sobota, 24 stycznia 2015

Od Jenny do Blindwind - Przejażdżka i Rozdzielenie

        Gorące powietrze dudniło mi w pysk i rozwiewało grzywkę na boki, kiedy jechałam po kamieniach na liściu w odległości niewiele większej od metra od lawy. Gorąca rzeka płynęła leniwie i co jakiś czas krzepła, po czym pękała i tryskała na boki.
Jechałam tak sobie z rozdziawionym pyskiem i szeroko otwartymi oczami. Rozglądałam się na boki i co jakiś czas głośno wzdychałam i mrugałam, żeby sprawdzić czy to lub owo jest prawdziwe. Słyszałam za sobą śmieć Blind i krakanie Renjiego. I dopiero to przywróciło mnie do życia. Zawsze jak patrzyłam na ogień wpadałam w pewien trans, którego nie potrafię uzasadnić. W każdym razie jak już się "obudziłam", pokręciłam głową i obróciłam się do tyłu, na Kruk.
- Ej, glupcze! - zawołałam ze śmiechem.
- Glupcze? A nie przez "ł"? - zdumiała się wadera.
- Nie. Ale nie o to. Jak się tym liściem steruje? - zawołałam.
I niestety nie usłyszałam odpowiedzi bo zgarnęła mnie ścieżka do góry nogami, zakręcona w dodatku dwukrotnie. Darłam się ze śmiechu i wydawałam dosyć nieokreślone dźwięki, a serce waliło mi jak kamienie w lawinie. Nie ze strachu, rzecz jasna. Z emocji. Tak bardzo lubiłam wszelkie skoki adrenaliny i tym podobne sytuacje, że... Mniejsza. Nadal nie wiedziałam, jak kierować liściem a Blind zniknęła na innej ścieżce. Nawet nie słyszałam jej śmiechu. Trochę mnie to zmartwiło ale wiedziałam, że w razie czego będę wołać tak długo, aż do mnie dojdzie.
Liść zakręcił się o 180 stopni i jechałam teraz tyłem. Trochę mnie to denerwowało ale cóż. Spróbowałam się jakoś obrócić jednak jedynym sposobem jaki znalazłam było po prostu stanie na czterech łapach. Było najlepiej utrzymywać równowagę i kierować jako tako. A jak mi się trafiła szeroka rzeka lawy to nawet ładnie przeleciałam nad nią i podtrzymałam liść nie chcąc go stracić. Zadowolona, uśmiechnęłam się do siebie jednak za raz po tym, musiałam się namęczyć na bardzo wąskiej i ułożonej wysoko nad główną rzeką lawy ścieżką. Parę razy się zachwiałam jednak nie spadłam. W końcu mordercza a zarazem zarąbista przejażdżka się skończyła, bo nie dało się dalej jechać. Nie miałam problemu ze staniem na gorących kamieniach, jako że moje czucie w łapach dawno poszło w długą. Stanęłam więc spokojnie na kamieniach, odetchnęłam parę razy gorącym powietrzem i skierowałam się w prawą stronę rozglądając się na boki za zagubioną przyjaciółką i jej krukiem.

<Blind? Żyjesz tam?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)