- Frost. –
Hakai wycedził przez zaciśnięte szczęki – Co ty do cholery wyprawiasz?! –
wrzasnął przekrzykując wiatr.
- Niszczę
cię, braciszku, niszczę cię od środka, patrzę jak rozpadasz i rozsypujesz się
od wewnątrz. – samce nagle znalazły się nos w nos – Jednak widzę, że jesteście
jeszcze trudniejsi do wyplenienia niż najgorsze chwasty. – stwierdził przechodząc
od Hakai do Andromedy, jednak czerwonooki zastąpił mu drogę.
- Nie
zbliżaj się do niej. – warkął napierając na niego swoją masą i odpychając w stronę
polany.
- Boisz się?
– zapytał się go brat – Przyznaj się, strach miażdży cię i przytłacza, tylko
udajesz dobrego Alfę...
- Nie jestem
tchórzem, Frost! Ty możesz uciekać i niszczyć wszystko co dla mnie cenne,
jednak ja nie poddam się póki cię nie powstrzymam, póki nie obronię i nie poświęcę
się dla tego co w życiu cenię!
- Oj,
patrzcie, w słowach jesteś mocny, co nie? – zadrwił.
Nagle ziemią
zatrząsł kolejny potężny ryk. Tym razem silniejszy, mocniejszy... Bliższy.
Członkowie stada spojrzeli po sobie z niepenością oraz srachem.
- Załatwmy
to między sobą Frost, co oni ci zrobili? – zapytał Hakai chcąc za wszelką cenę
wycignąć z tego swoje stado, żeby chociaż oni nie ponosili konsekwecji jego
czynów sprzed laty, niestety jego brat obrał sobie za cel zemsty właśnie ich.
- Bronią taką
dwulicową gnidę jak ty, co wystawiła własnego brata na wiatr! – z tymi słowami
Frost skoczył na Hakai, zwalając go z zaskoczenia z nóg. Wściekłość lśniła w
jego zimnych oczach – Chcesz uratować swoje małe stadko, proszę cię bardzo, ale
bez tego nic nie zrobisz. – wskazał na amulet, który obwiązany miał wokół łapy
na cienkim łańcuszku.
Podobny był
do amulatu Brego, który dostał od Chdeerianki... Pewien pomysł zalśnił
czerwonookiemu w głowie. Alva musiała wiedzieć jak on działa! Jakby zgarnął
talizman walka byłaby ich!
- To se to
wezmę! – krzyknął czarny basior i kopniakiem zwalił brata z siebie.
Podniósł się
szybko i skoczył na rodzeństwo, obejmując go z góry za kark łapami, wgryzając
mu się w miękkie okolice uszu i przygniatając do ziemi. Frost jednak chwycił go
zębami za podbrzusze oraz szarpnął, rozrywając skórę, bryzgając biały śnieg
jego zcerwoną juchą. Wśród wiejącego wiatru rozległ się krzyk Adromedy. Alfa odepchnął
od siebie brata, który zatoczył się w głębokich zaspach, a następnie już leżał,
przygnieciony masywniejszym wilczurem, który wgryzł mu się w gardziel, jednak
szybko puścił odskakując. Hakai nie chciał go zabić, nienawidził go za to co
uczynił, jednak w ich żyłach wciąż płynęła braterska krew, nie mógł mu od tak
odebrać życia, po prostu nie mógł...
Frost jednak
nie miał tego hamulca.
- Zawsze
byłeś słaby, myślisz, że uważam cię jeszcze za swojego krewnego? Mylisz się i to
bardzo, nic nas już nie łączy! – wrzasnął Frost wstając z ziemi oraz obrzucając
go wściekłym spojrzeniem, w którym tańczyło szaleństwo.
Hakai żal
ścinął serce. Już któryś raz słyszał te łowa z ust rodzonego brata, jednak nie
zmieniało to wciąż biegu rzeczy. Nie był bezlitosnym mordercą, było to po
prostu wbrew jego naturze.
- Moja siła
leży w czym innym. – rzekł twardo, przyjmując na kolejny klatę atak. Samce
stały na dwóch nogach siłuąc się przez chwilę, po czym Hakai cisnął nim o
ziemię – Pokładam ją w swoim stadzie, w mojej jedynej rodzinie. – odparł kilka
ciosów, sam zadając dwa cięcia pazurami.
- Pokładasz
swoje siły w nich? – Frost wskazał watahę z niedowierzaniem – W co ty werzysz?
Własny brat bratu jest w stanie wbić nóż w plecy, a ty ufasz jakieś bandzie
przybłęd! Jesteś żałosny! – Hakai zacinął swoje szczęki na jego barku, tak że
jego następne słowa zduszone zostały przez schowyt bólu
- Bo łączy
nas cos więcej! – czerwonooki wypluł kłak czarno-białego futra – Jesteśmy Wariatami!
– uśmiechnął się dumnie przy tych słowach (choć brzmiały niedorzecznie) skacząc
na niego i zbijając z równowagi.
Przeturlali
się po polnie mażąc szkarłatną ścieżkę po całej długości. Hakai przypiął brata
do śniegu, a zębami sięgnął po amulet, jednak dostał tylko kopniaka w pysk.
Niepoddał się, mimowszystko i nie miał zamiaru puszczać wilczura.
- Myślisz,
że wam to coś da? – Frost uśmiechnął się przebiegle i w tym momencie tuż nad
głowami wszystkich rozległ się przerażający ryk, trzask drzew, chrzęst
pękającej ziemi, a z gęstwiny wyłoniły się lśniące bielą szczęki jakieś
poczwary, które z zawrotną prędkością zaatakowały Alfę..
- NIE! –
wrzask kilku wilków przeszył powietrze, a Hakai zdążył jedynie spojrzeć w górę
i...
Nagle
przeszył go dziwny, zimny dreszcz, aż do szpiku kosci, świat mu lekko zawirował
przed oczyma, a już w następnej chwili stał kilka metrów od Frost’a, wśród
swojej watahy. Samiec rozejrzał się dookoła nic nie rozumiejąc, dotrało do
niego jedynie, że właśnie otarł się o smierć, że mało nie skończył roztrzaskany
w szczękach potwora, jednak cudem uszedł żyw. Dopiero po chwili zauważył Dean’a
tuż obok siebie, który właśnie przyjmował formę wilka.
- Dziękuję
ci. – wyszeptał Alfa, gdyż z wrażenia nie mógł wydusić z siebie silniejszego
głosu.
Chwilę
później już tuliła się do niego zapłakana Andromeda, która z przerażeniem
parzyła na ten rozlew braterskiej krwi nie rozumiejąc z tego praktycznie nic,
zadając sobie pytania dlaczego i po co to robili? Czy nie mogli rozwiązać tego
inaczej? Jednak żadnego z nich nie zadała na głos, bowiem znała na nie dobrze odpowiedź.
Mogła więc tylko stać z boku i przyglądać się temu bezradne ze wzastającą
frustracją. Hakai próbował ją uspokoić spokojnymi słowami, jednak nic to nie
dawało.
- Chris?! –
zaskoczony głos Jenny wyrwał wszystkich z pierwszego szoku po ujrzeniu bestii,
która teraz wypełzła w pełnej okazałości na polanę.
Nad jej
głową wisiała w powietrzu dobrze znajoma im sylwetka skrzydlatego, szarego
basiora o kolorowej grzywce. Na jego ustach rozciągnięty był przebiegły uśmieszek,
a na jego widok niemal całe stado na jedną nutę przeklnęło.
- To jak,
Hakai, zabawimy się? – zapytał Frost, teraz cały pewien swojej wygranej – Patrz
i podziwiaj niszczycielskie piękno Tauren’a!
- Wy
dwulicowe gnidy! – warknął Brego patrząc z nienawiścią na Chris’a, w ogole nie
zwracając uwagi ni na Frost’a, ni na poczwarę zajmująca całe dostępne miejsce
na polanie.
Po chwili
hybryda wystartowała jak strzała w kierunku szarego samca z chęcią mordu
lśniącą w oczach.
- Potrzebuję,
żebyście odwrócili uwagę bestii, nikt nie ma się wdawać z nią w otwarty bój! –
rozkazał Hakai chcąc opanwać sytuację – Alva, umiesz obsługiwać się tym
ustrojstwem, co Frost ma na łapie?
- Jeżeli
jest to amulet Chedeerianów to owszem. – stwierdziła kotka z kamiennym wyrazem
pyska.
- Andromeda.
– samiec zwrócił się do załamanej wilczycy – Kocham cię. – rzekł i pocałował
dziewczynę (kilka zdziwionych spojrzeń osób-nic-niewiedzących padło na nich, a
Zafiro niemal nie rozpłatał Alfy na dzwonka) - Jeżeli ktoś będzie ranny musisz wraz
z Silvą odrazu ich wyleczyć, liczę na was. – wilczyca pokiwała jedynie głową
niezdolna na żadne słowa, a Bane potwierdziła to stanowczymi słowami – Do dzieła,
moi drodzy, jesteśmy Wairatami i nikt nie będzie się nam tu panoszył! – zagrzał
do walki swoje stado, po czym sam ruszył na starcie z Frost’em.
I Kto
teraz? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)