- CZY JEST
TU JAKIŚ MOST?! – głos Dan rozdarł cichy poranek, zagłuszając szum rzeki,
pękanie lodu, a nawet wilki po drugiej stronie rzeki zatkały uszy, żeby nie
ogłuchnąć (pomyślcie więc co musiał przeżyć Rex leżacy tuż obok, mając uszy
akurat na wysokości jej pyska) – COOOO??! – wrzasnęła nie mogąc dosłyszeć
odpowiedzi.
Nagle
zirytowane warknięcie spowodowało, że ruda odwróciła się do swojego koleżki,
jednak chwile po tym wielkie łapsko złapało ją za pyszczek uniemożliwiając
gadanie, mimo tego Dan się nie poddawała i próbowała jeszcze wcisnąć swoje
kilka groszy przez knebel.
- Ciszej... –
wycedził przez zaciśnięte kły mierząc małą nieprzyjemnym spojrzeniem z
odległości kilku centymetrów, tak że poczuła jego zimny oddech na twarzy.
Kiedy
rudowłosa z wielkimi oczami pokiwała głową uspakajając się trochę wilczur
westchnął, puścił ją, dźwignął się na nogi i rzuciwszy jedno obojętne
spojrzenie na drugą stronę rzeki odwrócił się ruszając w głąb lasu.
- Ej, dokąd idziesz?
– zawołała za nim zdziwiona jego odwrotem.
- Przed
siebie. – szczęknął zębami, nie czekając nawet na waderkę, która i tak nie dała
się zostawić w tyle i już po chwili skakała mu przed nosem torując drogę.
- Nie
czekamy a nich?
- A po co mi
oni do szczęścia? I tak jestem tu tylko po to, żeby znaleźć Blindwind. –
wzruszył ramionami.
- Serio? A co
cię z nią łaczy? Jest twoją dziewczyną? Masz w ogóle dziewczynę? Chiałbyś być z
Wind? Ładna jest c’nie, kusi cię pewnie? Jak długo się w ogóle z nią znasz?
Przydałoby się w końcu, żeby coś z tego wyszło, no nie? – zapominając o reszcie
Dan skakała mu już między przednimi łapami gdy szedł plącząc mu się
upierdliwie, że nie mógł spokojnie postawić jednego kroka, żeby nie musieć
uważać na rozdepanie jej, jakoś nie chciał się potem tłumaczyć Alfom czemu to po
pierwszych minutach jego towarzystwa Szalona skończyła jako mokra plama.
- Ja
pierdziele... – mruknął w końu i zgarnął małą z ziemi łapskiem zarzucając ją
sobie niedbale na plecy.
- Ale
fajnie! – krzyknęła grajdając się z pozycji wiszącego flaka na stojącą (przewracając
się pod wpływem jego krzywego chodu) – Ale tu wysoko! Jeszcze lepiej niż na tamtym
kamieniu! Kurde, jak stąd wszystko fajnie widać! – zachwycała się rozglądając
się po okolicy, którą na norme widziała z o wiele nizszego pułapu – Ej! –
podskoczyła przypominając sobie i wspięła się po jego karku na jego wielki łeb,
gdzie usiadła, spuściła mu łapki na pysk, żeby mieć się na czym podeprzeć, a
rudym łbem zasłoniła mu świat przed oczyma do góry nogami wpatrując mu się w ślepie
– Ale od pytań się nie wywiniesz! – zaśmiała się złowieszczo – Odpowedz na nie,
proszę!
- No
dobra... – westchnął – Ale usuń mi się z pola widzenia. – rzekł, w końcu co
innego miał do roboty? Zamiast słuchać jej bezsensownego ględzenia o pogodzie i
krajobrazie (która pewnie i tak była nieunikniona) mógł przez chwilę z nią
pogadać, żeby mogła się wytrakotała, ale z sensem (o tyle, o ile).
- A no tak,
zapomniałam, że jednak chcesz dokąś dojść! – cofnęła się i rozłożyła mu się na
głowie, łapki zwieszając po obydwu stronach jego głowy, a pysk opierając mu
łbie, odgarnęła jeszcze rude kłaki, żeby samcowi w oczy nie wpadały – A teraz
wio! Andale, andale! Do przodu! – wykrzyknęła wskazując palcem przed siebie, na
co Rex odpowiedział stając – No chyba, że wolisz stać w miejscu, spoko
dostosuję się. – odparła wruszając ramionami oraz z uśmiechem na pysku.
Samiec
pokręcił głową z lekkim uśmiechem na ustach, mimo tego że była upierdliwa dało
się ją lubić... Choć przez te kilka minut już nie raz przez głowę przeleciało
mu pytanie „Czemu nie utopiłem jej w tej rzece, kiedy miałem okazję?”
- To na co
ty chciałaś znać odpowiedzi? – westchnął pamiętając tylko urywki z serii pytań,
mała powtórzła mu pytania – Łączy mnie z nią przyjaźń, znamy się już z jakiś
rok i nie, nie mam dziewczyny. – odpowiedział krótko i zwięźle na każde
pytanko.
- A
chciałbyś z nią być? – dziewczyna powtórzyła wścibsko jedno pytanie, które
sprawnie ominął i podparła brudkę przednimi łapkami patrząc na niego z góry.
- A co ci do
tego, upierdliwcze? – zapytał wymijająco.
- A czemu
nie chcesz odpowiedzieć? – naciskała.
- Bo to nie
twoja sprawa.
- No weeeź!
Krótkie tak lub nie, lubisz takie odpowiedzi, daj mi jedną z nich, proooszę. –
naciskała ruda, choć dobrze wiedziala jaka będzie odpowiedź skoro wilczur tak
się wymigiwał, chciała ją jednak usłyszeć z ust wielkiego, białego wojownika.
- Mógłbym...
– doparł w końcu tak cicho, że suczka prawie to przegapiła.
- Serio? To
na co czekasz?! – podskoczyła na jego głowie mało nie lądując na ziemi.
- Ał, nie
kręć się tak, bo mi kark złamiesz... – warknął, kiedy mały piesek zaczął mu
skakać po łbie, może była lekka, ale bez przesady!
- Oj,
wybacz! – z tymi słowami znów się położyła nieruchomo (nieruchomo w miarę
możliwości Szalonej Dan)
- Na nic nie
czekam, bo nic z tego nie będzie. – odparł ponuro.
- Niby
czemu? Nie wiesz póki nie spróbujesz.
- Wilki z
nieprzewidywalnym charakterem, które same nie panują nad sobą skazane są na
samotność i przy tym zostańmy, wymyśl jakieś inne pytanie albo pogadaj se o
pogodzie. – warknął, nie podobał mu się ten temat, dziewczyna schodziła na
wrażliwe dla niego tematy.
- Oj dobrze,
już dobrze, bez nerwów. – prawidłowo wycofała się z dalszego ciągnięcia tematu
biorąc pod uwagę, że była na jego głowie i w razie jego uraty kontroli nad sobą
znajdowała się zbyt blisko szczęk, a możliwości ucieczki miała ograniczone – To
o czym lubisz rozmawiać? – zapytała po chwili namysłu nie chcąc znowu naruszyć
jakiegoś czułego punktu.
- Nie wiem. –
odparł wruszając ramionami – Rzadko kiedy z kimś gadam, nie zastanawiałem się.
- To trzeba
to szybko nad robić! – zakrzyknęła nie rozumiejąc jak można nie rozmwiać z
innymi codziennie, co chwila, co sekundę!
Jednak zanim
zdążyła cokolwiek innego zrobić na ich drodze pojawiły się dwie nowe twarze i
jeden dobrze znajomy im pysk... Przynajmniej dla Rex’a, ponieważ Dan wydawała
się znać wszystkie trzy mordy jak własną kieszeń.
- Lira!
Kami! – wrzasnęła w zaskoczeniu.
- Dan?
- Dan!
- Kami!
Lira! Lira! Kami! Moje mordki! – Dan podskoczyła na dwie łapki ignorując
klącego pod sobą Rex’a, który aż ugiął się pod tą jej radością.
Waderka
zbiegła mu z głowy po pysku, a zapomniawszy, że przecież Blizna to nie podłoże
to gdy doszła do nosa grawitacja zrobiła swoje i mała zleciała w dół prosto w śnieżną
zaspę, która zamortyzowała upadek, a chwilę później rozpierzchła się kiedy Dan
wyparowała z niej z radością wykrzykujac imiona dwóch wader, które już pędziły
w ich stronę (porzucając ciążącą, niepotrzebną mordkę numer 3 na śniegu). I
zaczęło się – uściski, radości, śmiechy, a złotooki stał jak ten kołek nic nie
rozumiejąc... Dotarła jednak do niego tylko jedna rzecz – Trash, a wraz z nim
zajście wczorajszego dnia, kiedy to wykazał się agresją wobec Blindwind... Przez
niego...
Wściekły,
niski warkot wydobył się z jego gardzieli. Samiec przebił się przez kulkę
ściskających sie dziewczyn (rozbijając je na wszystkie strony) i powolnym
krokiem zbliżył się do porzuconego Trash’a, który leżał sobie nieprzytomny w
najlepsze. Wadery jednak szybko zareagowały na to co się działo, a do akcji
wkroczyła pierwsza Danka.
- Rex! Nie,
co ty wyprawiasz! – zaraz znalazła się przy basiorze, który już pochylał się
nad zwłokami Husk’a z wyszczerzonymi kłami – Po co ta agresja, przecież nic nie
zrobił, spokojnie, leży sobie tylko, najwidoczniej po prostu już tak ma, to nie
powód, żeby go zabijać, tolerancji trochę! Po co te nerwy? – zaśmiała się
nerwowo stając między nim a czerwonookim i żeby zapobiec zbliżaniu się Rex’a do
niego złapała samca za pierwsze lepsze co miała pod łapą na swojej wysokości –
pysk, a w zasadzie za wargi, gdyż morda jej się wyślizgnęła oraz zaciśnęła
palce na czarnych wargach wilczura, który ignorujac ciężar parł do przodu z
durnym wyszczerzem na gębie spowodowanym wiszacą całym ciężarem na jego wargach
Dan.
- A nie
lepiej o tym pogadać? Po co odrazu przechodzić do rękoczynów? – zapytała brunetka
stając wraz z blondyną na przeciwko Rex’a, zasłaniając sobą Trash’a.
Biały
wilczur spojrzał na nie spod byka, jednak szybko się opamiętał, nie wypadało mu
robić tu żadnych scen, nie przy waderach... Dopadnie tego wyśmotrucha kiedy
będze kiedyś sam...
- Nie
trzeba. – powiedzał ponuro strzepując sobie z pyska Dan oraz wycierając gluty
śliny z brody (o biednej Dan nawet nie wspominam jak wyglądała, lepiej dla
niej, żeby się wpierw trochę wytarła zanim się ludziom pokaże) – Eee... Jestem...
Rex...
Cała sytuacja
wypadła niezręcznie, znów stracił kontrolę nad samym sobą i nie zrobił
pierwszego dobrego wrażenia, musiał to jakoś odkręcić, choć mistrzem rozmowy
nie był... Ale miał dobre początki, lepszy rydz niż nic, ponoć to co ma imię
jest mniej straszne...