Obudził mnie przenikliwy chłód. Gdy powoli
otworzyłem oczy zorientowałem się że przez noc przykryła mnie spora warstwa
śniegu. Przeciągnąłem się ziewając, następnie otrzepałem z siebie biały puch.
Rozejrzałem się uważnie. Stałem na wąskiej, skalnej, półce wysoko wśród gór.
Roztaczał się z tego miejsca cudowny widok. Podejrzewałem, iż są to tereny
jakiejś watahy bądź stada. Myślę jednak że mam szanse przemknąć tędy
niezauważenie, albo zagościć tu pewien czas. Byłem nieco zmęczony wędrówkom,
dom i mój lisi przyjaciel zostali naprawdę daleko. A ja chciałem choć kilka dni
spędzić i pogadać, z jakimś żywym duchem. Przyjrzałem się ścianie pode mną
ustalając szybką i łatwą drogę by zejść. Kilkoma susami pokonałem odległość
jaką miałem do ziemi. Ruszyłem przed siebie, dość wesoło maszerując. Było
bardzo wcześnie i ledwo świtało. Gdy słońce zaczęło delikatnie przebijać się
przez warstewkę chmur zauważyłem dość spore drzewo. Ale moją uwagę przykuły
raczej wilki śpiące na jego gałęziach. Nie chciałem niepotrzebnych sporów, więc
cicho tylko przemknąłem nie budząc, ani nie zwracając uwagi na siebie.
Zobaczyłem tropy małego wilka, zapewne ktoś już się obudził. Postanowiłem obrać
okrężną drogę zacierając ślady. Dotarłem do urwiska, a niedaleko mnie widziałem
zamarznięty wodospad. Przyjrzałem się spadkowi terenu i z zadowoleniem
stwierdziłem, że mogę się z niego zsunąć. Wziąłem niewielki rozbieg po czym
skoczyłem przed siebie, zjeżdżając na brzuchu z górki. Gdy wytraciłem już
prędkość uśmiechnąłem się z zadowoleniem do siebie. Podobało mi się. Wstałem
ponownie się otrzepując. Nastawiłem uszu, dobiegł mnie cichy krzyk. Nie
zrozumiałem słów. Ale odwróciłem się w stronę z której dochodził. Zauważyłem
spadającego wilka. Popędziłem w tamtym kierunku. Po dotarciu na miejsce zauważyłem
drobną wyderkę.Oznajmiła mi szybko, iż nic jej nie jest. Wadera wyglądała
dość... osobliwie. Przyglądałem się jej, ale po chwili odwróciłem wzrok. Takie
wpatrywanie się w kogoś mogło być niegrzeczne.
-Powiedz jak masz na imię? - Zapytała,
zazwyczaj nie zdradzałem imienia, jednak był to rodzaj polecenia, jakiem
musiałem wykonać.
- Urineseriano. - Oznajmiłem krótko i delikatnie
się ukłoniłem. Pyszczek wilczycy wykrzywiło zdziwienie.
- Unisseseria... Uni... Uri jak?! - Próbowała
powtórzyć łamaniec językowy bez skutku. Zachichotałem.
- Urineseriano. - Powtórzyłem, wadera znów
skrzywiła się nie potrafiąc tego zapamiętać.- Wystarczy Uri. - Uśmiechnąłem się.
Przytaknęła skwapliwie, teraz powinno być jej łatwo.
- Powiedz Uri, co tu robisz? Nigdy wcześniej
cie nie widziałam. - Przyjrzała mnie się badawczo.
- Podróżuję. Jeśli to tereny twojej watahy,
najmocniej przepraszam, zaraz mogę się stąd usunąć i więcej żaden z waszych
członków mnie tu nie dojrzy. - Oznajmiłem, nie chciałem kłopotów.
<Jenna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)