piątek, 8 maja 2015

Od Hakai do "Ekipy" - Lekkie Niedocenienie Wroga

        Zadudniła ziemia, trzasnęły gałęzie i po chwili bariera zrobiona przez Silvę zosała staranowana i rozerwana przez pędzącego potwora o niewiarygodnych rozmiarach. Wszyscy na polanie aż zamarli, nawet atakowany Ferdal na chwilę stanął, by spojrzeć swojego kompana, przewyższającego po o całą głowę oraz o pół raza większego – z opisów może nie wynika, jednak były to potężne rozmiary. Zaszarżował na Alvę, która  nie zdążyła jeszcze włączyć się do bitwy, momentalnie jednak znalazł się przy niej czerwonooki wilk gotowy na wspólne przyjęcie ataku...
- Drzazga! – głos Rex’a rozległ się na polanie wyrywajać wszystkich z lekkiego oszłomienia.
Nagle biały basior wleciał w drugieg samca, odpychając go od Ferdala (nr.1), który wykorzystując ich chwilę nieuwagi postanowił zaatakować. Wilczury przeturlały się z głuchym łoskotem po polanie. Drzazga w pierwszej chwili uznał to za atak, więc wbił Bliźnie pazury w boki szczerząc kły i gotów to ugryzienia, jednak w ostatniej chwili powstrzymał się zauważając co się dzieje. Lądując jeden na drugim – zatrzymali się w końcu.
Raph spojrzał na wilczura z zaskoczeniem. Nigdy nie spodziewałby się, że wilk który jeszcze tak niedawno chciał go rozszarpać na strzępki teraz uratował mu życie...
- To ja cię któregoś dnia zrównam z ziemią, a nie jakaś przerośnięta pluskwa zza sterty kamieni. – warknął – Zapamiętaj to sobie.
Po tych słowach zszedł z przygniatanego Raph’a i ruszył z powrotem w ferwor walki, która dopiero teraz się rozkręcała.
No tak, co Raph se myślał? Przecież Rex zawsze pozostanie Rex’em. Jedyny powód, dla którego zawdzięczał mu życie to dlatego, że Blizna ma w tym interes słodkiego rewanżu...
Wracając do bitwy:
Brego widząc większego napastnika zamienił się z Aspen, nie chcąc narażać swojej towarzyszki na jeszcze większe niebezieczeństwo kazał jej zająć się mniejszym poczwarem. Było przy tym kilka sprzeczek, ale As nie miała wyjścia, Brego nie wdawał się w dyskusje, wydał rozkaz – jak to w takich momentach miał w zwyczaju – i Aspen chcąc nie chcąc musiał się zadowolić mniejszym Ferdalem, tym bardzie, że nie był to czas na sprzeczki. Ona, Raph i Rex zajeli się pierwszą gnidą, a Hakai wraz z Brego dołączyli do Alvy, by zająć się tym co wyglądało na alfę. Silva zaś biegała niczym cień, niezauważona praktycznie przez nikogo w ogniu walki, pomagając to przy jednym to przy drugim wrogu.
Tak jak było planowane – Hakai wczepił się zmorze w gardziel i za nic nie chciał puścić. Sprawiało to bestii wiele bólu i choć nie uniemożliwiało jej to wydawania dźwięków gębowych były one przepełnione bólem, zniekształcone i kompletnie poplątane, niczym niezrozumiały bełkot.
Hakai jednak coś się nie podobało, kogoś mu brakowało. Rozglądał się po swoim małym wojsku i brakowało mu jednego osobnika, który miał iść z nimi. Jednak z racji, że jego podzielność uwagi była nikła i skupić się musiał na wlace długo się zastanwiał kto był barkującym ogniwem. W końcu dotarło doń, że basiorem, którego między nimi  nie było był Chris! Przecież on też był wśród zebranych i Alfa nie kazał mu zostawać w jaskini! Byli o jednego rekruta do tyłu, a przy tak małej liczbie wojowników była to bardzo duża strata.
„Szlag!” warknął w myślach, nie mogąc rzucać przekleństwami ustnie, gdyż pysk wypchany miał po brzegi obrzydliwym ciałem potwora oraz jego śmierdzącą krwią, bluzgał ile mógł w głowie. Jak mógł tego niedopatrzeć? Co Chris w ogóle myślał zostając z tyłu? Bał się? W sumie w takiej sytuacji Hakai mu się nie dziwił, sam obawiał się wyniku tej walki, ale żeby aż stchurzyć? Z resztą, nie miał czasu na rozmyślania, dlaczego kolorowego grzywiaka tu nie było, miał ważniejszą sprawę na głowie...
Nagle słychać było przeszywający uszy wrzask cierpienia, cichy trzask i histerycznie-wściekly skowyt Brego, kiedy szczęki Ferdala zacisnęły się na ciele Aspen, łamiąc jej skrzydła. Czerwona krew samicy lunęła na ziemię, a jej głowa zwisała bezwładnie z przymkniętymi nieprzytomnie oczyma. Opuszczając towarzyszy lwia hybryda ruszyła na pomoc towarzyszce. Niczym kula armatnia wleciał w przeciwnika zwalając go z nóg. Zakskoczony Ferdal wypuścil samicę ze szczęk, która spadła bezwładnie na ziemię, w ostatniej chwili pochwycona przez Raphael’a.
Brego z furią wgryzał się w potwora rozrywając go i kalecząc, odrywając kawałki ciała i rozrzucając je po polanie kąpiąc trawę oraz pobliskie drzewa fioletowaąa juchą tryskającą z ciała ryczącej z bólu bestii, która wielkimi krokami zbliżała się do końca swojego żywota.
Nie było jednak czasu na przyglądanie się dalszej akcji. alfa okazał sie być bardzo silnym przeciwnikiem i wkrótce Hakai znalazł się na ziemi, ztrzepnięty niczym uporczywa mucha z szyji potwora. Sytuacja zdawała się wymykać powoli spod kontroli...
Rex dołączył do pozostałych, zajmujących się alfą, a Raph został przy Brego, żeby wrazie czego móc interweniować, gdyby poległy miał jeszcze siły na ostatnie ciosy. Aspen znalazła się w łapkach Bane, jedynej osoby, która mogła ją teraz uratować, bowiem Alva była niezbędnie potrzebna przy pozostałym przeciwniku. Ze swoimi ostrymi pazurami oraz masą wraz z Rex’em zajęli się powaleniem potwora na ziemię.
Jednak jeżeli rany Aspen okazałyby się zbyt poważne Chedeerianka musiałby odłączyć się od walczących by pomóc Silvie... Hakai potrząsnął głową modląc się w duchu, żeby obrażenie nie były na tyle tragiczne – za równo dla dobra As, jak i reszty watahy, która teraz potrzebowała każdej pary pazurów do pokonania pozostałego Ferdala...


Raph? Alva? Silva? Aspen? – wybacz, że Cię tak załatwiłam, As xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)