Wysłuchawszy historii Blind, uśmiechnęłam się
pod nosem. Ciekawe okoliczności i ciekawi ludzie, pomyślałam.
- No, no. Ładnie. - powiedziałam. Ziewnęłam
szeroko. - Nie wiem jak wy, ale ja chyba poszukam miejsca do kimania. Jestem
naprawdę zmęczona a jutro nowy dzień, kolejne wyzwania. Trzeba się wyspać. -
oznajmiłam.
- No, racja. Luluspać! - zawołał Hakai ze śmiechem.
Wszyscy mu zawtórowaliśmy i zgodnie poszliśmy
do wielgachnego drzewa. Blind powiedziała, że tutaj możemy spać. Nie ma sensu
teraz szukać każdemu posłania. Zgodziliśmy się i każdy wlazł na gałąź dla
siebie wygodną, po czym zasnęliśmy. Znaczy, kto spał ten spał.
Ja leżałam z głową na łapach i na wpół
otwartymi oczami gapiąc się na księżyc. Mruczałam cicho melodię, która
siedziała mi w głowie od jakiegoś czasu. Po kilku chwilach jednak zmorzył mnie
sen i wpadłam w ciemności swojego umysłu.
**Następnego dnia**
Obudziłam się kiedy tylko słońce wsadziło
swoje jasne jak cholera promyki prosto w moje paczadła. Zakryłam pysk łapą, ale
nic to nie dało. W nocy tego nie było widać, jednak teraz okazało się, że
wybrałam gałąź najbardziej wysuniętą do przodu. Warknęłam cicho ze złości,
ziewnęłam i przeciągnęłam się. W jednej chwili otworzyłam szeroko oczy, bo łapa
ześlizgnęła się ze śliskiej gałęzi i mało brakowało, a spadłabym z wysokości 14
metrów. Marnie by było...
Kiedy już zgramoliłam się z drzewa, spojrzałam
na nie. Prychnęłam cichym śmiechem na widok roztaczający się nade mną. Brego
spał chyba bardzo niewygodnie, bo jego wielkość raczej marnie się miała do tej
gałęzi, na której spał. Blind była rozpłaszczona na swoim miejscu, Hakai leżał
na plecach i miałam spore podejrzenia, że będzie dzisiaj jęczał. Andromeda
natomiast zwinęła się w kłębek i spała spokojnie. Jednak gdy przekrzywiłam
trochę głowę spostrzegłam, że koło niej leży inny wilk którego nie znam
zupełnie. Pomyślałam, że to Zafiro - jej brat. Bo przecież by się obudziła,
jakby coś było nie tak, prawda? Poza tym, Andzia mówiła jak on wygląda, a ten
wilk zgadzał się z opisem więc...
Podreptałam dalej. Śnieg sięgał mi prawie do
szyi. Ze swoim wzrostem nie byłam z tego zbyt zadowolona. Taki Brego to w ogóle
się nie musi przejmować, a i reszta nie jest w złym położeniu. Tylko ja jestem
takim kurduplem, któremu tylko łeb wystaje. Oooo, matko!
Idąc sobie tak przez śnieg nie zauważyłam, że
wlazłam na lód, a konkretnie - zamarzniętą rzekę. Kiedy postawiłam pierwszą
łapę, nie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Jednak stawiając ostatnią
łapę, wiedziałam już co się święci. Uśmiechnęłam się pod nosem i stanęłam
sztywno na lodzie. Ślizgałam się chwilę w miejscu, bo musiałam sobie jakoś
wyrobić równowagę a potem pojechałam do przodu. Wirowałam na lodzie i śmiałam
się wariacko. W pewnym momencie mną zakręciło i jechałam tyłem. Jednak kiedy
się odwróciłam, okazało się, że tuż przede mną jest...
- Wodospad! - wrzasnęłam i w tym samym
momencie z niego spadłam.
Cóż, szykuje się dłuuuuuuuuuuuuugi powrót do
zdrowia, pomyślałam spadając. Nie wyglądało to obiecująco - taki upadek z
zamarzniętego wodospadu. Jednak kiedy zbliżałam się do tafli, olśniło mnie!
Skrzydła, no jasne! Zatrzepotałam nimi i po chwili w spokoju usiadłam na tyłku,
w miękkim acz zimnym puchu.
- Ale ze mnie ciapa! - powiedziałam do siebie.
- Skrzydła, no! Matko, tak dawno ich nie używałam, że zapomniałam, iż je mam. -
zaśmiałam się cicho i wstałam. Zrobiłam krok i runęłam w zaspę. Znów wystawała
mi ze śniegu tylko głowa.
- Pomóc ci? - usłyszałam za sobą. Obejrzałam
się, a raczej przekoziołkowałam pod śniegiem i ujrzałam wilka, który stał
niedaleko, patrząc na mnie dziwnie. Nie znałam go, a już mu zazdrościłam, bo
jemu śnieg sięgał do brzucha. - Nie wygląda to dobrze. Poza tym, pewnie coś
sobie zrobiłaś spadają z Wodospadu. - dodał, wskazując głową w tamtym kierunku.
Odkaszlnęłam śniegiem i wyciągnęłam szyję
trochę wyżej.
- Nie dzięki, poradzę sobie. Poza tym, nic mi
nie jest. Nie pierwszy raz. - zaśmiałam się.
Wilk przyjrzał mi się, a raczej mojej głowie.
<Urineseriano?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)