Hakai
szedł gawędząc wesoło z nową koleżanką, jednak czuł się odrobinę niezręcznie,
gdyż nawet nie patrząc w jego stronę, wiedział, że niebieskie ślepia czarnego
basiora wciąż bacznie go obeserwują, a jeden fałszywy ruch wystarczył, żeby ten
rzucił mu się do gardła, nie bacząc nawet na to, że jest Alfą.
Andromeda
wydawała się bardzo przyjazną osóbką, a już po paru zamienionych ze sobą
zdaniach rozmawiała z nim tak otwarcie, jakby był jej starym znajomym. Powiedziała
mu nieco o sobie, a on odwdzięczył się swoją historią oraz powstaniem watahy,
tłumacząc również dlaczego ma ona tak dziwczną nazwę.
-
... i tak to właśnie było. - podsumował
swoją opowieść Hakai i westchnął krótko stając – Co się tak wleczesz za nami?
Przyspiesz trochę, bo wolniej można już chyba tylko stać. – Poczekali aż Zafiro
zrówna się z nimi poczym Alfa rzekł – Widzicie tą wyspę tam wysoko? – wskazał łapą
na ogromną wyspę znajdująca się nad ich głowami, z wspaniałym, wielkim
wodospadem spadającym poza jej krawędzie i znikającym wśród białych chmur.
-
Wow... – usłyszał jak jedno z wilków wyszeptało zadzierając głowę do góry oraz
podziwiając latający ląd.
- To
moje ulubione miejsce. – kontynuował czerwonooki – Jest tam pięknie, a wyspa
jest tak ogromna, że gdy stanie się na jednej z gór to nawet nie widać
horyzontu. – Nawet stojąc i patrząc na nią z dołu nie widać było jej drugiego
końca, który znikał w obłokach hen daleko – Chodźcie, musicie to zobaczyć. Tylko
trzymajcie się środka mostu, brzegi lubią się czasem odłamywać – dodał z
uśmieszkiem, a na twarzach rodzeństwa ujrzał lekki niepokuj, zaśmiał się cicho –
Nie martwcie się, od jednej czwartej drogi w górę jest już dobrze – to mówiąc
ruszył przodem, aby wyznaczyć drogę, którą mają iść, za nim ruszyła Andromeda,
a na szarym końcu znów Zafiro.
Szli
tak w milczeniu, wsłuchani w szum wodospadu, który z każdym krokiem stawał się
coraz głośniejszy. Wszystko byłoby dobrze, gdyż już zbliżali się do części
mostu, która była wytrzymalsza i nie kruszyła się pod łapami, gdy nagle
usłyszeli głośny trzask oraz zaskoczony skowyt, a w następnej chwili Zafiro już
zwisał z mostu desperacko próbując wgramolić się spowrotem na most. Andromeda
nie zdążyła nawet wykrzyczeć imienia brata, zanim zjawił się przy nim Hakai,
złapał za kark zębami i próbował wciągnąć na stały grunt. Poczuł jak krew
basiora napływa mu do pyska, a jej ochydny zapach wypełnia nozdża. Zamknął
oczy, wysilił wszystkie mięśnie i jednym silnym ruchem całego ciała wciągnął
wilka na most. Puścił go szybko, wypluł czerwoną, lepką maź z pyska chcąc
pozbyć się każdej kropelki.
-
Zafiro! – Andromeda znalazła się momentalnie przy bracie.
-
Nic ci nie jest? – wychrypiał Alfa uspakająjąc się po nagłym przypływie
adrenaliny.
Zafiro?
Andromeda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)