sobota, 16 maja 2015

Od Blindwind do Dean'a i Estery - Spotkanie po Latach

        - Pffft! Przecież, że czeka! – machnęła łapą Wind – Taka głupia nie jestem, żeby myśleć, że ten sukinkot nie ma niczego w rękawie, za długo go znam, jest dwulicową gnidą bez grama honoru. – warknęła Blind i wracając do węszenia ruszyła pędem tropem wilczura.
- Wind, czekaj! – wadera zastrzymała się wyczuwając Dean’a, który zastąpił jej drogę, zawolno jednak zareagowała i wleciała w niego skutkiem czego wyrżnęła się w nos.
- Czego wy jeszcze chcecie. – wadera warknęła masując swój nos.
- Trzeba pomyśleć co zrobić, żeby nie wpaść w pułapkę. – wyjaśniła Estera.
- Haha! Zabawne, i tak w nią wpadniemy. – mruknęła zielonooka – Jak chcecie to zrobić? Wejść tam i zapytać się go czy nie ma czegoś w zapasie? Będzie trzeba uważac i tyle, po drugie, co on takiego może tam chować? Nie sądzę, żeby w okolicy była jakakolwiek inna bestia gorsza od Ferdali, nad którą Frost miałby władzę.
Zapadła chwila ciszy, wilki widocznie wątpiły w wypowiedź wadery, ona jednak wyminęła ich i kontynuowała swoją podróż. Co jej da jakikolwiek plan? Póki nie wiedzą co Frost ma w głowie nic nie wymyślą, a jak wpadną w pułapkę to co? Hakai i reszta pewnie są już na „akcji ratunkowej”, więc szkody nie było. Do tego była ich trójka, napewno coś się wymyśli w porę.
Dziewczyna usłyszała za sobą chrzęst śniegu sugerujący, że reszta wilków za nią podąża. Niewidoma uśmiechnęła się sama do siebi, kiedy wpadł jej do głowy pewien pomysł – a jakby tu tak rozruszać towarzystwo?
- Jak tak będziemy się wlec to do jutra nie dojdziemy. – rzuciła przez ramię i wystartowała z miejsca niczym strzała.
Nie czekając na zdezoriętowanych towarzyszy, którzy dopiero po chwili ruszyli biegiem, wpadła między drzewa – pilnując jednak tropu – przemykając slalomem drzewa oraz krzewy. Jak wąż, wiła się szybko między konarami jekby jej ciało nie miało kręgosłupa. Jej łapy wydawały się w ogóle nie dotykać ziemi, a jednak zostawiała głębokie ślady w śniegu świadczące o mocnych odbiciach.
Esterze trzeba było przyznać – była szybka, gdyż trzymała się zaledwie kilka metrów od biegnącej wilczycy, jednak nie była aż tak zwinna, zdażyło jej się potknąć o kilka korzeni lub zachaczyć o parę gałązek krzaków, a warstwa śniegu nie pomagała małej waderce w biegu. Dean za to szedł niczym taran. Mniesze krzewy zostawały zdeptane pod jego łapami, korzenie przeskakiwał - nie chrzanił się z omijaniem - a ilość skrętów odgraniczył na ile się dało, żeby iść po najprostszej możliwej linii . Jednym słowem – był to bardzo fajny wyścig, każdy miał swój sposób na pokonanie trasy i Blindwind nawet nie musiała im dawać fory, musiała wręcz przyspieszyć, żeby nikt jej nie dogonił.
- Stop! – rzekła cicho i zaryła łapami o śnieg.
Poczuła lekkie uderzenie, kiedy rozpędzona Esta wylądowała jej na plecach. Chwilę później obydwie stęknęły żałośnie, kiedy hamujący Dean wpadł w poślizg na tafli lodu wpadając na dwie wadery, przewracając oraz zgniatając je swym cielskiem.
- Nie mogę oddychać! – jęknęła Estera wygrzebując się spod basiora.
- Sorka. – rzekł podnosząc się z towarzyszek – Ej, co to miało być? – zapytał się masując sobie plecy w miejscu, gdzie rogi Ester go drasnęły.
- Mały wyścig na rozciągnięcie i rozgrzanie mięśni. – zaśmiała się Kruk uradowana wyścigiem oraz jego (dość bolesnym) zakończeniem – Wiesz, wraźnie jakbyś musiał tam zacząć walczyć, żebyś skurczu nie dostał, albo czegoś. – wadera wstała z uśmiechem na ustach – Dbam o waszą kondycję. – poklepała go po policzku łapką i otrzepała się ze śniegu.
- Jesteśmy niedaleko. – rzekła Esta wąchając ślady.
- No tak. - stwierdziła Blindwind – Teraz zachowuj się i o nic się nie przewracaj. – wadera puściła Dean’owi oczko i trzepnęła ogonem delikatnie po nosie – A teraz za mną! – szepnęła głośniej przykucając do skradania. Jednak zanim zdążyła przejść jeden krok podskoczyła jak poparzona, wzięła swój ogon w łapki i pomacała jego czupek, któremu brakowało kębki sierści – Ała... – stwierdziła i tym razem walnęła Dean’a po głowie całą kitą, jednak już nie ryzykowała i jak tylko trafiła uciekła szybko kontynuować tropienie.

******

    Niedługo musieli iść. Wkrótce znaleźli się poza terenami watahy na obrzeżach małej polanki, na której siedział czarny wilczur. Mało brakowało, a Kruk spaliłaby ich kryjówkę, na szczęście w ostatniej chwili dwójka złapała ją w pół kroku i wciągnęła z powrotem w gęstwinę krzaków, nim Frost zdołał się zoriętować o ich obecności.
Kolory ich sierści dawały im genialny kamuflaż wśród białego śniegu oraz szarych, pustych gałązek. Mogli więc w spokoju obserwować go i obmyślać dalszy plan działania.
- To co teraz robimy? – zapytał samiec.
- Jak Renji? Powiedzcie mi co z nim? Jest tam? – Blindwind próbowała wyczuć obecność przyjaciela, jednak nerwy przeszkadzały jej w skupieniu.
- Jest. – usłyszała krótką oschłą odpowiedź, wiedziała że to nie może zwiastować nic dobrego.
- Co z nim? – zapytała cichutko przylegając do ziemi, ze wszystkich sił powstrzymując się, żeby nie wyskoczyć na polanę (co w sumie nie wiele by jej dało).
- Nie najlepiej.
- Jak ja go dorwę! – rzekła trochę za głośno.
- Czekaj, trze... – jednak było już za późno, dziewczyna wyślizgnęła się spomiędzy taranujących ją towarzyszy i wpadła na polanę, gniew aż błyskał z jej ślepych oczu – No masz...
– No dobra Frost! – warknęła – Oddawaj mi mojego przyjaciela. – rzekła niskim wrogim głosem, aż niepasującym do jej małej osóbki.
- Aaach... Blinwind. – odpowiedział wesoło – Jak miło mi cię widzieć, ślepa kuzyneczko. – jego głos był przymilny, jednak aż przesączony szyderstwem oraz nienawiścią – Szkoda, że nie możesz powiedzieć tego samego. – westchnął z udawanym żalem.
- Nawet gdybym mogła prędzej bym sobie język odcięła. – mruknęła – A teraz zwróć mi mojego przyjaciela!
- A trzymaj, i tak mi nie potrzebny. – z tymi słowami wziął bezwładne ciałko kruka i rzucił go waderze.
- Renji! – wilczyca zaczęła się desperacko rozglądać dookoła, nie wiedział gdzie on jest, gdzie miała teraz biec? W którą stronę?
Na szczęście z odsieczą przybiegł Lunatic, który złapał ptaka delikatnie  zanim uderzył o ziemię i wręczył go zielonookiej, która klapnęła na tyłek,  przygarnęła go w przednie łapki, tuląc jak niemowlaka.
- Renji... – wyszeptała załamującym się głosem hamując łzy.
Odór krwi unosił się nad jego ciałem, na którym można było wyczuć łapą braki piór w wielu miejscach. Leżał bez ruchu, jednak słychać było jego cichy oddech i słabe bicie serca.
- Wind... – kruk otworzył jedo czerwone oko – Nic mu nie powiedziałem. – wyszeptał cicho.
- Głupi jesteś, trzeba było mu powiedzieć co chce! Nic by mu to nie dało! – dziewczyna aż trzęsła się z nerwów, a łzy zalewały jej pyszczek.
- Dało by...
- Cichaj już, cichaj, będzie dobrze. – uciszyła go i przejechała łapką delikatnie po jego główce, jednak sama watpiła we słasne słowa.
Tak bardzo chciała, żeby jednak miała rację, żeby jej słowa miały jakiś pokrzepiający efekt, jednak fale, które odczuwała od Renji’ego słabły z każdą chwilą. Jej przyjaciel potrzebował pomocy, a ona była bezsilna... Czuła rozrywający ból w sercu. Całe cierpienie zadane jej przyjacielowi wydawało się przejść na wilczycę, którą rozrywało od środka, gotowało jej krew i napędzało wzrastający gniew.
- O jej, jakie to słodkie. – mruknął błękitnooki wilczur – Szkoda tylko, że będę musiał przerwać tą małą szopkę. – warknął z uśmiechem.
- Nie ujdzie ci to! – krzyknęła przez łzy – Jak tylko Hakai cię dorwie to...
- Oj, na to liczę. – odpowiedział – Liczę właśnie na to, że mój kochany braciszek się tutaj zjawi.
- Co? – wadera zastanowiła się przez chwilę, co on kombinował? – Czego ty chcesz? Czemu tu jesteś?
- Zniszczyliście mi życie, odebraliście mi wszystko co ceniłem i kochałem... A teraz zniszczę wam to co wy odebraliście mi! – wyjaśnił przez zaciśnięte kły.
- Nikt niczego ci nie odebrał. Sam sobie zdewastowałeś życie, a teraz szukasz winnych po świecie, bo nie potrafisz przyznać się do swojej własnej głupoty! – oburzyła się zielonooka.
- Aj Blindwind, jak zawsze naiwna niczym młody szczeniak... – westchnął Frost – Trudno, nie musisz niczego rozumieć, wystarczy, że zgniesz w cierpieniach, ty i wszyscy w watasze. – wzruszył ramionami, a na polanie rozebrzmiał jego chory zachrypnięty śmiech.
Kruk strach miała wyryty na całym pyszczku. To nie był jej kuzyn, to już nie był ten sam Frost, którego zostawili tyle lat temu na zmrożonych krańcach świata. Zemsta i gniew zawładnęły jego umysłem, zatruły jego duszę i serce, odbierając honor... Oszalał, jego szare komórki nie kontaktowały w ten sam sposób co kiedyś. Ten gburowaty  łowca, którym niegdyś był zniknął bez śladu zastąpiony nieprzewidywalnym, pustym, wyzutym z emocji wilczurem...
Frost wyciągnął łapę, w którym trzymał jakiś starożytny talizman i wymamrotał kilka słów pod nosem. Trójka wilków stała z zapytaniem wyrysowanym na pyskach, nie wiedzieli o co mu chodzi. Przeczekali chwilę... Nic się nie stało... Nagle pomarańczowy blask oświetlił postać czarnego samca, gdy kamienie na talizmanie zabłysły.
Wind aż wybiło dech z piersi, kiedy jego moc rozeszła się niczym fala uderzeniowa i przeszyła jej ciało.
- Ferdale może i byliście w stanie pokonać, jednak ta bestia rozerwie was na strzępy... – rzekł Frost z zadowoleniem – A najlepsze, że na oczach twojego kochanego kuzynka... – zaśmiał się szyderczo – Uciekajcie, jeżeli chcecie pożyć jeszcze kilka chwil... Uciekajcie!

Nagle z oddali rozległ się ogłuszający ryk. Dochodził od strony gór, jednak nawet tutaj, na jakimś nieznanym nikomu odludziu aż rozrywał bębenki i trząsł ziemią...

Estera? Dean nie może narazie odpisywać ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)