Parsknąłem.
- Naprawdę myślisz, że posłusznie zejdę z "twoich terenów"? - zapytałem.
Surej spoglądała na mnie z góry (szlag
trafiłby ten jej wzrost!) jakby znudzona samym przebywaniem w moim
towarzystwie, a zabicie mnie było prostsze niż uśnięcie po wykańczjącym dniu -
ot tak i już leżę martwy. Ale myliła się. Nie twierdzę, że zła z niej
zabójczyni, jednakże... ja też byle kim nie byłem. Ziewnęła, może nawet
przesadnie, i przytaknęła głową.
- Tak, myślę, że posłusznie zejdziesz... no,
chyba że, jesteś takim głupkiem by zostać
tu, lub dobrowolnie szukasz własnej śmierci - uśmiechnęła się do mnie.
Czułem się jak prawie powalony, kiedy musiałem
podnosić głowę, by przyjrzeć się jej dokładniej. To jednak nie zmieniało faktu,
że wygrana mogłaby być moja. Nigdy nie widziałem jej w akcji, toteż nie
potrafiłem ocenić jakie są szanse. Z pewnością podobne, ale to niewiele mówiło.
W sumie wolałem takie wadery od tych miłych i dobrych, lub zmiennych, ciągle z
inną zachcianką. Jednak odstawiłem tę myśli na drugi plan.
- Skoro tak myślisz, to się mylisz... -
oznajmiłem waderze.
<Surej?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)