czwartek, 9 lipca 2015

Od Hakai do Andromedy i Jaskra - Dobranoc

        Hakai wziął głęboki wdech, wolał ominąć pierwsze pytanie zadane przez Jaskra, było zbyt dotkliwym tematem, bowiem ze starego składu watahy nie uchował się praktycznie nikt oprócz niego, Andromedy, Zafiro oraz (do niedawana uznanego za zmarłego) Jaskra. Do tego musiał przypomnieć sobie o siostrze...
- No cóż... – rzekł przerywając ciszę – Dość dużo się pozmieniało, nasza wataha jest przede wszystkim liczniejsza niż była, jest pełno nowych twarzy... A każda z tych ma mózg bardziej kopnięty od drugiej. – zaśmiał się – Nudno u nas nie jest, muszę powiedzieć.
- Tyle to zdążyłem zauważyć. – rzekł z uśmiechem przypominając sobie małą waderkę, która mało nie wybiła Alfie zębów fletem, a potem ogromną hybyrdę, która wybawiła Hakai z rudzielca.
- Dołączyła do nas moja kuzynka Blindwind wraz ze swoim kruczym przyjacielem, Renji’m, założyła swój własny klan Czerwonych Kruków, specjalizujący się w polowaniu, a wraz z nią przybłąkał się Brego... – Hakai wymieniał pokolei wszystkich członków, wplątając między to krótki opis ich charakteru lub wyglądu, po drodze też streścił walkę z Ferdalami, wojnę, Frost’a. Trochę teraz przypominał Blindwind, również skakał z tematu na temat oraz opowiadał wszystko ze szczegółami, on jednak robił to o wiele wolniej niż ona, a do tegop nie wyolbrzymiając wielu rzeczy – (...) Oprócz tego mamy też małego inżyniera, który najwidoczniej jest w swoim żywiole ze śmieci robiąc coś więcej, wiele o nim nie wiem, bo nie miałem szansy zbytnio się z nim przez ten zgiełk zapoznać, taki mały rudzielec, Lesi, Lori... Szlag, wypadło mi jego imię, coś na „L”... – czerwonooki złapał się za głowę uparcie wertując nawrężony dzisiejszymi zajściami mózg (jak widać w genach mieli z Wind także zapominalstwo do imion).
- Leonardo. – podsunęła mu czarna wadera uśmiechając się.
- Leo... – Jaskier spojrzał na nią z niedowierzaniem – Jesteś pewna? Taki mały, rudy lis?
- No... Tak, a co? – wadera spojrzała na niego nie rozumiejąc.
- O ja! Nie wierzę! – poeta momentalnie się ożywił, zapominając o zmęczeniu, o senności – Nie może być!
- Jakbym Blindwind widział... – mruknął pod nosem Hakai patrząc na reakcję samca, który najwidoczniej nie mógł teraz pozbierać do kupy myśli.
- Gdzie on jest? Gdzie on teraz może być? – zapytał Jaskier, a iskry tańczyły mu w bursztynowych oczach.
- Pewnie jeszcze przy ognisku. – Alfa spojrzał na księżyc – Jednak wszyscy pewnie już powoli kładą się spać. – rzekł.
- Ale ja muszę z nim pogadać, tyle się z nim nie widziałem!
- Jaskier, spokojnie, jeszcze zdążysz, jutro też jeszcze jest dzień, nie ucieknie ci. – zaśmiała się Andromeda – My też już powinniśmy iść spać, jutro by się przydało się trochę zapoznać ze wszystkimi nowymi wilkami nieco lepiej, trochę ich do nas dołączyło.
- Jestem za. – ziewnął Hakai – Tobie też to radzę, przed chwilą jeszcze żeś się prawie słaniał na nogach. – szturchnął samca w ramię – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że widzę cię z powrotem. – rzucił przez ramię z uśmiechem.
Wilk dołączył do zwiniętej już w kłębek wadery pod jednym z drzew. Położył się wokół niej, żeby nie zmarzła w nocy, zapowiadała się bowiem być mroźna. Położył jej pysk na plecach i przymknął oczy odpływając powoli do krainy komara, uśmiech jednak wepłzł mu na twarz, gdy poczuł ciepły język wadery na swoim pysku.
- Dobranoc. – szepnęła wilczyca.
- Dobranoc, piękna. – odpowiedział – Śpij dobrze.

Andromeda? Jaskier?

~ Wybaczcie mi to beznadziejne opowiadanie, ale musiałam jakoś pogonić Was spać, bo nam się za duża przerwa robiła w opowiadaniach czasowo :/ ~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)