- Pffft! Przecież, że czeka! – machnęła łapą Wind – Taka
głupia nie jestem, żeby myśleć, że ten sukinkot nie ma niczego w rękawie, za
długo go znam, jest dwulicową gnidą bez grama honoru. – warknęła Blind i
wracając do węszenia ruszyła pędem tropem wilczura.
- Wind, czekaj! – wadera zastrzymała się wyczuwając
Dean’a, który zastąpił jej drogę, zawolno jednak zareagowała i wleciała w niego
skutkiem czego wyrżnęła się w nos.
- Czego wy jeszcze chcecie. – wadera warknęła masując
swój nos.
- Trzeba pomyśleć co zrobić, żeby nie wpaść w pułapkę. –
wyjaśniła Estera.
- Haha! Zabawne, i tak w nią wpadniemy. – mruknęła
zielonooka – Jak chcecie to zrobić? Wejść tam i zapytać się go czy nie ma
czegoś w zapasie? Będzie trzeba uważac i tyle, po drugie, co on takiego może
tam chować? Nie sądzę, żeby w okolicy była jakakolwiek inna bestia gorsza od
Ferdali, nad którą Frost miałby władzę.
Zapadła chwila ciszy, wilki widocznie wątpiły w wypowiedź
wadery, ona jednak wyminęła ich i kontynuowała swoją podróż. Co jej da
jakikolwiek plan? Póki nie wiedzą co Frost ma w głowie nic nie wymyślą, a jak
wpadną w pułapkę to co? Hakai i reszta pewnie są już na „akcji ratunkowej”,
więc szkody nie było. Do tego była ich trójka, napewno coś się wymyśli w porę.
Dziewczyna usłyszała za sobą chrzęst śniegu sugerujący,
że reszta wilków za nią podąża. Niewidoma uśmiechnęła się sama do siebi, kiedy
wpadł jej do głowy pewien pomysł – a jakby tu tak rozruszać towarzystwo?
- Jak tak będziemy się wlec to do jutra nie dojdziemy. –
rzuciła przez ramię i wystartowała z miejsca niczym strzała.
Nie czekając na zdezoriętowanych towarzyszy, którzy
dopiero po chwili ruszyli biegiem, wpadła między drzewa – pilnując jednak tropu
– przemykając slalomem drzewa oraz krzewy. Jak wąż, wiła się szybko między
konarami jekby jej ciało nie miało kręgosłupa. Jej łapy wydawały się w ogóle
nie dotykać ziemi, a jednak zostawiała głębokie ślady w śniegu świadczące o
mocnych odbiciach.
Esterze trzeba było przyznać – była szybka, gdyż trzymała
się zaledwie kilka metrów od biegnącej wilczycy, jednak nie była aż tak zwinna,
zdażyło jej się potknąć o kilka korzeni lub zachaczyć o parę gałązek krzaków, a
warstwa śniegu nie pomagała małej waderce w biegu. Dean za to szedł niczym
taran. Mniesze krzewy zostawały zdeptane pod jego łapami, korzenie przeskakiwał
- nie chrzanił się z omijaniem - a ilość skrętów odgraniczył na ile się dało,
żeby iść po najprostszej możliwej linii . Jednym słowem – był to bardzo fajny
wyścig, każdy miał swój sposób na pokonanie trasy i Blindwind nawet nie musiała
im dawać fory, musiała wręcz przyspieszyć, żeby nikt jej nie dogonił.
- Stop! – rzekła cicho i zaryła łapami o śnieg.
Poczuła lekkie uderzenie, kiedy rozpędzona Esta
wylądowała jej na plecach. Chwilę później obydwie stęknęły żałośnie, kiedy
hamujący Dean wpadł w poślizg na tafli lodu wpadając na dwie wadery,
przewracając oraz zgniatając je swym cielskiem.
- Nie mogę oddychać! – jęknęła Estera wygrzebując się
spod basiora.
- Sorka. – rzekł podnosząc się z towarzyszek – Ej, co to
miało być? – zapytał się masując sobie plecy w miejscu, gdzie rogi Ester go
drasnęły.
- Mały wyścig na rozciągnięcie i rozgrzanie mięśni. –
zaśmiała się Kruk uradowana wyścigiem oraz jego (dość bolesnym) zakończeniem –
Wiesz, wraźnie jakbyś musiał tam zacząć walczyć, żebyś skurczu nie dostał, albo
czegoś. – wadera wstała z uśmiechem na ustach – Dbam o waszą kondycję. –
poklepała go po policzku łapką i otrzepała się ze śniegu.
- Jesteśmy niedaleko. – rzekła Esta wąchając ślady.
- No tak. - stwierdziła Blindwind – Teraz zachowuj się i
o nic się nie przewracaj. – wadera puściła Dean’owi oczko i trzepnęła ogonem
delikatnie po nosie – A teraz za mną! – szepnęła głośniej przykucając do
skradania. Jednak zanim zdążyła przejść jeden krok podskoczyła jak poparzona,
wzięła swój ogon w łapki i pomacała jego czupek, któremu brakowało kębki
sierści – Ała... – stwierdziła i tym razem walnęła Dean’a po głowie całą kitą,
jednak już nie ryzykowała i jak tylko trafiła uciekła szybko kontynuować tropienie.
******
Niedługo musieli iść. Wkrótce znaleźli się poza terenami
watahy na obrzeżach małej polanki, na której siedział czarny wilczur. Mało
brakowało, a Kruk spaliłaby ich kryjówkę, na szczęście w ostatniej chwili dwójka
złapała ją w pół kroku i wciągnęła z powrotem w gęstwinę krzaków, nim Frost
zdołał się zoriętować o ich obecności.
Kolory ich sierści dawały im genialny kamuflaż wśród
białego śniegu oraz szarych, pustych gałązek. Mogli więc w spokoju obserwować
go i obmyślać dalszy plan działania.
- To co teraz robimy? – zapytał samiec.
- Jak Renji? Powiedzcie mi co z nim? Jest tam? –
Blindwind próbowała wyczuć obecność przyjaciela, jednak nerwy przeszkadzały jej
w skupieniu.
- Jest. – usłyszała krótką oschłą odpowiedź, wiedziała że
to nie może zwiastować nic dobrego.
- Co z nim? – zapytała cichutko przylegając do ziemi, ze
wszystkich sił powstrzymując się, żeby nie wyskoczyć na polanę (co w sumie nie
wiele by jej dało).
- Nie najlepiej.
- Jak ja go dorwę! – rzekła trochę za głośno.
- Czekaj, trze... – jednak było już za późno, dziewczyna
wyślizgnęła się spomiędzy taranujących ją towarzyszy i wpadła na polanę, gniew
aż błyskał z jej ślepych oczu – No masz...
– No dobra Frost! – warknęła – Oddawaj mi mojego
przyjaciela. – rzekła niskim wrogim głosem, aż niepasującym do jej małej
osóbki.
- Aaach... Blinwind. – odpowiedział wesoło – Jak miło mi
cię widzieć, ślepa kuzyneczko. – jego głos był przymilny, jednak aż przesączony
szyderstwem oraz nienawiścią – Szkoda, że nie możesz powiedzieć tego samego. –
westchnął z udawanym żalem.
- Nawet gdybym mogła prędzej bym sobie język odcięła. –
mruknęła – A teraz zwróć mi mojego przyjaciela!
- A trzymaj, i tak mi nie potrzebny. – z tymi słowami
wziął bezwładne ciałko kruka i rzucił go waderze.
- Renji! – wilczyca zaczęła się desperacko rozglądać
dookoła, nie wiedział gdzie on jest, gdzie miała teraz biec? W którą stronę?
Na szczęście z odsieczą przybiegł Lunatic, który złapał
ptaka delikatnie zanim uderzył o ziemię
i wręczył go zielonookiej, która klapnęła na tyłek, przygarnęła go w przednie łapki, tuląc jak
niemowlaka.
- Renji... – wyszeptała załamującym się głosem hamując
łzy.
Odór krwi unosił się nad jego ciałem, na którym można
było wyczuć łapą braki piór w wielu miejscach. Leżał bez ruchu, jednak słychać
było jego cichy oddech i słabe bicie serca.
- Wind... – kruk otworzył jedo czerwone oko – Nic mu nie
powiedziałem. – wyszeptał cicho.
- Głupi jesteś, trzeba było mu powiedzieć co chce! Nic by
mu to nie dało! – dziewczyna aż trzęsła się z nerwów, a łzy zalewały jej
pyszczek.
- Dało by...
- Cichaj już, cichaj, będzie dobrze. – uciszyła go i
przejechała łapką delikatnie po jego główce, jednak sama watpiła we słasne
słowa.
Tak bardzo chciała, żeby jednak miała rację, żeby jej
słowa miały jakiś pokrzepiający efekt, jednak fale, które odczuwała od Renji’ego
słabły z każdą chwilą. Jej przyjaciel potrzebował pomocy, a ona była bezsilna...
Czuła rozrywający ból w sercu. Całe cierpienie zadane jej przyjacielowi
wydawało się przejść na wilczycę, którą rozrywało od środka, gotowało jej krew
i napędzało wzrastający gniew.
- O jej, jakie to słodkie. – mruknął błękitnooki wilczur
– Szkoda tylko, że będę musiał przerwać tą małą szopkę. – warknął z uśmiechem.
- Nie ujdzie ci to! – krzyknęła przez łzy – Jak tylko Hakai
cię dorwie to...
- Oj, na to liczę. – odpowiedział – Liczę właśnie na to,
że mój kochany braciszek się tutaj zjawi.
- Co? – wadera zastanowiła się przez chwilę, co on
kombinował? – Czego ty chcesz? Czemu tu jesteś?
- Zniszczyliście mi życie, odebraliście mi wszystko co
ceniłem i kochałem... A teraz zniszczę wam to co wy odebraliście mi! – wyjaśnił
przez zaciśnięte kły.
- Nikt niczego ci nie odebrał. Sam sobie zdewastowałeś
życie, a teraz szukasz winnych po świecie, bo nie potrafisz przyznać się do
swojej własnej głupoty! – oburzyła się zielonooka.
- Aj Blindwind, jak zawsze naiwna niczym młody
szczeniak... – westchnął Frost – Trudno, nie musisz niczego rozumieć,
wystarczy, że zgniesz w cierpieniach, ty i wszyscy w watasze. – wzruszył ramionami,
a na polanie rozebrzmiał jego chory zachrypnięty śmiech.
Kruk strach miała wyryty na całym pyszczku. To nie był
jej kuzyn, to już nie był ten sam Frost, którego zostawili tyle lat temu na zmrożonych
krańcach świata. Zemsta i gniew zawładnęły jego umysłem, zatruły jego duszę i
serce, odbierając honor... Oszalał, jego szare komórki nie kontaktowały w ten
sam sposób co kiedyś. Ten gburowaty łowca, którym niegdyś był zniknął bez śladu
zastąpiony nieprzewidywalnym, pustym, wyzutym z emocji wilczurem...
Frost wyciągnął łapę, w którym trzymał jakiś starożytny
talizman i wymamrotał kilka słów pod nosem. Trójka wilków stała z zapytaniem
wyrysowanym na pyskach, nie wiedzieli o co mu chodzi. Przeczekali chwilę... Nic
się nie stało... Nagle pomarańczowy blask oświetlił postać czarnego samca, gdy
kamienie na talizmanie zabłysły.
Wind aż wybiło dech z piersi, kiedy jego moc rozeszła się
niczym fala uderzeniowa i przeszyła jej ciało.
- Ferdale może i byliście w stanie pokonać, jednak ta
bestia rozerwie was na strzępy... – rzekł Frost z zadowoleniem – A najlepsze,
że na oczach twojego kochanego kuzynka... – zaśmiał się szyderczo – Uciekajcie,
jeżeli chcecie pożyć jeszcze kilka chwil... Uciekajcie!
Nagle z oddali rozległ się ogłuszający ryk. Dochodził od
strony gór, jednak nawet tutaj, na jakimś nieznanym nikomu odludziu aż rozrywał
bębenki i trząsł ziemią...
Estera? Dean nie może narazie odpisywać ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)