niedziela, 31 maja 2015

Od Trash'a i Dani - Wędrówka z Bananami





       (Trochę o tym jak zachowują się Dan i Trash * Jakie relacje ich łączą * I co porabiają na terenie watahy)
(Oraz trochę o bananach)


 - … I wtedy właśnie siostra skoczyła i udało jej się uniknąć pożarcia przez te ogromne płomienie! Wszyscy odetchnęliśmy. Nawet nie wiesz jak nas zestresowała! Bard to ze strachu aż pocałował dziewczynę, która mu się podobała. Niby dziwne, ale on zawsze podejmował nieracjonalne decyzje. Dała mu w pysk, ale spoko wodza! - teraz z tego co wiem mają już 2 dzieci. Ale wracając do Lazy, to ona wtedy…
Ruda dziewucha znowu się rozgadała, zawierając w swoich wypowiedziach coraz więcej informacji na temat… na każdy temat. Bo akurat jeśli chodzi oto, to skakała jak szalona - od gry do pożaru od pożaru do akcji ratunkowej od akcji do jakiś romansów, a potem do dzieci, z którymi zazwyczaj z niewiadomych przyczyn łączyła polowania na mango. Na mango! Toż to nawet nie ucieka! A potem wraca do akcji ratunkowej… itd. Ale o dziwo pomimo chaosu jaki wprowadzała do własnych wypowiedzi dało się ją bez problemu zrozumieć (o ile ktoś słuchał) i nawet coś z tego wyciągnąć. A skoro paplała już któryś dzień z rzędu to wyciągniętych wniosków mogła się uzbierać już całkiem pokaźna kolekcja, która to stanowiła fundament oceny dziewczyny oraz mniej więcej stylu jej życia, a ten do spokojnych czy nudnych na pewno nie należał. Podobnie zresztą jak jego, ale on nie umiałby o tym opowiedzieć, a już na pewno nie tak barwnie i dynamicznie jak panienka Dan, która zaszczycała go coraz to nowymi relacjami, historiami i gawędami, ani na chwilę nie ukazując objawów zmęczenia czy chociażby głodu, choć już z kilkanaście razy wyraźnie powiedziała, że głodna jest jak lew, a nawet że boli ją głowa. Swoją drogą ciekawe jak zachowywała się kiedy była w pełni sił - aż przeszły go dreszcze gdy o tym pomyślał, wyobraził sobie bowiem ją jak rudą wiewiórkę skaczącą z palmy na palmę, w przelocie zrywającą kokosy i rzucającą nimi w locie prosto w twarz niewinnych wilków, a najgorsze było to, że do każdej kolejnej ofiary krzyczała z uśmiechem: ,,Miłego dnia!" - i w tym momencie zazwyczaj uderzał kokos.



Wzdrygnął się raz jeszcze i niepewnie spojrzał na drepczącą obok niego roześmianą młódkę. Rude fale włosów zasłaniały niekiedy jej twarz o dużych oczach koloru malachitu oraz jeszcze większym nosie, a  łopatki w równym tempie przesuwały się pod skórą ukazując jak szybko ta niewielka wadera musi przebierać nóżkami, by dotrzymać mu tempa. Cóż, on sam należał do tych pseudo-szczęśliwców z chudymi, długimi łapami, które prężnie przemieszczały ciało do przodu zużywając przy tym niewiele energii, której on w przeciwieństwie do Danii nie czerpał ze słońca. Ani z chmur. Ani z wiatru… Czym ona do cholery, tak naprawdę jest zasilana!?
Znów niespokojnie machnął głową. Zaraz potem ocknął się, a do jego świadomości dotarło, że w czasie gdy zamyka się w świecie własnego umysłu dziewczyna celuje w niego kolejnymi pytaniami i twierdzeniami na jego temat, które sama sobie zresztą wymyśla jeśli w przeciągu sekundy nie otrzyma odpowiedzi. A tych  otrzymać nie mogła, bowiem Husk wnikając w głąb swojej głowy odcinał się od wszelkich bodźców ze świata zewnętrznego w tym i od pytań mu zadawanych. 
Teraz zorientował się, że znów to zrobił, ale przyzwyczajony nie przejmował się tym zbytnio - całe życie tak funkcjonował. Jeśli kogoś to wnerwiało, proszę bardzo - mógł se pójść gdzie indziej i zaczepiać kogoś innego.
Szalonej Dan jednak nawet przez chwilę nie przyszło przez myśl coś takiego. Bardzo pasowało jej towarzystwo Trash'a. Grunt, że mogła się w końcu wygadać i podzielić z kimś emocjami, które w czasie samotnej podróży o mało jej nie rozsadziły. Teraz, gdy był obok czuła, że ma o wiele więcej energii, i że szybko jej nie straci - musiała w końcu jeszcze tyle powiedzieć!
- Wiesz, kiedyś myślałam, że polubię banany bardziej od pomarańczy, ale jednak nie. Jak byłam mała to spróbowałam i jednak pomarańcze leżały mi bardziej. Właśnie! Leżały. Bo potem jednak stwierdziłam, że wolę banany. Ale pomarańcze nadal lubię! Znaczy najlepiej to w ogóle smakują razem, o! Próbowałeś? Pychota! Słodkie i mocne zarazem, gęste i bardziej płynne niż każde z osobna - delicje! Ale tu nie widziałam bananów… jak myślisz, za słabo szukałam? Pewnie tak. A ty owoce lubisz? - W końcu umilkła i z szerokim uśmiechem wpatrywała się w jego pysk. Poczuł się dziwnie, jakby coś go skręciło w żołądku, ale szybko opanował to nie przyjeme uczucie.
- Nie jadam owoców. - Odparł krótko i rzeczowo, głosem matowym jak mleczna szyba, lecz skąpanym w mroku i oparach przygnębienia, czyli najbardziej dla siebie typowym, łypiąc na dziewczynę czerwonym okiem. 
Co innego miał odpowiedzieć? Są wilkami, mięsożercami, nie powinni zajadać się niczym innym niż świeżym mięsem, bo może im zaszkodzić. Chociaż on i tak nie zasługiwał na świeże mięso… dla niego przeznaczono odpadki, którymi będzie się żywić do końca życia, o ile będzie mu dane wcześniej nie zdechnąć przez jakieś zatrucie. Ale cóż, sam był nędznym odpadkiem, więc może naturalne trucizny go oszczędzą? Nie, oszczędzą nie, kto by chciał go oszczędzać - prędzej się już na nie uodpornił. No a poza tym jego postać ładnie wpasowywała się w powiedzenie ,,jesteś tym co jesz", co o dziwo bardzo poprawiało mu humor. Dobrze jest być wpisanym w jakąś ogólnie znaną zasadę. To pozbawia cię złudzeń i pokazuje ścieżkę jaką powinieneś podążać.
- Żadnych? Serio!? - Gwałtowny okrzyk dziewczyny zwrócił jego myśli z powrotem na ziemię, a dokładnie na  oświetlone bladym słońcem tereny obcej watahy, po których chodzili już drugi dzień w poszukiwaniu… cóż, każde z nich szukało raczej czego innego. 
- Żadnych jagódek, jabłek, truskawek? Nic? Na pewno? - Dziewczyna nie ustępowała toteż musiał sobie przypomnieć i ze słów rozsypanych po umyśle ułożyć zrozumiałe, najlepiej krótkie zdanie i jeszcze do tego wyraźnie je wypowiedzieć. 
Samo myślenie o tym go męczyło, ale postanowił spróbować i w trakcie gdy Dania naciskała na niego kolejnymi pytaniami wykombinował, krótką choć nie zamykającą tematu odpowiedź:
- Może kiedyś jakieś jagody… - Po czym gdy rozradowana dziewczyna umilkła zebrał się w sobie i dodał: 
- Może też nawet truskawki… A… ale wolę ryby. - To ostatnie zdanie było dla jego organizmu takim szokiem, że aż nie mógł wypowiedzieć go bez zająknięcia. Nie przyzwyczajony był do tak obszernych wyznań. 
A Szalona Dan tylko klasnęła w łapki.
- No, widzisz! Mówiłam, że coś musiałeś próbować! W sumie bardzo ci pasują truskawki i jagody. Truskawki jak twoje oczy, jagody jak futro! - Uśmiechnęła się zadowolona, po czym kontynuowała: - A do mnie z kolei pasują pomarańcze, bo mam rude loki i banany, o widzisz, tu - do spodniej części futerka. Niektórzy mówią, że jest kremowe, ale ja utrzymuję, że bananowe, ale wiesz co? W sumie to banan od środka ma kolor kremowy… nie uważasz? Taki bardzo podobny. Właściwie ten środek to miąższ, żeby nie było, że jestem głupia i nie znam nazwy, ale nie każdy się tym przejmuje, więc nie zawsze dodaję. Ale nie zgodzisz się ze mną, że banan jest jednak koloru kremowego? Przyznasz chyba, że mam sporo racji w tym temacie?
Trash już zdążył ochłonąć po ostatniej wypowiedzi i teraz na nowo mógł zacząć się wysilać, by ułożyć i wypowiedzieć kolejną. Tym razem poszło mu szybciej.
- Nie wiem, nie widziałem bananów. - Przyznał obojętnym tonem. 
Co on, tropikalna sunia, że ma znać wszystkie gatunki owoców? Absurd! Choć musiał przyznać, że rozległa wiedza dziewczyny mu imponowała. Choć czy to na pewno było to uczucie? A może był o tą wiedzę, o te wszystkie przeżycia po prostu zazdrosny? Dania zdążyła mu już tyle naopowiadać… bardzo dużo widziała jak na taką smarkulę.
- Nie widziałeś bananów!? - Ruda aż zachłysnęła się wciągniętym ze zdziwienia powietrzem. Szok wymalowany na jej pyszczku mówił sam za siebie: nie sądziła, że spotka tu tak ograniczonego głupca, który nigdy nie widział tych pociesznych owoców. Aż trochę się zirytował.
- Na pewno? A może jednak!? - Drążyła temat próbując chodzić i gestykulować jednocześnie co kończyło się potknięciami i wchodzeniem mu pod łapy. - Może po prostu nie wiedziałeś, że to banan? To takie żółte przypominające krótkie, grube i lekko wygięte gałęzie to właśnie to! Oooo takie! - Pokazała przysiadając na tylnych łapkach, przed nimi wskazując mniej więcej długość i kształt omawianego przedmiotu.
Irytacja zniknęła. Więcej - Husk o mało co się nie uśmiechnął. W sumie to całkiem urocza z niej istotka… Jest oczywiście jego zagrożeniem i rywalem w przetrwaniu, ale mimo wszystko umila mu czas… trochę męczy, ale nie daje się zbyć no i jeszcze ani razu nie wyglądała na urażoną jego zachowaniem. Wyglądało na to, że mógł się przy niej zachowywać jak zazwyczaj i będzie w porządku. To napełniało jego wnętrze uczuciem przyjemnego spokoju, a ono z kolei tłumiło za każdym razem rodzącą się od czasu do czasu irytację. Dziewczyna miała też jeszcze jedną cechę, która pozwoliła mu nie stresować się zbytnio w jej towarzystwie już wtedy kiedy się po raz pierwszy spotkali cały czas się uśmiechała. Niby nic, a jednak w naturalny sposób uśmiech oddziaływał na niego kojąco. Ponoć zresztą zawsze pozytywniej odbieramy osoby, które szczerze się uśmiechają. No i faktycznie - Dan była w tym najzupełniej szczera, to pewne (kto dałby radę na siłę szczerzyć się trzeci dzień z rzędu). No i nie był to uśmiech kpiący czy szyderczy, tylko taki… no, chyba normalny. Może… może ciut za szeroki, ale to chyba w porządku. Nie jego mięśnie, nie musi się martwić. No i te oczy patrzące z żywym, trochę zbyt nachalnym zainteresowaniem. Co prawda mówiła głównie o sobie, ale przynajmniej mógł się wtedy wyłączyć i spokojnie iść myśląc o własnych sprawach. I oboje byli zadowoleni.
- Nie, nie widziałem. - Odparł w końcu, lekko kręcąc głową. 
Był całkowicie świadom swojej niewiedzy, do której widocznie panna Wargerbund musi się przyzwyczaić. O ile będzie jej się chciało przyzwyczajać. W końcu to, że teraz idą razem nie znaczy, że utrzymają kontakt… właściwie czy on w ogóle chciał go utrzymywać? Znów odpłynął, a skonsternowana Dan tym razem raczyła to zauważyć i chwilowo umilkła. Chwilowo. Na bardzo krótko, bo cisza bardzo szybko zaczęła ją męczyć, a nawet z lekka denerwować. Złapała się więc części poprzedniej wypowiedzi towarzysza, której nie zignorowała, choć chwilowo pominęła. 
- Mówisz, że lubisz ryby, co? - Rzuciła nieco zamyślona próbując jakoś tak dobrać słowa by go zainteresowały - Może masz jakiś ulubiony gatunek? Ja wiesz… o dziwo nie jadam ryb za często. - Spróbowała metody na 'niewiedzę'. Jednak nie uzyskawszy odpowiedzi w przeciągu kilku sekund na nowo włączyła paplaniowy motorek i ruszyła z kolejną opowieścią jak to jej kuzyn Jack poszedł nad jezioro…
Tak właśnie minęło im trzecie wspólne popołudnie, a drugie na najlepszym dostępnym dla drapieżców terenie, która zajmowała pewna wataha… Chwila… skoro są najlepsze, to co robi tu Trash!?
Kiedy o tym pomyślał zatrzymał się gwałtownie opuściwszy głowę. Załamany aż chciał zawrócić i wywędrować stąd na jakieś gorsze, najlepiej NAJgorsze tereny, ale Dan w porę zagrodziła mu drogę.
- Co ty wyprawiasz? - Spytała zaskoczona samym tym, że chłopak wykonał jakiś niespodziewany ruch. - Źle się czujesz.
- Tak - Wilk już nie miał siły wymyślać innych odpowiedzi. Wszystkie jego myśli kłębiły się wokół przekonania, że zdecydowanie nie jest w odpowiednim miejscu, jak nic popełnił błąd życia i teraz go zatłuką!
- Ale co ci jest!? - Teraz młoda na serio się przestraszyła. W sumie to co wczoraj jedli nie było pierwszej świeżości…
Husk tylko pokręcił głową i bez sił położył się na ziemi. No pięknie! Co on sobie myślał!? Co mu do łba strzeliło by wpraszać się na cudze, najlepsze tereny! Ta dziewucha tak go rozpraszała, że poprzedniego dnia nawet nie zastanawiał się nad konsekwencjami przekroczenia granicy. Argh! Jest totalnym śmieciem! Głupi jełop od ryb, to nie jego miejsce! Musi stąd uciekać, ale dokąd? Od granicy conajmniej jeden dzień drogi, on tego nie przeżyyyjeee…
W czasie gdy on popadał w coraz większą rozpacz Dania dwoiła się i troiła próbując wybadać co mu się stało, ale zesztywniałe, kłujące futro uniemożliwiało jej jakiekolwiek badanie i sprawdzenie przynajmniej podstawowych czynności życiowych. Po jękach jedynie słyszała, że dychał.
- No ej, rusz się! Co ci!? Mów! Już, gadaj, to nie zdrowo tak leżeć i milczeć! - Próbowała jakoś go popchnąć, ale szybko zaniechała tych praktyk. Nawet gdyby jej nie kłuło, to i tak była za mała by go ruszyć.
Chwilę jeszcze się pomęczyła skacząc dookoła kolegi po czym stanęła przed jego ukrytym w łapach pyskiem i spojrzała na niego robiąc tak poważną, że aż naburmuszoną minę. Jednak tak naprawdę była przede wszystkim zatroskana. No nie mówcie, że to trzeci dzień znajomości, a ona już mu coś zrobiła!
- Ymm… możesz powiedzieć co ci jest? - Spytała tak spokojnie, że chłopak o mało nie podskoczył. To było… przerażające gdy robiła to osoba jej pokroju!
Jednak przy okazji otrząsnął się lekko i był teraz w stanie udzielić jej odpowiedzi.
- J… j…
- Hmm? - Nadstawiła uszu, pochylając się do przodu.
- Je… jestem beznadziejny - Wyjąkał Trash załamanym tonem i jeszcze głębiej próbował ukryć pysk w łapach. Co on, myślał, że wtedy potencjalni wrogowie go nie zauważą?
- Hę!? - Dania odchyliła się tak mocno do tyłu, że aż musiała przysiąść. - Co, teraz ci się zebrało!? Nie jesteś beznadziejny, rusz się! Jeśli tylko o to chodzi to było mnie nie straszyć, co chcesz żebym była siwa zamiast ruda!? Rusz tyłek gościu, musimy znaleźć watahę! - Krzyknęła radośnie i niechcący wykonując podskok sypnęła mu piaskiem w twarz. 
On tylko jęknął boleśnie na dźwięk słowa 'wataha' i uniósł się na łapach. Czyli ona tam idzie! Szuka ich! A więc to tak! Los ich ze sobą zetknął tylko po to, by doprowadziła go przed oblicze jakiś czarnych brutali! Pewnie, jak zwykle, czego się spodziewał… Jeszcze kilka chwil i nowych uwag od Dan, a jego załamanie przeszło na nowy poziom, kiedy wszystko nagle stało mu się całkowicie obojętne.
I take go znajdą… i take dorwą. W sumie… zawsze tak było. Może tylko trochę go pokiereszują? Jeśli zdąży się doczołgać do granicy…
Nawet nie zauważył kiedy wstał i ruszył przed siebie o mało nie rozdeptując już na nowo rozgadanej znajomej. Czyli wszystko wróciło do normy…
I tak szli obok siebie, on chmurnie łypiąc przed siebie czeronym okiem, ona wesoło skacząc obok niego i gadając o swoim wujku co…


Tadam!  Pierwszy post skończony, od teraz moje wilki oficjalnie znajdują się na terenach watahy! ^^
A to oznacza, że jak chcecie popisać, to proszę bardzo! I'm ready! >3

(Jakby co jesteśmy daleko od pola walki ;3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)