piątek, 1 maja 2015

Od Jenny do Andromedy, Bran, Leonardo, Varen'a i Zafiro -

        <Muszę się trochę cofnąć w czasie, bo nikt się nie odważył przyznać że powiedział do mnie Mała wiec sama wyznaczyłam ofiarę. Ale potem idzie już normalnie default smiley ;) >

- Który to? - warknęłam.
Wszyscy się odsunęli, ukazując mi tylko Zafiro, który stał z tyłu szeregu. Nie pasowało mi to do niego. Ale z drugiej strony ostatnio mało ma powodów do obaw o Andzię, więc może mu się poprzestawiały trybiki w mózgu. W każdym razie, powiedział co powiedział i teraz musiał oberwać.
- Jenna, spokojnie. Powiedziałem to odruchowo, nie chciałem... - I skończył, bo oberwał ode mnie potężnego strzała w pysk. Jasssne, brat Andzi - wiem. Ale ona chyba teraz za nim nie przepada, to co? Przewrócił się, a ja stanęłam nad nim i "zabijałam" go wzrokiem.
- W nosie to mam, wiesz? Teraz mi to powiedz prosto w twarz, Laṛakā.
- Wybacz, Dżej. Zapomniałem. - Jasne, on się nie boi.
Nikt się nie boi, póki nie zobaczy mnie porządnie wkurzonej. Ale pomaga. Wtedy nikt nie popełnia tego błędu przynajmniej przez pół roku, albo jak jakiś nowy się nawinie.
- Nigdy więcej, Dā'ī - powiedziałam i wróciłam na swoje miejsce.
Reszta dalej stała jak stała i gapiła się na mnie z przeróżnymi minami, których nie chciało mi się odczytywać. Usiadłam na miejscu, na którym leżałam i odwinęłam "bandaż" zrobiony przez Alvę. Skrzywiłam się widząc 5 brzydkich oblepionych krwią i czymś zielonym ran. Jedna z nich delikatnie krwawiła, ta najbliżej łapy którą zerwał Zaf. Zawinęłam bandaż z powrotem i spojrzałam na wilki.
- No co? - spytałam.
Widząc ich miny, domyśliłam się, że czekają na jakąś moją wypowiedź, jak to bardzo boli i tak dalej, ale się tego nie doczekają. Wywróciłam oczami i spytałam Alvę, która szła właśnie w moim kierunku:
- Alva, nie masz czegoś przeciwbólowego? Trochę boli mnie głowa.
- Jasne, poczekaj. Ale w ogóle... co tu się stało?
- Zafiro się zapomniał. Nie ważne.
Potem Alva przyniosła mi coś do picia i ostrzegła, że pewnie szybko zasnę. I faktycznie, tak było.

*** Po przespaniu kilku godzin ***

Obudziłam się nagle. Usłyszałam w jaskini obok jakieś okrzyki i od razu pomyślałam, że coś się dzieje. Nikogo koło mnie nie było, więc większych problemów ze wstaniem nie miałam. Rana nadal lekko bolała, ale zioła Alvy podziałały.
Poszłam więc do jaskini obok i ujrzałam tam zbiegowisko, całkiem pokaźne w dodatku zwiększone o dwa wilki.
- Co za impreza bez Feniksa co? - zawołałam, gdy wilki ucichły.
Wszyscy się do mnie odwrócili. Ich miny miały w sobie zaskoczenie i radość, choć nie u wszystkich. Hakai się do mnie zbliżył i spytał:
- Dżej, jak się czujesz?
- Jak mam się czuć. Wszystko mam na swoim miejscu, a wnioskując że byłam w paszczy Ferdala to chyba dobrze, co? - Uśmiechnęłam się szelmowsko.
Hakai też się uśmiechnął i wyjaśnił mi, że właśnie obmyślają strategię przeciwko dwójce pozostałych przy życiu Ferdali. Gdy zapytałam, skąd to wiedzą, przedstawił mi Silvę, lekko stukniętą waderę, od której biła aura dziwactwa na co zareagowałam uśmiechem w pełni okazałym i przyjęłam nową bardzo pozytywnie. Potem przy okazji poznał mnie z córką Rapha, bardzo fajną - tak na marginesie. Oznajmił też, że Blind i Dean'a wywiało, bo zniknął Renji. Zmartwiłam się porządnie, ale po wyjaśnieniach Hakia lekko wyluzowałam. Nasz plan był porządny i na pewno się uda. Wierzyłam w to. Tylko nie podobało mi się, że mam leżeć w jaskini podczas gdy oni będą szukać Wind. Skrzywiłam się więc i zaprotestowałam stanowczo.
- Dżej, proszę. Nie możesz iść, bo nie jesteś jeszcze w pełni sił. Możesz chodzić teraz, ale jeszcze odpoczywaj. Przydasz się w walce z Ferdalami, na razie idziemy tylko znaleźć Bindwind i Dean'a. Bez sprzeciwu - odparł spokojnie Hakai.
Westchnęłam ciężko, ale pokiwałam głową. Nienawidziłam kiedy uważano mnie za słabą, ale jak walnął tekst o walce z Ferdalami trochę mnie udobruchał. Wyróżnił mnie, stwierdził że się przydam. Ha, może jednak coś jestem warta. Odeszłam na bok, podczas gdy Silva, Aspen i Alva ustalały coś z Hakai. Rozejrzałam się i po chwili był już przy mnie mój niechciany anioł stróż. Chris we własnej osobie.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Świetnie, pomijając że nie mogę szukać najlepszej kumpeli.
- Wiesz, że to dla twojego dobra. Oni ich znajdą. A ty wypoczniesz i jeszcze rozwalisz Ferdala własnymi łapami.
- Tia... A ty co? Jakiś niemrawy jesteś.
- Bo siedział przy tobie cały czas - odparł nowy głos.
Varen.
- Ty? Rany, żyjesz. Oooo, czekaj, czekaj. Skoro ty żyjesz, to gdzie jest mój sztylet? - zapytałam, mrużąc oczy.
- Spokojnie, ten tu cały czas pilnował ciebie, a ty miałaś obok sztylet więc nie dało się go ruszyć. Ale jeszcze się policzymy, doczekasz się - powiedział Muka.
- Och, nie wątpię - mruknęłam, a Varen zostawił mnie z Chris'em.
- Nie podoba mi się on - warknął mój kolorowo-grzywy przyjaciel.
- Bosz, ty się nie podobasz Brego, Varen nie podoba się tobie... A ja mam coś do powiedzenia czy zostałam przegłosowana? Wiesz, że z domu uciekłam po to, żeby mieć wybór. Więc mi tego nie zabieraj, okey? - zirytowałam się.
- Okey, okey. Tylko... On sie dziwnie na ciebie patrzy.
- No nie - jęknęłam i strzeliłam klasyczny "face palm".
- No co? Tylko się o ciebie troszczę - usprawiedliwił się Chris.
- Tia, ale ja troszczę się o siebie sama - odpowiedziałam.
- Będzie tych czułości, idziemy Jenna - wtrącił się nagle Zafiro.
No tak, idziemy do źródeł.
- Ta jest, psze pana - mruknęłam z szelmowskim uśmiechem i zasalutowałam niedbale.
Spojrzałam na Chris'a i posłałam mu swój klasyczny, krzywy i lekko wredny uśmiech, po czym ruszyłam za Zafiro, Andzią, Leo, Bran i Varen’em do innej jaskini.


<Ktoś z moich towarzyszy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)