Mimo ciągłego żaru wściekłości w żyłach,
propozycje Blind, która zawsze wiedziała co powiedzieć poprawiły mi humor.
Uśmiechnęłam się do niej krzywo i spojrzałam z ukosa.
- Ja myślę, że dobrze by było zrobić tak:
najpierw poskaczemy trochę z wodospadu, potem zjedziemy rwącą rzeką, a potem
możemy... Ummmmm, wybrać się gdzieś połazić. Może odkryjemy jakieś nowe, super
miejsce? Co ty na to, Sapana? - zaproponowałam.
Kruk się zastanawiała, podczas gdy ruszyłyśmy
do wyjścia jaskini. Nie miałam zamiaru spędzić tam ani chwili dłużej. Choć
trzeba przyznać, wiedziałam, że tam wrócę, prędzej czy później, ale wrócę. Ale
na dziś miałam dość. Chciałam ten dzień spędzić razem z Blindwind i ewentualnie
jeszcze kimś, kto nie będzie mnie doprowadzał do szału.
Kiedy już wyszłyśmy, owiał nas chłodny wiatr.
Większość z watahy już wstała i gadała, albo jeszcze odpoczywała, lub też
gdzieś się wybrała, bo nie było tu wszystkich. Jednak niektórzy byli... Byli
samotni. Zauważyłam taką na przykład Bran, która leżała niedaleko nas. Nie
wyglądała na zbyt zadowoloną. No cóż, przecież nie każdy lubi być sam.
Zauważyłam to już wcześniej, że jakoś nie znalazła sobie na razie wielkiego
towarzystwa. Ja już miałam Blind, Brego, Renj'ego, Varen'a, Trash'a, Dan... Z
nimi mogłam się trzymać spokojnie. Może dołączą do nas jeszcze Maura i Finn?
Kto wie? Na razie, z tego co zauważyłam, dopadła ich Dan...
W każdym razie, postanowiłam wciągnąć córkę
Raph'a do naszych planów.
- Ej, Sapana! - zawołałam Blind, wyrywając ją
z zamyślenia nad bóg wie czym. Potwierdziła już plany na dzisiaj.
- Tak?
- Wiesz, myślę że mogłybyśmy zgarnąć jeszcze
kogoś...
- Ale kogo? - zapytała zdziwiona Blind i
trochę się do mnie zbliżyła, bo wcześniej stała trochę z tyłu.
- Wiesz, Bran wydaje się... Samotna. Co ty na
to?
- No... Czemu nie.
Uśmiechnęłam się do kumpeli i z nieco
zironizowanym uśmiechem podreptałam do Bran.
- Cześć Braaaaaaaannn - przywitałam się,
stając nad leżącą waderą. Podniosła na mnie wzrok, nieco zaskoczona moim
pojawieniem się. No tak, do tej pory chyba nie gadałyśmy... Miałam już zacząć
mówić dalej, ale zauważyłam, że Kruk patrzy nie tam gdzie trzeba. Obkręciłam ją
w dobrą stronę, przewracając teatralnie oczami - Tak, no... Więc mamy taką
propozycję. - I wyjaśniłam jej po kolei co mamy zamiar robić. Z każdym pomysłem
była coraz bardziej zaskoczona, ale uśmiech zawitał na jej pysku. - To co,
idziesz z nami, Bahubhāṣī? Nie ma co marnować dnia, jak to mówi Blind.
- Jasne, że idę. Ale czekaj... Jak to szło? To
dziwne słowo...
Ruszyłyśmy w drogę do wodospadu. Wyjaśniłam
Bran znaczenie jej nowego przezwiska. Blind śmiała się jak typowy wariat, kiedy
Bran próbowała powtórzyć słowo. Trzeba przyznać, dogadywałyśmy się we trójkę.
Nawet się nie obejrzałyśmy, a wodospad pokazał nam się jakby wyrósł spod ziemi.
- No..... Nie wiem jak wy, ale nie chcę
marnować ani chwili, jeśli mogę skakać z takiego wodospadu! - zawołałam do
wader, już unosząc się na skrzydłach. Jednak szybko się ogarnęłam, wróciłam na
ziemię i podeszłam do Blind.
- Ej, ale damy radę? Pomogę ci wejść. Jeśli
rozłożę skrzydła na pełną szerokość, to spokojnie cię uniosę - powiedziałam
cicho do Sapany.
Kiwnęła głową, a ja rozłożyłam czarne
skrzydła. Złapałam Blind po bokach i uniosłyśmy się w górę. Bran już była w
połowie wodospadu, skubana! Dogoniłyśmy ją i w końcu, w tym samym czasie
stanęłyśmy na szczycie.
- Noooooooo! Pięknie. Genialny wodospad... Tak
dawno nie skakałam. Wiecie, myślę że trochę tu posiedzimy! - zaśmiałam się.
Dziewczyny mi zawtórowały, a potem nie
czekając ani chwili, rzuciłam się z wodospadu. Na bombę!
<Blind? Bran? A Wy jak skaczecie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)