piątek, 31 lipca 2015

Od Rex'a do Dan, Liry i Kami

        - CZY JEST TU JAKIŚ MOST?! – głos Dan rozdarł cichy poranek, zagłuszając szum rzeki, pękanie lodu, a nawet wilki po drugiej stronie rzeki zatkały uszy, żeby nie ogłuchnąć (pomyślcie więc co musiał przeżyć Rex leżacy tuż obok, mając uszy akurat na wysokości jej pyska) – COOOO??! – wrzasnęła nie mogąc dosłyszeć odpowiedzi.
Nagle zirytowane warknięcie spowodowało, że ruda odwróciła się do swojego koleżki, jednak chwile po tym wielkie łapsko złapało ją za pyszczek uniemożliwiając gadanie, mimo tego Dan się nie poddawała i próbowała jeszcze wcisnąć swoje kilka groszy przez knebel.
- Ciszej... – wycedził przez zaciśnięte kły mierząc małą nieprzyjemnym spojrzeniem z odległości kilku centymetrów, tak że poczuła jego zimny oddech na twarzy.
Kiedy rudowłosa z wielkimi oczami pokiwała głową uspakajając się trochę wilczur westchnął, puścił ją, dźwignął się na nogi i rzuciwszy jedno obojętne spojrzenie na drugą stronę rzeki odwrócił się ruszając w głąb lasu.
- Ej, dokąd idziesz? – zawołała za nim zdziwiona jego odwrotem.
- Przed siebie. – szczęknął zębami, nie czekając nawet na waderkę, która i tak nie dała się zostawić w tyle i już po chwili skakała mu przed nosem torując drogę.
- Nie czekamy a nich?
- A po co mi oni do szczęścia? I tak jestem tu tylko po to, żeby znaleźć Blindwind. – wzruszył ramionami.
- Serio? A co cię z nią łaczy? Jest twoją dziewczyną? Masz w ogóle dziewczynę? Chiałbyś być z Wind? Ładna jest c’nie, kusi cię pewnie? Jak długo się w ogóle z nią znasz? Przydałoby się w końcu, żeby coś z tego wyszło, no nie? – zapominając o reszcie Dan skakała mu już między przednimi łapami gdy szedł plącząc mu się upierdliwie, że nie mógł spokojnie postawić jednego kroka, żeby nie musieć uważać na rozdepanie jej, jakoś nie chciał się potem tłumaczyć Alfom czemu to po pierwszych minutach jego towarzystwa Szalona skończyła jako mokra plama.
- Ja pierdziele... – mruknął w końu i zgarnął małą z ziemi łapskiem zarzucając ją sobie niedbale na plecy.
- Ale fajnie! – krzyknęła grajdając się z pozycji wiszącego flaka na stojącą (przewracając się pod wpływem jego krzywego chodu) – Ale tu wysoko! Jeszcze lepiej niż na tamtym kamieniu! Kurde, jak stąd wszystko fajnie widać! – zachwycała się rozglądając się po okolicy, którą na norme widziała z o wiele nizszego pułapu – Ej! – podskoczyła przypominając sobie i wspięła się po jego karku na jego wielki łeb, gdzie usiadła, spuściła mu łapki na pysk, żeby mieć się na czym podeprzeć, a rudym łbem zasłoniła mu świat przed oczyma do góry nogami wpatrując mu się w ślepie – Ale od pytań się nie wywiniesz! – zaśmiała się złowieszczo – Odpowedz na nie, proszę!
- No dobra... – westchnął – Ale usuń mi się z pola widzenia. – rzekł, w końcu co innego miał do roboty? Zamiast słuchać jej bezsensownego ględzenia o pogodzie i krajobrazie (która pewnie i tak była nieunikniona) mógł przez chwilę z nią pogadać, żeby mogła się wytrakotała, ale z sensem (o tyle, o ile).
- A no tak, zapomniałam, że jednak chcesz dokąś dojść! – cofnęła się i rozłożyła mu się na głowie, łapki zwieszając po obydwu stronach jego głowy, a pysk opierając mu łbie, odgarnęła jeszcze rude kłaki, żeby samcowi w oczy nie wpadały – A teraz wio! Andale, andale! Do przodu! – wykrzyknęła wskazując palcem przed siebie, na co Rex odpowiedział stając – No chyba, że wolisz stać w miejscu, spoko dostosuję się. – odparła wruszając ramionami oraz z uśmiechem na pysku.
Samiec pokręcił głową z lekkim uśmiechem na ustach, mimo tego że była upierdliwa dało się ją lubić... Choć przez te kilka minut już nie raz przez głowę przeleciało mu pytanie „Czemu nie utopiłem jej w tej rzece, kiedy miałem okazję?”
- To na co ty chciałaś znać odpowiedzi? – westchnął pamiętając tylko urywki z serii pytań, mała powtórzła mu pytania – Łączy mnie z nią przyjaźń, znamy się już z jakiś rok i nie, nie mam dziewczyny. – odpowiedział krótko i zwięźle na każde pytanko.
- A chciałbyś z nią być? – dziewczyna powtórzyła wścibsko jedno pytanie, które sprawnie ominął i podparła brudkę przednimi łapkami patrząc na niego z góry.
- A co ci do tego, upierdliwcze? – zapytał wymijająco.
- A czemu nie chcesz odpowiedzieć? – naciskała.
- Bo to nie twoja sprawa.
- No weeeź! Krótkie tak lub nie, lubisz takie odpowiedzi, daj mi jedną z nich, proooszę. – naciskała ruda, choć dobrze wiedziala jaka będzie odpowiedź skoro wilczur tak się wymigiwał, chciała ją jednak usłyszeć z ust wielkiego, białego wojownika.
- Mógłbym... – doparł w końcu tak cicho, że suczka prawie to przegapiła.
- Serio? To na co czekasz?! – podskoczyła na jego głowie mało nie lądując na ziemi.
- Ał, nie kręć się tak, bo mi kark złamiesz... – warknął, kiedy mały piesek zaczął mu skakać po łbie, może była lekka, ale bez przesady!
- Oj, wybacz! – z tymi słowami znów się położyła nieruchomo (nieruchomo w miarę możliwości Szalonej Dan)
- Na nic nie czekam, bo nic z tego nie będzie. – odparł ponuro.
- Niby czemu? Nie wiesz póki nie spróbujesz.
- Wilki z nieprzewidywalnym charakterem, które same nie panują nad sobą skazane są na samotność i przy tym zostańmy, wymyśl jakieś inne pytanie albo pogadaj se o pogodzie. – warknął, nie podobał mu się ten temat, dziewczyna schodziła na wrażliwe dla niego tematy.
- Oj dobrze, już dobrze, bez nerwów. – prawidłowo wycofała się z dalszego ciągnięcia tematu biorąc pod uwagę, że była na jego głowie i w razie jego uraty kontroli nad sobą znajdowała się zbyt blisko szczęk, a możliwości ucieczki miała ograniczone – To o czym lubisz rozmawiać? – zapytała po chwili namysłu nie chcąc znowu naruszyć jakiegoś czułego punktu.
- Nie wiem. – odparł wruszając ramionami – Rzadko kiedy z kimś gadam, nie zastanawiałem się.
- To trzeba to szybko nad robić! – zakrzyknęła nie rozumiejąc jak można nie rozmwiać z innymi codziennie, co chwila, co sekundę!
Jednak zanim zdążyła cokolwiek innego zrobić na ich drodze pojawiły się dwie nowe twarze i jeden dobrze znajomy im pysk... Przynajmniej dla Rex’a, ponieważ Dan wydawała się znać wszystkie trzy mordy jak własną kieszeń.
- Lira! Kami! – wrzasnęła w zaskoczeniu.
- Dan?
- Dan!
- Kami! Lira! Lira! Kami! Moje mordki! – Dan podskoczyła na dwie łapki ignorując klącego pod sobą Rex’a, który aż ugiął się pod tą jej radością.
Waderka zbiegła mu z głowy po pysku, a zapomniawszy, że przecież Blizna to nie podłoże to gdy doszła do nosa grawitacja zrobiła swoje i mała zleciała w dół prosto w śnieżną zaspę, która zamortyzowała upadek, a chwilę później rozpierzchła się kiedy Dan wyparowała z niej z radością wykrzykujac imiona dwóch wader, które już pędziły w ich stronę (porzucając ciążącą, niepotrzebną mordkę numer 3 na śniegu). I zaczęło się – uściski, radości, śmiechy, a złotooki stał jak ten kołek nic nie rozumiejąc... Dotarła jednak do niego tylko jedna rzecz – Trash, a wraz z nim zajście wczorajszego dnia, kiedy to wykazał się agresją wobec Blindwind... Przez niego...
Wściekły, niski warkot wydobył się z jego gardzieli. Samiec przebił się przez kulkę ściskających sie dziewczyn (rozbijając je na wszystkie strony) i powolnym krokiem zbliżył się do porzuconego Trash’a, który leżał sobie nieprzytomny w najlepsze. Wadery jednak szybko zareagowały na to co się działo, a do akcji wkroczyła pierwsza Danka.
- Rex! Nie, co ty wyprawiasz! – zaraz znalazła się przy basiorze, który już pochylał się nad zwłokami Husk’a z wyszczerzonymi kłami – Po co ta agresja, przecież nic nie zrobił, spokojnie, leży sobie tylko, najwidoczniej po prostu już tak ma, to nie powód, żeby go zabijać, tolerancji trochę! Po co te nerwy? – zaśmiała się nerwowo stając między nim a czerwonookim i żeby zapobiec zbliżaniu się Rex’a do niego złapała samca za pierwsze lepsze co miała pod łapą na swojej wysokości – pysk, a w zasadzie za wargi, gdyż morda jej się wyślizgnęła oraz zaciśnęła palce na czarnych wargach wilczura, który ignorujac ciężar parł do przodu z durnym wyszczerzem na gębie spowodowanym wiszacą całym ciężarem na jego wargach Dan.
- A nie lepiej o tym pogadać? Po co odrazu przechodzić do rękoczynów? – zapytała brunetka stając wraz z blondyną na przeciwko Rex’a, zasłaniając sobą Trash’a.
Biały wilczur spojrzał na nie spod byka, jednak szybko się opamiętał, nie wypadało mu robić tu żadnych scen, nie przy waderach... Dopadnie tego wyśmotrucha kiedy będze kiedyś sam...
- Nie trzeba. – powiedzał ponuro strzepując sobie z pyska Dan oraz wycierając gluty śliny z brody (o biednej Dan nawet nie wspominam jak wyglądała, lepiej dla niej, żeby się wpierw trochę wytarła zanim się ludziom pokaże) – Eee... Jestem... Rex...
Cała sytuacja wypadła niezręcznie, znów stracił kontrolę nad samym sobą i nie zrobił pierwszego dobrego wrażenia, musiał to jakoś odkręcić, choć mistrzem rozmowy nie był... Ale miał dobre początki, lepszy rydz niż nic, ponoć to co ma imię jest mniej straszne...


Dziewczyny? Jak wrażenia? X3


A oto i art Rex'a ( w trochę mniej pocharatanej wersji) dla  tych, którzy jeszcze nie mieli szansy mu się przyjżeć ^^:



czwartek, 30 lipca 2015

Od Trash'a (Kami i Liry) - Odnaleziony cz.2 'Mety i Typy'



        - Łoooł, faktycznie jest tu ścieżka! - Lira z zachwytem pochwaliła instynkt kuzynki gdy przebiły się przez ośnieżone chaszcze i stanęły na szlaku wiodącym na zachód, ciągnącym się między alejami iglastych drzew, które odcinały się od krajobrazu przyjemną dla oka, matową zielenią. Kam jak zwykle znalazła dobrą drogę.

 - Wiesz co, zadziwia mnie to jak rzadko się mylisz. - Przyznała blondyna z uśmiechem, przy czym chciała jeszcze trącić przyjaciółkę ramieniem, ale ze względu na wiszące na niej cielsko obcego faceta biednego Trash'a musiała sobie tym razem odpuścić.
- To zwykła intuicja. - Kami zaśmiała się miło usatysfakcjonowana komplementem i oddała uśmiech poprawiając przy okazji fryzurę, co ją zdążył już potargać niesforny wiaterek oraz kilka, równie źle wychowanych gałęzi, których dziewczyna na czas niestety nie zauważyła i wpakowała się w nie ze swoim porośniętym gęstą czupryną baniakiem.
- Jej, Lirka zobacz jaki wielki kamulec! - Krzyknęła z nagła i podskoczyła do kuzynki łapą wskazując na oddalony, mroczny przedmiot pożądania. - Ścigamy się? - Rzuciła z zapałem, a jako, że takie akcje były dla nich mięskiem powszednim nie czekając na odpowiedź ruszyła z kopyta we wskazanym kierunku. Kto pomyślał, że Lirka była gorsza grubo się jednak pomylił - i ona wrzuciła piąty bieg i wykorzystując wszystkie, długo ćwiczone mięśnie łap po krótkiej chwili dogoniła pierwszą biegnącą i zrównała się z nią przywołując na swoją twarz przesycony pewnością siebie uśmieszek. Na Kam działało to jak płachta na byka i ze stanowczym błyskiem w oku skoczyła przed siebie znów zostawiając blondynkę w tyle. Jednak nie na długo. Przez chwilę biegły ramię w ramię, aż w końcu Lirka niczym pantera rzuciła się gwałtownie na głaz znajdujący się teraz tuż przed nimi i wyrżnięciem o niego szczeną zapewniła sobie zwycięstwo, które rekompensowało ból.
- HURAAA! - Krzyknęła i zaraz boleśnie złapała się za podbródek - Wygrałam! Znowu. - Powiedziała dumnie, lecz już nieco ciszej, bo i nadal trzymając się w uderzone miejsce. - W takim razie jako przegrana, to ty robisz usta-usta temu zimnemu typkowi. - Postanowiła i przytaknęła sama sobie zadowolona ze swego omysłu. Tak, najgorsze zwali na tą głazową prowokatorkę.
- A propo tego typka... - Kam nagle jagby się ocknęła - To gdzie on jest? - Spytała patrząc niepewnie na Lirę, która zdecydowanie nie miała go w tej chwili na plecach...
- No spadł mi, więc go zostawiłam na starcie. - Odparła blondi szczerze i uśmiechnęła się uroczo nadal czerpiąc niemałą satysfakcję ze zwycięstwa.
- Jak to spadł?
- No normalnie, zsunął się mi kiedy za tobą pobiegłam.
- I zostawiłaś go tam!?
- Chciałam wygrać. - Zwyciężczyni obruszyła się i wydęła wargi - Co ty myślisz, że ja Superman? Przeciez ze sztywniakiem na plerach bym cię nie dogoniła! A poza tym - Dodała stanowczo - Wyścig to był twój pomysł!
- A żałujesz, że pobiegłyśmy?
- Nie.
- No to nie kłóćmy się i wracajmy po niego - Skwitowała ze spokojem Kam i już zaczęła dreptać w powrotnym kierunku, gdy znów ją olśniło:
- Która pierwsza do trupa! - Ryknęła i ze śmiechem rzuciła się przed siebie licząc, że tym razem uda jej się wygrać.
- Pewno! - Lir nie miała ochoty na sprzeczki, za to na kolejną próbę sił jak najbardziej. Nie odda podium tak łatwo!
Ich jasne sylwetki znów przebijały się przez płytki w tym miejscu śnieg, pędząc na łeb na szyję w kierunku nieruchomego Trash'a zrzuconego na ziemię w czasie poprzedniego wyścigu. Może dobrze, że leżał tam nieprzytomny, bo gdyby zobaczył jak gnają ku niemu dwie wyszczerzone wariatki jak nic przeniósł by się momentalnie (i raz na zawsze) do krainy wiecznych łowów razem ze swoją sparaliżowaną przerażeniem świadomością. Na jego szczęście nie zobaczył ani ich przybliżających się w zastraszającym tempie pysków, ani wpadającej na niego Kam, która chcą za wszelką cenę odegrać się za poprzednią porażkę teraz nie pomyślała na czas o wyhamowaniu w związku z czym za naturalny stoper posłużyło jego ciało. Na szczęście poza odwróceniem na drugi bok i przeturlaniem się przez niego rozpędzonej brunetki nie odniósł poważniejszych obrażeń. Przynajmniej tak sądzę... ^^"
- Łeeee... tak się nie bawię! - Lir walnęła pięścią w ziemię i jęknęła rozdzierająco - Kama, to nie było fair!
- Jasne, że było! - Zaśmiała się waderka podnosząc z ziemi swoje ubielone śnieżynkami ciało. - Wyścig to wyścig.
- Nie mówię o tym. - Blondynka machnęła łapą - Po prostu jak ja się rzucałam do mety to miałam kamień pod ryjem, a ty lądowałaś miękko! To jest nie fair!
- Sama mogłaś się rzucić teraz, nie wtedy. - Odparła rozbawiona dziewczyna i uśmiechnęła się przyjacielsko do kuzyneczki, która zawsze wybierała sobie te najdziwniejsze powody do dyskusji i tworzenia zamieszania.
- Z resztą też wcale nie miałam tak miękko... - Stwierdziła po chwili i spojrzała na Trash'a - Taki trochę kościsty, no i na futrze już ma sopelki... w sumie też nieźle oberwałam - Zdecydowała w końcu i tym samym ucięła spór, bo gdy Lirka pacnęła Husk'a przyznała jej rację i straciła powód do narzekań.
- Weźmiesz go? - Spytała ciemnowłosa gdy już się ogarnęły i lekkim ruchem głowy wskazała na pogrążonego w czeluściach własnego, nieprzytomnego umyłsu wilka.
- Przegrałam, więc chyba nie mam wyjścia - Oznajmiła blondynka z uśmiechem i (już wprawione) powtórzyły proceduję przetargania Trash'a na jej plecy. Zadowolone, że udało się za pierwszym podejściem ruszyły, wesoło między sobą rozmawiając jak to miały w zwyczaju. 
- Ty jak myślisz, ile on ma lat? - Spytała Lir w pewnym momencie, gdy już przerobiły temat zielonych szyszek i żywicy. - Jest starszy od nas?
- Wiesz, trudno mi ocenić gdy się nie odzywał ani nie otworzył oczu, ale myślę, że raczej młody...
- Młodszy!?
- Hmm... - Zastanowiła się i podeszła bliżej, by przyjrzeć się uśpionej twarzy wilka - Nie, młodszy na pewno nie jest. - Stwierdziła w końcu stanowczo i znowu ich wyprzedziła wiedząc co teraz nastąpi...
- EEEEE, To chałowo! - Jęknęła Lir i niemal się zatrzymała straciwszy motywację - To po co ja go w ogóle niosę?!
- Ech.. - Kami uśmiechnęła się pod nosem i pokręciwszy głową odwróciła się w stronę rozczarowanej.
- Wiem, że lubisz młodszych, ale atrakcyjność to chyba nie jest jedyne kryterium niesienia pomocy innym?
- Ty się cieszysz, bo jest starszy! Coś dla ciebie nikczemniku, ukrywałaś przede mną jego wiek!
- Nie ukrywałam, po prostu nie zastanawiałam się wcześniej. Myślę z resztą, że ma tyle lat co my, różnica pewnie jest minimalna. Tak mówi mi intuicja. - Te słowa (konkretnie ostatnie słowo, wypowiedziane z naciskiem) zamknęły pyszczek oczarowanej ową umiejętnością Liry i atmosfera naturalnie się rozluźniła, a wszelkie pretensje wypadły z obiegu.
- Swoją drogą poza młodszymi lubię też silnych, nie zapominaj o tym. - Dopomniała się Blondynka i znów uśmiechnęła się w stronę przyjaciółki.
- Wiem, nie zapomnę! - Zaśmiała się brunetka i obie, z powrotem w najlepszej komitywie ruszyły dalej ciągnąc ze sobą Husk'a.
(Czy tylko ja mam teraz wrażenie, że go uprowadziły? o.O")


* * * 
Odnaleziony cz. 2 - Koniec


Znow focie intruzek! x3

Lira
Kami


Od Danii do Hakai, Andromedy (ale i tak przede wszytskim - Rex'a)

        Młoda w swoim życiu zaliczyła nie jeden upadek, ale ten był wyjątkowo popisowy i na pewno zapisze go w swoim pamiętniczku jak tylko już taki założy. Najpierw spadła na niespodziewającego się tego giganta, a potem (ale to już trochę nie od niej zależało) przetoczyli się aż nad... nie NA zamarzniętą rzekę. Niby spoko, w sumie białemu i tak dostało się bardziej niż jej, a oboje byli przytomni, więc czym by się tu martwić. Tylko co to za dziwne chrupanie rozlega się dookoła? Coś jakby trzaski? O w mordkę, tak! To BYŁY trzaski. No to klops.
Danka otworzyła powoli oczy i stęknęła nadal lekko otumaniona zaciskając łapki na futrze wilka, który leżał rozpłaszczony jak zdechła żaba na pół-przezroczystej tafli. Zaraz potem rozejrzała się chcąc ocenić w jakiej sytuacji się znaleźli - a nie była zbyt kolorowa - wylądowali bowiem dokładnie pośrodku rzeki. Dodajmy RZEKI, nie jeziora - to znaczyło, że jeśli lód pęknie to nurt może ich bez większych problemów wciągnąć pod zamarzniętą pokrywę, w której (przynajmniej w zasięgu jej wzroku) nie było żadnych przerębli, poza tą, którą sami zaraz mogli zrobić...
- Ugh - Basowy pomruk pod nią oznajmił dojście do siebie ogłuszonego gałęzią Rex'a, a zaraz potem jego wielkie zęby zacisnęły się na jej kończynie, czego w ogóle się nie spodziewała. Otworzyła oczy ogłupiała, po to tylko by z tą dziwną miną zostać ściągniętą w dół stanowczym ruchem samca i znaleźć się na zmarzlinie obok niego.
- Odsuń się jeszcze trochę, to będziemy mniej naciskać na lód. - Wyjaśnił basior, a panienka przytaknęła energicznym skinieniem głowy ciesząc się, że chciał ją z siebie zwalić z przyczyn rozsądkowych, a nie dlatego, że się na nią obraził. W sumie to bała się, że będzie mieć jej za złe to uderzenie gałęzią - ale jak widać, jedna gałązka to za mało by stracił nad sobą panowanie. Jak dobrze!
Powoli przesunęła się w bok wywołując wbrew swojej woli ciche chrzęsty podłoża. I to ona! Co będzie jeżeli zaraz poruszy się Rex? 
- Umiesz pływać, nie? - Zapytała na wszelki wypadek, a basior tylko skinął głową. Nie był w tym mistrzem, ale utopić się nie da. Nie na oczach rudego szczeniaka młodej damy.
- To nieźle, bo ja też! - Zaśmiała się Dan, po raz kolejny czując ulgę, choć zdawało by się, że jednak się z nią trochę pospieszyła - zwłaszcza, że teraz przyszła kolej na ruch Rex'a...
Mężczyzna powoli przesunął łapę do przodu, po czym przeciągnął z pewnym wysiłkiem ciało po lodzie. Wiedział, że jeśli stanie na łapy to nie będą mieli szans na wyjście suchą łapą z tej całej zabawy. W takim razie musi się jeszcze trochę poczołgać... Dan miała farta, bo gdy się odsunęła okazało się, że jej kroki nie wywołują mocniejszych odgłosów ze strony zamarzniętej cieczy. Szła więc ostrożnie w stronę brzegu zerkając od czasu do czasu na samca, a uśmiech znów pojawił się na jej ustach.
Jednak nie na długo.
W końcu Rex odważniej oparł się na wyciągniętym ramieniu i stało się to czego wszyscy oczekiwali się obawiali - Tafla trzasnęła, pękła i samiec jak teleportowany w jednej chwili zniknął pod wodą. Oczywiście to Dan krzyknęła w jego imieniu, a zaraz potem i w swoim własnym, bo na nadwyrężoną, popękaną pokrywę zaczęła napływać lodowata woda, a co mniejsze odłamki i tafle obijały się o siebie w utworzonej szczelinie, pchane siłą nurtu. Dziewczyna podskoczyła nerwowo, pisnęła i w kilku susach dopadła brzegu, wybiciami jeszcze bardziej uszkadzając zmarzlinę. A Rex'owi udało złapać się pierwszy oddech - mimo to sytuacja nie wyglądała za ciekawie. Poruszone ustrojstwo za nic nie chciało wytrzymać ciężaru próbującego się wydostać giganta i coraz to nowsze kawałki lądowały w wodzie obok niego, dodatkowo utrudniając dostanie się do brzegu.
- Aj, poczekaj chwilkę! - Krzyknęła roztargana dziewczyna i zaczęła szukać wzrokiem miejsca gdzie lód był najgrupszy - z jej perspektywy było to łatwe zadanie i już za chwilę miała upatrzone świetne miejsce. Nie namyślając się długo wbiegła tam i wskazała je płynącemu pod prąd Rex'owi, który dzięki sile i gabarytom nie dał się wciągnąć ponownie pod chłodne lustro wody. Kiedy po intensywnym machaniu łapami dotarł do wyznaczonego miejsca spróbowała wciągnąć go jakoś za wystawioną na brzeg kończynę, jednak nie miała szansy mu w ten sposób pomóc i zdyszany samiec odprawił ją, by nie obciążała niepotrzebnie lodu. Trochę zawiedziona swoim brakiem siły wysofała się posłusznie, by z odległości obserwować zmagania samca z żywiołem. Na szczęście kiedy lód nie pękał Rex nie miał większych problemów z wydostaniem się i po niedługim czasie, z futrem ciężkim od wody poczłapał na twardy grunt i tam klapnął na śnieg, by chwilę odpocząć.
- Wszystko ok? Nic sobie nie złamałeś? Nie boli cię? Ile widzisz palców? - Danka bez wytchnienia zaczęła skakać dookoła niego próbując się upewnić, że wszystko z nim w porządku. W końcu to z jej winy (oj tam, czysty przypadek!) znaleźli się w takiej sytuacji.
- Siedem i jednego rudego upierdliwca - Mruknął basior przymykając oczy, a na jego pysku pojawił się delikatny uśmieszek. Wkurzało go, że był mokry, że lodowate dreszcze przebiegały tabunami po jego ciele i że w takich okolicznościach przyrody (czyli zimnicy totalnej) szybko się nie wysuszy, ale jednak... wyszli z tego cało i to po dość niedługich zmaganiach, a przede wszystkim - przynajmniej się nie nudził. Nie żeby ostatnio mało mu było wrażeń - ten *** czarny osobnik już się o to zatroszczył, ale  tym razem to było trochę co innego.
A siedząca obok niego Danka dostawszy dawkę nadprogramowych wrażeń znów dostała kopa energii i z zapałem machała do pozostawionych na drugim brzegu Alf, które dopiero co wybiegły z zarośli pchnięte niepokojącymi odgłosami. Może wiedzą gdzie jest jakiś most? Postanowiła dopytać...


Znów Wy, Robalątka x3

środa, 29 lipca 2015

Od Trash'a (oraz dwóch nowych >3) - Odnaleziony cz.1

        - Ty zobacz, on chyba nie żyje! - Krzyknęła blondynka trącając ostrożnie nieruchome ciało Trash'a, które zdołał przybielić spadający z nieba śnieg. 
Druga popatrzyła na nią najpierw z przerażeniem, po czym wyraz jej pyska zmienił się i wybuchnęła donośnym śmiechem, całkiem miłym dla ucha, ale zdawało by się trochę jednak nie na miejscu.
- Oczywiście, że żyje, zobacz oddycha! - Uświadomiła dobrodusznie kuzynię i podstawiła chłopakowi łapę do rozchylonych ust, z których - jak co uważniejsi mogli zauważyć - wydobywały się nikłe, lecz miarowe kłębuszki pary.
- A, faktycznie! Faktycznie! - Przytaknęła blondynka entuzjastycznie ciesząc się, że na wycieczce nie spotkały jednak trupa, a żywego wilka. Ale skoro żył to w głowie zrodziły się jej nowe pytania:
- Skoro żyje, to co on tu robi pośrodku lasu, co? Czemu zagrzebał się w śniegu i zamarza? Patrz, łapy to mu prawie odmroziło! - Przy tych słowach znowu go pacnęła, tym razem w jedną ze wspomnianych kończyn.
- Nie wiem... Może lubi sporty ekstremalne? - Wysnuła niepoważne przypuszczenie brunetka.
- Już nie wiem co bardziej ekstremalne: temperatura czy to, że tyle czasu wytrzymuje w bezruchu.
- Może lubi bezruch?
- DZIWAK! - Blondynka jak oparzona odskoczyła od nieprzytomnego Husk'a i wykrzywila twarz w grymasie ogromnego zniesmaczenia - Chodźmy, niech się zamrozi! - Poprosiła bez żadnych skropułów.
- Lir, nie możemy tak zostawić bezbronnego koleżki na niełaskę pogody tylko dlatego, że lubi co innego niż ty - Odparła druga kojącym, nauczycielskim tonem i przyjrzała się młodzikowi dokładniej. Z obserwacji wysnuła wniosek, że raczej nie jest ranny, ale za to na pewno przemarznięty do szpiku kości. To wystarczyło by zdecydowała:
- Musimy go zabrać ze sobą! Chodź, pomóż mi!
- CO!? Dobra... W sumie skoro tak mówisz, to ok. - Ta, która dopiero co chciała go porzucić teraz tylko wzruszyła ramionami i w podskokach wróciła na swoje poprzednie miejsce, przy jego plecach.
- Która go bierze? - Spytała ciemnowłosa odruchowo, nie podejrzewając nawet jakie mogą być tego konsekwancje, choć powinna to przewidzieć - w końcu rozmawiała z Lirą, a przy niej należało uważać na słowa.
- Wiesz co!? - Krzyknęła Lir na nowo obrzydzona - Jak takaś szybka, to proszę jest twój! Nie będę wam przeszkadzać...
- Głupia! Nie o to chodziło! Która go będzie NIEŚĆ?
- Aaaaa... Było tak od razu! - Zaśmiała się blondynka i klepnęła kuzynkę po łopatkach. - Jak tak się sprawy mają to ja mogę, jestem silniejsza. - Zaoferowała z uśmiechem i odwróciła się w stronę leżącego.
- Myślisz, że to ciało już zesztywniało? Ty, a może odpadną mu łapy jak jakoś krzywo chwycę? Weź coś obmyśl, nie chcę żeby było na mnie jak się ten sztywniak rozpadnie!
- Nie mów o nim jakby już umarł. Uwierz mi, gdyby nie był żywą osobą, a zwłokami nie dotykałabym się do niego.
- A ja tak ~
- WIEM! Wiem... Nie mówmy już o tym. - Brązowowłosa niemal wbiła sobie palce w czoło w odruchu bezsilnego wycieńczenia, do którego doprowadziła ją kuzynka - A co do tego... Jak go przenieść, to najpierw powinnyśmy go trochę odkopać, tak sądzę.
Lira, która rzadko kiedy wątpiła w intelekt kuzynki zgodziła się bez oporów i wzięła się za odśnieżanie wilka, co chwilę wtrącając bezpośrednie uwagi odnośnie jego wyglądu:
- Zobacz, żebra mu czuć! Dotknij tu, o! Tu!
- O, jakie długie futro! Ale coś za sztywne...
- A tu się skaleczył... Ciekawe czy się zagoi, czy zostanie mu taka wieeelka blizna. Ty, a może by mu powiększyć?
Oczywiście jej wszelkie mniej bezpieczne zapędy natychmiast hamowała Kami, rekompensując to niezdarnym deptaniem Trash'owi po łapach. W końcu młódki uniosły cielsko niedoszłego samotnika i Lir skończyła z nim na grzbiecie (po trzech nieudolnych próbach wsadzenia go na nią) tym samym odhaczając pierwszy punkt planu. Tylko co było następne?
- A gdzie my właściwie idziemy Kam? - Zapytała i sapnęła pod ciężarem wilka oczyma szukając jakiejś wyraźniej ścieżki - nie żeby je lubiła (wolała dziksze i bardziej emocjonujące trasy), ale teraz nie było jej na łapę przebijanie się przez potężne zaspy. 
Chłopak może i był chudy, ale swoje ważył - za co gorsze był przejmująco zimny. Fuj. Brunetka także się rozejrzała, ale w przeciwieństwie do kuzynki niemal od razu ruszyła w wybranym kierunku, czując że niedługo pojawi się tam droga, której szukają - czyli jak zwykle posłużył jej jej słynny 'wiedźmi instynkt', który zdążył ją już rozsławić na wszystkie rodzinne strony. Zaraz potem obie pewnym krokiem parły przed siebie w gęsty las wymieniając się doznaniami i opiniami na temat krajobrazu, który w tym zakątku świata był naprawdę imponujący, bo co chwila inny, choć śnieżna okrywa tuszowała nieco ten efekt, który w innych porach roku musiał być naprawdę powalający. Jednak wszechobecna biel dusząca kształty i naturalne kolory lasu też była niczego sobie, czego dziewczyny nie omieszkały między sobą wyszeptać.


* * *

'Odnaleziony' cz. 1 - Koniec


A oto owe dwie rozgadane intruzki:






wtorek, 28 lipca 2015

Od Hakai (i Rex'a) do Andromedy i Dan - Wiekowe Rozkminy

        Hakai z zainteresowaniem przyglądał się dwójce przed nimi. Taka mała, upierdliwa z pozoru i radosna Dan wielkości szczeniaka oraz ponury, agresywny, nieprzewidywalny basior nienaturalnych rozmiarów... Wpierw Alfa myślał, że to się źle skończy, że Rex nie wytrzyma z gadatliwą waderką, jego cierpliwość się skończy, a Danka w wyniku straci którąś z kończyn. O dziwo wilczur wydawał się przy niej być bardzo spokojny, a wręcz trzymał się bardziej jej towarzystwa niż jego i Andromedy (choć ich stosunki między sobą były takie, że w sumie nic w tym nadzwyczajnego). Nie wydawał się jednak być zirytowany jej gadulstwem, znudzony owszem, ale nie okazywał żadnych obiawów agresji, nie wyglądał też na takiego co żałuje bądź cierpi z powodu towarzystwa zielonookiej... Nawet wydawał się z nią rozmawiać jak normalny wilk... Tylko czemu tak było? Czemu większości rzucał się do gardeł, nienawidził połowy świata, a przy niektórych osobach z mordercy zmieniał się w zwykłego (z pozoru) wilka?
„Blindwind!”, dotarło do niego w końcu.
Szalona Dan z charakteru przypominała bardziej nierozgarniętą, wesołą i nieokrzesaną wersję Blindwind! Obydwie dziewczyny nie miały dystansu do samca, zachowywały się przy nim jak przy każdym innym wilku – radośnie, przyjaźnie, nie bojąc się tego jak wygląda oraz nie martwiąc się jego wybuchowym charakterem. Większość wilków gdy widziała Rex’a nabierała podejrzeń – wrogie spojrzenie, blizny, kulejąca łapa, ogólnie wygladał wrogo i nieprzyjemnie, po prostu oceniali go po wyglądzie, a nie po tym jaki był. Za to dwie wariatki w głębokim poważaniu miały powierzchowny wygląd, z nimi atmosfera była luźna, zabawna, przyjemna... Rex zapewne wyraźnie odczuwał różnicę i choć nie przepadał za gadulstwem oraz głośnym towarzystwem wolał spędzić te kilka chwil w takim gronie, gdzie mógł poczuć się odrobinę... Normalniej? Swobodniej? Jak zwał to tak zwał, jednym słowem z takimi osobami było mu wyraźnie lepiej niż przy wilkach swojego pokroju.
- O czym tak rozmyślasz? – głos Andromedy wyrwał go ze swojego świata myśli.
- O Rex’ie. – odpowiedział krótko nie odrywając jeszcze wzroku od białego samca, który akurat ucinał sobie krótką pogawędkę z waderką.
- A co z nim?
- Nic, tak se myślę... Kto by przypuszczał, że taki morderczy dryblas jak on gustuje w towarzystwie wesołych, żywiołowych waderek nieznających słowa „pesymizm”. – podsumował.
- Pozory lubią mylić. – stwierdziła wadera z uśmiechem i spojrzała wymownie na partnera.
- Ej, masz coś konkretnego na myśli? – czerwonooki załapał aluzję, jednak nie był do końca pewien dlaczego skierowana była ona akurat do niego.
- Na przykład to, że kto by przypuszczał, że taka zdrowomyśląca, racjonalna wadera jak ja zwiąże się na całe życie z dziecinnym, nieodpowiedzialnym chłopaczyną jak ty. – rzuciła kąśliwe  przewracjąc teatralnie oczyma, jednak szybko zaśmiała się z tego co powiedziała widząc minę zbitego psa na twarzy Hakai – Przeciez żartuję, nie wymieniłabym cię na żadnego innego nierozsądnego i dziecinnego wilczura, za nic. – zapewniła go, a jakby na dowód swoich słów przysunęła się do niego oraz ucałowała go w policzek, co odrazu rozweseliło jego mordkę.

******

        Tym czasem, kiedy Alfy zajęły się miłą pogawędką Rex spędzał czas na wymianie zdań z rudowłosą, która kminiła czy też ma doń się zwracać na „per pan”, czy też wystarczy mu przyjacielskie „Reksio”.
- Dla znajomych Rex, dla wrogów Blizna. – rzekł krótko i zwięźle.
- W sumie niezłe rozwiązanie... Blizna... Fajna ksywka, pasuje do ciebie!  – rzekła po chwili namysłu – Ej, a co z tymi co nie są ani wrogiem, ni przyjacielem? – rzuciła w ostatniej chwili pytanie, kiedy to Rex już odwracał się do niej plecami, by kontynuować spacer.
- Niech mi lepiej w droge nie wchodzą... – warknął lodowatym tonem, po czym rzucił waderce przez ramię najlepszy morderczo-psychopatyczny uśmiech jaki miał w zanadrzu.
Dance aż wyszczerz zszedł z pyska, a zielone oczy rozszerzyły się słysząc te słowa, a widok uśmieszku na pysku wilczura (uśmieszku, który najczęściej posyłają wam klauny w waszych najgorszych koszmarach) spowodował, że mroźny dreszczyk przebiegł dziewczynie po plecach. Trzeba było przyznać – robił niemałe wrażenie, a brak oka (które to było właśnie z profilu zwrócone w jej stronę, kiedy to mówił) dodawało charakteru jego mimice twarzy.
- Łał... – szepnęła, kiedy wilk odwrócił się doń plecami i ruszył dalej ciesząc się w duchu z otrzymanego efektu – Ej, ale ty tak nie na serio, c’nie? – rzuciła za nim z niepewnym uśmiechem, jednak jedyne co dostała w odpowiedzi to cichy rechot samca. Wadera obejrzała się za Alfami z nadzieją, że oni zapewnią ją w przekonaniu, że to tylko czarne żarty, jednak dwójka była znowu gdzieś daleko z tyłu gawędząc sobie miło – Ej, cholercia, czekaj! – zawołała za nim zeskakując ze swojego głazu oraz pedząc za gigantem – Nie powiedziałeś mi jeszcze ile masz lat. – upomniała się, kiedy dobiegła do niego i zrównała się z jego kulejącym krokiem, a fakt o morderczych słówkach odłożyła na półeczkę w pamięci, żeby wrócić do niej ewentualnie kiedy indziej.
- A ile strzelasz, że mam?
Waderka wyprzedziła go, stanęła mu na drodze tak, że zmuszony był się zatrzymać i w zamyśleniu przyjżała mu się uważnie, analizując każdy cal jego ciała drapiąc się po bródce. Lubiła takie zabawy, więc tej okazji nie mogła przepuścić.
- Ogólnie wyglądasz jakbyś przeżył stulecie wojen... Albo przez tydzień służył niedźwiedziowi za wycieraczkę w jaskini... Ale tak na oko powiedziałabym, że... Sześć? – rzuciła po długiej chwili wachania nie mogąc zecydować się na odpowiednią liczbę – Trafiłam? – zamerdała wesoło ogonkiem.
- Blisko. – odpowiedział – Postarzyłaś mnie o rok.
- Tylko rok? – zdziwiła się – Kurde, a wyglądasz jakbyś kręcił się koło dyszki! Myślałam, żem cię odmłodziła trochę, a tu proszę! W kwiecie wieku jesteś! Jak miło! Ej, a ja? Ile zgadujesz, że mam lat? – dziewczynie spodobała się gra w zgadywanki, zrobiła piruecik przed nosem wilka, żeby mógł jej się lepiej przyjżeć.
Jednooki spojrzał na nią obojętnym wzrokiem myśląc, jednak nie zastanawiał się nad tym tyle co na, rzucił pierwszą lepszą liczbę, która przyszła mu do głowy, gdy na nią spojżał.
- Dwa?
- Ha! Dwa i pół w zasadzie, ale byłeś bliżej niż ja u ciebie, niezły jesteś w te klocki! – zaśmiała się – Ty wiesz, że brat koleżanki babci rozwódki myślał, że mam aż trzy lata? A to było jakieś nieco ponad pół roku temu! Bez jaj! Spojrzał na mnie i stwierdził, że jestem taka stara! Czy ja aż tak źle wyglądam? Rozumiem, że te loki mogą mnie postarzać, ale bez przesady!
- Gdyby nie te rude kłaki zastanawiałbym się czy ty w ogóle szczeniakiem jeszcze nie jesteś. – rzucił od niechcenia wymijając ją.
- No właśnie! – krzyknęła za nim zadowolona, że ktoś przyznaje jej rację – Ej, a dokąd my w ogóle idziemy? Daleko jeszcze? – zmieniła temat i z tymi słowami podbiegła do jednego z drzew, wspięła się po jego konarze z chrobotem małych pazurków (obsypując przy okazji towarzysza korą) oraz wbigła na najniższą gałązkę, żeby móc zobaczyć coś w oddali.
Dużo jednak sobie nie popatrzyła, gdyż zmarznięta gałąź spruchniałego drzewa załamała się pod ciężarem waderki i samiczka runęła z piskiem zaskoczenia w dół... Prosto na Rex’a. Samiec dostał odłamkiem drewna prosto w łeb, a rudą suczką po plecach. Oszołomiony nagłym zajściem zatoczył się, a potknąwszy się o nierówność stracił równowagę. Wszystko nie byłoby źle, gdyby nie fakt, że w grę weszła jeszcze zamarznięta rzeka, na którą to napatoczył się wojownik, a impet z jakim wyfikołkował na nią z Danką na plecach spowodował, że ze świstem wyjechał po śliskim lodzie na środek zlodowaciałej wody, gdzie rozkraczył się ladując na brzuchu, z rudzielcem na barkach... Żeby było wesolutko lód nadwrężony nagłą masą, która na niego wpadła kilka razy trzasną przenikliwie...


Szaleńcze ty mój??? ^^

Od Danii do Hakai i Andromedy (i Rex'a x3) - Oczy wysoko!

        Trzeba przyznać tereny tej watahy, do której ledwie kilka godzin temu została przyjęta okazały się imponujące, piękne, dzikie i fascynujące, nawet jeżeli widziała już podobne rzeczy (choć zazwyczaj okazywały się po prostu mniejszą lub bezpieczniejszą wersją tego co było tutaj). Najbardziej jej się jednak podobało przy wulkanie (głównie dzięki wzrostowi temperatury otoczenia), choć i latające wyspy kusiły ją swą oryginalnością. Czuła się też zobowiązana odnaleźć wszystkie poukrywane tam mosty i jakoś porządnie je zaznaczyć, skoro już padł taki pomysł. Niech Alfa mówi co chce, jeszcze będzie jej wdzięczny za wyratowanie watahy, a drugiej wadery i tak na 'uratowanie brata' nie wyrwie, więc nie ma czego żałować. Oczywiście najmniej oczywistą cechą tych ziem były niezwykle płynne zmiany krajobrazu, fauny i flory co wiosną i latem musiało stawać się zjawiskiem godnym wpisania do osobistej księgi cudów Szalonej Dan. Czuła, że gdy tylko nadejdą cieplejsze dni to miejsce stanie się dla niej niemalże rajem, wspaniałością, którą kiedyś koniecznie będzie musiała pokazać rodzince (jak?, gdzie? i niby kiedy? na razie nie wiedziała, ale postanowiła, że kiedyś nad tym popracuje). No i Trash'owi też powinno się tu spodobać. Chłopak mimo wszystko chyba lubi ładne widoczki i choć na zjeżdżanie po lawie (wybacz żeńska Alfo, ale Danka już wzięła sobie namiary na Wind) się raczej z nimi nie wybierze, to może oszołamiające, zrodzone z różnorodności otoczenie będzie wprawiało go w dobry humor. No i oczywiście chyba wszyscy, którzy tu mieszkają doceniają uroki owego zarezerwowanego dla nich światka. I kto wie - może znają jakieś ciekawsze (niełatwe do znalezienia i być może zabronione) zakątki? Trzeba to będzie zbadać!
Co do plusów to i para Alf wypadała w oczach rudzielca niezwykle korzystnie. Hakai raz, że miły dla oka (choć bardzo 'normalnie' wypadający przy swoich kompanach ze stada), miał łeb na karku, ciekawe pomysły, a do tego odznaczał się dystansem do swojej pozycji i poczuciem humoru. Miało się przy nim wrażenie (a przynajmniej Dan tak to odczuła), że rozmawia się ze swoim bratem. Tak, to bardzo dobre określenie. Choć nie był tak otwarty jak mogłaby sobie tego życzyć na pewno nie zaliczał się do osób, które można nazwać 'nieczułymi' czy nawet 'chłodnymi'. Jego dziewczyna była dla Dan bardziej zagadkowa. Miła i rozsądna, a przy tym stosunkowo cicha miała w sobie coś z typowej 'mamuśki' bodaj starszej siostry (oczywiście nie mówię o rodzince suczki - tam takie spokojne czy 'normalne' osóbki jak ta dwójka nie miały prawa bytu) i nie dało się po prostu myśleć o niej źle. Jednak młoda nie była zadowolona rodzaju znajomości jaki się pomiędzy nimi utrzymywał i postanowiła sobie, że kiedyś wyrwie waderę na szaloną rozmowę w cztery oczy - może wtedy coś ruszy do przodu.
Dzięki ciągłemu ruchowi oraz ogólnemu podnieceniu nie odczuwała panującego chłodu tak dotkliwie jak rankiem, czemu na pewno sprzyjało świecące nad ich głowami słońce nie skąpiące tego dnia kojących zmarznięte ciała promieni. Na 'zmyłki', które zafundował jej samiec w ogóle nie była zła, choć w pierwszym momencie poczuła się głupio, że tak się na to nabierała. Ale to do niej pasowało i chyba nie niszczyło jej wizerunku, zwłaszcza że wszak tylko słuchała Alfy. Mógłby jednak o tym nie opowiadać w towarzystwie... przynajmniej nie dopóki ona tego nie zrobi! Opowiastka na biwak jak znalazł. Nie ma tu co prawda jeszcze swojej 'paczki' i nie wie kto najchętniej jej wysłucha, ale to tylko kwestia czau. A teraz wróćmy do wycieczki...
Oraz do wielkiego, białego mięśniaka, o którego Dan się raczyła obić.
Rex. Co za ciekawy mężczyzna! Ten wzrost, tyle ran i blizn i do tego niski głos! Pamiętała co prawda jego złość kiedy się wczoraj pojawili (wczoraj? Już czuła że minęły wieki!), ale dzisiaj był o wiele spokojniejszy i dzięki temu zrobił na niej zupełnie inne wrażenie. Z resztą nawet jak raz czy dwa ktoś na nią warknął nie zniechęcała się, ani nie zrażała - zbyt lubiła innych, by zniechęcić się przez ich gorszy humor, więc póki jawnie nie dawali jej w pysk zazwyczaj trzymała się blisko gotowa w każdej chwili rozpocząć nową, ciekawą znajomość. Biały wilk-gignat miał też jeszcze jedną zaletę - mimo iż było w nim sporo dumnej powagi to jednak zestawiając go z parą Alf (żeby było śmieszniej - czarnych) wypadał bardzo... dziwnie. A dziwnie w podręcznym słowniczku dan znaczy mniej więcej tyle co "fascynująco" a przy tym niezwykle ciekawie. To z kolei sprawiło, że przylgnęła do niego jak magnesik i z iskrami w oczach (oczywiście jak już się przedstawiła, co zawsze robiła w pierwszej kolejności) zaczęła zadawać mu mnóstwo pytań, na część od razu udzielając sobie odpowiedzi. Oczywiście na głos. Przeróżnych spekulacji także nie brakowało. Skrytykował ją co prawda za to, ale nie on pierwszy i nie ostatni - już do tego przywykła (choć zamiast przywyknąć mogłaby iść za radą i po prostu się przymknąć, to jednak było dla niej a wykonalne i nawet gdy próbowała zazwyczaj zalewała innych potokiem słów). Jej czujnemu na relacje i wszelkie nowinki oku nie umknął także fakt, że obaj z alfą chyba nie są w najlepszej komitywie, jednak Andzi wisiała już drugą przysługę, bo zaproponowała wielkiemu samcowi dołączenie do ich małej wycieczki, przy okazji przekonując go trafnym argumentem i zamykając pysk partnera. TAK! 
Swoją drogą Dan była ciekawa co łączy Rex'a i Blindwind i dlaczego tak niefortunnie (jak wynikało z rozmowy) się wtedy zachował. Ale wyglądało na to, że był po prostu bardzo nie w humorze (najpierw walczył, potem miał nieprzyjemne spotkanie z futrem Trash'a... mógł się zezłościć. Z resztą niektórzy mają do tego predyspozycje). Ale skoro idzie z nimi to pewnie wszystko się wyjaśni!
Dan niemal z piosenką na ustach znów wyrwała do przodu ciesząc się, że samiec spędzi z nimi jeszcze trochę czasu i będzie mogła go o wszystko wypytać (aż jej w końcu brutalnie nie uciszy, bo niektórzy tracili przy niej cierpliwość). Choć już tak długo była na nogach i łącznie zrobiła zdecydowanie więcej kilometrów niż powolniutkie Alfy nadal nie odczuwała zmęczenia, a jedynie rosnący zachwyt. A jeszcze czekało na nią poznawanie reszty członków watahy! No i jeszcze parę terenów. Wewnętrznie tak się na to napaliła, że aż dziw, że jej włosy nie poszły z dymem, ale i tak by pewnie nikt nie zauważył różnicy między falami ognia, a jej własnymi rozczochranymi lokami. Swoją drogą gdy już wrócą będzie musiała się nimi zająć, bo po porannych wędrówkach były w opłakanym stanie. No... może nie opłakanym, ale nie idealnym, a właśnie w takim Dania chciała by się znalazły. Zdawała sobie sprawę, że urody jej to i tak nie przysporzy, ale czuła się lepiej gdy luźno falowały niż gdy opadały skołtunione i wplątywały się w co popadnie. A może by je tak przyciąć? Ale tylko troszeczkę oczywiście! Tylko czy ktoś się tym zajmie? Hmm... będzie musiała dopytać.
- To gdzie teraz idziemy? Jesteśmy poza terenami, prawda? Możecie tak tu sobie wychodzić? Nikt tam nie mieszka? - Pytała na przemian to Hakai to Andromedę, aż w końcu przeleciała pod nogami Rex'a i zadarła pyszczek ku niemu lekko się z nim zrównując.
- Fajnie, że z nami idziesz! - Powiedziała tylko i nie czekając dłużej znów wypruła przed szereg radośnie komentując wszystko co zobaczyła.
- Głośna... - Mrunkął Rex jakby do siebie i zerknął gdzieś w bok pochłonięty własnymi myślami.
Dan tymczasem przyuważyła kusząco wielki kamień wystający spod zaspy i pchnięta dziecinnym odruchem potruchtała w jego stronę, by podbić go, zdobyć i uczynić swoją kwaterą na najbliższe dziesięć sekund. Przeskoczenie przez zaspy okazało się jednak być o wiele trudniejszym do wykonania zadaniem niż początkowo sądziła, ale miała czas bo pozostała trójka wlokła się dobre dwadzieścia metrów za nią. Robiąc kilka razy pod rząd porządny rozbieg w końcu przebiła się przez śnieżną barierę i wbiegła na głaz szurając pazurkami o jego chropowatą, szarą powierzchnię i w końcu rozłożyła się na nim triumfalnie, żałując jedynie, że nikt tu nie ma tyle energii co ona. Zaczynała czuć się w tym towarzystwie jak dziecko. Ale dobra - jak będą starzy to wtedy ona jako jedyna będzie mogla ganiać z wnukami, a oni chrzęszcząc starymi kośćmi będą prosili je o namaczanie pokarmu, bo ich bezzębne dziąsła nie będą w stanie nic twardszego przeżuć. Powinni korzystać z młodości póki mogą...
W tym momencie na horyzoncie pojawiła się głowa idącego najbliżej kamulca Rex'a, który zamyślony nie zwrócił uwagi na jej wyczyny (szlaczki!) i najspokojniej w świecie by ją teraz ominął, gdyby nie rozpłaszczyła się na głazie i nie wbiła w niego świdrującego spojrzenia pary wielkich, zielonych oczu, które zerkały na niego z wysokości jego własnych (a właściwie jego własnego, bo jednego - oka), co było o tyle niesamowite, że rzadko miał okazję stawać kimś nos w nos. A tym bardziej nie z takim kurduplem. Poczuł się więc co najmniej dziwnie, gdy nagle wrócił na ziemię, obraz mu się w oku wyostrzył, a jedyne co zobaczył przed sobą (głowę miał nadal odwróconą w bok w stosunku do kierunku chodu) to dwa wielkie ślepia i duży, brązowy nos należące do dziewczyny, która - dał by sobie głowę uciąć - jeszcze przed chwilą pełzała pod jego nogami. Z piorunującego zdziwienia zatrzymał się (choć byłoby o wiele ciekawiej gdyby odskoczył, ale nie oszukujmy się...) i patrzył oszołomiony na parę znajdujących się wyżej niż powinny oczu, próbując połączyć odpowiednie styki w mózgu i zrozumieć co się dzieje. Chwila tego zagapienia była w rzeczywistości króciutka i szybko dotarło do niego, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie leży na kamieniu jego wysokości, ale wrażenie nadal było niesamowite. Dania jego rozmiarów... (Hakai, pożegnaj się z kończynami XD) nie, rude panienki zdecydowanie nie powinny osiągać takich rozmiarów.
A tym czasem Dan z dziką radością przyglądała się z bliska twarzy wilka, na której blizny układały się w malownicze wzory, aż w końcu naszło ją pytanie, na które zapragnęła natychmiast otrzymać odpowiedź, a pierwszym rokiem ku temu było oczywiście wypowiedzenia owego zdania na głos:
- Ile właściwie masz lat? - Zapytała z uśmiechem, w końcu unosząc głowę i rozwiewając tym samym iluzję nagłego gigantyzmu, odsłoniła bowiem spoczywające do tej pory pod jej brodą łapki, ale jak tylko otworzyła pyszczek wysypało się z niego więcej słów niż początkowo planowała:
- Powinnam do ciebie mówić 'Pan Rex' czy mogę po imieniu? Jest krótkie, ładne, ale brzmi jak ksywka, więc nie wiem czy mi wypada: gdyby było Edward to mażna by to było podzielić na 'Ed' dla starych znajomych i 'Edward' dla takich jak ja, młodych dziewcząt, ale z Rex'em nie da się tak zrobić, więc już w sumie nie wiem, a takie kwestie lepiej wyjaśnić na samym początku, bo nie chcę potem przez cały czas strzelać po oczach brakiem manier i odrobiny kultury i zwracać się do ciebie tak jak sobie tego nie życzysz. - Powiedziała na jednym wydechu i spojrzała wyczekująco na rosłego samca, który nawet z tej perspektywy wydawał się potężny. 
A z formami grzecznościowymi zawsze były jakieś kłopoty - była idealnie w wieku gdy już nie do wszystkich należy mówić 'pan/pani', ale i nie zawsze wypadało to pomijać. Tak więc niemal za każdym razem musiała się dopytywać, by nie wyjść na ostatnią dzikuskę. No, ale kiedyś i ona będzie starsza i nie będzie z tym już takich problemów! Wtedy to inni będą się męczyć, a ona będzie im zazdrościć młodzieńczej naiwności i braku obycia. Ach...


Teraz Wy, państwo starsi x3

poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Hakai do Andromedy i Dani - Nie do Końca Bezpieczne Zakątki

        Korzystając z chwili, że dziewczyna przymknęła pyszczek na te kilka sekund Hakai (po tym jak już upewnił się, że nie wybiła mu któregoś stawu oraz nie przyprawiła o skrzywienie kręgosłupa) zagarnął obydwie do siebie z uśmiechem.
- No, w takim razie ruszamy na wycieczkę krajoznawczą. – z tymi słowami wypuścił wadery (Danka wytrzeliła jak z procy przejmując prowadzenie, choć nie miała bladego pojęcia dokąd ma iść) ruszając na wschód.
Pomyślał, że najlepiej będzie pokazać dziewczynie odrazu niebezpieczne zakątki tych terenów, lepiej żeby poszła tam z nimi pierwszy raz niż zapałętała się tam sama... A czy w przyszłości będzie potem na nie uważać czy też nie... To już w sumie nie od niego zależało.
Mała waderka biegała kilka metrów przed parką co chwila przystając, pytając o drogę, oglądając się za nimi, bądź poganiając ich niecierpliwie i marudząc, że wloką się jak muchy w smole. Alfa dawał więc waderze błędne wskazówki co do kierunku, w którym miała podążać oraz  śladów, którymi miała się kierować, żeby trzymała się blisko nich a za razem się nie nudziła oraz miała zajęcie. Dziewczyna więc znikała w zaroślach przed nimi słuchając się słów Hakai, żeby po kilku minutach wyłonić się z radosnym uśmiechem gdzieś na lewo lub prawo z powrotem na wysokości swoich towarzyszy, ze dziwieniem (myśląc) zauważając, że zrównali się z nią, a tak naprawdę to ona zataczała wielkie koła i cofała się o te kilka metrów. Dzięki temu nie szło jej zgubić, a taka zabawa (uznał Hakai, gdy Andromeda zwróciła mu uwagę, że nie powinien jej robić wody z mózgu) pomoże jej lepiej zaznajomić się z lasem.
- Którędy teraz? – krzyknęła Danka zza zarośli, w które wparowała jak dzika, a nie mogąc się z nich wyplątać błąkała się między suchymi gałązkami szukając wyjścia z labiryntu.
- Przed siebie. – doradził jej Hakai patrzać z rozbawieniem jak dziewczynna próbuje rozplątać swoje rude loki trzymające ją na uwięzi.
- Kurde, strasznie rozległe te wasze tereny, nie myślałam, że są aż tak obszerne, idziemy, idziemy, idziemy, a jeszcze nigdzie nie doszliśmy! – gadała wilczyca, żeby umilić sobie jakoś zajęcie rozplątywania kołtunów, przy których Andromeda zlitowała się i postanowiła jej pomóc – Gdyby nie fakt, że krajobraz się trochę zmienia w miarę jak idziemy to pomyśleć by można, że stoimy w miejscu! Dokąd w ogóle idziemy?
Rudzielec miał rację, Hakai rozejrzał się dookoła, krajobraz zmieniał się tutaj i to z każdym krokiem. Samiec wziął głęboki oddech, powietrze stało się bardziej suche, śniegu oraz drzew było tu o wiele mniej, dominowały tu niewielkie krzaki, które w miarę jak zbliżali się do gór również zanikały. Nawet ziemia pod łapami wydawała się inna, a temperatura była wyższa niż w pozostałych częściach terenów.
- Udało się! – zakrzyknęła triumfalnie waderka – Dzięki! – rzuciła Andromedzie i wyskoczyła z krzaków.
- Gratuluję, a teraz zatrzymaj się na chwilę, odwróć oraz spójrz przed siebie. – rzekł czerwonooki z równie triumfalnym uśmiechem na pysku, był pewien, że to co dziewczyna ujrzy przed sobą zadziwi ją niemało.
Danka odwróciła się plecami do Alfy i spojrzała przed siebie, wpierw nie wiedziała na czym ma skupić wzrok, jednak jej oczy wkrótce spoczęły na potężnej górze, z której wnętrza powoli i leniwie wpływały fale jaskrej magmy.
- O matko! Przeciez to najprawdziwszy w świecie wulkan! – zakrzyknęła, a oczy jej zabłysły – Jaki on wielki! Swego czasu widziałam już jeden, ale był nieduży... Niektórzy zaliczyliby go bardziej do małego gejzera... Ale ten tu jest przeogromny! I do tego jeszcze jest aktywny!... Zaraz... Jest aktywny... To źle! To bradzo źle! – wilczyca spojrzała na samca z zaskoczeniem.
Jak oni mogli tu spokojnie żyć jak powoli zalewał ich żywcem wulkan?!
- Nie ma się czego bać, magma wypływa z niego na tyle wolno, że zanim zdąży się rozsprzestrzenić zastyga powodując już tylko powiększenie tej masywnej góry. – wyłumaczył jej chichocząc z reakcji kundelki, otrzymał bowiem oczekiwane zaskoczenie.
- Aaa, to nie jest tak źle, chwilę jeszcze tu pożyjemy, póki nie zgniecie nas powiększająca się bezustannie góra. – stwierdziła raźnie – A wiecie, że koleżanka mojej kuzynki trzeciego stopnia, miała babcię rozwódkę, której kochanek znalazł sobie inna kobietę, której brat wpadł do takiego wulkanu? Usmażył się na skwarka! Nie było co zbierać! Ej... A w tym wulkanie któś się kiedyś zchajcował? – umilkła na moment wyczekując odpowiedzi na swoje pytanie.
- Mamy nadzieję, że nie... – rzekła Andromeda, choć brzmiała jakby nie do końca wierzyła w swoje słowa.
- Nie, raczej nie, ten tu jest używany przez Blindwind, Jennę, Brego i innych śmiałków do urządzania sobie wyścigów po strumieniach lawy. – dodał Hakai.
- Wyścigów po czym?! – Dania aż nie mogła uwierzyć w to co słyszała i wbiła niedowierzający wzrok w samca.
- Strumieniach lawy, muszę ci powiedzieć, że fajna zabawa, pójdę z tobą kiedyś do Wind, to na pewno coś takiego się zorganizu... – samiec nie dokończył, gdyż złotooka wadera wywinęła mu kuksańca pod żebro.
- Nikt nigdzie nie będzie po niczym zjeżdżał, to jest przecież aktywny wulkan! – stwierdziła uważając ten pomysł na niedożeczny.
- I w tym cała zabawa. – wyszczerzył się do partnerki, posłał rudej figlarskie oczko, po czym ruszyli dalej kierunkiem zwiedzania.

******

        - Wooow.... A z tych tam ktoś kiedyś spadł? – zawołała ruda wskazując palcem na latające wyspy w oddali, do których teraz odwróceni byli tyłem, jednak błąkająca się po kątach Danka przyfilowała je wcześniej niż Alfy zdążyły do nich przejść w swoich opowieściach o członkach watahy oraz reszcie terenów.
- Raz mało brakowało, a mój brat Zafiro by spadł z jednego z niewidzialnych mostów, które łączą te wyspy. – odpowiedziała waderce Andromeda – Hakai w ostatniej chwili go uratował. – dziewczyna spojrzała ze świecącymi oczyma na samca, który uśmiechnął się głupio tylko machnąwszy łapą.
- Nic wielkiego...
- Niewidzialne mosty? A kto wymyślił taką głupotę? Przecież ktoś mógłby z tego spaść! Idziesz, idziesz, myślisz, że to most a tu wtopa! Skręciłeś za wcześnie i plask! Mokra plama z ciebie zostaje! – skrytykowała samiczka – Powinni byli dać jakieś barierki, albo jakieś znaki ostrzegawcze... Albo chociaż narysować strzałki, żeby było wiadomo którędy iść!
- Jeżeli będziesz miała w przyszłości czas to nikt ci nie broni zadbać o te niedociągnięcia. – rzekł czerwonooki z kąśliwym uśmieszkiem, a suczka (zapędziwszy się w luźnej atmosferze panującej z Alfami) wytknęła basiorowi język, szybko jednak go schowała, przypominając sobie o manierach.
Hakai jednak się nie zraził, nie naciskał jakoś na swoją pozycję Alfy, póki wszyscy go słuchali i mieli wystarczający szacunek wolał zachowywać się jak normlany wilk o randzie omegi między nimi, a nie jak wyniosły poważny Alfa, za którego go większość uważała. Za to, żeby uniknąć przeprosin, na które zbierało się Dani również wytknął jej jęzor, zaśmiał się, potargał jej skołtuniony czerep, po czym ruszył w dalszą drogę. Dania uśmiechnęła się na teto zajście i jeszcze bardziej polubiła tutejszego przywódcę...

******

         - No chodźcie trochę szybciej, wolniej można już chyba tylko stać! – rzuciła przez ramię suczka, która już zdążyła zajarzyć, że Hakai cały czas mącił jej bezsensownie w głowie.
Choć żałowała teraz, że połapała się w tym wszystkim, bo nie miała teraz żadnego innego zajęcia i musiała albo stawać oraz czekać na ociągającą się parę, albo zwalniać do ślimaczego tępa –Jak tak będziemy szli to do jutra nie zwiedzi... – dziewczyna nagle trafiła w coś twardego, miała łeb odwrócony w drugą stronę, więc nie zauważyła co też takiego stanęło jej na drodze, jednak była prawie pewna, że nic tam nie było, kiedy jeszcze chwilę temu tam patrzyła.
- A cóż wy tu chcecie zwiedzać? – warknął basowy głos znad waderki, która wywróciła się pod wpływem kolizji, a teraz patrzyła z dołu, na wrogą, pocharatną mordę białego basiora o jednym oku – Z tego co wiem wasze tereny tu się kończą... Hakai... – samiec spojrzał na nadchodzącego Alfę z nieufnym wyrazem pyska.
Zraził się ostatnio do tej osoby. Za dużo zdorwia go kosztowała znajomość z nim, po ostatniej akcji z Ferdalami wolał już nie patrzeć na ten czarny pysk.
- Wiemy. – odpowiedział spokojnie, acz stanowczo – Nie przyszliśmy tu po nic, oprowadzamy tylko nowe towarzystwo po terenach. – z tymi słowami kiwnął na małą Dankę, która (jeszcze leżąc) wyszczerzyła się od ucha do ucha, w ogóle nie zniesmaczona wyglądem wilka.
- Cześć! Jestem Dania Wargerbund! Ale mów mi Szalona Dan! Ale jak to i to jest dla ciebie za długie i nie chce ci się tracić niezbędnej energi na wypowiadanie tylu sylab, to proste Dan również wystarczy. – samiec uniósł jedną brew patrząc na rozradowaną mordkę dziewczyny.
Nie bała się go? Nie widziała w nim bestii? Z jednej strony go to zdziwiło a z drugiej... Poczuł lekkie kłócie w klatce piersiowej, nie był pewien co to były za emocje, które wywołał w nim ten jeden, przesadzony, szczery uśmiech, ale coś mu mówiło, że inni potocznie na to mówili - wdzięczność. Gdyby na miejscu rudzielca był inni, rosły basior, który mógłby być jego potencjalnym napastnikiem ten fakt by go wkurzył i już dawno stroszyłby sierść rzucając otwarte wyzwanie... Ale ta mała, słodka mordka? Aż miło było to widzieć... Samiec szybko jednak potrząsnął głową rozwiewając tą chwilową sielankę – naiwniacy na to mówili „bezinteresowna sympatia”, ale on takim naiwniakiem nie był, jego życie już wystarczająco razy kopnęło w dupsko, żeby wierzył w takie bzdury. Mała była albo niezłą aktorką próbującą zrobić pierwsze dobre wrażenie, albo od urodzenia miała problemy z psychiką.
Rex uniósł łapę (na której przewrócona waderka częściowo się opierała) żeby strzepnąć ją z siebie, jednak mała źle zinterpretowała jego zamiary, migiem się podniosła i wchyciła jego ogromne łapsko w swoje łapki... A raczej obięła je całymi ramionami, potrząsając nią.
- Ciebie jeszcze kojarzę! Ty jesteś Rex! – trajkotała dalej – Pierwszego dnia poznaliśmy się na polanie, pamiętasz? Chciałeś zjeść mojego jeżowatego przyjaciela, kojarzysz go chyba jeszcze?
- Trójkolorowy worek kolców? – burknął pod nosem – Nie sposób zapomnieć. – w jego głosie słychać było wrogą nutę.
Za złe miał chłopakowi te wbite kolce tamtego dnia na polanie, musiał odwdzęczyć się szczeniakowi przy najbliższej okazji...
- No widzisz! Tylko to nie żaden „worek”, a Trash, Trash Husk w zasadzie, ale jak będziesz używał jednego z tych dwóch to na pewno się nie obrazi. – naprostowała go wesoło, ciągle nie puszczając jego łapy, choć ze wszystkich powitanych osób Rex odniósł najmniejsze obrażenia, bowiem pod ciężarem jego kończyny kundelce mało nie uginały się łapki, nie miała więc siły nią wymachiwać na wszystkie strony.
- Jak już tak imionami i przezwiskami rzucami. – westchnął rezygnując z agresji – Jestem Rex, choć mówią też Blizna. – z tymi słowami odwrócił lekko głowę, żeby ruda dojrzała lepiej jego brak oka oraz niemałe urazy twarzy.
- Uchu, widzę, że nieźle cię ktoś urządził, opwiesz mi kiedyś o tym? Kurde blaszka, to musiało być ciekawe! Stracić oko, ciekawe w jakich okolicznościach... No i w ogóle skąd masz te wszystkie blizny! Tak porytej osoby jeszcze nie spotakałam! Owszem byli tacy bez oka, ucha czy tam łapy lub dwóch... Ale tobie brakuje i oka, i ucha... I kawałków ciała... I sierści! Ej, a palce wszystkie masz, czy liczysz tylko na przykład do dziewięciu? A ja mam tylko znamię na futrze! –odwróciła się ukazując serduszko na łopatkach – Nie powiem, żebym ubolewała nad tym faktem, takie blizny na pewno bolą, kiedy je się dostanie, a twoje to już w ogóle! Co ty musiałeś robić za młodu? Ja to wracałam do domu poobijana, ubłocona i potargana, ale ty... Ty widzę trochę inaczej spędzałeś czas. – zaśmiała się Dan.
- Zdecydowanie za dużo gadasz. – warknął Rex patrząc na nią znudzonym wzrokiem, choć jego głos był bardziej neutralny.
Dziewczyna wciąż nie wydawała się go bać, nie wyczuwał od niej nawet grama strachu, chęci ucieczki, a o bliznach - o które większość wilków bała się pytać albo patrząc na nie nabierała szacunku do niego - Dan pytała prosto z mostu, bez skrupułów... Dziewczyna była inna – wynikiem tego musiała być albo poważna choroba psychiczna, albo doszczętna głupota, że nie wyczuwała w nim zagrożenia... Ale wciąż zostawała także opcja idealnej aktorki umiejącej tuszować wszytsko...
- A może pójdziesz z nami? – zaproponowała Andromeda wyrywając go  z rozkminy, a Hakai od razu rzucił jej spojrzenie mówiące, że to fatalny pomysł – Blindwind by się ucieszyła, jakby cię zobaczyła, ostatnio nie pożegnałeś się z nią w najlepszy sposób. – dorzuciła nie zwracając uwagi na towarzysza.
- To genialny pomysł! – ucieszyła się Dania.
- Nie najgorszy... – rzekł ociągając się Blizna, jakoś nie widziało mu się szwędać znowu po tych terenach, już miał odmówić, gdyby nie fakt z Blindwind...
Fatycznie, nie popisał się ostatnio... A co gorsza pokazał się jej od tej najgorszej strony, przestraszył ją, osobę która czuła się przy nim zawsze luźno oraz swobodnie, jak przy normalnym, super przyjacielu... Pierwszy raz tamtego dnia wyczuł od niej strach, strach wywołany jego osobą... Musiał to odkręcić, nie mógł zostwić po sobie takiego złego wspomnienia, szczególnie, że widzieli się raz na ruski rok, wolał więc nie kończyć tych spotkań negatywnie, bowiem w jego przypadku każde z nich mogło być tym ostatanim...
- To jak? – zapytał Hakai, któremu ten pomysł nie przypadł za bardzo do gustu oraz chciał to już mieć za sobą.
- Mogę iść. – odparł, z tymi słowami przekroczył niewidzialną granicę dzielącą ich tereny...


Danka? Jak tam wrażenia? X3

niedziela, 26 lipca 2015

Od Danii do Hakai i Andromedy - Znajomości

        Hakai i Andromeda od razu wydali się dziewczynie miłym towarzystwem, odpowiednim na początek (i pewnie zawsze potem >3) i wymagającym by koniecznie opowiedzieć im parę opowiastek z jej rodzinnych stron. Najpierw jednak trzeba było przyjąć od niej powitalną dawkę kontaktu cielesnego, parę świeżutkich wyszczerzy i gratulalcje połączone z gratisowymi poradami rodzinnymi (zignorujmy fakt, że Danka sama nie ma żadnego chłopa - wyniosła mnóstwo informacji od bliskich, a co u nich się działo, łoo! Lepiej zostawić bez komentarza). Na nowo podniecona i rozgrzana, pobudzona nową znajomością z czarną wilczycą oraz ponownym spotkaniem z przystojnym, choć coś dziwnym miejscami (może się z tego na starość wyleczy) Alfą na nowo znieczuliła się na chłód oraz obolałe łapy i bark, które nie wyszły bez szwanku po spotkaniu z tą czarną dwójką. Tak już właśnie działała - gdy jej mózg zajęty był analizowaniem nowych relacji, możliwości i zobowiązań przestawała odbierać intensywne bodźce wysyłane przez ciało i skupiała się wyłącznie na świecie zewnętrznym, dlatego nieraz doznawała szoku gdy zostawała sama i w końcu ze zdwojoną siłą docierały do niej krzyki jej organizmu - wtedy czuła się tak, jakby dosłownie przed chwilą ją uderzono. Głód, zmęczenie, otarcia i wszystko inne w jednej chwili uderzało ją w łeb (i całą resztę) i to bez ostrzeżenia. Dlatego też bycie w samotności kojarzyło jej się podwójnie źle - nie lubiła, gdy nie musiała, obywać się bez towarzystwa, łatwo więc sobie wyobrazić jak ucieszyła się na propozycję wilka - Alfę numer jeden, bo jak się okazało Andzia jest drugą. Ale fajnie, oboje rządzący na raz, tu, dla niej i jeszcze chcą ją oprowadzić! To się nazywa świetna organizacja! Co za duch, co za wyczucie - godne podziwu!
- Ależ pewnie, z chęcią! - Przytaknęła z zapałem, a dzięki energicznemu machaniu głową pozbyła się niemal całego śniegu z włosów - Bardzo miło z waszej strony, że też macie dla mnie tyle czasu, jesteście świetni! - Pochwaliła ich ze wzruszeniem - Kiedy już się trochę obyję z tutejszym wszystkim przekażę co ważniejsze Maurze i Finn'owi... I chyba jest jeszcze jedna nowa, taka malutka! O! - Tu pokazała łapą jej wzrost i że owa 'nowa' jest o dziwo znacznie mniejsza od niej, po czym kontynuowała (jakby w ogóle raczyła zrobić przerwę na wdech podczas pokazywania) - Chyba, że nimi też ktoś się zajmie i im wszystko opowie. Tak, na pewno tak, ale władcy są moi! - To mówiąc z nienacka chwyciła jedno pod jedno, drugie pod drugie ramię i z nadspodziewaną siłą przyciągnęła do siebie (tak, że o mało nie stuknęli się czachami nad jej głową) i ściskając ich kończyny, z miną wojownika popatrzyła w dal, na niewinny, śnieżny krajobraz. 
- To naprzód! - Ryknęła ni to groźnie ni z entuzjazmem po czym mogli odetchnąć, bo puściła ich równie szybko jak złapała i nawet odskoczyła dając im trochę przestrzeni.
- Słyszałam, że macie tu świetne rzeczy, tylko nie do końca wiem jakie, ale to się nadrobi, o! I nie poznałam jeszcze tej dużej, białej, wiecie tej wieeeelgaśnej co nie jest wilkiem, jak jej było... Wiem, że ktoś o niej mówił, jeszcze ktoś coś krzyczał... A... Afa... No, Alva, właśnie! I jeszcze Jaskier, ten który powrócił do watahy, twój przyjaciel! - przy tych słowach odwróciła się na chwilę i wysłała chłopakowi ciepły uśmiech oraz radosne spojrzenie zielonych oczu tak jakby mówiła, że cieszy się jego szczęściem nawet bardziej niż on sam (i nie zamierza odpuścić póki nie pozna owego poety >3).
- Nie znam jeszcze tego nowego zbyt dobrze i... No i jeszcze paru osób, za to poznałam już Jennę i Blindwind, nie tylko z sobą, ale też z Maurą i jej bratem, chwilę z nimi porozmawiałam, więc... O, właśnie! Brego też już poznałam, strasznie fajny gość, ogrzewał mnie przez nockę! - Rozczuliła się trochę na wspomnienie giganta i jego ciepłego futerka, ale szybko wróciła do monologu - Ale ty chyba jeszcze nie rozmawiałeś z Trash'em, prawda? - Spytała rzucając Alfie nieodgadnione spojrzenie z ukosa - Widziałam jak wieczorem rozmawiał z dwiema dziewczynami (teraz wiem, że to Jenna i Wind) więc chyba się jakoś ogarnie, ale jemu najwięcej będę musiała powiedzieć. W sumie szkoda, że się rozdzieliliśmy, ale może to i lepiej: więcej zobaczymy i będziemy mogli się podzielić informacjami! - Uśmiechnęła się na samą myśl o tym, że dowie się czegoś od rozczochranego chłopaka, z którym tu przybyła, ale potem spoważniała na moment (czyli przestała tak energicznie podskakiwać i machać ogonem, a uśmiech z 'gigantycznego' stał się po prostu, khm, 'normalny') i powiedziała dziwnym jak na siebie tonem:
- W sumie może lepiej, by tylko jedno z was do niego poszło... Jak już się spotkamy. Wczoraj trochę to pominęłam, ale on naprawdę nie lubi tłumów... A jakby warczał, to też nie ma złych intencji, on po prostu tak zawsze. - Rzuciła już lekkim, typowym dla swej osóbki tonem i znów zaczęła skakać przebijając się przez zaspy - Ale myślę, że kto jak kto, ale wy się z nim dogadacie! - Stwierdziła optymistycznie nie wiedząc, że jej kolega właśnie odpoczywa sobie gdzieś w oddali oddając resztki życiowego ciepła pochłaniającemu wszystko mrozowi.
Tutaj przerwała na chwilkę, by dać w końcu możliwość na wypowiedzenie się swym czarnym jak węgiel towarzyszom o złotych i czerwonych (jak Husk'a) oczach. W sumie to był bardzo ciekawy zbieg okoliczności - najpierw Maura i Finn (taki sam wzrost), a teraz Alfa (takie same oczy jak jej koleżki). Ale ciekawie się zapowiadało! A co do wypowiedzi Dan: dziewczyna zawsze zapamiętuje imiona niemal od razu, nawet gdy nie zna danej osoby i równie szybko ogarnia 'kto z kim, gdzie i kiedy', więc gdy już przedstawi się jej jakąś 'nową' osobę, może być nieco zdziwiona, że Dan zdążyła zdobyć o niej co ważniejsze informacje. Oczywiście, póki co miała spore braki - zdążyła jedynie dowiedzieć się nieco o Leonardzie i Jaskrze i podłapać co nieco o Alvie. Wiedziała też, że Raphael i Bran to rodzina, ale nie rozmawiała z nimi jeszcze (a szkoda, bo bardzo ją kusiło, mimo, że żadne z nich nie było młodym chłopakiem). Tak czy siak rozpogodzona czekała aż Alfy zaczną ją przedstawiać i pokazywać jej najfajniejsze rzeczy jakie tu mają, za cel tego dnia przyjęła zaś sobie przekazanie tego wszystkiego Trash'owi. Biedny chłopak, co on zrobi bez niej?


Hak? x3 Pokazuj co najlepsze >D