Hakai wziął głęboki wdech, wolał ominąć pierwsze pytanie
zadane przez Jaskra, było zbyt dotkliwym tematem, bowiem ze starego składu
watahy nie uchował się praktycznie nikt oprócz niego, Andromedy, Zafiro oraz
(do niedawana uznanego za zmarłego) Jaskra. Do tego musiał przypomnieć sobie o
siostrze...
- No cóż... – rzekł przerywając ciszę – Dość dużo się
pozmieniało, nasza wataha jest przede wszystkim liczniejsza niż była, jest
pełno nowych twarzy... A każda z tych ma mózg bardziej kopnięty od drugiej. –
zaśmiał się – Nudno u nas nie jest, muszę powiedzieć.
- Tyle to zdążyłem zauważyć. – rzekł z uśmiechem
przypominając sobie małą waderkę, która mało nie wybiła Alfie zębów fletem, a
potem ogromną hybyrdę, która wybawiła Hakai z rudzielca.
- Dołączyła do nas moja kuzynka Blindwind wraz ze swoim
kruczym przyjacielem, Renji’m, założyła swój własny klan Czerwonych Kruków,
specjalizujący się w polowaniu, a wraz z nią przybłąkał się Brego... – Hakai wymieniał
pokolei wszystkich członków, wplątając między to krótki opis ich charakteru lub
wyglądu, po drodze też streścił walkę z Ferdalami, wojnę, Frost’a. Trochę teraz
przypominał Blindwind, również skakał z tematu na temat oraz opowiadał wszystko
ze szczegółami, on jednak robił to o wiele wolniej niż ona, a do tegop nie wyolbrzymiając
wielu rzeczy – (...) Oprócz tego mamy też małego inżyniera, który najwidoczniej
jest w swoim żywiole ze śmieci robiąc coś więcej, wiele o nim nie wiem, bo nie
miałem szansy zbytnio się z nim przez ten zgiełk zapoznać, taki mały rudzielec,
Lesi, Lori... Szlag, wypadło mi jego imię, coś na „L”... – czerwonooki złapał
się za głowę uparcie wertując nawrężony dzisiejszymi zajściami mózg (jak widać
w genach mieli z Wind także zapominalstwo do imion).
- Leonardo. – podsunęła mu czarna wadera uśmiechając się.
- Leo... – Jaskier spojrzał na nią z niedowierzaniem –
Jesteś pewna? Taki mały, rudy lis?
- No... Tak, a co? – wadera spojrzała na niego nie
rozumiejąc.
- O ja! Nie wierzę! – poeta momentalnie się ożywił,
zapominając o zmęczeniu, o senności – Nie może być!
- Jakbym Blindwind widział... – mruknął pod nosem Hakai
patrząc na reakcję samca, który najwidoczniej nie mógł teraz pozbierać do kupy
myśli.
- Gdzie on jest? Gdzie on teraz może być? – zapytał Jaskier,
a iskry tańczyły mu w bursztynowych oczach.
- Pewnie jeszcze przy ognisku. – Alfa spojrzał na księżyc
– Jednak wszyscy pewnie już powoli kładą się spać. – rzekł.
- Ale ja muszę z nim pogadać, tyle się z nim nie
widziałem!
- Jaskier, spokojnie, jeszcze zdążysz, jutro też jeszcze
jest dzień, nie ucieknie ci. – zaśmiała się Andromeda – My też już powinniśmy
iść spać, jutro by się przydało się trochę zapoznać ze wszystkimi nowymi
wilkami nieco lepiej, trochę ich do nas dołączyło.
- Jestem za. – ziewnął Hakai – Tobie też to radzę, przed
chwilą jeszcze żeś się prawie słaniał na nogach. – szturchnął samca w ramię –
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że widzę cię z powrotem. – rzucił przez ramię z
uśmiechem.
Wilk dołączył do zwiniętej już w kłębek wadery pod jednym
z drzew. Położył się wokół niej, żeby nie zmarzła w nocy, zapowiadała się
bowiem być mroźna. Położył jej pysk na plecach i przymknął oczy odpływając
powoli do krainy komara, uśmiech jednak wepłzł mu na twarz, gdy poczuł ciepły
język wadery na swoim pysku.
- Dobranoc. – szepnęła wilczyca.
- Dobranoc, piękna. – odpowiedział – Śpij dobrze.
Andromeda? Jaskier?
~ Wybaczcie mi to beznadziejne opowiadanie, ale
musiałam jakoś pogonić Was spać, bo nam się za duża przerwa robiła w
opowiadaniach czasowo :/ ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)