Trzeba przyznać tereny tej watahy, do której ledwie kilka godzin temu została przyjęta okazały się imponujące, piękne, dzikie i fascynujące, nawet jeżeli widziała już podobne rzeczy (choć zazwyczaj okazywały się po prostu mniejszą lub bezpieczniejszą wersją tego co było tutaj). Najbardziej jej się jednak podobało przy wulkanie (głównie dzięki wzrostowi temperatury otoczenia), choć i latające wyspy kusiły ją swą oryginalnością. Czuła się też zobowiązana odnaleźć wszystkie poukrywane tam mosty i jakoś porządnie je zaznaczyć, skoro już padł taki pomysł. Niech Alfa mówi co chce, jeszcze będzie jej wdzięczny za wyratowanie watahy, a drugiej wadery i tak na 'uratowanie brata' nie wyrwie, więc nie ma czego żałować. Oczywiście najmniej oczywistą cechą tych ziem były niezwykle płynne zmiany krajobrazu, fauny i flory co wiosną i latem musiało stawać się zjawiskiem godnym wpisania do osobistej księgi cudów Szalonej Dan. Czuła, że gdy tylko nadejdą cieplejsze dni to miejsce stanie się dla niej niemalże rajem, wspaniałością, którą kiedyś koniecznie będzie musiała pokazać rodzince (jak?, gdzie? i niby kiedy? na razie nie wiedziała, ale postanowiła, że kiedyś nad tym popracuje). No i Trash'owi też powinno się tu spodobać. Chłopak mimo wszystko chyba lubi ładne widoczki i choć na zjeżdżanie po lawie (wybacz żeńska Alfo, ale Danka już wzięła sobie namiary na Wind) się raczej z nimi nie wybierze, to może oszołamiające, zrodzone z różnorodności otoczenie będzie wprawiało go w dobry humor. No i oczywiście chyba wszyscy, którzy tu mieszkają doceniają uroki owego zarezerwowanego dla nich światka. I kto wie - może znają jakieś ciekawsze (niełatwe do znalezienia i być może zabronione) zakątki? Trzeba to będzie zbadać!
Co do plusów to i para Alf wypadała w oczach rudzielca niezwykle korzystnie. Hakai raz, że miły dla oka (choć bardzo 'normalnie' wypadający przy swoich kompanach ze stada), miał łeb na karku, ciekawe pomysły, a do tego odznaczał się dystansem do swojej pozycji i poczuciem humoru. Miało się przy nim wrażenie (a przynajmniej Dan tak to odczuła), że rozmawia się ze swoim bratem. Tak, to bardzo dobre określenie. Choć nie był tak otwarty jak mogłaby sobie tego życzyć na pewno nie zaliczał się do osób, które można nazwać 'nieczułymi' czy nawet 'chłodnymi'. Jego dziewczyna była dla Dan bardziej zagadkowa. Miła i rozsądna, a przy tym stosunkowo cicha miała w sobie coś z typowej 'mamuśki' bodaj starszej siostry (oczywiście nie mówię o rodzince suczki - tam takie spokojne czy 'normalne' osóbki jak ta dwójka nie miały prawa bytu) i nie dało się po prostu myśleć o niej źle. Jednak młoda nie była zadowolona rodzaju znajomości jaki się pomiędzy nimi utrzymywał i postanowiła sobie, że kiedyś wyrwie waderę na szaloną rozmowę w cztery oczy - może wtedy coś ruszy do przodu.
Dzięki ciągłemu ruchowi oraz ogólnemu podnieceniu nie odczuwała panującego chłodu tak dotkliwie jak rankiem, czemu na pewno sprzyjało świecące nad ich głowami słońce nie skąpiące tego dnia kojących zmarznięte ciała promieni. Na 'zmyłki', które zafundował jej samiec w ogóle nie była zła, choć w pierwszym momencie poczuła się głupio, że tak się na to nabierała. Ale to do niej pasowało i chyba nie niszczyło jej wizerunku, zwłaszcza że wszak tylko słuchała Alfy. Mógłby jednak o tym nie opowiadać w towarzystwie... przynajmniej nie dopóki ona tego nie zrobi! Opowiastka na biwak jak znalazł. Nie ma tu co prawda jeszcze swojej 'paczki' i nie wie kto najchętniej jej wysłucha, ale to tylko kwestia czau. A teraz wróćmy do wycieczki...
Oraz do wielkiego, białego mięśniaka, o którego Dan się raczyła obić.
Rex. Co za ciekawy mężczyzna! Ten wzrost, tyle ran i blizn i do tego niski głos! Pamiętała co prawda jego złość kiedy się wczoraj pojawili (wczoraj? Już czuła że minęły wieki!), ale dzisiaj był o wiele spokojniejszy i dzięki temu zrobił na niej zupełnie inne wrażenie. Z resztą nawet jak raz czy dwa ktoś na nią warknął nie zniechęcała się, ani nie zrażała - zbyt lubiła innych, by zniechęcić się przez ich gorszy humor, więc póki jawnie nie dawali jej w pysk zazwyczaj trzymała się blisko gotowa w każdej chwili rozpocząć nową, ciekawą znajomość. Biały wilk-gignat miał też jeszcze jedną zaletę - mimo iż było w nim sporo dumnej powagi to jednak zestawiając go z parą Alf (żeby było śmieszniej - czarnych) wypadał bardzo... dziwnie. A dziwnie w podręcznym słowniczku dan znaczy mniej więcej tyle co "fascynująco" a przy tym niezwykle ciekawie. To z kolei sprawiło, że przylgnęła do niego jak magnesik i z iskrami w oczach (oczywiście jak już się przedstawiła, co zawsze robiła w pierwszej kolejności) zaczęła zadawać mu mnóstwo pytań, na część od razu udzielając sobie odpowiedzi. Oczywiście na głos. Przeróżnych spekulacji także nie brakowało. Skrytykował ją co prawda za to, ale nie on pierwszy i nie ostatni - już do tego przywykła (choć zamiast przywyknąć mogłaby iść za radą i po prostu się przymknąć, to jednak było dla niej a wykonalne i nawet gdy próbowała zazwyczaj zalewała innych potokiem słów). Jej czujnemu na relacje i wszelkie nowinki oku nie umknął także fakt, że obaj z alfą chyba nie są w najlepszej komitywie, jednak Andzi wisiała już drugą przysługę, bo zaproponowała wielkiemu samcowi dołączenie do ich małej wycieczki, przy okazji przekonując go trafnym argumentem i zamykając pysk partnera. TAK!
Swoją drogą Dan była ciekawa co łączy Rex'a i Blindwind i dlaczego tak niefortunnie (jak wynikało z rozmowy) się wtedy zachował. Ale wyglądało na to, że był po prostu bardzo nie w humorze (najpierw walczył, potem miał nieprzyjemne spotkanie z futrem Trash'a... mógł się zezłościć. Z resztą niektórzy mają do tego predyspozycje). Ale skoro idzie z nimi to pewnie wszystko się wyjaśni!
Dan niemal z piosenką na ustach znów wyrwała do przodu ciesząc się, że samiec spędzi z nimi jeszcze trochę czasu i będzie mogła go o wszystko wypytać (aż jej w końcu brutalnie nie uciszy, bo niektórzy tracili przy niej cierpliwość). Choć już tak długo była na nogach i łącznie zrobiła zdecydowanie więcej kilometrów niż powolniutkie Alfy nadal nie odczuwała zmęczenia, a jedynie rosnący zachwyt. A jeszcze czekało na nią poznawanie reszty członków watahy! No i jeszcze parę terenów. Wewnętrznie tak się na to napaliła, że aż dziw, że jej włosy nie poszły z dymem, ale i tak by pewnie nikt nie zauważył różnicy między falami ognia, a jej własnymi rozczochranymi lokami. Swoją drogą gdy już wrócą będzie musiała się nimi zająć, bo po porannych wędrówkach były w opłakanym stanie. No... może nie opłakanym, ale nie idealnym, a właśnie w takim Dania chciała by się znalazły. Zdawała sobie sprawę, że urody jej to i tak nie przysporzy, ale czuła się lepiej gdy luźno falowały niż gdy opadały skołtunione i wplątywały się w co popadnie. A może by je tak przyciąć? Ale tylko troszeczkę oczywiście! Tylko czy ktoś się tym zajmie? Hmm... będzie musiała dopytać.
- To gdzie teraz idziemy? Jesteśmy poza terenami, prawda? Możecie tak tu sobie wychodzić? Nikt tam nie mieszka? - Pytała na przemian to Hakai to Andromedę, aż w końcu przeleciała pod nogami Rex'a i zadarła pyszczek ku niemu lekko się z nim zrównując.
- Fajnie, że z nami idziesz! - Powiedziała tylko i nie czekając dłużej znów wypruła przed szereg radośnie komentując wszystko co zobaczyła.
- Głośna... - Mrunkął Rex jakby do siebie i zerknął gdzieś w bok pochłonięty własnymi myślami.
Dan tymczasem przyuważyła kusząco wielki kamień wystający spod zaspy i pchnięta dziecinnym odruchem potruchtała w jego stronę, by podbić go, zdobyć i uczynić swoją kwaterą na najbliższe dziesięć sekund. Przeskoczenie przez zaspy okazało się jednak być o wiele trudniejszym do wykonania zadaniem niż początkowo sądziła, ale miała czas bo pozostała trójka wlokła się dobre dwadzieścia metrów za nią. Robiąc kilka razy pod rząd porządny rozbieg w końcu przebiła się przez śnieżną barierę i wbiegła na głaz szurając pazurkami o jego chropowatą, szarą powierzchnię i w końcu rozłożyła się na nim triumfalnie, żałując jedynie, że nikt tu nie ma tyle energii co ona. Zaczynała czuć się w tym towarzystwie jak dziecko. Ale dobra - jak będą starzy to wtedy ona jako jedyna będzie mogla ganiać z wnukami, a oni chrzęszcząc starymi kośćmi będą prosili je o namaczanie pokarmu, bo ich bezzębne dziąsła nie będą w stanie nic twardszego przeżuć. Powinni korzystać z młodości póki mogą...
W tym momencie na horyzoncie pojawiła się głowa idącego najbliżej kamulca Rex'a, który zamyślony nie zwrócił uwagi na jej wyczyny (szlaczki!) i najspokojniej w świecie by ją teraz ominął, gdyby nie rozpłaszczyła się na głazie i nie wbiła w niego świdrującego spojrzenia pary wielkich, zielonych oczu, które zerkały na niego z wysokości jego własnych (a właściwie jego własnego, bo jednego - oka), co było o tyle niesamowite, że rzadko miał okazję stawać kimś nos w nos. A tym bardziej nie z takim kurduplem. Poczuł się więc co najmniej dziwnie, gdy nagle wrócił na ziemię, obraz mu się w oku wyostrzył, a jedyne co zobaczył przed sobą (głowę miał nadal odwróconą w bok w stosunku do kierunku chodu) to dwa wielkie ślepia i duży, brązowy nos należące do dziewczyny, która - dał by sobie głowę uciąć - jeszcze przed chwilą pełzała pod jego nogami. Z piorunującego zdziwienia zatrzymał się (choć byłoby o wiele ciekawiej gdyby odskoczył, ale nie oszukujmy się...) i patrzył oszołomiony na parę znajdujących się wyżej niż powinny oczu, próbując połączyć odpowiednie styki w mózgu i zrozumieć co się dzieje. Chwila tego zagapienia była w rzeczywistości króciutka i szybko dotarło do niego, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie leży na kamieniu jego wysokości, ale wrażenie nadal było niesamowite. Dania jego rozmiarów... (Hakai, pożegnaj się z kończynami XD) nie, rude panienki zdecydowanie nie powinny osiągać takich rozmiarów.
A tym czasem Dan z dziką radością przyglądała się z bliska twarzy wilka, na której blizny układały się w malownicze wzory, aż w końcu naszło ją pytanie, na które zapragnęła natychmiast otrzymać odpowiedź, a pierwszym rokiem ku temu było oczywiście wypowiedzenia owego zdania na głos:
- Ile właściwie masz lat? - Zapytała z uśmiechem, w końcu unosząc głowę i rozwiewając tym samym iluzję nagłego gigantyzmu, odsłoniła bowiem spoczywające do tej pory pod jej brodą łapki, ale jak tylko otworzyła pyszczek wysypało się z niego więcej słów niż początkowo planowała:
- Powinnam do ciebie mówić 'Pan Rex' czy mogę po imieniu? Jest krótkie, ładne, ale brzmi jak ksywka, więc nie wiem czy mi wypada: gdyby było Edward to mażna by to było podzielić na 'Ed' dla starych znajomych i 'Edward' dla takich jak ja, młodych dziewcząt, ale z Rex'em nie da się tak zrobić, więc już w sumie nie wiem, a takie kwestie lepiej wyjaśnić na samym początku, bo nie chcę potem przez cały czas strzelać po oczach brakiem manier i odrobiny kultury i zwracać się do ciebie tak jak sobie tego nie życzysz. - Powiedziała na jednym wydechu i spojrzała wyczekująco na rosłego samca, który nawet z tej perspektywy wydawał się potężny.
A z formami grzecznościowymi zawsze były jakieś kłopoty - była idealnie w wieku gdy już nie do wszystkich należy mówić 'pan/pani', ale i nie zawsze wypadało to pomijać. Tak więc niemal za każdym razem musiała się dopytywać, by nie wyjść na ostatnią dzikuskę. No, ale kiedyś i ona będzie starsza i nie będzie z tym już takich problemów! Wtedy to inni będą się męczyć, a ona będzie im zazdrościć młodzieńczej naiwności i braku obycia. Ach...
Teraz Wy, państwo starsi x3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)