sobota, 17 stycznia 2015

Od Hakai do Andromedy - Żywe Wspomnienia

        Słyszał. Słyszał aż nazbyt dobrze melodię niosącą się przez las. Melodię, której w życiu po opuszczeniu domu nie spodziewał się usłyszeć... Zapomniana niemalże przez niego teraz, kiedy dotarła do jego uszu zbiła go z tropu, poruszając jego serce, przynosząc stare wspomnienia i obrazy z dzieciństwa. Samiec wpatrywał się w stronę, z którego dochodził dzwięk tępym, nieprzytomnym wzrokiem, a oddech miał szybki i płytwki. Czuł się jakby się dusił, nie wiedział czy się cieszyć, czy płakać, czy odwrócić się i odejść, czy iść jednak upewnić się co takiego wydawało ten piękny dźwięk – kołysankę, którą nuciła mu matka, kiedy był szczeniakiem... Tyle, że teraz melodia nie była nucona, lecz wyta... I miał wrażenie, że przez dobrze mu znajomy głos.
Samiec ledwo ocknął się z transu, kiedy Andromeda podeszła i odtknęła jego nosa. Dopiero po dłuższej chwili zoriętował się, że jest ona obecna. Hakai spojrzał na nią – miała zamknięte oczy, jednak pod pływem jego delikatnego ruchu otworzyła je i spojrzała mu w ślepia, które wyrażały niedowierzanie, a gdzieś głęboko w nich tańczyła radość, która powoli rozpływala się po jego ciele. Lekki dreszcz przeszył jego grzbiet. Wilczur nagle wystrzelił z miejsca w pełnym pędzie w kierunku melodii.
- Hakai?! – usłyszał za sobą zakłopotaną Andormedę.
- Choć za mną! – zawołał przez ramię pędząc przez las nie zwracając uwagi przez co oraz gdzie biegnie.
Krzewy i gałezie drapały go po grzbiecie, raniąc go nieraz. Uschłe liście na niektórych gałęziach trzepały go po twarzy, a wszelkie przeszkody mijał bądź przeskakiwał z pokraczną gracją oraz zwinnością, zbyt pochłonięty szybkim dotarciem do źródła dźwięku, żeby martwić się o cokolwiek innego. Słyszał za sobą parę razy wołanie Andromedy, jednak kiedy odwrócił głowę i widział, że dziewczyna dalej biegnie i jeszcze żyje nie zwalniał nawet biegu, lecz pędził dalej.
W końcu zatrzymał się z poślizgiewm oraz falą śniegu wraz ze zmrożoną ziemi, a także trawą. Dysząc ciężko stał przed dużą jaskinią na samej granicy watahy. Spojrzał za siebie, żeby sprawdzić czy Andromeda również dobiegła. Musiał chwilę poczekać, gdyż dziewczyna miała pewne problemy „techniczne” po dordze, które ją nieco spowolniły, ale w końcu wyłoniła się spośród drzew i stanęłą zdyszana, patrząc zirytowana na Hakai.
- Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? – warknęła.
- Ciśśś. – uciszył ją, wpatrując się w czarne czeluście jaskini, skąd dobiegała kończąca się już melodia.
Nagle wszystko zamilkło. Andormeda znalazła się u jego boku wziąż dysząc. Spojrzała na wilczura, a potem na jaskinię nic nie rozumiejąc. Jednak Hakai już wiedział. Znał ten głos, znał ten zapach, który unosił się wokoło. I znał już majączącą w ciemnościach sylwetkę, która zbliżała się do niknącego światła dziennego.
- Dawno się nie widzieliśmy... – usłyszał zachrypnięty głos – Braciszku...
- Frost... – w głosie Hakai nie było słychać ani radości, ani smutku... Sam nie wiedział co czuć, ani jak się zachować.
Rozstał się z bratem w kłótni, zniszczył mu życie... Co miał teraz zrobić, po co on tu przyszedł?
- Widzę, że dobrze ci się wiedzie. – rzekł, poczym uniósł się kaszlem.
- A tobie niezbyt dobrze. – odpowiedział powoli podchodząc, jak to też robił jego brat.
Kulejący basior zatrzymał się nagle i podniósł uchyloną głowę, mierząc go zimnymi, bladymi oczym, odznaczjącymi się na tle jego czarnego futra. Wyglądał szczerze mówią tragicznie. Liczne zaropiałe rany, źle zagojone blizny, brak futra w niektórych miejscach, a białe akcenty na twarzy, brzuchu oraz łapach były wręcz szare od brudu. Frost wyszczerzył kły, poczym las zaduniał jego przerywanym, ochrypniętym śmiechem. Kedy w końcu się usłpokoił spojrzał na niego chłodno.
- Zniczszyłeś mi życie... – rzekł – Te blizny... – wzruszył ramieniem, żeby pokazać, o które mu chodzi i odsłonił nieco szyję – Dał mi ojciec, kiedy dowiedział się, że dałeś nogę... Matka nie chciała mnie znać! Wywalili mnie ze stada... - Hakai spojrzał z przerażeniem na brata patrząc na jego poszatkowany kark oraz ramię. Nogi pod nim zaczęły się trząść, a oddech znów stał się nierówny – Nie patrz tak na mnie, braciszku, takie jest życie... Ty też się paru wspominek nabawiłeś. – mruknął – Nawet trzymasz jedną ode mnie. – zaśmiał się sucho – Zresztą... Wracając... Poszedłem waszym śladem... Tropiłem was latami, jednak w życiu nie pomyślałbym, że wstąpicie na tereny z piekła wyciągnięte, gdzie można stracić życie na każdym kroku... Ciężko było... No ale patrz, stoję tu przed tobą... Niby dwa lata tylko starszy, a wyglądający jak wyśmiotruchany staruszek...
Frost ruszył do przodu, w kierunku Hakai, który stał jak wryty słuchając każdego jego słowa z niedowierzaniem...
- Frost... – wyszeptał – Ja... Przepraszam... – basior położył uszy i zniżył głowę, patrząc na niego z żalem w oczach.
Frost podszedł do niego, stojąc nad nim i mierząc go zimnym wzrokiem... Który nagle zelżał, a samiec schylił się, kładąc swoją głowę na jego.
- To ja jestem ci winien przeprosiny, a nie ty mnie. – mruknął w końcu – Gdyby nie mój zatwardziały charakter wszystko wyszłoby inaczej...
- Wina leży u obu. – stwierdził Hakai, odsuwając się i patrząc mu w oczy – Steśkniłem się za Tobą... – dodał po chwili milczenia ciepło i uśmeichnął się.
- Ja za tobą... Uwierz, ja za tobą też. – odwzajemnił uśmiech – A kim jest twoja koleżanka? – zwrócił nagle swoją uwagę na Andromedę...


Andzia? Wena wróciła x3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)