niedziela, 31 maja 2015

Od Trash'a i Dani - Wędrówka z Bananami





       (Trochę o tym jak zachowują się Dan i Trash * Jakie relacje ich łączą * I co porabiają na terenie watahy)
(Oraz trochę o bananach)


 - … I wtedy właśnie siostra skoczyła i udało jej się uniknąć pożarcia przez te ogromne płomienie! Wszyscy odetchnęliśmy. Nawet nie wiesz jak nas zestresowała! Bard to ze strachu aż pocałował dziewczynę, która mu się podobała. Niby dziwne, ale on zawsze podejmował nieracjonalne decyzje. Dała mu w pysk, ale spoko wodza! - teraz z tego co wiem mają już 2 dzieci. Ale wracając do Lazy, to ona wtedy…
Ruda dziewucha znowu się rozgadała, zawierając w swoich wypowiedziach coraz więcej informacji na temat… na każdy temat. Bo akurat jeśli chodzi oto, to skakała jak szalona - od gry do pożaru od pożaru do akcji ratunkowej od akcji do jakiś romansów, a potem do dzieci, z którymi zazwyczaj z niewiadomych przyczyn łączyła polowania na mango. Na mango! Toż to nawet nie ucieka! A potem wraca do akcji ratunkowej… itd. Ale o dziwo pomimo chaosu jaki wprowadzała do własnych wypowiedzi dało się ją bez problemu zrozumieć (o ile ktoś słuchał) i nawet coś z tego wyciągnąć. A skoro paplała już któryś dzień z rzędu to wyciągniętych wniosków mogła się uzbierać już całkiem pokaźna kolekcja, która to stanowiła fundament oceny dziewczyny oraz mniej więcej stylu jej życia, a ten do spokojnych czy nudnych na pewno nie należał. Podobnie zresztą jak jego, ale on nie umiałby o tym opowiedzieć, a już na pewno nie tak barwnie i dynamicznie jak panienka Dan, która zaszczycała go coraz to nowymi relacjami, historiami i gawędami, ani na chwilę nie ukazując objawów zmęczenia czy chociażby głodu, choć już z kilkanaście razy wyraźnie powiedziała, że głodna jest jak lew, a nawet że boli ją głowa. Swoją drogą ciekawe jak zachowywała się kiedy była w pełni sił - aż przeszły go dreszcze gdy o tym pomyślał, wyobraził sobie bowiem ją jak rudą wiewiórkę skaczącą z palmy na palmę, w przelocie zrywającą kokosy i rzucającą nimi w locie prosto w twarz niewinnych wilków, a najgorsze było to, że do każdej kolejnej ofiary krzyczała z uśmiechem: ,,Miłego dnia!" - i w tym momencie zazwyczaj uderzał kokos.



Wzdrygnął się raz jeszcze i niepewnie spojrzał na drepczącą obok niego roześmianą młódkę. Rude fale włosów zasłaniały niekiedy jej twarz o dużych oczach koloru malachitu oraz jeszcze większym nosie, a  łopatki w równym tempie przesuwały się pod skórą ukazując jak szybko ta niewielka wadera musi przebierać nóżkami, by dotrzymać mu tempa. Cóż, on sam należał do tych pseudo-szczęśliwców z chudymi, długimi łapami, które prężnie przemieszczały ciało do przodu zużywając przy tym niewiele energii, której on w przeciwieństwie do Danii nie czerpał ze słońca. Ani z chmur. Ani z wiatru… Czym ona do cholery, tak naprawdę jest zasilana!?
Znów niespokojnie machnął głową. Zaraz potem ocknął się, a do jego świadomości dotarło, że w czasie gdy zamyka się w świecie własnego umysłu dziewczyna celuje w niego kolejnymi pytaniami i twierdzeniami na jego temat, które sama sobie zresztą wymyśla jeśli w przeciągu sekundy nie otrzyma odpowiedzi. A tych  otrzymać nie mogła, bowiem Husk wnikając w głąb swojej głowy odcinał się od wszelkich bodźców ze świata zewnętrznego w tym i od pytań mu zadawanych. 
Teraz zorientował się, że znów to zrobił, ale przyzwyczajony nie przejmował się tym zbytnio - całe życie tak funkcjonował. Jeśli kogoś to wnerwiało, proszę bardzo - mógł se pójść gdzie indziej i zaczepiać kogoś innego.
Szalonej Dan jednak nawet przez chwilę nie przyszło przez myśl coś takiego. Bardzo pasowało jej towarzystwo Trash'a. Grunt, że mogła się w końcu wygadać i podzielić z kimś emocjami, które w czasie samotnej podróży o mało jej nie rozsadziły. Teraz, gdy był obok czuła, że ma o wiele więcej energii, i że szybko jej nie straci - musiała w końcu jeszcze tyle powiedzieć!
- Wiesz, kiedyś myślałam, że polubię banany bardziej od pomarańczy, ale jednak nie. Jak byłam mała to spróbowałam i jednak pomarańcze leżały mi bardziej. Właśnie! Leżały. Bo potem jednak stwierdziłam, że wolę banany. Ale pomarańcze nadal lubię! Znaczy najlepiej to w ogóle smakują razem, o! Próbowałeś? Pychota! Słodkie i mocne zarazem, gęste i bardziej płynne niż każde z osobna - delicje! Ale tu nie widziałam bananów… jak myślisz, za słabo szukałam? Pewnie tak. A ty owoce lubisz? - W końcu umilkła i z szerokim uśmiechem wpatrywała się w jego pysk. Poczuł się dziwnie, jakby coś go skręciło w żołądku, ale szybko opanował to nie przyjeme uczucie.
- Nie jadam owoców. - Odparł krótko i rzeczowo, głosem matowym jak mleczna szyba, lecz skąpanym w mroku i oparach przygnębienia, czyli najbardziej dla siebie typowym, łypiąc na dziewczynę czerwonym okiem. 
Co innego miał odpowiedzieć? Są wilkami, mięsożercami, nie powinni zajadać się niczym innym niż świeżym mięsem, bo może im zaszkodzić. Chociaż on i tak nie zasługiwał na świeże mięso… dla niego przeznaczono odpadki, którymi będzie się żywić do końca życia, o ile będzie mu dane wcześniej nie zdechnąć przez jakieś zatrucie. Ale cóż, sam był nędznym odpadkiem, więc może naturalne trucizny go oszczędzą? Nie, oszczędzą nie, kto by chciał go oszczędzać - prędzej się już na nie uodpornił. No a poza tym jego postać ładnie wpasowywała się w powiedzenie ,,jesteś tym co jesz", co o dziwo bardzo poprawiało mu humor. Dobrze jest być wpisanym w jakąś ogólnie znaną zasadę. To pozbawia cię złudzeń i pokazuje ścieżkę jaką powinieneś podążać.
- Żadnych? Serio!? - Gwałtowny okrzyk dziewczyny zwrócił jego myśli z powrotem na ziemię, a dokładnie na  oświetlone bladym słońcem tereny obcej watahy, po których chodzili już drugi dzień w poszukiwaniu… cóż, każde z nich szukało raczej czego innego. 
- Żadnych jagódek, jabłek, truskawek? Nic? Na pewno? - Dziewczyna nie ustępowała toteż musiał sobie przypomnieć i ze słów rozsypanych po umyśle ułożyć zrozumiałe, najlepiej krótkie zdanie i jeszcze do tego wyraźnie je wypowiedzieć. 
Samo myślenie o tym go męczyło, ale postanowił spróbować i w trakcie gdy Dania naciskała na niego kolejnymi pytaniami wykombinował, krótką choć nie zamykającą tematu odpowiedź:
- Może kiedyś jakieś jagody… - Po czym gdy rozradowana dziewczyna umilkła zebrał się w sobie i dodał: 
- Może też nawet truskawki… A… ale wolę ryby. - To ostatnie zdanie było dla jego organizmu takim szokiem, że aż nie mógł wypowiedzieć go bez zająknięcia. Nie przyzwyczajony był do tak obszernych wyznań. 
A Szalona Dan tylko klasnęła w łapki.
- No, widzisz! Mówiłam, że coś musiałeś próbować! W sumie bardzo ci pasują truskawki i jagody. Truskawki jak twoje oczy, jagody jak futro! - Uśmiechnęła się zadowolona, po czym kontynuowała: - A do mnie z kolei pasują pomarańcze, bo mam rude loki i banany, o widzisz, tu - do spodniej części futerka. Niektórzy mówią, że jest kremowe, ale ja utrzymuję, że bananowe, ale wiesz co? W sumie to banan od środka ma kolor kremowy… nie uważasz? Taki bardzo podobny. Właściwie ten środek to miąższ, żeby nie było, że jestem głupia i nie znam nazwy, ale nie każdy się tym przejmuje, więc nie zawsze dodaję. Ale nie zgodzisz się ze mną, że banan jest jednak koloru kremowego? Przyznasz chyba, że mam sporo racji w tym temacie?
Trash już zdążył ochłonąć po ostatniej wypowiedzi i teraz na nowo mógł zacząć się wysilać, by ułożyć i wypowiedzieć kolejną. Tym razem poszło mu szybciej.
- Nie wiem, nie widziałem bananów. - Przyznał obojętnym tonem. 
Co on, tropikalna sunia, że ma znać wszystkie gatunki owoców? Absurd! Choć musiał przyznać, że rozległa wiedza dziewczyny mu imponowała. Choć czy to na pewno było to uczucie? A może był o tą wiedzę, o te wszystkie przeżycia po prostu zazdrosny? Dania zdążyła mu już tyle naopowiadać… bardzo dużo widziała jak na taką smarkulę.
- Nie widziałeś bananów!? - Ruda aż zachłysnęła się wciągniętym ze zdziwienia powietrzem. Szok wymalowany na jej pyszczku mówił sam za siebie: nie sądziła, że spotka tu tak ograniczonego głupca, który nigdy nie widział tych pociesznych owoców. Aż trochę się zirytował.
- Na pewno? A może jednak!? - Drążyła temat próbując chodzić i gestykulować jednocześnie co kończyło się potknięciami i wchodzeniem mu pod łapy. - Może po prostu nie wiedziałeś, że to banan? To takie żółte przypominające krótkie, grube i lekko wygięte gałęzie to właśnie to! Oooo takie! - Pokazała przysiadając na tylnych łapkach, przed nimi wskazując mniej więcej długość i kształt omawianego przedmiotu.
Irytacja zniknęła. Więcej - Husk o mało co się nie uśmiechnął. W sumie to całkiem urocza z niej istotka… Jest oczywiście jego zagrożeniem i rywalem w przetrwaniu, ale mimo wszystko umila mu czas… trochę męczy, ale nie daje się zbyć no i jeszcze ani razu nie wyglądała na urażoną jego zachowaniem. Wyglądało na to, że mógł się przy niej zachowywać jak zazwyczaj i będzie w porządku. To napełniało jego wnętrze uczuciem przyjemnego spokoju, a ono z kolei tłumiło za każdym razem rodzącą się od czasu do czasu irytację. Dziewczyna miała też jeszcze jedną cechę, która pozwoliła mu nie stresować się zbytnio w jej towarzystwie już wtedy kiedy się po raz pierwszy spotkali cały czas się uśmiechała. Niby nic, a jednak w naturalny sposób uśmiech oddziaływał na niego kojąco. Ponoć zresztą zawsze pozytywniej odbieramy osoby, które szczerze się uśmiechają. No i faktycznie - Dan była w tym najzupełniej szczera, to pewne (kto dałby radę na siłę szczerzyć się trzeci dzień z rzędu). No i nie był to uśmiech kpiący czy szyderczy, tylko taki… no, chyba normalny. Może… może ciut za szeroki, ale to chyba w porządku. Nie jego mięśnie, nie musi się martwić. No i te oczy patrzące z żywym, trochę zbyt nachalnym zainteresowaniem. Co prawda mówiła głównie o sobie, ale przynajmniej mógł się wtedy wyłączyć i spokojnie iść myśląc o własnych sprawach. I oboje byli zadowoleni.
- Nie, nie widziałem. - Odparł w końcu, lekko kręcąc głową. 
Był całkowicie świadom swojej niewiedzy, do której widocznie panna Wargerbund musi się przyzwyczaić. O ile będzie jej się chciało przyzwyczajać. W końcu to, że teraz idą razem nie znaczy, że utrzymają kontakt… właściwie czy on w ogóle chciał go utrzymywać? Znów odpłynął, a skonsternowana Dan tym razem raczyła to zauważyć i chwilowo umilkła. Chwilowo. Na bardzo krótko, bo cisza bardzo szybko zaczęła ją męczyć, a nawet z lekka denerwować. Złapała się więc części poprzedniej wypowiedzi towarzysza, której nie zignorowała, choć chwilowo pominęła. 
- Mówisz, że lubisz ryby, co? - Rzuciła nieco zamyślona próbując jakoś tak dobrać słowa by go zainteresowały - Może masz jakiś ulubiony gatunek? Ja wiesz… o dziwo nie jadam ryb za często. - Spróbowała metody na 'niewiedzę'. Jednak nie uzyskawszy odpowiedzi w przeciągu kilku sekund na nowo włączyła paplaniowy motorek i ruszyła z kolejną opowieścią jak to jej kuzyn Jack poszedł nad jezioro…
Tak właśnie minęło im trzecie wspólne popołudnie, a drugie na najlepszym dostępnym dla drapieżców terenie, która zajmowała pewna wataha… Chwila… skoro są najlepsze, to co robi tu Trash!?
Kiedy o tym pomyślał zatrzymał się gwałtownie opuściwszy głowę. Załamany aż chciał zawrócić i wywędrować stąd na jakieś gorsze, najlepiej NAJgorsze tereny, ale Dan w porę zagrodziła mu drogę.
- Co ty wyprawiasz? - Spytała zaskoczona samym tym, że chłopak wykonał jakiś niespodziewany ruch. - Źle się czujesz.
- Tak - Wilk już nie miał siły wymyślać innych odpowiedzi. Wszystkie jego myśli kłębiły się wokół przekonania, że zdecydowanie nie jest w odpowiednim miejscu, jak nic popełnił błąd życia i teraz go zatłuką!
- Ale co ci jest!? - Teraz młoda na serio się przestraszyła. W sumie to co wczoraj jedli nie było pierwszej świeżości…
Husk tylko pokręcił głową i bez sił położył się na ziemi. No pięknie! Co on sobie myślał!? Co mu do łba strzeliło by wpraszać się na cudze, najlepsze tereny! Ta dziewucha tak go rozpraszała, że poprzedniego dnia nawet nie zastanawiał się nad konsekwencjami przekroczenia granicy. Argh! Jest totalnym śmieciem! Głupi jełop od ryb, to nie jego miejsce! Musi stąd uciekać, ale dokąd? Od granicy conajmniej jeden dzień drogi, on tego nie przeżyyyjeee…
W czasie gdy on popadał w coraz większą rozpacz Dania dwoiła się i troiła próbując wybadać co mu się stało, ale zesztywniałe, kłujące futro uniemożliwiało jej jakiekolwiek badanie i sprawdzenie przynajmniej podstawowych czynności życiowych. Po jękach jedynie słyszała, że dychał.
- No ej, rusz się! Co ci!? Mów! Już, gadaj, to nie zdrowo tak leżeć i milczeć! - Próbowała jakoś go popchnąć, ale szybko zaniechała tych praktyk. Nawet gdyby jej nie kłuło, to i tak była za mała by go ruszyć.
Chwilę jeszcze się pomęczyła skacząc dookoła kolegi po czym stanęła przed jego ukrytym w łapach pyskiem i spojrzała na niego robiąc tak poważną, że aż naburmuszoną minę. Jednak tak naprawdę była przede wszystkim zatroskana. No nie mówcie, że to trzeci dzień znajomości, a ona już mu coś zrobiła!
- Ymm… możesz powiedzieć co ci jest? - Spytała tak spokojnie, że chłopak o mało nie podskoczył. To było… przerażające gdy robiła to osoba jej pokroju!
Jednak przy okazji otrząsnął się lekko i był teraz w stanie udzielić jej odpowiedzi.
- J… j…
- Hmm? - Nadstawiła uszu, pochylając się do przodu.
- Je… jestem beznadziejny - Wyjąkał Trash załamanym tonem i jeszcze głębiej próbował ukryć pysk w łapach. Co on, myślał, że wtedy potencjalni wrogowie go nie zauważą?
- Hę!? - Dania odchyliła się tak mocno do tyłu, że aż musiała przysiąść. - Co, teraz ci się zebrało!? Nie jesteś beznadziejny, rusz się! Jeśli tylko o to chodzi to było mnie nie straszyć, co chcesz żebym była siwa zamiast ruda!? Rusz tyłek gościu, musimy znaleźć watahę! - Krzyknęła radośnie i niechcący wykonując podskok sypnęła mu piaskiem w twarz. 
On tylko jęknął boleśnie na dźwięk słowa 'wataha' i uniósł się na łapach. Czyli ona tam idzie! Szuka ich! A więc to tak! Los ich ze sobą zetknął tylko po to, by doprowadziła go przed oblicze jakiś czarnych brutali! Pewnie, jak zwykle, czego się spodziewał… Jeszcze kilka chwil i nowych uwag od Dan, a jego załamanie przeszło na nowy poziom, kiedy wszystko nagle stało mu się całkowicie obojętne.
I take go znajdą… i take dorwą. W sumie… zawsze tak było. Może tylko trochę go pokiereszują? Jeśli zdąży się doczołgać do granicy…
Nawet nie zauważył kiedy wstał i ruszył przed siebie o mało nie rozdeptując już na nowo rozgadanej znajomej. Czyli wszystko wróciło do normy…
I tak szli obok siebie, on chmurnie łypiąc przed siebie czeronym okiem, ona wesoło skacząc obok niego i gadając o swoim wujku co…


Tadam!  Pierwszy post skończony, od teraz moje wilki oficjalnie znajdują się na terenach watahy! ^^
A to oznacza, że jak chcecie popisać, to proszę bardzo! I'm ready! >3

(Jakby co jesteśmy daleko od pola walki ;3)

Nieważne dla ilu jesteś śmieciem, jeżeli choć dla jednej osoby znaczysz coś więcej niźli ci, którzy cię nękają. (Ta, akurat, serio wierzysz w te romantyczne bzdury? Heh, naiwniak ~)



Imię: Trash Husk (Śmieć i Ość? Tak. On sam uważa, że oba świetnie do niego pasują i nawet nie śmiał  myśleć, by którekolwiek z nich zmienić, choć wbrew pozorom przykłada wielką wagę do tego jak kto go nazywa. Śmieć czy Ość? Niektórzy łączą te dwa imiona w jedno 'Trashusk', to też ciekawy wybór)
Przezwisko: Ribbon (Dlaczego tak? Otóż znalazła się kiedyś osoba, a nawet parę takich, co nie chcieli jakoś za bardzo mówić na niego Trash, a i Husk im coś nie leżało. Wymyśli więc Ribbona. Cóż… jest w porządku. To nawet było chyba miłe…)
Wiek: 3 lata (18 hmmm… nie za dużo, nie za mało jak dla mnie)
Płeć: Sssssamiec, chłopczyna z krwi i (k)ości, a jakże!
Punkty Walki: 18
Czym Ty jesteś?: (Trash - w myślach): Dobre pytanie. Czym tak naprawdę jesteśmy? Po kiego się rodzimy i jaki mamy cel? Zwłaszcza ktoś taki jak ja? Jesteśmy niczym! Albo tylko ja jestem niczym… a może wszyscy jednak jesteśmy potrzebni? Tylko komu i po co? Mnie chyba potrzebowali tylko po to, by się nade mną znęcać, tak, to było moje zadanie kiedy byłem młodszy. A teraz? Komu jestem potrzebny? Co mam robić? Bo dawać się poniżać już nie mam zamiaru. Chociaż… to bez różnicy. Ale to pytanie… jakże niefortunne! Zmusza do myślenia o rzeczach, które nie są esencją wypowiedzi i co więcej nikogo nie obchodzą! Świat jest okrutny. Ci którzy zadają takie pytania też są okrutni. Albo to ja… to moja wina, bo tak to interpretuję. Mogło im chodzić o zupełnie co innego. Tak, pewnie o co innego im chodziło…
(Trash - na głos): Jestem… wilkiem.
No to uzupełnię, bo jemu zostawić tego nie można jak widzę. Wilkiem i owszem pan ostka jest, ale ma ciekawą cechę, której pochodzenie i przyczyny zostaną na razie zawoalowane nieprzeniknioną czernią kuszącej tajemnicy x3 
Mianowicie chodzi tu o miejscami przydługie, rozczochrane z natury futro, które pod wpływem zwiększonego stężenia adrenaliny (hormonu walki i ucieczki) we krwi, sztywnieje i poniekąd prostuje się, choć i tak zazwyczaj pozostaje lekko wygięte przypominając pokrywające ciało wilka rybie ości. Jednocześnie mięśnie przywłosowe unoszą pojedyńcze włosy (tak jak to się dzieje u nas podczas występowania tzw. gęsiej skórki) tworząc z futra potencjalnie niebezpieczną broń oraz tarczę. Na szczęście organizm tak reguluje tą reakcję, by Husk sam siebie nie ranił, choć mimo to uczucie pozostaje dziwne. Dodatkowo ocierające o siebie włoski zabawnie chrzęszczą. 
Co robisz najlepiej?: (Trash - w myślach): Co mógłbym im odpowiedzieć? Czy i to pytanie jest podchwytliwe? Czego chcą się tak naprawdę poprzez nie dowiedzieć? Może dzięki temu chcą poznać nie moje mocne strony, ale najsłabsze punkty? Tak, to dwulicowe żmije, zapewne o to im chodzi. Ale… to i tak nic nie zmienia, bo nie mam mocnych stron. Czyli nie muszą się o nic pytać, mają odpowiedź od razu na talerzu. Czyli pewnie chcieli się po prostu nade mną poznęcać, bo po co innego zadawali by mi niepotrzebne pytania?
(Trash - na głos): … Nic.
To i tu dopowiem, bo z nim się nie da -.-" 
- Może to nie jest jakiś specjalny talent, ale Ribbonek potrafi przetrwać na samych odpadkach, nie otruwając się i nie ginąc z głodu przez wiele miesięcy
- Świetnie pływa pod wodą (w nurkowaniu jest lepszy niż zwykłym pływaniu z łbem wynurzonym ponad powierzchnię)
- Jest bardzo wygimnastykowany i ma giętkie ciało, co oznacza że góruje w zwinności (choć sam raczej nigdy nie patrzył na to w ten sposób)
- Ma niesamowity refleks i błyskawicznie reaguje na bodźce (z wyjątkiem odpowiedzi na kierowane do niego pytania, bo wtedy sprawia wrażenie, że jak nie niedorozwinięty, to jest przynajmniej zdrowo przygłuchy) 
- Umie też szybko biegać, ale tu akurat nie wykracza ponad ogólnie przyjęte standardy.
Rodzina: Na razie ciii ~ Zgoda? Jak będzie trzeba sam o niej powie (ta jasne, akurat powie! Kogo ja chcę oszukać?) 
Partnerka: Nie ma i… O nie, nie rzucę oklepanym do urzygu tekstem 'wątpi by kiedyś jakaś go zechciała', bo jak nie ja to pawia puści ktoś inny, a szanuję klawiatury waszych komputerów. Po prostu nie ma i już. Koniec.
Potomstwo: Nie ma, nie ma, choć zastanawiał się jakie jego cechy ewentualnie mogłyby odziedziczyć jego dzieci: Czerwone oczy? Charakter? Zdolność? Tą przerażająco przygnębiającą mizerność?... Czy warto w ogóle mieć dzieci?
Klan: Heh heh, akurat! Komu byłby tam potrzebny? Jakby dowódcy mieli mało na głowie! Poza tym… nie zastanawiał się jeszcze. Jakby to było należeć do klanu? Byłby wtedy bardziej kimś niż jest teraz? A może mniej? W sumie to warte przemyślenia...
Stanowiska/ Ranga: Fu fu fu, 'nic nierobek' byłby fajny, ale chyba to zbyt męczące… nic nie robić? On i tak robi niewiele, a jakby robił jeszcze mniej to chyba zacząłby znikać, aż w końcu jego istnienie zostałoby całkowicie wymazane z tego świata. A więc… Wojownik, ani obrońca nie (pewnie przy okazji i tak każą mu rzucić się za nich do gardła wroga), w polowaniu nie jest zbyt dobry (chyba, że chodzi o ryby) więc… Bycie szpiegiem chyba będzie ok. SZPIEG to to, co Trash może robić (o ile nie będzie za głośno chrzęścić).
Zaś jeśli chodzi o rangi to jest oczywiście Omegą - Samotnikiem (wykwalifikowanym, doświadczonym i z certyfikatem w postaci - ostatnio nasilonej - antropofobii).

Charakter i Osobowość: Przede wszystkim Trash w połowie jest fatalistą. W połowie bowiem niczego nie jest do końca pewny, nawet swojej 'śmieciowatości', choć nie śmie myśleć, że mógłby stać się kimś choć odrobinę… ważniejszym. A skoro nie do końca wie kim sam jest i jakie jest jego miejsce, jak może być pewny, że istnieje coś takiego jak przeznaczenie? Jednak często jest ono częścią jego rozmyślań uwydatniając jak wspaniałym fatalistą mógłby być, gdyby w końcu przestał gdybać i na coś się łaskawie zdecydował. Tak jak mówiłam - Trash nie jest pewny niczego. Ale najbliżej pewności jest w temacie swojej marności oraz nieprzyjazności świata. Jednak i tu zdarza mu się wysnuć rozważania idące w całkiem przeciwnym niż zwykle kierunku… Tak, czerwonooki wilczek jest myślicielem, choć naprawdę tego po nim nie widać. Z zewnątrz bowiem przypomina wyciągniętego ze śmietnika dzikusa, a zachowuje się mrukliwie i nieprzystępnie. W towarzystwie jak nie milczy to najczęściej burczy. Trudno jest go rozgryźć, zwłaszcza, że tak dużo ukrywa przed światem, a nawet przed samym sobą. Choć o rozdwojenie jaźni w opisie pokusić się nie mogę, to dualizm jego natury niekiedy staje się bardzo wyraźny. Przekonany o swojej niskiej pozycji, w której zmianę raczej nie wierzy pokornie poddaje się władzy, a także kpinom i docinkom ze strony… praktycznie każdego. Odda swoją zdobycz, odejdzie z podkulonym ogonem i będzie skamlał jeśli ktoś mu każe. Jednak do czasu. Kiedyś w końcu przychodzi chwila gdy cienka, niewidzialna granica zostaje przekroczona przez pewnego siebie napastnika, wykorzystującego jego fatalistyczną mentalność. I wtedy zaczyna się robić gorąco, coraz goręcej… krwawo. Napadnięty Husk choć kiedyś poddawał się losowi i cudzym humorom obecnie coraz częściej staje w obronie siebie i swojej godności nie okazując przeciwnikowi ani cienia współczucia ani litości. O stylu walki napiszę w odpowiednim punkcie tu jednak muszę dodać, że nasz fatalista nigdy nie atakuje pierwszy - walczy tylko w swojej obronie, a jeśli ktoś zrezygnuje z przedłużania walki Trash nie będzie go gonił. Nie szuka zemsty. Jest przekonany, że na takiego kogoś jak on inni po prostu muszą napadać. Tak już miało być i tyle. Ale teraz już nie czeka biernie, aż ktoś rozszarpie mu gardło - sam woli to zrobić gdy już mu się znudzi ten świat. 
Więc jak już postanowicie nim trochę popomiatać, to dobra - nie będzie się czepiał. Jednak gdy za bardzo wleziecie mu na łeb, jeśli niechcący omskniecie się balansując na granicy jego cierpliwości liczcie się z tym, że bez względu na wiek i płeć zostaniecie zdrowo pokiereszowani. W dodatku z wiekiem Ribbon ośmiela się coraz częściej stawać okoniem i nie przyjmować cudzych poleceń, a także łatwiej jest go sprowokować. Lecz mimo wszystko… na razie i tak łatwo nim szargać.
Jeszcze jedna sprawa. Otóż pomiędzy tym co mówi, a tym co myśli istnieje istna przepaść, której bez mocy telepatii po prostu nie da się przeskoczyć. Na około 6 linijek jego myśli przypada zazwyczaj maksymalnie jedno głośno wypowiedziane zdanie, w dodatku będące najczęściej przeciwieństwem tego co właśnie pomyślał. Przez to sprawia wrażenie mrukliwego antypaty do wszystkich  automatycznie nastawionego negatywnie (choć w tym akurat jest wiele prawdy) i nieumiejącgo normalnie posługiwać się językiem. Może nawet wydawać się zwyczajnie przygłupi. Z resztą… nigdy nie sądził, że będą postrzegać go inaczej. Chyba po prostu należy się z tym pogodzić (?)
Ogólnie jest postacią dość ponurą z myślami przygnębiającymi i nieraz zakrawającymi na czarnowidztwo. Świat jest okrutny, pobratymcy beznadziejni z resztą jak i on sam itd., itp.
Dlaczego więc jeszcze chodzi po ziemi? Czemu nie postanowił zakończyć tej bolesnej wędrówki, czy po prostu dać się chociaż zagryźć przy jednej z wielu okazji?
To zawdzięcza drugiej stronie swojej natury: pod grubą warstwą sadzy pesymizmu i mętnego osadu bierności skrywa się serce ciekawskiego młodzieńca pragnącego na własne oczy ujrzeć wszelkie barwy świata, spróbować każdego smaku, usłyszeć rozliczne dźwięki i poczuć ciepło drugiego ciała. Dusza i serce kogoś, kto pragnie żyć. I gdyby ktoś przedarł się przez cały ten cały brud jego nastawienia i nieprzystępności, gdyby w końcu walnąć go w ten pękający od rozmyślań łeb z przyjaźnią, a nie agresją i rozwalić w kawałeczki połowę jego osobowości na świat przylazłby całkiem nowy osobnik. Miły, całkiem przyjazny, choć nieco sarkastyczny chłopak potrafiący od święta okazać się troskliwym kolegą. Chłopak młody, trochę nierozważny, szukający wrażeń i nowości. Swojego miejsca - czyli wszystkiego tego, czego szukają młodzi, dorastający chłopcy i dziewczęta. Tym właśnie w głębi jest nasz mroczny myśliciel - młodym wilkiem pragnącym skosztować życia i jednak jakoś je wykorzystać. Ale to bardzo głęboko ukryta strona. Trash przyzwyczaił się, że nikogo nie obchodzi jego zdanie, opinia czy plany… oduczył się wypowiadać myśli i zachowywać bardziej społecznie niźli z uległością. No i nie miał przyjaciół, którzy uświadomili by mu jak cenne są cechy, które ukrywa, a przynajmniej… nie wierzył w ich istnienie. Poza tym lubi tonąć w rozmyślaniach. No może 'lubi' to złe słowo - po prostu nie umie inaczej. Za to na pewno lubi bycie fatalistą i pesymistą - z niewiadomych względów odpręża go to i pomaga się nie załamać. Dziwne…

Dodatkowy Opis: To może teraz coś więcej o aparycji? Trash jest wilkiem wysokim (co widać zwłaszcza kiedy się wyprostuje), ale mało masywnym. Najszerszym fragmentem tułowia jest jego klatka piersiowa. Łapy ma zakończone mocnymi, białymi pazurami, a jedno z dwóch czerwonych oczu zakryte gęstą grzywką. Jego pysk tak jak i sylwetka jest szczupły, zakończony proporcjonalnym, czarnym nosem. Rozczochrane, szorstkie futro jest najdłuższe na głowie i karku, spodniej stronie kończyn, ogonie oraz szyi i podbrzuszu. W uszach ma po dwie pary czerwonych kolczyków, nosi także medalion w gustownym kształcie filet-o-fish'a.
Jeśli chodzi o sposób poruszania się to ten nie jest jakiś nadzwyczajny choć wydaje się nieco… sztywny. Tak, to dobre słowo. Płynny staje się jedynie wtedy gdy Husk jest całkowicie rozluźniony i zrelaksowany, i dopiero wtedy widać na jego przykładzie prawdziwy urok długonogich wilków.
Trochę z innej beczki: Niegdyś żywiąc się tylko odpadkami Trash zazwyczaj po prostu śmierdział zgnilizną i różnym innym świństwem, co tylko pogłębiało efekt jego wyrzutkowatości. Co ciekawe kiedy przerwał praktykowanie grzebania w śmieciach i zwrócił większą uwagę na swoją higienę okazało się, że jego naturalną woń ciała moglibyśmy przyrównać do… delikatnej wody kolońskiej. Taki mały akcencik. Oczywiście nadal jest rozpoznawalny jako wilk, po prostu jego zapach jest dość nietypowy, choć wcale nie mocniejszy od innych.
Ja tam bym się ucieszyła gdybym zawsze pachniała kwiecistym czy tam owocowym dezodorantem, ale Husk z przygnębieniem powitał tego typu odkrycie - jest pewien, że teraz łatwiej będzie go wytropić i znaleźć (a kiedy śmierdział na kilka kilometrów to już nie?)

Styl Walki: Wilk-ość przez 3 lata poniżania i gnębienia wypracował sobie prywatny i raczej niepowtarzalny styl, którego coraz częściej używa i stale udoskonala. Wykorzystuje w nim swoje najmocniejsze strony czyli refleks i gibkość, a także atuty budowy ciała, choć przede wszystkim nienazwaną jeszcze umiejętność usztywnienia i najeżania własnej sierści. Przede wszystkim: nigdy nie atakuje pierwszy. Niemal wszystkie jego techniki opierają się na zadawaniu obrażeń podczas obrony, wykorzystując siłę i ruchy napastnika. Przede wszystkim Trash nie stara się unikać wszystkich ataków, wręcz przeciwnie - nastawia wybrane, zasłonięte długą sierścią części ciała, o które przeciwnik sam siebie rani. Ościo-podobne włosy najlepiej działają na dziąsła, wargi i podniebienie, a także gardło kiedy zostaną połknięte, co nie jest trudne, bo często wypadają. Zaś jeśli ktoś jest nieuważny może sobie uszkodzić oko. Poduszki znajdujące się na łapach także są narażone na ich działanie. Ogólna zasada jest prosta: im większą powierzchnią ciała atakuje przeciwnik tym mocniej obrywa. I tu Husk wykorzystuje refleks i zwinność, bowiem w zwarciu stara się jak najbardziej zbliżyć do przeciwnika, nieraz wślizgując się pod jego brzuch i tam wykonując obrót. Niekiedy też skacze przeciwnikowi na plecy i nie tyle stara mu się wgryźć w kark o ile wbija w niego tysiące małych igiełek, w które zmienia się długa sierść na jego brzuchu oraz łapach. Natomiast kiedy sam jest przetrzymywany jak najmocniej oplata się wokół ciała przeciwnika starając się podrażnić najwrażliwsze miejsca, lub rany czy blizny, które napastnik już ma. Z resztą przy większości ataków, kiedy już je wykonuje stara się 'zbiczować' przeciwnika własnym ciałem oraz zadawać rany na zasadzie doskocz-szarpnij-odskocz, choć raczej usiłuje pozostać przy defensywie. Nie rezygnuje całkiem z uników jednak jeśli w kółko będzie je wykonywał w ogóle nie zrani przeciwnika, a sam się zmęczy. Z powodu niewielkiej krzepkości nauczył się reż odruchowo używać w walce dostępnych przedmiotów, oraz wykorzystywać każdą możliwą okazję na zadanie precyzyjnego ciosu. Podczas trwania walki stara się dowiedzieć jak najwięcej o stylu przeciwnika i nie popełniać tych samych błędów w trakcie walki. Nie daje się też wyprowadzić z równowagi (fazę największej wściekłości przeżywa na samym początku starcia, kiedy jest w stanie słownie zaatakować przeciwnika i obrać pozycję bojową - nadal jednak nie atakuje fizycznie). Jako, że nie należy do najsilniejszych musi raczej bazować na rozpoznaniu terenu i wykorzystywaniu naturalnych pomocy takich jak rzeki, doły, bagna, ciernie itp. 
I jeszcze dokładniejszy opis działania 'ościstej powłoki' - futro, nawet usztywnione nie jest ostre i twarde jak sztylet toteż tylko przy bardzo mocnym uderzeniu poprowadzonym pod odpowiednim kątem może zadać jakieś rany cięte. Przeważnie jednak chodzi o to, by przeciwnik atakujący bezpośrednio 'nakłuwał się' na sterczące pionowo kłaki i ranił przede wszystkim własny pysk. Druga strona działania tej techniki polega na ochronie skóry i mięśni samego Trash'a, bowiem przez usztywnione futro ciężej się przebić, a także amortyzuje ono uderzenia. Dzięki temu Husk może wytrzymać dłużej na polu walki i nie stosować jedynie uników, bądź zaganiania wroga w naturalne pułapki.
Starcia z nim najczęściej kończą się poharataniem gardła i pyska napastnika, który nie mogąc go wykończyć po prostu znudzony odchodzi, jednak przy bardziej upartych wrogach Ribbon zaczyna częściej stosować techniki ofensywne, a nie tylko pół-bierną obronę.

Song Theme: Mindless Self Indulgence - Played (Po prostu cały on w skrajnych sytuacjach o.O)
Michael Jackson - Beat It (A to pasuje do całokształtu ~)
Hobciostki: Skoro on sam twierdzi, że nie ma żadnych hobby, a co więcej nawet powiedzenie, że cokolwiek po prostu lubi jest dla niego niemal jak bluźnierstwo, to opiszę tą sprawę nie pytając się o jego opinię. (Tak jakbym wcześniej pytała…)
Husk lubi (LUUUBIII ~) nurkowć, pływać i ogólnie przebywać nad akwenami.
Wbrew zwyczajowemu, pesymistycznemu nastawieniu uwielbia zawody i sportową rywalizację w najróżniejszych dziedzinach i konkurencjach (to wydobywa z niego tą hardą, lecz nieco bardziej towarzyską stronę natury).
Jednak przede wszystkim, choć trudno to zaliczyć do hobby bardzo dużo myśli i analizuje - jest nieuleczalnym myślicielem i cały czas szuka własnej filozofii. Chciałby kiedyś spisać też wiele ze swoich przemyśleń, choć nigdy się do tego nie przyzna (no dobra, NA RAZIE się nie przyzna - co komu do JEGO myśli!?).
Poza tym znajduje u siebie coraz to nowe preferencje odnośnie spędzania czasu i mogą pojawić się tutaj jakieś zmiany, być może nawet znaczne. W końcu w każdej chwili można u siebie odkryć nowe zainteresowania i możliwości, prawda?
Historia: Jest ona nieciekawa, raczej normalna, a… może właśnie nie?  Tak czy siak raczej o niej nie mówi. Bo i po co miałby ktoś tego słuchać? Jak znajdzie się zainteresowany to sam zapyta (choć nie ma gwarancji, że nasz bujający w czarnych chmurach futrzak jakiekolwiek pytanie zarejestruje, a tym bardziej, że na nie odpowie).
Vigle Verty: 187,5V
Właściciel: Fidela Albus (gmail ^^)



I jeszcze słówko wyjaśnienia! 
Choć Trash może się wydawać zwyczajowym pseudo-emo, biednym młodym samcem zagubionym w świecie  i szukającym kogoś kto otworzy na niego swoje serduszko, to nie spodziewajcie się w jego wykonaniu wielkich dramatów, gorącej miłości z przywiązaniem do pierwszej osoby, która się do niego odezwie czy też jakiegoś specjalnego żalu do wszystkiego i wszystkich oraz mszczenia się za swoją deprechę na Bogu-ducha-winnych przedmiotach czy osobach, które mu się nawiną.
Angstu też nie będzie!
Bowiem Ribbon jest postacią z założenia komediową. To, że w swojej głowie mieści wszechświat przemyśleń, rozważań i ideologii nie zmienia faktu, że na zewnątrz zdaje się być skończonym kretynem. No i faktycznie niektóre jego zachowania i lęki (zwłaszcza one) są po prostu irracjonalne. I samo podejście do siebie jak do śmiecia - to nie jest wołanie 'oj, jestem taki smutny, pocieszcie mnie!' tylko skrajny, nieuleczalny pesymizm, ot - takie a nie inne nastawienie do swojego bytu. 
Powiem wam nawet, że w jego życiu wcale nie było jakiś wielkich traum - po prostu to co dla innych jest smutne lub nieprzyjemne on przeżywa jak strzałę wycelowaną przez los prosto w jego marną egzystencję, celowo, specjalnie i dlatego, że jego przeznaczeniem jest po prostu zdechnąć w skrajnej rozpaczy i nędzy.
Ot, cały Trash ^^

sobota, 30 maja 2015

,,Każdego dnia zaczyna się nowy karnawał, którym musimy się cieszyć tak jakby miał być naszym pierwszym i ostatnim w życiu."

Vekke usunęła konto z dA

Imię: Dania Wargerbund (Wdzięcznie i kobieco, jak przystało na damę!)
Pseudonim/ Przezwisko: Szalona Dan (bądź sama Dan, ale jeszcze się kobitka postara się by nikt nie pomijał pierwszego członu ^^)
Wiek: 2 i pół roku (16 po naszemu - czyli spryciara jest całkiem młoda! Nastolatka… hohoho czyżby nadciągały kłopoty okresu dojrzewania? A nie, chwila - to tylko braki umysłowe x3)
Płeć: Samica, a jak! Definitywnie i nieodwracalnie (no chyba, że dzięki wielkiemu talentowi zwanego ADHD wpadnie do jakiegoś magicznego źródełka...)
Punkty Walki: 8
Czym Ty jesteś?: No wiecie co! Damy nie pyta się o takie rzeczy w ten sposób! Z resztą… damy w ogóle nie pyta się o takie rzeczy! Dama jest damą! I tyle.
Chociaż ona sama tak chętnie by się o tym rozgadała… Paplałaby i paplała o swoim pochodzeniu gadzinami na jednym wdechu (stąd wniosek, że chyba jest hybrydą-płazem oddychającą przez skórę) i jeszcze rozrysowała wam mapkę rodową (bo drzewek nie umie). No, ale tak to się kończy gdy egzotyczne miniaturowe pieski z tropików wpadną na wycieczkę przystojnych wilków z gorącej (jak one same) pustynii... Ech…
Co robisz najlepiej?: (W końcu dam jej dojść do głosu. Praszę Dan…)
(Ja? Serio już ja!?)
(Taak…)
(Huraaa! Nareszcie! W końcu zmądrzeli! To teraz słuchajcie! Najlepiej to ja…)
- Gadam? (Taak!)
- Opowiadam przezabawne historie!
- Organizuję najciekawiejsze imprezy, dziwy i ogniska, a także biwaki, wycieczki i kałamarnice!
(Kałama…?)
(CIIISZA!)
- Umiem grać na zrobionych przez siebie (prymitywnych) instrumentach, ale nie spodziewajcie się symfonii ^^"
- Szybciutko kopię norki i jestem dość zwinna
- I umiem gotować rzeczy na ogniu! (Hmm, serio? Trampki? Kamyczki? Błoto?)
(I co jeszcze? Umiem…)
Rodzina: Oho! Ile tego jest! (Tak, to znowu ja, nie mogę jak widać dać dojść Szalonej Dan do głosu, bo źle się to kończy) Dwie połączone małe karawany, wędrujące stado złożone z egzotycznych piesków i pustynnych wilków, które znalazły ukojenie w swoich ramionach… i ich potomków. Masa kuzynów, ciotek, i pociotków, że już nawet nie wiadomo kto jest czyim bratem, a kto z kim może…
Paraliż totalny, więc lepiej było uciekać z tego beztroskiego towarzystwa (ale jak to mówią: można wyrwać wilka z łap szaleńców, ale szaleństwa nie wyrwie się z niego nigdy). No cóż, bywa. Tak czy siak było wesoło.
Partner: Jeszcze nie, jeszcze nie - ale może znajdzie się! No dobra, dziewczyna ma 16 lat (na nasze) więc ma jeszcze sporo czasu na takie ten~tegesy x3
Potomstwo: o.O Nie… Nic mi o tym nie wiadomo...
Klan: Dzikie Klony ~
Stanowiska/ Ranga: Za słaba na wojownika i obrońcę, za głośna na szpiega… No i niestety ADHD wyklucza ją z 'nic nierobiących'. Ale, ale! Jest Alfą w swoim klanie, a w watasze już DELTĄ. Może opłaca się być takim gadatliwym? x3 Jeżeli chodzi zaś o stanowiska to wykorzystuje klanowe: jest Rzemieślnikiem-Muzykiem.

Charakter i Osobowość: Heh, myślę, że łatwo domyślić się patrząc na poprzednie punkty jakie są główne cechy jej charakteru… Ale mam słabość do opisów osobowości to opowiem wszystko od początku ^^.
Szalona Dan jest… szalona. (Łoooo - odkrywcze!) Nie, poważnie mówię - zdradza ją ten anormalny wyszczerz , rozczochrany łeb i samo to, że wszędzie jej pełno. Kwiatuszek? - Zerwie, motylek? - złapie, norka? - rozkopie, góra? - wlezie, rzeka? - wpadnie, most? - ominie, pchła? - zatłucze, wilk? - rzuci mu się na szyję. Bo i czemu nie? Trudno znaleźć drugą osobę tak łaknącą towarzystwa i odrobiny zabawy. Nieraz ryzykownej, bodaj też z dreszczykiem… Dania umie wpakować się w kłopoty. Umie zirytować. Nie umie się zamknąć. Wszystkie wilki kochające ciszę i spokój kryjcie się gdzie możecie! Wariatka nadchodzi! Może i łatwiej byłoby ją zatłuc na miejscu, ale raczej ucieknie. Ucieknie od razu. Lecz wróci. Jak natrętny, rudy robal będzie wam łazić po łbach dbając o to by nie zabrakło wam rozrywki, jagódek i dobrego samopoczucia. Jest baardzo troskliwa. No i szybko się przywiązuje. Nie zdziwcie się jak po pierwszym spotkaniu zacznie nazywać was 'przyjaciółmi'. I lepiej zastanówcie się nad swoim postępowaniem jeśli tego nie zrobi (najprawopodobniej będzie to oznaczać, że za mocno ją ugryźliście). Poza tym, że bywa natrętna i zbyt hałaśliwa dla co poniektórych, fajna z niej kobitka (przynajmniej żywię taką nadzieję). Jest szczera i czasem aż zbyt prostoduszna. Łatwo ją oszukać i wplątać w jakieś szemrane sprawy, ale nie łudźcie się - po jakimś czasie się skapnie (chyba…). Tych, których nazwała już swymi przyjaciółmi będzie zadręczać wizytami, na każde wezwanie będzie gotowa się stawić, a to by pogadać, pomóc czy gdzieś się wybrać - co kto woli! Oczywiście czasem zdarzy jej się skrytykować coś zbyt otwarcie, ale to dlatego, że nie widzi w mówieniu prawdy i wypowiadaniu swoich osobistych poglądów nic złego. Może się też wydawać, że tak szybko zawarta znajomość nie jest wiele warta, ale uwierzcie mi, ona traktuje je bardzo poważnie. Po prostu kocha innych! (oczywiście chodzi o miłość platoniczną), ze wszystkimi ich wadami i zaletami. Nadwilczą przyjemność sprawia jej cudze dobre słowo czy uśmiech, a śmiech to już w ogóle kocimiętka >< A jeśli coś lubimy to staramy się to zdobyć, nie?
To ona zawsze się tak szczerzy? - Ależ, nie, nie! Choć zazwyczaj wygląda jak po wdychaniu rozpylacza czy zjedzeniu opakowania kleju to ma najnormalniejsze w świecie uczucia. Stara się przeważnie być jak najpełniejsza energii w towarzystwie lecz, jak każdego i ją dopada czasem melancholia, zmienny nastrój, smutek czy jakaś troska. Ale od tego ma przyjaciół, by pacnęli ją w ten kudłaty łeb i przywrócili do wariackiej normalności <3
Dan, jak przystało na młodą dziewczynę interesuje się tym czy jest popularna, lubiana i w jakim sensie. Nie eksperymentowała jeszcze za dużo z umawianiem się, ale wiem, że nie mogę zagwarantować stabilności w tym temacie (przynajmniej nie gdy ta roztrzepka nie ma nawet 3 lat!).
Lubi muzykę i nawet opanowała sztukę robienia drewnianych (i tym podobnych) instrumentów, na których także uczyła się grać wraz z muzykalną rodzinką (i zdecydowanie lepiej gra niż robi te swoje zabawki*… ech…). Ma nadzieję, że ktoś w tej rozrywce się do niej przyłączy (a może nawet, że odkryje jakiś ukryty talent?). No i choć bardzo lubi śpiewać (a także opowiadać historie z odpowiednim podkładem dźwiękowym) to do jej głosu… no cóż, trzeba przywyknąć. Ale przynajmniej ją słychać!
Panna Wargerbund przeważnie spędza życie na beztroskim włóczeniu się wraz z-kim-popadnie i przyzwyczajona jest do raczej koczowniczego trybu życia. Śpi w wykopanych naprędce dołkach bądź na czyimś grzbiecie (o ile ten jest wystarczająco duży). Na szczęście nie chrapie! x3 Tak więc w nocy może być całkiem cicha…
A co do jej nastawienia do władzy, hierarchii czy stanowisk i związanych z nimi praw i obowiązków… cóż  - pasują jej. Albo inaczej: nie przeszkadza jej to, póki może przebywać z innymi drapieżcami i robić to co lubi. W sumie to całkiem przyjemne uczucie mieć określone miejsce. I móc piąć się w górę!
Raczej oddana władcy, sprzeciwiać się będzie jedynie w naprawdę skrajnych sytuacjach, lecz typem rebelianta na pewno nie jest. (No to se Wiewióra nie powalczysz ~) Co nie znaczy, że nie zamierza trochę namieszać ^^
Na koniec powiem, że Dania bardzo lubi wyzwania, przygody i wycieczki (nie samotne) i chętnie bierze udział w różnorakich przedsięwzięciach (zwłaszcza tych stanowiących wyzwanie). Nie jest bojaźliwa (chyba, że chodzi o wojny i bitwy - tego nie znosi i niezabardzo wie jak sobie wtedy poradzić). Bywa za to  pyskata w stosunku do chłopców i silnych mężczyzn ;P

Dodatkowy Opis: Mówiłam coś o wielkości lisa, prawda? No, trochę przesadziłam. Dania aż tak mała nie jest, choć kilku centymetrów do standardowego wilka jej zdecydowanie brakuje. Ma ręste rude kłaki na łbie, które wbrew pozorom bywają całkiem przydatne, bo osłaniają jej kark (za to czasem ograniczają widoczność). Choć delikatnych rysów nie ma i klasyczną pięknością nazwać jej nie można to uważa się za ładną, atrakcyjną i w ogóle super (najbardziej lubi swoje jasne znamię w kształcie serduszka mieszczące się trochę poniżej łopatek) oraz na całe szczęście jest pozbawiona kompleksów, które mogłyby zrodzić w niej zawiść. Tak więc dzięki pewności siebie naładowana jest pozytywnymi emocjami i energią. Lubi też chwalić innych i odkrywać co w nich najlepsze.
Ale wracając do wyglądu: ma stosunkowo krótkie łapki i to ta cecha najbardziej odpowiada za wrażenie, że jest malutka. Porusza się szybko i pewnie, lekko tanecznie często machając do tego ogonem, bądź podskakując z bliżej nie znanych powodów.
Uwielbia mięso małych zwierzątek (ptaszyny, zające, norki, a także wiewiórki, ale ograniczy ich spożywanie przez wzgląd na uczucia Alphy). Sama raczej właśnie na takie poluje.
O i jeszcze głos! Mówiłam, że trzeba się przyzwyczaić… jest donośny i czasem nieco piskliwy, gdy się zagalopuje, a kiedy śpiewa zdarza jej się zgrzytać. Normalnie jednak mówi płynnie i w miarę nisko (trajkocze cholera z prędkością światła, ale da się zrozumieć)
Styl Walki: Walki? Jakiej walki? - Tak mniej więcej można by to podsumować. Ale to początek, więc nie mogę na podsumowaniu zakończyć ;u; Dan choć nie jest tchórzem bójek unika, ze względy na to, że nie miałaby większych szans na wygraną. Jednak kiedy przyjdzie jej się z kimś podroczyć to zazwyczaj bazuje na zwinności, zmyśle orientacji w terenie (szybkie rozpoznanie i zapamiętanie terenu oraz kryjówek)krótkich nóżkach (małej wywrotności) oraz drobnej posturze, dzięki której może skryć się tam gdzie większość napastników nie dotrze. Bieganie między łapami, slalomy, podskoki i zwody oraz majtanie na prawo i lewo bujną, rudą czupryną to najczęściej wykorzystywane przez nią sztuczki. Jeśli ktoś (lub coś) kupi jej trochę czasu potrafi szybko dokopać się do podziemnych norek i zagłębień ukrytych między korzeniami starych drzew i tam przeczekać niebezpieczeństwo (może nawet próbować obmyślić jakiś plan czy znaleźć drogę ucieczki).
Hobciostki: Ojj, sporo i jeszcze więcej! Ale wypunktuję te najbardziej istotne ^^
- Podróżowanie (wycieczki, biwaki, szukanie skarbów…)
- Opowiadanie historii (zmyślonych bądź z życia wziętych) oraz ogólnie gadanie
- Zabawianie innych
- Granie na instrumentach (i uczenie się tegoż przedmiotu)
- Słuchanie historii innych (wbrew pozorom umie czasem posłuchać) i branie udziału w grach oraz wszystkim co zespołowe
- Polowanie na małe zwierzątka
- Poszukiwanie przygód! (Bardzo lubi akcje i ładne widoczki z lasem, wodą czy piaskiem na pierwszym planie)
Historia: Żeby nie było: ma dużo do opowiedzenia o sobie, ale zrobi to już po dołączeniu, może przy ognisku? Jakoś się kiedyś nadarzy okazja ^^ Kogo co będzie interesować ~ To się dopyta ;3
Więc czekajcie na linki do opowiadań, a póki co mogę streścić (tym razem naprawdę króciutko XD)
Urodziła się w międzyrasowej, roześmianej, balangującej, podróżującej po świecie karawanie, gdzie jak już wspomniałam wszystko zaczęło stawać na głowie… szaleństwo szaleństwem, ale za dużo wrzeszczących siostro-kuzynów, braci, wujków i pociotków tłumi potencjał pojedynczej świrniętej jednostki. Nie powiem jak konkretnie, ale w końcu Szalona Dan odłączyła się od rodzinki i postanowiła gdzie indziej uszczęśliwić wilki swym towarzystwem. Tak więc udała się w podróż, będąc jeszcze młodą, ale już samodzielną dziewczyną...
Vigle Verty: 134V

Właściciel: Fidela Albus (gmail moi drodzy ~)

środa, 27 maja 2015

Od Hakai do Wszystkich - Siła w Wariatach Leży!

        - Frost. – Hakai wycedził przez zaciśnięte szczęki – Co ty do cholery wyprawiasz?! – wrzasnął przekrzykując wiatr.
- Niszczę cię, braciszku, niszczę cię od środka, patrzę jak rozpadasz i rozsypujesz się od wewnątrz. – samce nagle znalazły się nos w nos – Jednak widzę, że jesteście jeszcze trudniejsi do wyplenienia niż najgorsze chwasty. – stwierdził przechodząc od Hakai do Andromedy, jednak czerwonooki zastąpił mu drogę.
- Nie zbliżaj się do niej. – warkął napierając na niego swoją masą i odpychając w stronę polany.
- Boisz się? – zapytał się go brat – Przyznaj się, strach miażdży cię i przytłacza, tylko udajesz dobrego Alfę...
- Nie jestem tchórzem, Frost! Ty możesz uciekać i niszczyć wszystko co dla mnie cenne, jednak ja nie poddam się póki cię nie powstrzymam, póki nie obronię i nie poświęcę się dla tego co w życiu cenię!
- Oj, patrzcie, w słowach jesteś mocny, co nie? – zadrwił.
Nagle ziemią zatrząsł kolejny potężny ryk. Tym razem silniejszy, mocniejszy... Bliższy. Członkowie stada spojrzeli po sobie z niepenością oraz srachem.
- Załatwmy to między sobą Frost, co oni ci zrobili? – zapytał Hakai chcąc za wszelką cenę wycignąć z tego swoje stado, żeby chociaż oni nie ponosili konsekwecji jego czynów sprzed laty, niestety jego brat obrał sobie za cel zemsty właśnie ich.
- Bronią taką dwulicową gnidę jak ty, co wystawiła własnego brata na wiatr! – z tymi słowami Frost skoczył na Hakai, zwalając go z zaskoczenia z nóg. Wściekłość lśniła w jego zimnych oczach – Chcesz uratować swoje małe stadko, proszę cię bardzo, ale bez tego nic nie zrobisz. – wskazał na amulet, który obwiązany miał wokół łapy na cienkim łańcuszku.
Podobny był do amulatu Brego, który dostał od Chdeerianki... Pewien pomysł zalśnił czerwonookiemu w głowie. Alva musiała wiedzieć jak on działa! Jakby zgarnął talizman walka byłaby ich!
- To se to wezmę! – krzyknął czarny basior i kopniakiem zwalił brata z siebie.
Podniósł się szybko i skoczył na rodzeństwo, obejmując go z góry za kark łapami, wgryzając mu się w miękkie okolice uszu i przygniatając do ziemi. Frost jednak chwycił go zębami za podbrzusze oraz szarpnął, rozrywając skórę, bryzgając biały śnieg jego zcerwoną juchą. Wśród wiejącego wiatru rozległ się krzyk Adromedy. Alfa odepchnął od siebie brata, który zatoczył się w głębokich zaspach, a następnie już leżał, przygnieciony masywniejszym wilczurem, który wgryzł mu się w gardziel, jednak szybko puścił odskakując. Hakai nie chciał go zabić, nienawidził go za to co uczynił, jednak w ich żyłach wciąż płynęła braterska krew, nie mógł mu od tak odebrać życia, po prostu nie mógł...
Frost jednak nie miał tego hamulca.
- Zawsze byłeś słaby, myślisz, że uważam cię jeszcze za swojego krewnego? Mylisz się i to bardzo, nic nas już nie łączy! – wrzasnął Frost wstając z ziemi oraz obrzucając go wściekłym spojrzeniem, w którym tańczyło szaleństwo.
Hakai żal ścinął serce. Już któryś raz słyszał te łowa z ust rodzonego brata, jednak nie zmieniało to wciąż biegu rzeczy. Nie był bezlitosnym mordercą, było to po prostu wbrew jego naturze.
- Moja siła leży w czym innym. – rzekł twardo, przyjmując na kolejny klatę atak. Samce stały na dwóch nogach siłuąc się przez chwilę, po czym Hakai cisnął nim o ziemię – Pokładam ją w swoim stadzie, w mojej jedynej rodzinie. – odparł kilka ciosów, sam zadając dwa cięcia pazurami.
- Pokładasz swoje siły w nich? – Frost wskazał watahę z niedowierzaniem – W co ty werzysz? Własny brat bratu jest w stanie wbić nóż w plecy, a ty ufasz jakieś bandzie przybłęd! Jesteś żałosny! – Hakai zacinął swoje szczęki na jego barku, tak że jego następne słowa zduszone zostały przez schowyt bólu
- Bo łączy nas cos więcej! – czerwonooki wypluł kłak czarno-białego futra – Jesteśmy Wariatami! – uśmiechnął się dumnie przy tych słowach (choć brzmiały niedorzecznie) skacząc na niego i zbijając z równowagi.
Przeturlali się po polnie mażąc szkarłatną ścieżkę po całej długości. Hakai przypiął brata do śniegu, a zębami sięgnął po amulet, jednak dostał tylko kopniaka w pysk. Niepoddał się, mimowszystko i nie miał zamiaru puszczać wilczura.
- Myślisz, że wam to coś da? – Frost uśmiechnął się przebiegle i w tym momencie tuż nad głowami wszystkich rozległ się przerażający ryk, trzask drzew, chrzęst pękającej ziemi, a z gęstwiny wyłoniły się lśniące bielą szczęki jakieś poczwary, które z zawrotną prędkością zaatakowały Alfę..
- NIE! – wrzask kilku wilków przeszył powietrze, a Hakai zdążył jedynie spojrzeć w górę i...
Nagle przeszył go dziwny, zimny dreszcz, aż do szpiku kosci, świat mu lekko zawirował przed oczyma, a już w następnej chwili stał kilka metrów od Frost’a, wśród swojej watahy. Samiec rozejrzał się dookoła nic nie rozumiejąc, dotrało do niego jedynie, że właśnie otarł się o smierć, że mało nie skończył roztrzaskany w szczękach potwora, jednak cudem uszedł żyw. Dopiero po chwili zauważył Dean’a tuż obok siebie, który właśnie przyjmował formę wilka.
- Dziękuję ci. – wyszeptał Alfa, gdyż z wrażenia nie mógł wydusić z siebie silniejszego głosu.
Chwilę później już tuliła się do niego zapłakana Andromeda, która z przerażeniem parzyła na ten rozlew braterskiej krwi nie rozumiejąc z tego praktycznie nic, zadając sobie pytania dlaczego i po co to robili? Czy nie mogli rozwiązać tego inaczej? Jednak żadnego z nich nie zadała na głos, bowiem znała na nie dobrze odpowiedź. Mogła więc tylko stać z boku i przyglądać się temu bezradne ze wzastającą frustracją. Hakai próbował ją uspokoić spokojnymi słowami, jednak nic to nie dawało.
- Chris?! – zaskoczony głos Jenny wyrwał wszystkich z pierwszego szoku po ujrzeniu bestii, która teraz wypełzła w pełnej okazałości na polanę.
Nad jej głową wisiała w powietrzu dobrze znajoma im sylwetka skrzydlatego, szarego basiora o kolorowej grzywce. Na jego ustach rozciągnięty był przebiegły uśmieszek, a na jego widok niemal całe stado na jedną nutę przeklnęło.
- To jak, Hakai, zabawimy się? – zapytał Frost, teraz cały pewien swojej wygranej – Patrz i podziwiaj niszczycielskie piękno Tauren’a!
- Wy dwulicowe gnidy! – warknął Brego patrząc z nienawiścią na Chris’a, w ogole nie zwracając uwagi ni na Frost’a, ni na poczwarę zajmująca całe dostępne miejsce na polanie.
Po chwili hybryda wystartowała jak strzała w kierunku szarego samca z chęcią mordu lśniącą w oczach.
- Potrzebuję, żebyście odwrócili uwagę bestii, nikt nie ma się wdawać z nią w otwarty bój! – rozkazał Hakai chcąc opanwać sytuację – Alva, umiesz obsługiwać się tym ustrojstwem, co Frost ma na łapie?
- Jeżeli jest to amulet Chedeerianów to owszem. – stwierdziła kotka z kamiennym wyrazem pyska.
- Andromeda. – samiec zwrócił się do załamanej wilczycy – Kocham cię. – rzekł i pocałował dziewczynę (kilka zdziwionych spojrzeń osób-nic-niewiedzących padło na nich, a Zafiro niemal nie rozpłatał Alfy na dzwonka) - Jeżeli ktoś będzie ranny musisz wraz z Silvą odrazu ich wyleczyć, liczę na was. – wilczyca pokiwała jedynie głową niezdolna na żadne słowa, a Bane potwierdziła to stanowczymi słowami – Do dzieła, moi drodzy, jesteśmy Wairatami i nikt nie będzie się nam tu panoszył! – zagrzał do walki swoje stado, po czym sam ruszył na starcie z Frost’em.


I Kto teraz? :)

niedziela, 24 maja 2015

Od Dean'a do Hakai - Spotkanie po Latach

       <Na chwilę cofniemy się w czasie, tym samym odpowiem na opo Blindwind ^^">

Rozpadało się na dobre. Szli co raz wolniej przez padający mocniej śnieg. Estera była od nich o wiele mniejsza i szło jej się trudniej niż Wind czy Dean'owi. Biały wilczur zaproponował, więc że weźmie ją na grzbiet. Strasznie zmarzła. Szli, tracąc nadzieję... Dean'a nawet dopadła myśl, że zabłądzili.
- Haaakaaai! - wykrzyknęła Blindwind w zawieruchę z małą nadzieją otrzymania odpowiedzi.
 Wtem jednak usłyszeli krótkie pojedyńcze wycie, które zaraz zostało zagłuszone przez wiatr. Przystanęli, nastawiając uszu. Po chwili znowu usłyszeli wycie, lecz tym razem zwielokrotnione. Wind zaświeciły się oczy z radości. Chcieli biec, lecz niezbyt mogli. Przynajmniej się starali. Gdy wychynęli zza zaspy, zobaczyli swoją watahę. Zbliżyli się do niej jak najszybciej, a Hakai przytulił Blindwind.

<Wracamy do chwili obecnej>

Gdy Hakai dowiedział się o Froście, zaklął.
-Idź z nową do Alvy i Andromedy, pomogą ci z Renji’m, Dean, prowadź nas do Frost’a. – rozkazał czerwonooki.
Przekazał Esterę Blindwind i odwrócił się bez słowa. Za nim jednak to zrobił zauważył Varen'a i uśmiechnął się lekko. Czuł wlepione w niego spojrzenia innych. Nie mógł ich zawieść, jednocześnie wiedział, że mogą tego nie przeżyć. Brnął po własnych, niknących już śladach. Reszta podążyła za nim.
Wiatr wył w uszach, sypał śniegiem w oczy, nos i pysk. Mimo obaw, udało mu się dotrzeć do charakterystycznego punktu. Niewielkiego wzniesienia, na którym znajdowała się polana Frost'a. Zatrzymał się raptownie, a Hakai wpadł na niego. Wataha zatrzymała się, rozglądając niepewnie. Nic nie widzieli.
-Uh..
Odwrócił się do Alfy.
-Tam jest Frost.
-Dziękuję ci, Dean.- uśmiechnął się lekko, lecz w jego oczach widać było czający się strach.
-Nie ma za co...
Hakai, a za nim reszta, weszli na polanę. Dean niezauważenie poszedł za nimi, jednak z dala od reszty. Wiatr nadal nie ustawał. Frost odwrócił się do swego brata.
-No, no, no... Jesteś szybciej niż sądziłem...- uśmiechnął się przebiegle - Witaj... Bracie.


Hakai?

sobota, 23 maja 2015

Od Hakai do Wszystkich - Zawierucha

        Hakai patrzył na lisa niezrozumiałym spojrzeniem... Nie, w sumie było bardzo zrozumiałe – patrzył na niego jak na wariata, nie mając pojęcia o połowie rzeczy, o których mu rudzielec nawijał. Dość długo siedział i układał sobie wszystko w logiczną całość, ale w końcu zrozumiał mechanizm oraz strategię – choć dalej nie wiedział jakim cudem Pokręt to wszystko skręcił, jednak w tym momencie nie było to aż tak istotne.
- Co? Zły pomysł? – mruknął zawiedziony lis.
- Leo, to jest genialne! – wykrzyknął sekundę późnej i przygarnął lisa czochrając mu grzywkę pięścią (jak widać bolesne uściski wdzięczności są u nich rodzinne).
- Oł, dobra, fajnie, ale czułości możesz sobie oszczędzić! – jęknął maluch wyszarpując się z jego łap – Czyli, że jak? Przyda się? – zapytał stając przed samcem, któremu aż oczy się świeciły z radości, że mają jakiś plan.
- No przecież, jeszcze pytasz! Rozkładaj to na części i marsz na pole bitwy, pokręcie ty jeden. – odpowiedział mu wstając – Zaraz pzyślę ci kilka wilków do pomocy. – rzucił przez ramię wybiegając z jaskini.

******

        No – wracając do punktu wyjścia – opuścili jaskinię.
- Dłużej nie można było? – warknął jednooki basior czekający przed jaskinią, który na głowie i barkach miał już małe kupki śniegu – Noc was zaraz zastanie. – rzucił ruszając za Alfą, który jego marudzące uwagi puścił mimo uszu.
Kilka wilków niosło części od katapulty oraz inne wichaistry, co nieco spowalniało pochód, a coraz głębszy, sypki śnieg w niczym nie pomagał, a padał coraz gęściej, ograniczając widoczność.
- Szlag! Jak mamy w tej zamieci znaleźć Wind i Dean’a?! – wrzasnął Hakai przez narastający wiatr, który zagłuszał jego słowa.
Jakby w odpowiedzi na jego pytanie z zamieci dało się słyszeć wołanie:
- Haaakaaai!
Samiec spojrzał w tamtą stronę, jednak wśród zawieruchy nie było nic widać. Wilk nabrał zimnego powietrza w płuca i zawył ze wszystkich sił, jak najgłośniej umiał. Wiedział, że słuch jego kuzynki napewno naprowadzi ją na właściwy szlak. Jednak wiatr z każdą chwilą narastał, zdmuchując jego głos. Z pomocą jednak przyszły mu wszelakie wilki ze stada i po chwili cała dolina rozbrzmiewała churem wilczych głosów niemożliwych do zagłuszenia.
- Hakai! – Kruk wraz z Dean’em wyłonili się zza ściany śniegu, ledwo widoczni dzięki swoim białym futrom.
Nieśli małe ciałko Renji’ego, a na plecach Dean’a siedziała mała zziębnięta osóbka, może o pół głowy wyższa od Jenny – która przejęła podobną strategię i ujeżdżała Brego. Alfa jednak nie miał czasu na wyjaśnianie wszystkiego, przygarnął jedynie kuzynkę w ramiona.
- Martwiłem się o ciebie, głąbie. – warknął jej do ucha, jednak nie umiał się gniewać, za bardzo się cieszył, że w końcu ją znalazł, żeby marnować czas na kłótnie.
- Wiem, przepraszam, ale Renji potrzebuje pomocy, a Frost ma za cel ma wybicie całej watahy. – pospiepszyła z (bardzo mocno) skróconym wytłumaczeniem.
- Kto? – strach zawitał w czerwonych ślepiach wilczura, choć twarz zachował normalną.
- Frost!
Hakai przeklął pod nosem.
- Idź z nową do Alvy i Andromedy, pomogą ci z Renji’m, Dean, prowadź nas do Frost’a. – rozkazał czerwonooki.
W nim była ich jedyna nadzieja na szybsze znalezienie jego brata, a im szybciej go znajadą tym lepiej, coś bowiem mu podpowiadało, że on stał za tym wszystkim, że czekała go niemiła walka i być może ostatnie spotaknie z bratem...


Kto kończy? ^^

Od Blindwind do Dean'a i Estery - Pocieszenie

        - Super, jeszcze śnieg do tego. – warknęła Wind znad opatrywanego ptaka.
Dziewczyna była wściekła i smutna w tym samym czasie. Wściekła na Frost’a, na samą siebie, a smutek ogarniał ją na myśl, że nie będzie w stanie pomóc swojemu przyjacielowi. Łapy trzęsły jej się z tego wszystkiego, co skutecznie uniemożliwiało jej poprawne założenie prowizorycznych bandaży, zakończyło się to więc jeszcze narastającą frustracją.
- Daj, pomogę ci. – powiedziała Estera przejmując stery – Nie martw się, nic mu nie będzie. – pocieszyła lekko towarzyszkę, która tylko uśmiechnęłą się, wytrała łzy i ustąpiła jej miejsca.
- Co więc teraz robimy? – zapytał Dean nie wiedząc co w takiej sytuacji począć, skupić na Froście, żałować ptaka (na którym mu pewnie nawet nie zależało), czy pocieszać rozsypującą się waderę?
Odpowiedź jednak przyszła sama.
- Nie wiem. – mruknęła Blindwind, podeszła do siedzącego basiora i wtuliła głowę w jego klatkę piersiową.
- C...?
- Nie gadaj tylko przytul. – rozkazała trzęsącym się głosem i pociągnęła nosem.
- To u niej normalne. – powiedział cicho Renji patrząc z rozbawieniem na zdezoriętowanego wilczura, który zakłopotanie miał wyrysowane na całej twarzy.
Otrząsnął się z tego jednak i obiął dziewczynę jadną łapą niepewny czy tak oto się kogoś pociesza. Nie przyzwyczajony był do takich czułości do innych, a napewno nie do tak małej odległości między sobą, a drugą osobą, która w dodatku była wilczycą.
Blindwind jednak na oodwrót. Lubiła się tulić do wszystkich, a gdy miała zły humor albo była bliska depresji mogła się przytulić nawet do Ferdala, gdyby tylko był chętny jej nie zjeść tylko pocieszyć. Samica westchnęła cicho, ostatnie strumienie łez – i glutów – wylały się w futro towarzysza i Kruk odsunęła się od niego powoli z lekkim uśmiechem na ustach.
- Dzięki. – powiedziała żywszym głosem.
- Nie... Nie ma za co. – odpowiedział zdziwiony, że jedno objęcie łapą może tak dużo zdziałać.
Wadera zachichotała pod nosem czując jego zmieszanie, po czym odwróciła się do Renji’ego
- Zdecydowanie wolę cię z takim wyrazem pyska. – rzekł ptak, na co w odpowiedzi zielonookoa wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
- Dziękuję. – zwróciła się do Esty, która tylko machnęłą łapą.
- Nie ma za co... – jej słowa jednak zostały zduszone przez uścisk Blindwind.
- Wybacz, musiałam. – zaśmiała się wypuszczając małą waderkę, której zdążyły chrzęknąć wszystkie kręgi w tym wdzięcznym przytulasie.
- Spoko... – mruknęła masując sobie plecy.
- Dobra! To teraz pytanko, co teraz robimy? – walnęła, dopiero po chwili przypominając sobie, że Lunatic – który teraz czyścił futro po pocieszaniach Wind - przed chwilą zadał to samo pytanie, postanowiła więc pospieszyć sama z odpowiedzią – Może wrócimy się w kierunku jaskini, napewno napotkamy po drodze Hakai i resztę, a jak nie to posiedzimy w jaskini i poczekamy aż wrócą?
- Tylko co to z tym ryczącym kolosem? – wtrąciła Aster widząc dość dużą lukę w planie wilczycy.
- Emm... Nim się zajmiemy później, w każdym razie tak, czy siak musimy znaleźć wpierw Alfę, bo sami guzik zrobimy. – stwierdziła.
Reszta przyznała jej rację, w sumie we trójkę mieli małe szanse przetrwania z nadchodzącą bestią, więc ruszyli w stronę, z której przybyli - zostawiając Frost’a siedzącego na polanie, bestię w drodze do watahy i kwestię tajemniczego medalionu basiora za sobą...

Estera? Lunatic?