Hakai patrzył na lisa niezrozumiałym spojrzeniem... Nie, w
sumie było bardzo zrozumiałe – patrzył na niego jak na wariata, nie mając pojęcia
o połowie rzeczy, o których mu rudzielec nawijał. Dość długo siedział i układał
sobie wszystko w logiczną całość, ale w końcu zrozumiał mechanizm oraz
strategię – choć dalej nie wiedział jakim cudem Pokręt to wszystko skręcił,
jednak w tym momencie nie było to aż tak istotne.
- Co? Zły pomysł? – mruknął zawiedziony lis.
- Leo, to jest genialne! – wykrzyknął sekundę późnej i przygarnął
lisa czochrając mu grzywkę pięścią (jak widać bolesne uściski wdzięczności są u
nich rodzinne).
- Oł, dobra, fajnie, ale czułości możesz sobie oszczędzić! –
jęknął maluch wyszarpując się z jego łap – Czyli, że jak? Przyda się? – zapytał
stając przed samcem, któremu aż oczy się świeciły z radości, że mają jakiś plan.
- No przecież, jeszcze pytasz! Rozkładaj to na części i
marsz na pole bitwy, pokręcie ty jeden. – odpowiedział mu wstając – Zaraz pzyślę
ci kilka wilków do pomocy. – rzucił przez ramię wybiegając z jaskini.
******
No – wracając do punktu wyjścia – opuścili jaskinię.
- Dłużej nie można było? – warknął jednooki basior czekający
przed jaskinią, który na głowie i barkach miał już małe kupki śniegu – Noc was
zaraz zastanie. – rzucił ruszając za Alfą, który jego marudzące uwagi puścił
mimo uszu.
Kilka wilków niosło części od katapulty oraz inne
wichaistry, co nieco spowalniało pochód, a coraz głębszy, sypki śnieg w niczym
nie pomagał, a padał coraz gęściej, ograniczając widoczność.
- Szlag! Jak mamy w tej zamieci znaleźć Wind i Dean’a?! –
wrzasnął Hakai przez narastający wiatr, który zagłuszał jego słowa.
Jakby w odpowiedzi na jego pytanie z zamieci dało się słyszeć
wołanie:
- Haaakaaai!
Samiec spojrzał w tamtą stronę, jednak wśród zawieruchy nie
było nic widać. Wilk nabrał zimnego powietrza w płuca i zawył ze wszystkich
sił, jak najgłośniej umiał. Wiedział, że słuch jego kuzynki napewno naprowadzi
ją na właściwy szlak. Jednak wiatr z każdą chwilą narastał, zdmuchując jego
głos. Z pomocą jednak przyszły mu wszelakie wilki ze stada i po chwili cała
dolina rozbrzmiewała churem wilczych głosów niemożliwych do zagłuszenia.
- Hakai! – Kruk wraz z Dean’em wyłonili się zza ściany
śniegu, ledwo widoczni dzięki swoim białym futrom.
Nieśli małe ciałko Renji’ego, a na plecach Dean’a siedziała
mała zziębnięta osóbka, może o pół głowy wyższa od Jenny – która przejęła
podobną strategię i ujeżdżała Brego. Alfa jednak nie miał czasu na wyjaśnianie
wszystkiego, przygarnął jedynie kuzynkę w ramiona.
- Martwiłem się o ciebie, głąbie. – warknął jej do ucha,
jednak nie umiał się gniewać, za bardzo się cieszył, że w końcu ją znalazł,
żeby marnować czas na kłótnie.
- Wiem, przepraszam, ale Renji potrzebuje pomocy, a Frost ma
za cel ma wybicie całej watahy. – pospiepszyła z (bardzo mocno) skróconym
wytłumaczeniem.
- Kto? – strach zawitał w czerwonych ślepiach wilczura, choć
twarz zachował normalną.
- Frost!
Hakai przeklął pod nosem.
- Idź z nową do Alvy i Andromedy, pomogą ci z Renji’m, Dean,
prowadź nas do Frost’a. – rozkazał czerwonooki.
W nim była ich jedyna nadzieja na szybsze znalezienie jego
brata, a im szybciej go znajadą tym lepiej, coś bowiem mu podpowiadało, że on
stał za tym wszystkim, że czekała go niemiła walka i być może ostatnie
spotaknie z bratem...
Kto kończy? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)