czwartek, 1 stycznia 2015

Od Blindwind do Jenny i Andromedy - Przyjaciel

        - Mordo moja, jak ja cieszę, że cię mam! – powiedziała głośniej radosnym głosem Blindwind ściskając go mocno raz jeszcze, po czym oderwała się od jego wielkiego cielska – No! To teraz moja kolej, żeby wam coś opowiedzieć! – rzekła rześko, chwytakjąc upuszczony patyk z na wpół wbitym zającem, z którym trudno było jej się dzisiaj uporać.
Chwilę jej zajęło, żeby porządnie go nabić na kija, ale kiedy w końcu to uczyniła to usadowiła się wygodnie na śniegu, oparła plecy o spory głaz, a tylne nogi wywaliła do przodu, grzejąc zmarznięte łapki w ciepełku. W przednie łapki chwyciła badyla oraz nachyliła go ostrożnie nad wysokimi płomykami. Westchnęła i z wesołym uśmiechem rozejrzała się po zebranych. Miała stąd genialne strategiczne miejsce, bowiem widziała wszytskich wraz z większością polanki, a do tego mogła się wygodnie rozsadzić przy cieple ognia. Wprost wybornie!
- No dobra! Zaczynami! Pozwólcie, że wyjdę z tych smutności, bo jak na wesołe klimaty wariatów to męska strona naszego zgromadzenia wybrała sobie strasznie smętne przygody swojego życia. – spojrzała wymownie na Hakai i aż przymrużyła oczy – Potrzeba tu muśnięcia kobiecej łapy, bo ognisko zaraz przerodzi się w stypę. – w tej chwili zamyśliła się lekko próbujac wybrać jakąś historię, fakt miała na to wystarczająco dużo czasu, jednak nie umiałam się wciąż zdecydować. W zamyśleniu patrzyła się zastanawiająco na bujające się smętnie łapki zajączka, które wprawiała w ruch kręcąc delikatnie patykiem w lewo i w prawo i w lewo i prawo – Kurde blaszka! Nie wiem co dla was wybrać! – burknęła  w końcu zirytowana.
- Byleby jeszcze tej nocy. – doradziła Dżej.
- Już wiem! – krzyknęła Kruk zarazpo tym jak Jenna wypowiedziała ostatnią sylabę – Już wiem, już wiem, wiem, wiem!
- Słuchamy. – ponaglił ją Hakai z uśmieszkiem pod nosem.
~ No dobra, bez przedłużania, słuchajcie mnie, moi zacni wariaci, gdyż opowieść ta ciekawą jest!
Przemierzaliśmy z Renji’ m lasy, szukając jakieś stromej i wysokiej góry, gdyż już bardzo dawnego czasu nie wspinałam się po skałach, a jest jedno z moich ulubionych zajęć! Aż mnie normalnie ciągnęło do najwyższych wieszochłków! Ale nie... „Dawno się nie wpisnałaś.”, Poćwicz wpierw trochę.’, „A co jeżeli Ci się coś stanie?” te słowa towarzyszyły mi przez całą drogę do podnóża góry. Ale co tam! Tyle czasu już z tym ptaszyskiem spędziłam, że zdążyłam się do tego jego marudzenia przyzwyczaić... Wiecie, w pewnym momeńcie tak jakby po porstu te irytujące słowa stają się tłem w głowie, coś takiego jak uciążliwe bzyczenie komara.
Aż w końcu postanowiłam go podejść! Bo wiecie, jak tak papla i papla to jak mu się nagle zada pytanie, to bez namysłu na nie odpowiada...
******
- (...) Wilki z twoim przypadkiem wzrokowym powinny trzymać się ziemi, a nie...
- Renji, powiedz, gdzie jest najbardziej strona ściana? – wtrąciła Blindwind patrząc w górę i choć nic nie widziała wychwytywała zapachy oraz dzwięki, których było o wiele mniej niż w sercu lasu, próbując wyobrazić sobie w głowie otoczenie.
- Wydaje się, że ta na lewo, na samym skraju lasu. No, kontynu... Ej! Zaraz! Stój! Nie! Wind! Wracaj!
- Za późno! – krzyknęła dziewczyna posyłając mu oczko i pędząc już w stronę wskazaną przez towarzysza.
- Czy ty, do cholery jasnej, nie rozumiesz, że się o ciebie martwię i próbuję cię ustrzec przed rozplaskaniem się na dnie kanionu? – rzekł Renji lecąc tyłem oraz usiłując jej jakoś zagrodzić drogę.
- I kochany jesteś za to, ale uwierz, nie potrzebnie. – próbowała go przekonać Wind wymijając go ile sił, aż w końcu poddała się, schyliła głowę i popędziła przed siebie.
******
Dorałam w końcu do dość niejasno wskazanego mi miejsca i po długim czasie obmacywania skał oraz sprawdzania ich kąta nachylenia, nie mówiąc już o stabilności, podjęłam się wspinaczki, z Renji’m tuż nad głową. Potrójnie wtedy zwracał uwagę na to gdzie stawiam łapy wiedząc, że nie wybije mi tego pomysłu z głowy upewniał się przynajmniej, że nie postawię łapy na jakimś niestabilnym kamieniu. Momentami było to przydatne, ale przez większość czasu próbowałam znaleźć swoją własną drogę. Co to za zabawa łazić po górach, kiedy ktoś ci wyznacza ścieżkę, którą masz iść? Żadna! W końcu przekonałam Renji’ego, że nie musi tak dużo gadać, że wystarczy jak mnie ustrzeże przed niestabilnościami, chociaż sama sprawdzałam dokładnie każdy kamień, zanim postawiłam na nim w cały swój ciężar ciała.
Muszę przyznać, że torchę mi się wypadło z wprawy, bo musiałam częściej niż zwykle robić postoje na skalnych półkach i odpoczywać. Ale nawet to było niezłą zabawą, bo nasłuchiwanie górskich kozic to idealne zajęcie dla zabicia czasu. Kocham słuchać jak ich kopyta klekocą o zbocza górskie. Uwierzcie, gdybym chociaż widziała skrawek świata przez te oczy to napewno bym wkroczyła wśród te kozy i hasała wraz z nimi po najstromszych zboczach!
Wspinaliśmy się tak... ja wiem? Ze trzy dni zanim dotarliśmy tak gdzieś do połowy góry. Tam postanowiłam zapolować na jakieś gryzonie i znaleźć jakiś strumczek, żeby móc się napić, gdyż pamiętam dobrze, z pragnienia aż mnie w gardle paliło. I nie uwierzycie co tam znaleźliśmy razem z Renji’m! No, kto z gadnie? Które z was? – Wszyscy zamilkli, gdyż tylo diabli wiedzą co Blindwind mogła znaleźć takiego specjalnego na jednej ze swoich licznych wypraw – Skrzynkę! Tę skrzynkę, w której Brego trzymał pierścienie! – wszyscy wytrzeszczyli oczy, a Brego aż opadła szczęka i zarżał cicho – Znaczy się, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ta szkrzynka, ale teraz po twojej historii to domyślam się, że była to owa skrzynka...
******
– Ej, Renji! Patrz co znalazłam! – zawołała do towarzysza wadera trącając znalezisko łapą – Co to jest? - zapytała biorą kwadratowy przedmiot do łap i obracając go, nigdy wcześniej nie miała nic podobnie twardego i kańcisatego w łapkach, bardzo ją ta rzecz interesowała.
- Skrzynka. – stwierdził kruk podlatując – Ej, pokarz, też chcę zobaczyć.
- Nie!– warknęła niespodziewanie wrogo dziewczyna, przerywając zabawę klapką, sama aż się zdziwiła ze swojej reakcji – Moje. – dodała spokojniej.
- Ah tak? Zobaczymy. – mruknął Renji i rzuciła się do skrzynki, chwytając pazurkami za wieko.
Wadera nie miała zamiaru mu ustąpić, zaprał się tylnymi łapami o ziemię, a przednimi trzymała silnie swoje znalezisko. Dwójka przyjaciół szarpała się o pudełko z taką zawziętością, jakby miało to przeważyć nad życiem któregoś, a bluźnierstwa i klęcia słychać było na całym zboczu góry.
- Puść!
- Puszczaj! Ja to znalazłam!
- Ale ja to chce!
- Ja też to chcę!
- To znajdź sobie drugie, ja chcę to!
- Puszczaj, jak mówię, że moje to moje!
- A w życiu, co twoje to i moje!
- Bo cię tam wsadzę i zamknę!
- PUSZCZAJ! – krzyknęli w tym samym momencie i szarpneli.
Słychać było tylko ciche kliknięcie i wieko odczepiło się od reszty skrzynki. Oboje wypuścili z łap to co zostało im ze znaleziska i padli na plecy. Drewniane pudełko sturlało się po zboczu góry, wywołując wodospad pojednyńczych kamyczków.
- I popsułeś. – stwierdziła obojętnie Blindwind patrząc za odjeżdżającym na fali kamyczków wieczku.
- I dobrze, przynajmniej spór się zakończył. – rzekł Renji wstając z ziemi.
******
To było naprawdę dziwne... Nigdy wcześniej nie kłóciłam się z Renji’m o nic, wszystko co znaleźliśmy było wspólne, albo niczyje. Klątwa niezgody widocznie krążyła nie tylko nad pierścieniami, ale też i nad skrzynką. Byliśmy serio zaskoczeni tym zajściem, ale na szczęście wybaczyliśmy sobie wzajemnie i wszystko wróciło do normy. Przynajmniej po części, gdyż następnego dnia nasze życie przeżyło obrót o 360 stopni, kiedy to znaleźliśmy dość dużą, ciekawie się zapowiadającą jaskinię.
Weszliśmy do środka, było tam tle zakamarków, strumyków, mniejszczych jaskiń i szczelin do zwiedzania, że szliśmy w ślimaczym tępie... I znalazłam tam przy okazji parę fajnych śmieci, które teraz zdobią moje półeczki w jaskini... ale sęk w tym, że cały czas miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje... I wiecie co? Miałam rację!
 ******
- (...) Renji! Patrz ile tu jest fajnych bibelotów! Nie mogę uwierzyć, że ktoś to wszytsko tu tak po prostu zostawił!
- Em... Blindwind?
- Patrz na to! Ej, ej, co to w ogóle jest... Oj! Upss...
- Wind! – krzyknął w końcu zirytowany Renji, jednak w jego głosie słychać było strach.
- Czego? – spytała Kruk odwracając sie w końcu, obładowana znaleziskami, które wygrzebała. Jednak ptak udpowiadać nie musiał, gdyż dziewczyna zdołała wyczuć obecność drugiego osobnika – Renji? Gdzie jesteś? – zapytała nieco poddenerwowana, nie mogąc zobaczyć co się dzieje.
- Tuuu jeeesst... – usłyszała nagle mroczny głos znad swojej głowy, który spowodował, że przeleciały jej ciarki po plecach.
- Em... Tu, znaczy gdzie? – dopytała się niepewnie, czuła obecność swojego przyjaciela, jednak nie mogła go zlokalizować – Do cholery, odezwij się! – warknęła sfrustrowana.
- Kruk, nad tobą, odsuń się, złapał mnie! Uciekaj! Nie dasz mu rady, jest ogromny! – usłyszała spanikowane kraczenie, które poszło echem po całej jaskini.
Blindwind odwróciła się i spojrzała do góry, jej wielkie zielone oczy usiłowały coś dojrzeć, jednak bez skutku.
- Nigdzie nie pójdę, przecież cię tu nie zostawię. – powiedziała cicho Wind, choć nogi trzęsły się pod nią jak galareta – Em... Czy mógłbyś mi oddać przyjaciela, zaraz się stąd zabierzemy... Przepraszam za grzebanie w twoich rzeczach. – wybełkotała niepewnie, próbując zwrócić głowę w kierunku nieznajomego, ale straciła go z „radaru”, jakby rozpłynął się w powietrzu – Są bardzo fajne. – dodała i uśmiechnęła się.
- Tu jesteśmy, tutaj. – usłyszała za sobą pogardliwy głos.
- Jest was dwóch? – zapytała zaskoczona.
- Zaraz, zaraz, Skarbie... – jego głos zmienił nagle ton na nieco delikatniejszy i wyższy, wyczuła też od niego zainteresowanie – Nie widzicie nas? – zapytał przyglądając jej się. Podszedł do ostrożnie i pomachał jej łapą przed nosem.
- Nie zbliżaj się do niej! – usłyszała Renji’ego.
- No tak jakby. – potwierdziła Blindwind siadając i odsuwając sie nieco – Mój przyjaciel, ten którego trzymasz w łapie, działa trochę jak moje oczy, więc... Mógłbyś mi go oddać? Ciężko mi będzie bez niego.
- Oczywiście, Skarbie! Cośmy narobili! Wybacz nam, oddajemy! – usłyszała zachrypnięty, piskliwy, jakby spanikowany głos – NIE! – huknął nagle, a dziewczyna aż podskoczyła – Nie oddamy! Jest nasz! Zjemy go!
- Zaraz nie! Proszę zostawcie go! – krzyknęła Wind i rzuciła się na oślep do przodu, żeby ratować przyjaciela, jednak podknęła się o nierówność i poleciała jak długa do przodu.
W ostatniej chwili poczuła jak czyjaś łapa zaciska jej się na karku i podnosi ją do góry. W pewnym momeńcie straciła ziemie spod nóg i wisiała w powietrzu, trzymana olbrzymim łapskiem za skórę na karku. Pokręciła głową. Obecność nowego osobnika mąciła jej w głowie, nie potrafiła już nawet wykryć dużych nierówności przed sobą, gdyż fale sprzecznych emocji bijące od potwora wszystko zagłuszały.
- Uważajcie, bo jej krzywdę zrobicie. – usłyszała jego głos tuż przed sobą, a dość nieświeży oddech zakręcił jej się w nozdżach – To po kija się rzuca, jak głupia? Bo ukradliście jej przyjaciela! Aj tam, ukradliśmy... Pożyczyliśmy. To go oddajcie, jakbyście się czuli gdyby wam oczy wydłubali i przyjaciela zabrali? – zapadła chwila ciszy, a od samca czuć było irytacje, żal i niepewność – No dobra, dobra, trzymajcie. - w tym momencie Renji został jej wepchnięty w łapy, a ona sama została postawiona na ziemi – Straciliśmy przez was obiad, Skarbie...
Wind usłyszała odchodzące kroki i cichnące mamroczenie pod nosem.
- Ej, ej! Czekaj! – zawołała za nim Blindwind.
- Co Ty wyprawiasz?! – zapytał spanikowany Renji.
Coś w tym osobniku ją zainteresowało... Był inny... Samotny, do tego stopnia opuszczony, że w jego głowie zawitała druga osoba, osoba, która nie istniała dla całego świata, ale mąciła jemu jednemu umysł. Z jednej strony miał przyjaciela na całe życie, ale z drugiej śmiertlnego wroga. Wadera nagle poczuła doń wielką symaptię, chciała zrobić coś dla tego stwora, nie chciała żeby wracał do swojeje jaskini, zaszywał się w niej na nowo i czekał nie wiadomo ile na jakiegoś zbłąkanego ptaszka, żeby zrobić sobie z niego posiłek. Chciała się z nim zakolegować, zobaczyć, może coś dlań zrobić, żeby nie czuł się taki samotny, kto wie? Może znajdzie w nim dobrego kolegę, a może nawet przyjaciela?
- Do nas mówicie, Skarbie? – przybysz staną i kątem oka spojrzał na waderę, nie odwracając się cały, zaskoczony że wilczyca jeszcze się nie odwróciła i nie uciekła – Do nas?
- Tak, tak do ciebie. – powiedziała wesoło i pomerdała ogonem – Jak masz na imię? – rzuciła pytaniem.
Hybrydzie aż opadła szczęka i spojrzał na nią wielkimi oczyma. Odwrócił się powoli, zaczął kroczyć w jej kierunku. Renji widząc go schował się między łapami przyjaciółki, dygocząc cały.
- Pytają się nas o imię, Skrabie. – wyszeptał, stojąc parę metrów od niej – Zwariowała? – usiadł i wplepił w nią wzrok, a dziewczyna zachichotała, rozbawiona falą zaskoczenia i niedowierzania, która wypłynęła od stwora – Być może, Skarbie, bardzo prawdopodobne.
- Nie wygłupiaj się, tylko powiedz. – ponagliła wilczyca – Ja mam na imię Blindwind, możesz mi mówić Kruk. Mój tuchrzliwy i niezbyt przyjacielski kolega tutaj nazywa się Renji, a ty? – powtórzyła pytanie, mając nadzieję, że to ośmieli samca.
- B... Brego na nas mówili niegdyś. – powiedział w końcu – Arrow nas zwali, ale to dawne czasy były, kiedy na tych skrzydłach pruliśmy przez przestworza... Czemu, Skarbie, czemu nie uciekliście? Byliśmy niemili, chcieliśmy zjeść waszego przyjaciela... Czemu jeszcze tu jesteście? – zapytał nagle zbliżając się o krok i znów siadając, pochyliwszy głowę przyglądał jej się uważnie.
- Czemu? Bo ja mam przyjaciela, o tu chowa się między moimi nogami... Ale ty, ty go nie masz. – stwierdziła z sympatią w głosie – I chcę ci pomóc jakiegoś zdobyć.
- Mieliśmy przyjaciół... Wielu ich mieliśmy... Ale nas opuścili, opuśili nas i przez nich siedzimy tutaj, w cieniach jaskiń się snujemy, czemu mamy ufać wam, że wy nie opuścicie nas, tak jak oni. – niski ton jego głosu spowodował, że luźne kamyczki osypały się z sufitu, po tym jak odbiło się od nich echo.
- Nie dowiesz się, póki nie spróbujesz. – powiedziała Kruk, nie za bardzo wiedząc jak go zapewnić – A po drugie, każdy zasługuje na drugą szansę, a gdy ona się pojawia, warto z niej skorzystać.
Zapadła cisza, w której znów Wind miała lekkie zakłócenia, bo widocznie Brego w myślach sprzeczał się sam ze sobą, nie wiedząc jaką podjąć decyzję.
- No dobra, Skarbie... Sprawdzimy. – powiedział w końcu – Ale pod jednym warunkiem - jak nas opuścicie, to znajdziemy was i zjemy, zjemy w całości.
Kruk spojrzała na niego nieco zbita z tropu, ale po chwili pokiwała niepwenie głową, zdając sobie dopiero poźniej sprawę że wpakowała się w niezmierne tarapaty.
- Okeyo, niech i tak będzie. – zgodziła się, a Renji skrzeknął tylko bezradnie kręcąc głową.
Nagle po całej jaskini rozniosło się głośne rżenie radości. Hybryda zaczęła wysoko podskakiwać ze szczęścia.
- Mamy przyjaciela! Mamy! – krzyczał, po czym przestał skakać i spojrzał na nich, uśmiechając się mroczne – I zapewniony obiad... hehe... he... hehehe...
******
No i tak oto poznałam mojego drugiego najlepszego przyjaciela, zabwana sprawa, co nie? ~
Blindwind zamilkła i z wielkim uśmiechem na pysku rozejrzała się po zebranych.



Jenna? Andromeda? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)