W sumie to z - już dobrze wszystkim znanej rudej osóbki - został tylko wielki biały bałwan z czarnym nosem, gdyż młoda para fikołkując sobie radośnie zmiotła ją razem ze sobą gdzieś w połowie drogi tak, że zdezoriętowana waderka resztę podróży spędziła na obijaniu się między roześmianą dwójką, koniec końców ladując jako amortyzująca poduszka...

Andromeda? Dan? (Raczej Dan, w końcu to ona tu walczy o życie ^^")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)