wtorek, 6 stycznia 2015

Od Blindwind do... Wszytskich ^^" - Poranna Gimnastyka

        Promienie słońca dawały przyjemne ciepło, ogrzewając plecy białej wadery, jednak z czasem zaczęły być nieco za ciepłe, co spowodowało, że otworzyła ona swe zielone oczęta. Ziewnęła, przeciągnęła się ospale i znów klapnęła na gałąź.
- O w mordkę, już ranek. – mruknęła mlaszcząc sobie pod nosem i próbując zebrać siły oraz chęć do wstania.
- Dzieńdoberek! – usłyszała nad sobą głoś Renji’ego – Już myślałem, że nigdy nie wstaniesz. – rzekł dziubiąc ją delikatnie w czoło.
- Nie wszyscy zrywają się skoro świt, jak Ty Renji.  – powiedział unosząc głowę – Nie którzy lubią sobie pospać... – mruknęła kładąc głowę z powrotem na gałąź, dyndając sobie leniwie nogami.
- No weź! Szkoda dnia! Całe towarzystko z ogniska już wstało! – ponaglił kruk.
- A no tak! – ożywiła się nagle – Przecież wczoraj było ognisko! – uśmiech rozpostarł się na jej ustach, ale zaraz potem zniknął – O w mordę! Było ognisko! A ja nie dopilnowałam, czy napewno się wygasiło! O matko, jak będzie pożar to Hakai oskalpuje mnie żywcem! – dziewczyna zerwała się na równe nogi zapominając, że znajduje się na drzewie. Postąpiła krok do przodu. Dopiero, kiedy sytuacja była nieodwracalna wilczyca przypomniała sobie gdzie to ostatnio położyła się spać. W ostatniej chwili złapała się jedną łapą gałęzi, dziękując niebiosom za jej szczęście – Nie mogłeś ostrzec? – mruknęł zirytowana Kruk do towarzysza, bujając się na jednej łapie.
- Bo nie myślałem, że zapomnisz gdzie jesteś! – krzyknął spanikoway łapiąc się za głowę, wadera westchnęła bezradnie.
- Chyba omijasz jeden ważny punkt, mordko. – przypomniała grobowym tonem.
- Jaki?... A, a no tak, wybacz. – uśmiechnął się głupio.
- Ehhh... A doradź mi proszę co ja mam teraz zrobić, mądra głowo? Daleko jest do ziemi? – spytała.
- No, tak jakby trochę. – Renji podrapał się w głowę patrząc w dół – Poleciałbym po pomoc, ale nie chcę cię tu zostawiać, co jak w końcu omsknie ci się łapa i spadniesz?
- Taaa, i co Ty będziesz wtedy wstanie zrobić? Za mały jesteś, żeby mnie wciągnąć, a co dopiero łapać w powietrzu. – rzekła dziewczyna patrząc na niego rozbawionym wzrokiem i posłała mu sympatyczny uśmiech.
Jak to Kruk, nawet dyndając 14 metrów nad ziemią z zapowiadającym się długim powrotem do zdrowia była zdolna się uśmiechnąć oraz utrzymać optymistyczny humor.
- Em... Może pomóc? – usłyszeli nieopodal męski głos.
Blindwind odwróciła się w jego kierunku, a wdzięczność pojawiła się na jej pyszczku.
- Ha! Przydałoby się. – powiedziała z uśmiechem.
Usłyszała następnie kroki, cięższe od kroków Hakai, jednak nie aż tak dudniące jak Brego. Wywnioskowała, że basior musi być pożądniej zbudowy, a z zapachu, który się wokół niego unosił stwierdziła, że musi to być wcześniej wspomniany Zafiro - brat Andromedy - gdyż jego woń była podobna do jej.
Dziewczyna poczuła jak szczęki zaciskają się na jej karku i przy niewielkim użyciu siły – gdyż nie należała ona do ciężkich wilków – została uniesiona oraz wciągnięta na gałąź.
- O jeny, dzięki Ci bardzo! – rzekła Kruk uściskawszy wilczura, jednak odsunęła się szybko i zaśmiała, czując falę niezręczności oraz zdezoriętowania – Wybacz, może nie było to aż tak konieczne, tak w ogóle jestem Blindwind. – wystawiła łapkę i uśmichnęła się przyjaźnie.
- Zafiro. – odpowiedział, uścisnąwszy ją.
- Jeszcze raz Ci bardzo, dziękuję, gdyby nie Ty dyndałabym se tak chyba cały dzień. – zaśmiała się jeszcze raz i zwróciła do Renji’ego – A teraz choć, idziemy sprawdzić, czy nie ma pożaru... Chociaż wątpię w to, gdyż... OŻESZ W MORDĘ! – w ostatniej chwili czarny wilczur wystrzelił do przodu, żeby zgarnąć już na w pół lecącą z drzewa Win... Nie ma to jak jej niezawodna pamięć, co nie?
- Może zamiast schodzić na skróty użyjesz w końcu normalnej drogi na ziemię? – zapytał Zafiro puszczając trzęsąca się Kruk, która jednak szybko wykaraskała się z przerażenia.
- Haha, może i masz rację. – zgodziłą się znów szczerząc ząbki – Jeszcze raz dzięki. – powiedziała i poklepała go po pyszczku, a następnie wiminęła i ruszyła ostrożnie do pnia drzewa.
Po drodze Zafiro ją wyprzedził.
- Pójdę pierwszy, wrazie jakbyś postanowiła znów zlecieć. – mruknął pod nosem, a potem usłyszała tylko szelest gałęzi i jego nierówny oddech, gdy zeskakiwał z gałęzi.
- No dobra, mój wybawiciel na mnie czeka, a Ty kieruj i mów, gdzie skakać. – powiedziała radośnie Wind, gotowa na wyzwanie.
- Zaraz! CO?! – usłyszała energiczny trzepot skrzydeł oraz poczuła wiatr na twarzy, po czym głoś kruka przy swojej twarzy – Chyba nie chcesz skakać po gałęziach!
- A masz jakiś lepszy pomysł? Na skrzydał Ci nie zlecę. – powiedziała gotując się do skoku.
- Wind, zastanów się...
- Zaraz skaczę!
- Nie! Czekaj!
- Mów, w którą stronę!
- Kruk!
- Lecę! – i już jej nie było.
- W prawo! – wrzasnął spanikowany ptak lecac za nią.
- Uch... Dzięki, nie można... Było... Tak odrazu? – zapytała gramoląc się na gałąź, na której wylądowała niczym meteoryt.
- Nie pomyślałem, że będziesz na tyle nierozważna, żeby skakać na oślep z drzewa! – krzyczał dalej, a jego oszalały wzrok błądził po twarzy dziewczyny sprawdzając, czy wszystko z nią dobrze.
- To trzeba było nie marnować czasu, tylko mnie instruować. – stwierdziła wzruszając ramionami oraz szykując się do następnego skoku.
- O matko, młody jestem, a skończę jako siwy kruk w kwiecie wieku... – mruknął pod nosem – Prawo! Prawo! Lewo! Prawo! Na wprost!  - dalsze zejście poszło bez szfanku... do czasu – W lewo! Nie to lewo, drugie!
Za późno, Wind – pomyliwszy strony – była już w powietrzu i leciała przed siebie, co prawda na gałąź, ale dość zaludnioną.
- Kryć się kto może! – zawołał kruk.
- Ha! Uwaga! Lecę!
W tym momencie słychać było trzask, stukot, krzyk, zgrzyt i parsknięcie, czego powodem była oczywiście Wind lądująca swym cielskiem na Jennie, z którą razem – gdyż ta przykleiła jej się do pleców – wpadła w hybrydę, a następnie z lekkim ślizgiem znów znalazła się w powietrzu, skąd wyłapywać musiał je – dyndający na jednej łapie - Brego.
- O matko droga... Moje plecy! – jęknęła Kruk trzymana za tylną nogę przez Brega, a za przednią przez zdezoriętowaną Dżej.
- Mamy was! – usłyszała głos hybrydy, która wyszczerzyła się radośnie.
Uśmiech ten jednak zniknął, kiedy to gałąź - na której wszyscy się znajdowali - nie była wstanie utrzymać takich turbulencji oraz dodatkowego ciężaru, więc z głośnym trzaskiem odłamała się od konaru i cała trójka runęła w dół.
Lądowanie było dość twarde, jednak Wind poczuła pod sobą coś miękkiego, a zarazem nowy zapach w nozdżach. Oszołomiona jeszcze trochę nie mogła skojarzyć faktów, ale kiedy świadomość jej wróciła dotarło doń, że musieli na czymś – a raczej na kimś - wylądować.
- Uriseron! Zgnietliśmy go! Jak mogliśmy! Coście narobili, Skarbie!
- O matko... Co to było! – usłyszała obok siebie głos Dżej.
- Co to było?! Jak wam powiem co to było! – zjawił się Renji, który o mało nie dostał palpitacji serca patrząc na to zdarzenie – Lekko myślaność... A raczej bezmyślność waszej koleżanki! – tutaj wskazał na Wind, zmierzając ją wściekłym spojrzeniem.
Kiedy wszyscy wstali z ziemi, sprawdzając czy wszystkie części ciała są w jednym kawałku i czy żadnej nie brakuje – a Brego doszedł do wniosku, że Uri jednak żyje – Kruk spojrzała po wszystkich uśmiechając się głupkowato w kierunku, z którego dobiegało ją najwięcej „bodźców”.
- Heh... Sorka... – wydukała niepewnie.
- Coś ty znów zmalowała, Wind! – usłyszała głos kuzyna za sobą.
- Cholera... – szepnęła zamykając oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)