sobota, 2 maja 2015

Od Raphaela do "Ekipy" - Ostateczne wyzwanie?

        Nie czekając długo ruszyliśmy lasem za Aspen do polany mającej zostać pułapką. Metody lecznicze Blind okazały się na tyle skuteczne, że mogłem uczestniczyć w planie hybrydy. Całe szczęście Bran została w bezpiecznym miejscu. Nie wiem, co bym sobie zrobił, gdyby teraz coś jej się stało.
  Odgoniłem myśli od nie wiadomo jak okropnych wyobrażeń. Wziąłem oddech i dogoniłem ekipę, gdyż chyba nieuważnie zwolniłem kroku. Jak na złość zrównałem się z Rex'em.
  - Hej, Drzazga - powiedział z cieniem złośliwości. - Kim była ta wadera, która się tak do ciebie wczoraj tuliła?
  Policzyłem w myślach do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć. Ostatnie dni naprawdę nadszarpnęły moje zdrowie psychiczne. Nie miałem ochoty na docinki Blizny.
  - Nie twój interes - odparłem spokojnie. - I nawet nie waż się do niej zbliżać - dodałem, tak dla pewności.
  - Spokojna głowa - basior nie przestawał się uśmiechać.
  Podniosłem pytająco brew.
  - Z czego tak się cieszysz? - zapytałem.
  - Jak to z czego? Z walki! Dawno nie miałem okazji się na czymś wyżyć.
  - Tia, rzeczywiście dawno - rzuciłem sarkastycznie, ale Blizna zignorował to zupełnie, bądź w ogóle tego nie usłyszał.
  Dotarliśmy na polanę wskazaną przez As. Hakai zwołał wszystkich.
  - Dobra, wszyscy wiedzą jaki jest plan? - spytał czerwonooki. Wszyscy zgodnie kiwnęli łbami i zajęli pozycje.
  Zgodnie z planem Aspen i Brego wzbili się w powietrze, a reszta cofnęła w cień oczekując na sygnał. Stanąłem akurat pomiędzy Hakai, a Rex'em.
  - Ostatnia szansa żeby się wycofać - rzucił szyderczo Blizna.
  - Po moim trupie - uśmiechnąłem się złośliwie.
  - Lepiej nie kracz - dorzucił Alfa.
  Zjeżyłem sierść słysząc ryk identyczny do tych, jakie wydawały ferdale. Spojrzałem w górę. To była Aspen. Świetnie imitowała te chrypowate wrzaski, chociaż nie perfekcyjnie. No ale kim ja jestem, żeby oceniać? To musiałby być ktoś, kto śpiewa bądź gra na jakimkolwiek instrumencie. Ale wracając do tamtych zdarzeń; Nawoływanie Apen zadziałało. Po pięciu minutach pełnych napięcia czuliśmy już pod łapami dudnienie, jakby szarżowało na nas stado bawołów. Z lasu wypadł jednak tylko jeden ferdal.
  Brego od razu zanurkował wbijając kły w kark potwora. Ten zaryczał potwornie. Pierwszy z lądowej grupy wyskoczył (no a kto inny?) Rex. Ferdal zajęty Bregiem nie zwrócił na niego uwagi dopóki nie wgryzł mu się w tylną nogę. Nie czekając na zaproszenie również doskoczyłem potwora z trzeciego frontu i "dziabnąłem" go krótko, ale boleśnie w jedną z przednich łap. Odskoczyłem w ostatniej chwili. Tam gdzie przed chwilą znajdowała się moja głowa były już zaciśnięte szczęki ferdala. Rex nie odpuszczał mu cierpień, podobnie Brego. Raz po raz doskakiwałem potwora wyszarpując kolejne kawałki ohydnej skóry. Hakai dołączył do nas i również zadawał potworowi dotkliwe rany. Jednak zanim dołączył się jeszcze ktoś inny przez wrzaski ranionego potwora przedarł się ostrzegawczy krzyk Aspen:
  - Uwaga! Nadciąga drugi!
  Przez chwilę wystraszyłem się, że następny ferdal rzuci się na pomoc swojemu pobratymcowi, jednak As i inni uratowali sytuację i zajęli go swoim towarzystwem. Teraz pozostało nam jedynie skupić się na walce...


Kto kończy? Pamiętajcie, jesteśmy częściowo podzieleni na dwie osobne potyczki. Wybaczcie, że nie napisałam więcej, ale dzisiaj po prostu nie dam rady długo przed kompem siedzieć, a mam jeszcze duuużo do ogarnięcia razem ze szkołą *^*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)