środa, 27 maja 2015

Od Hakai do Wszystkich - Siła w Wariatach Leży!

        - Frost. – Hakai wycedził przez zaciśnięte szczęki – Co ty do cholery wyprawiasz?! – wrzasnął przekrzykując wiatr.
- Niszczę cię, braciszku, niszczę cię od środka, patrzę jak rozpadasz i rozsypujesz się od wewnątrz. – samce nagle znalazły się nos w nos – Jednak widzę, że jesteście jeszcze trudniejsi do wyplenienia niż najgorsze chwasty. – stwierdził przechodząc od Hakai do Andromedy, jednak czerwonooki zastąpił mu drogę.
- Nie zbliżaj się do niej. – warkął napierając na niego swoją masą i odpychając w stronę polany.
- Boisz się? – zapytał się go brat – Przyznaj się, strach miażdży cię i przytłacza, tylko udajesz dobrego Alfę...
- Nie jestem tchórzem, Frost! Ty możesz uciekać i niszczyć wszystko co dla mnie cenne, jednak ja nie poddam się póki cię nie powstrzymam, póki nie obronię i nie poświęcę się dla tego co w życiu cenię!
- Oj, patrzcie, w słowach jesteś mocny, co nie? – zadrwił.
Nagle ziemią zatrząsł kolejny potężny ryk. Tym razem silniejszy, mocniejszy... Bliższy. Członkowie stada spojrzeli po sobie z niepenością oraz srachem.
- Załatwmy to między sobą Frost, co oni ci zrobili? – zapytał Hakai chcąc za wszelką cenę wycignąć z tego swoje stado, żeby chociaż oni nie ponosili konsekwecji jego czynów sprzed laty, niestety jego brat obrał sobie za cel zemsty właśnie ich.
- Bronią taką dwulicową gnidę jak ty, co wystawiła własnego brata na wiatr! – z tymi słowami Frost skoczył na Hakai, zwalając go z zaskoczenia z nóg. Wściekłość lśniła w jego zimnych oczach – Chcesz uratować swoje małe stadko, proszę cię bardzo, ale bez tego nic nie zrobisz. – wskazał na amulet, który obwiązany miał wokół łapy na cienkim łańcuszku.
Podobny był do amulatu Brego, który dostał od Chdeerianki... Pewien pomysł zalśnił czerwonookiemu w głowie. Alva musiała wiedzieć jak on działa! Jakby zgarnął talizman walka byłaby ich!
- To se to wezmę! – krzyknął czarny basior i kopniakiem zwalił brata z siebie.
Podniósł się szybko i skoczył na rodzeństwo, obejmując go z góry za kark łapami, wgryzając mu się w miękkie okolice uszu i przygniatając do ziemi. Frost jednak chwycił go zębami za podbrzusze oraz szarpnął, rozrywając skórę, bryzgając biały śnieg jego zcerwoną juchą. Wśród wiejącego wiatru rozległ się krzyk Adromedy. Alfa odepchnął od siebie brata, który zatoczył się w głębokich zaspach, a następnie już leżał, przygnieciony masywniejszym wilczurem, który wgryzł mu się w gardziel, jednak szybko puścił odskakując. Hakai nie chciał go zabić, nienawidził go za to co uczynił, jednak w ich żyłach wciąż płynęła braterska krew, nie mógł mu od tak odebrać życia, po prostu nie mógł...
Frost jednak nie miał tego hamulca.
- Zawsze byłeś słaby, myślisz, że uważam cię jeszcze za swojego krewnego? Mylisz się i to bardzo, nic nas już nie łączy! – wrzasnął Frost wstając z ziemi oraz obrzucając go wściekłym spojrzeniem, w którym tańczyło szaleństwo.
Hakai żal ścinął serce. Już któryś raz słyszał te łowa z ust rodzonego brata, jednak nie zmieniało to wciąż biegu rzeczy. Nie był bezlitosnym mordercą, było to po prostu wbrew jego naturze.
- Moja siła leży w czym innym. – rzekł twardo, przyjmując na kolejny klatę atak. Samce stały na dwóch nogach siłuąc się przez chwilę, po czym Hakai cisnął nim o ziemię – Pokładam ją w swoim stadzie, w mojej jedynej rodzinie. – odparł kilka ciosów, sam zadając dwa cięcia pazurami.
- Pokładasz swoje siły w nich? – Frost wskazał watahę z niedowierzaniem – W co ty werzysz? Własny brat bratu jest w stanie wbić nóż w plecy, a ty ufasz jakieś bandzie przybłęd! Jesteś żałosny! – Hakai zacinął swoje szczęki na jego barku, tak że jego następne słowa zduszone zostały przez schowyt bólu
- Bo łączy nas cos więcej! – czerwonooki wypluł kłak czarno-białego futra – Jesteśmy Wariatami! – uśmiechnął się dumnie przy tych słowach (choć brzmiały niedorzecznie) skacząc na niego i zbijając z równowagi.
Przeturlali się po polnie mażąc szkarłatną ścieżkę po całej długości. Hakai przypiął brata do śniegu, a zębami sięgnął po amulet, jednak dostał tylko kopniaka w pysk. Niepoddał się, mimowszystko i nie miał zamiaru puszczać wilczura.
- Myślisz, że wam to coś da? – Frost uśmiechnął się przebiegle i w tym momencie tuż nad głowami wszystkich rozległ się przerażający ryk, trzask drzew, chrzęst pękającej ziemi, a z gęstwiny wyłoniły się lśniące bielą szczęki jakieś poczwary, które z zawrotną prędkością zaatakowały Alfę..
- NIE! – wrzask kilku wilków przeszył powietrze, a Hakai zdążył jedynie spojrzeć w górę i...
Nagle przeszył go dziwny, zimny dreszcz, aż do szpiku kosci, świat mu lekko zawirował przed oczyma, a już w następnej chwili stał kilka metrów od Frost’a, wśród swojej watahy. Samiec rozejrzał się dookoła nic nie rozumiejąc, dotrało do niego jedynie, że właśnie otarł się o smierć, że mało nie skończył roztrzaskany w szczękach potwora, jednak cudem uszedł żyw. Dopiero po chwili zauważył Dean’a tuż obok siebie, który właśnie przyjmował formę wilka.
- Dziękuję ci. – wyszeptał Alfa, gdyż z wrażenia nie mógł wydusić z siebie silniejszego głosu.
Chwilę później już tuliła się do niego zapłakana Andromeda, która z przerażeniem parzyła na ten rozlew braterskiej krwi nie rozumiejąc z tego praktycznie nic, zadając sobie pytania dlaczego i po co to robili? Czy nie mogli rozwiązać tego inaczej? Jednak żadnego z nich nie zadała na głos, bowiem znała na nie dobrze odpowiedź. Mogła więc tylko stać z boku i przyglądać się temu bezradne ze wzastającą frustracją. Hakai próbował ją uspokoić spokojnymi słowami, jednak nic to nie dawało.
- Chris?! – zaskoczony głos Jenny wyrwał wszystkich z pierwszego szoku po ujrzeniu bestii, która teraz wypełzła w pełnej okazałości na polanę.
Nad jej głową wisiała w powietrzu dobrze znajoma im sylwetka skrzydlatego, szarego basiora o kolorowej grzywce. Na jego ustach rozciągnięty był przebiegły uśmieszek, a na jego widok niemal całe stado na jedną nutę przeklnęło.
- To jak, Hakai, zabawimy się? – zapytał Frost, teraz cały pewien swojej wygranej – Patrz i podziwiaj niszczycielskie piękno Tauren’a!
- Wy dwulicowe gnidy! – warknął Brego patrząc z nienawiścią na Chris’a, w ogole nie zwracając uwagi ni na Frost’a, ni na poczwarę zajmująca całe dostępne miejsce na polanie.
Po chwili hybryda wystartowała jak strzała w kierunku szarego samca z chęcią mordu lśniącą w oczach.
- Potrzebuję, żebyście odwrócili uwagę bestii, nikt nie ma się wdawać z nią w otwarty bój! – rozkazał Hakai chcąc opanwać sytuację – Alva, umiesz obsługiwać się tym ustrojstwem, co Frost ma na łapie?
- Jeżeli jest to amulet Chedeerianów to owszem. – stwierdziła kotka z kamiennym wyrazem pyska.
- Andromeda. – samiec zwrócił się do załamanej wilczycy – Kocham cię. – rzekł i pocałował dziewczynę (kilka zdziwionych spojrzeń osób-nic-niewiedzących padło na nich, a Zafiro niemal nie rozpłatał Alfy na dzwonka) - Jeżeli ktoś będzie ranny musisz wraz z Silvą odrazu ich wyleczyć, liczę na was. – wilczyca pokiwała jedynie głową niezdolna na żadne słowa, a Bane potwierdziła to stanowczymi słowami – Do dzieła, moi drodzy, jesteśmy Wairatami i nikt nie będzie się nam tu panoszył! – zagrzał do walki swoje stado, po czym sam ruszył na starcie z Frost’em.


I Kto teraz? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)