Staliśmy nad zamarzniętym morzem Sinoro. Ja
oczywiście, wyglądałam jak debilka stojąc w śniegu po szyję, więc jak
najszybciej wyskoczyłam na lód. Poskutkowało tym, że pojechałam kawałek na
tyłku a Blind i Uri ryknęli śmiechem, ale ja tylko im pomachałam obracając się
do nich pyskiem i po chwili się zatrzymałam. Spróbowałam wstać, wbijając lekko
pazury w lód. Udało mi się i wmiarę złapałam równowagę.
Wróciłam do wilków w śniegu, ale nie weszłam
do niego. Nie miałam zamiaru znów dać się zjeść.
- No, drogi Uri. To jest morze Sinoro, a to na
czym stoisz w lecie jest plażą Sinoro. - wyjaśniłam.
- Mhm. Lubicie tu przebywać? - zapytał,
rozglądając się. Prychnęłam.
- Nie wiem, czy lubię. Jestem w tej watasze od
wczorajszego wieczora! - odparłam.
- Ach, no tak mówiłaś. - przypomniał sobie Uri
i klepnął się w czoło.
- Dżej? - usłyszałam pytanie Blind. Ale jakby
gdzieś...
- Kruk! Co ty tam robisz?! - zawołałam do
przyjaciółki, która leżała totalnie pokrzyżowana na lodzie i nie bardzo
wiedziała, jak i czy w ogóle może się podnieść. Podjechałam do niej i zaczęłam
jej spokojnie mówić, którą łapę i jak ma ułożyć. Uri też się do nas ślizgnął i
pomagał Blind ustawiać łapy.
- Dobrze, dobrze... Teraz spróbuj przednią
lewą postawić... bardziej na lewo... Nie! Nie, Blind to drugie lewo! -
krzyknęłam ale było za późno.
- O rany! Znowu?! Mówiłem wam, zostanę płaską
deską. - jęknął ze śmiechem Uri, albowiem znów leżeliśmy i gnietliśmy się
nawzajem. Na górze Uri, ja i na dole Kruk.
- Ha! Bardzo śmieszne! Złaź bo to ja będę
wyglądać jak trawa po spaniu. - warknęłam na wilka.
Gramolił się i gramolił, aż nie wytrzymałam i
po prostu go popchnęłam. Odjechał kilka metrów aż... zniknął z wielkim
trzaskiem.
- Co to było?! - zawołała Blindwind.
- Szlag! Uri chyba wpadł do wody! -
wrzasnęłam, jadąc w stronę wilka. - Blind, jedź za moim głosem! - dodałam.
Cały czas się darłam i obserwowałam przerębel.
Jednak po 30 sekundach bezowocnego czekania...
- Kruk, zostajesz na górze i jak nie wrócę za
minutę, biegniesz po pomoc, ok? Uri wracaj, do cholery... - powiedziałam,
nerwowo rozgrzewając mięśnie do kąpieli w lodowatej wodzie. Muszę go uratować,
to moja wina.
- Nie, nie Dżej! Zostań, nie dasz rady,
przecież... - Ale ja już wskoczyłam. Usłyszałam jeszcze ostatni krzyk wadery i
rozejrzałam się pod wodą. Gdzie ten Uri...
Usłyszałam trzask i głosy na powierzchni.
Wypłynęłam i... Zobaczyłam Uri’ego. Całego i zdrowego, mokrego jak deszcz co
prawda, ale trudno. Żył!
- No i czemu się nie wydzierasz?! -
wrzasnęłam, wyłażąc z z wody i plując płynem przy każdym słowie.
- J-ja... przeee-epraszam...j-ja... - jąkał
się basior a szczęka tak mu chodziła, jakby żyła własnym życiem.
- Dobra, skończcie oboje i marsz do Chwasta.
Ale już! Schowacie się między korzeniami i się trochę ogrzejecie. No, ruchy! -
darła się Kruk.
Poszliśmy więc a raczej biegliśmy...lub też
staraliśmy się biec. Wyobraźcie sobie, że macie 50 kilogramowe ciężarki na
każdej łapie i musicie z nimi biec. No, to tak właśnie się czułam i zapewne Uri
też, bo byliśmy mokszy i śnieg szybko poobklejał nam łapy. Znaczy, mnie to całą
obkleiłam więc miałam jakieś 200 kg "nadwagi" ale dałam radę.
Na miejscu schowaliśmy się z Uri’m w
najgłębsze zakątki jamy i może nie byliśmy przytuleni, jak radziła Blind, ale
ja zaprotestowałam dosyć...mocno. Biała wadera pobiegła upolować nam coś do
jedzenia i nie pozwoliła wychodzić, póki nie wrócimy do normalnej temperatury.
Leżeliśmy więc w miarę blisko siebie i grzaliśmy się chuchając na łapy i
rozcierając mięśnie. Po chwili ciszy przerywanej dzwonieniem zębów, odezwałam
się:
- Uri? Przepraszam. Bo to moja wina, że... -
przerwał mi.
- Ale Jenna, nic sie nie stało, nie wiedziałaś,
że lód pęknie. - powiedział i uśmiechnął się.
Skrzywiłam się ze śmiechem.
- Ale ja nie o tym. Mówię o tym, że miałam cię
oprowadzić, a nie wrzucać do wody. - prychnęłam.
Uri się zmieszał.
<Uri? Dzyń, dzyń, dzyń zębami XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)