poniedziałek, 12 maja 2014

Od Hakai do Zafiro i Andromedy

    Hakai szedł gawędząc wesoło z nową koleżanką, jednak czuł się odrobinę niezręcznie, gdyż nawet nie patrząc w jego stronę, wiedział, że niebieskie ślepia czarnego basiora wciąż bacznie go obeserwują, a jeden fałszywy ruch wystarczył, żeby ten rzucił mu się do gardła, nie bacząc nawet na to, że jest Alfą.
Andromeda wydawała się bardzo przyjazną osóbką, a już po paru zamienionych ze sobą zdaniach rozmawiała z nim tak otwarcie, jakby był jej starym znajomym. Powiedziała mu nieco o sobie, a on odwdzięczył się swoją historią oraz powstaniem watahy, tłumacząc również dlaczego ma ona tak dziwczną nazwę.
- ...  i tak to właśnie było. - podsumował swoją opowieść Hakai i westchnął krótko stając – Co się tak wleczesz za nami? Przyspiesz trochę, bo wolniej można już chyba tylko stać. – Poczekali aż Zafiro zrówna się z nimi poczym Alfa rzekł – Widzicie tą wyspę tam wysoko? – wskazał łapą na ogromną wyspę znajdująca się nad ich głowami, z wspaniałym, wielkim wodospadem spadającym poza jej krawędzie i znikającym wśród białych chmur.
- Wow... – usłyszał jak jedno z wilków wyszeptało zadzierając głowę do góry oraz podziwiając latający ląd.
- To moje ulubione miejsce. – kontynuował czerwonooki – Jest tam pięknie, a wyspa jest tak ogromna, że gdy stanie się na jednej z gór to nawet nie widać horyzontu. – Nawet stojąc i patrząc na nią z dołu nie widać było jej drugiego końca, który znikał w obłokach hen daleko – Chodźcie, musicie to zobaczyć. Tylko trzymajcie się środka mostu, brzegi lubią się czasem odłamywać – dodał z uśmieszkiem, a na twarzach rodzeństwa ujrzał lekki niepokuj, zaśmiał się cicho – Nie martwcie się, od jednej czwartej drogi w górę jest już dobrze – to mówiąc ruszył przodem, aby wyznaczyć drogę, którą mają iść, za nim ruszyła Andromeda, a na szarym końcu znów Zafiro.
Szli tak w milczeniu, wsłuchani w szum wodospadu, który z każdym krokiem stawał się coraz głośniejszy. Wszystko byłoby dobrze, gdyż już zbliżali się do części mostu, która była wytrzymalsza i nie kruszyła się pod łapami, gdy nagle usłyszeli głośny trzask oraz zaskoczony skowyt, a w następnej chwili Zafiro już zwisał z mostu desperacko próbując wgramolić się spowrotem na most. Andromeda nie zdążyła nawet wykrzyczeć imienia brata, zanim zjawił się przy nim Hakai, złapał za kark zębami i próbował wciągnąć na stały grunt. Poczuł jak krew basiora napływa mu do pyska, a jej ochydny zapach wypełnia nozdża. Zamknął oczy, wysilił wszystkie mięśnie i jednym silnym ruchem całego ciała wciągnął wilka na most. Puścił go szybko, wypluł czerwoną, lepką maź z pyska chcąc pozbyć się każdej kropelki.
- Zafiro! – Andromeda znalazła się momentalnie przy bracie.
- Nic ci nie jest? – wychrypiał Alfa uspakająjąc się po nagłym przypływie adrenaliny.


Zafiro? Andromeda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)