<Muszę się trochę cofnąć w czasie, bo nikt się nie
odważył przyznać że powiedział do mnie Mała wiec sama wyznaczyłam ofiarę. Ale
potem idzie już normalnie default smiley ;) >
- Który to? - warknęłam.
Wszyscy się odsunęli, ukazując mi tylko Zafiro, który stał z
tyłu szeregu. Nie pasowało mi to do niego. Ale z drugiej strony ostatnio mało
ma powodów do obaw o Andzię, więc może mu się poprzestawiały trybiki w mózgu. W
każdym razie, powiedział co powiedział i teraz musiał oberwać.
- Jenna, spokojnie. Powiedziałem to odruchowo, nie
chciałem... - I skończył, bo oberwał ode mnie potężnego strzała w pysk.
Jasssne, brat Andzi - wiem. Ale ona chyba teraz za nim nie przepada, to co?
Przewrócił się, a ja stanęłam nad nim i "zabijałam" go wzrokiem.
- W nosie to mam, wiesz? Teraz mi to powiedz prosto w twarz,
Laṛakā.
- Wybacz, Dżej. Zapomniałem. - Jasne, on się nie boi.
Nikt się nie boi, póki nie zobaczy mnie porządnie wkurzonej.
Ale pomaga. Wtedy nikt nie popełnia tego błędu przynajmniej przez pół roku,
albo jak jakiś nowy się nawinie.
- Nigdy więcej, Dā'ī - powiedziałam i wróciłam na swoje
miejsce.
Reszta dalej stała jak stała i gapiła się na mnie z
przeróżnymi minami, których nie chciało mi się odczytywać. Usiadłam na miejscu,
na którym leżałam i odwinęłam "bandaż" zrobiony przez Alvę.
Skrzywiłam się widząc 5 brzydkich oblepionych krwią i czymś zielonym ran. Jedna
z nich delikatnie krwawiła, ta najbliżej łapy którą zerwał Zaf. Zawinęłam
bandaż z powrotem i spojrzałam na wilki.
- No co? - spytałam.
Widząc ich miny, domyśliłam się, że czekają na jakąś moją
wypowiedź, jak to bardzo boli i tak dalej, ale się tego nie doczekają.
Wywróciłam oczami i spytałam Alvę, która szła właśnie w moim kierunku:
- Alva, nie masz czegoś przeciwbólowego? Trochę boli mnie
głowa.
- Jasne, poczekaj. Ale w ogóle... co tu się stało?
- Zafiro się zapomniał. Nie ważne.
Potem Alva przyniosła mi coś do picia i ostrzegła, że pewnie
szybko zasnę. I faktycznie, tak było.
*** Po przespaniu kilku godzin ***
Obudziłam się nagle. Usłyszałam w jaskini obok jakieś
okrzyki i od razu pomyślałam, że coś się dzieje. Nikogo koło mnie nie było,
więc większych problemów ze wstaniem nie miałam. Rana nadal lekko bolała, ale
zioła Alvy podziałały.
Poszłam więc do jaskini obok i ujrzałam tam zbiegowisko,
całkiem pokaźne w dodatku zwiększone o dwa wilki.
- Co za impreza bez Feniksa co? - zawołałam, gdy wilki
ucichły.
Wszyscy się do mnie odwrócili. Ich miny miały w sobie
zaskoczenie i radość, choć nie u wszystkich. Hakai się do mnie zbliżył i
spytał:
- Dżej, jak się czujesz?
- Jak mam się czuć. Wszystko mam na swoim miejscu, a
wnioskując że byłam w paszczy Ferdala to chyba dobrze, co? - Uśmiechnęłam się
szelmowsko.
Hakai też się uśmiechnął i wyjaśnił mi, że właśnie obmyślają
strategię przeciwko dwójce pozostałych przy życiu Ferdali. Gdy zapytałam, skąd
to wiedzą, przedstawił mi Silvę, lekko stukniętą waderę, od której biła aura
dziwactwa na co zareagowałam uśmiechem w pełni okazałym i przyjęłam nową bardzo
pozytywnie. Potem przy okazji poznał mnie z córką Rapha, bardzo fajną - tak na
marginesie. Oznajmił też, że Blind i Dean'a wywiało, bo zniknął Renji.
Zmartwiłam się porządnie, ale po wyjaśnieniach Hakia lekko wyluzowałam. Nasz
plan był porządny i na pewno się uda. Wierzyłam w to. Tylko nie podobało mi
się, że mam leżeć w jaskini podczas gdy oni będą szukać Wind. Skrzywiłam się
więc i zaprotestowałam stanowczo.
- Dżej, proszę. Nie możesz iść, bo nie jesteś jeszcze w pełni
sił. Możesz chodzić teraz, ale jeszcze odpoczywaj. Przydasz się w walce z
Ferdalami, na razie idziemy tylko znaleźć Bindwind i Dean'a. Bez sprzeciwu -
odparł spokojnie Hakai.
Westchnęłam ciężko, ale pokiwałam głową. Nienawidziłam kiedy
uważano mnie za słabą, ale jak walnął tekst o walce z Ferdalami trochę mnie
udobruchał. Wyróżnił mnie, stwierdził że się przydam. Ha, może jednak coś
jestem warta. Odeszłam na bok, podczas gdy Silva, Aspen i Alva ustalały coś z
Hakai. Rozejrzałam się i po chwili był już przy mnie mój niechciany anioł
stróż. Chris we własnej osobie.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Świetnie, pomijając że nie mogę szukać najlepszej kumpeli.
- Wiesz, że to dla twojego dobra. Oni ich znajdą. A ty
wypoczniesz i jeszcze rozwalisz Ferdala własnymi łapami.
- Tia... A ty co? Jakiś niemrawy jesteś.
- Bo siedział przy tobie cały czas - odparł nowy głos.
Varen.
- Ty? Rany, żyjesz. Oooo, czekaj, czekaj. Skoro ty żyjesz,
to gdzie jest mój sztylet? - zapytałam, mrużąc oczy.
- Spokojnie, ten tu cały czas pilnował ciebie, a ty miałaś
obok sztylet więc nie dało się go ruszyć. Ale jeszcze się policzymy, doczekasz
się - powiedział Muka.
- Och, nie wątpię - mruknęłam, a Varen zostawił mnie z
Chris'em.
- Nie podoba mi się on - warknął mój kolorowo-grzywy
przyjaciel.
- Bosz, ty się nie podobasz Brego, Varen nie podoba się
tobie... A ja mam coś do powiedzenia czy zostałam przegłosowana? Wiesz, że z
domu uciekłam po to, żeby mieć wybór. Więc mi tego nie zabieraj, okey? -
zirytowałam się.
- Okey, okey. Tylko... On sie dziwnie na ciebie patrzy.
- No nie - jęknęłam i strzeliłam klasyczny "face
palm".
- No co? Tylko się o ciebie troszczę - usprawiedliwił się
Chris.
- Tia, ale ja troszczę się o siebie sama - odpowiedziałam.
- Będzie tych czułości, idziemy Jenna - wtrącił się nagle Zafiro.
No tak, idziemy do źródeł.
- Ta jest, psze pana - mruknęłam z szelmowskim uśmiechem i
zasalutowałam niedbale.
Spojrzałam na Chris'a i posłałam mu swój klasyczny, krzywy i
lekko wredny uśmiech, po czym ruszyłam za Zafiro, Andzią, Leo, Bran i Varen’em
do innej jaskini.
<Ktoś z moich towarzyszy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)