sobota, 17 stycznia 2015

Od Jenny do Blindwind - Szatańskie Podstępy Chochlika

        Stałam jeszcze chwilę cała w śniegu i rozdygotana, patrzyłam jak Uri znika, staje się małą kropką na horyzoncie i cyk! Nie ma go.
Wróciłam do małej kryjówki, w której siedzieliśmy z Urim po kąpieli i ułożyłam się tuż przy ściance. Nawet nie wiem, kiedy przysnęłam.
- Jenna?! - usłyszałam wołanie Blind.
Ziewnęłam szeroko, wstałam i przeciągnęłam się.
- Tu jestem, Kruk. - mruknęłam zaspana.
- A! Właśnie. Gdzie Uri? Jednak odszedł? - posmutniała wadera.
- Ech, no tak odszedł. Szkoda, śmieszny był. A poza tym, chciałam zobaczyć go jak kiedyś będzie taki płaski jak marudził. - zaśmiałam się.
Blind mi zawtórowała, a potem pobiegła na spacer.
Było już późno. Słońce niedługo zajdzie, pomyślałam patrząc na horyzont. Rozejrzałam się i znudzona, dalej brnęłam przez śnieg. Chciałam dotrzeć do tego wodospadu, przy którym spotkałam Uriego zaledwie... Dziś rano! Jejku, wydawać by się mogło, że to tak długo...
- Blech, nienawidzę jak jest aż tyle śniegu. - marudziłam pod nosem. - Albo nie, nienawidzę swojego wzrostu. Aczkolwiek, jest on przydatny... czasami. Ech, co za paranoja!
Szłam dalej, a słońce schodziło coraz niżej. Zaczął wiać silny wiatr, i teraz nie widziałam prawie nic, przez grzywkę.
- O rany! - wydarłam się i gniewnie kłapnęłam pyskiem, co poskutkowało cudownie wielką porcją śniegu w pysku. Kaszlnęłam i zirytowana prychnęłam - Ha! Przynajmniej teraz jesteśmy kwita. Ja zjadam ciebie, ty zjadasz mnie. - warknęłam do śniegu i zmordowana, zapadłam się w zaspie.
Około 25 minut później, usłyszałam kroki. Wilka, to na pewno. Pewnie ktoś od nas, ale jakoś nie mam ochoty na rozmowy, przynajmniej na razie. Chociaż jest jedna osoba, która na bank jej posłucha...
- No i wiesz, jego teraz nie ma, bo sobie poszedł. A mówię ci, tak mnie ciekawi, jakby wyglądał po hym, dwóch tygodniach bycia tutaj. - Rozmawiałam z księżycem od 15 minut. Przecież on zawsze mnie słucha, czasem mi coś podpowie...
- Co mówisz? Weź głośniej, bo nie słyszę. Jakbyś nie zauważył, jestem od ciebie oddzielona o jakieś pierdyliardy kilometrów. Ja Chochlik? Tak mnie teraz nazywasz?! Och, jasne. Jak trzeba to się zamykasz! Wal się, nie gadam z tobą przez następne dwa dni! - wściekłam się i trzasnęłam łapą w śnieg. Wykaraskałam się z zaspy, w której leżałam i poczołgałam się do centrum watahy. Tak, poczołgałam, albowiem wcześniejszą ścieżkę zrobiłam idąc tutaj pod śniegiem, więc teraz miałam jakby tunel. Czołgałam się więc zadowolona i niewidoczna, aż walnęłam w jakieś drzewo.
- O matko kochana, to żyje! - usłyszałam skrzek kruka.
- Co żyje? Mój drogi, o czym ty mówisz? - teraz rozbrzmiał głos Blind.
A więc to w jej łapę walnęłam. No, nie zauważyłam jej, bo oczy miałam ledwo na 2 milimetry otwarte, a ona ma jeszcze sierść jasną.
- On mówi o mnie. - oznajmiłam wesoło, wychylając się spod śniegu. Blindwind spojrzała w moją stronę.
- Och, Dżej. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale cię nie wyczułam. - zdziwiła się wadera. Uśmiechnęłam się złośliwie i szepnęłam:
- Talent, moja droga.
Blind zareagowała śmiechem.
- No dobra, idziemy? - zapytała po chwili.
- A gdzie? Jesteśmy tuż przy Chwaście, gdzie ty chcesz iść teraz? - dopytywałam.
Miałam dziwne przeczucia, że Blind znów wymyśliła coś ciekawego, coś co zapewne przypadnie mi do gustu i chciałam o tym jak najszybciej wiedzieć.


<Blind? default smiley :D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)