wtorek, 8 lipca 2014

Od Jenny do Damona, Dihrena i Kishana

- Chyba tak. W okolicy jest mój brat i chyba jest ranny... - powiedział, rozglądając się dookoła.
- Ojej. No, to szukajmy go! Jeżeli to poważna rana to może być problem ale znam się na leczeniu. - odpowiedziałam. Dihren rozglądał się moment, a potem wybrał drogę w lewo. 
Biegliśmy szybko. Ren parę razy zatrzymywał się i znowu wybierał drogę. W końcu dopadliśmy do polany. Czarny tygrys (podejrzewałam, iż to Kishan) leżał na ziemi. Krwawił mu kark. Obok był Damon.
- Kishan! - krzyknął Dihren. 
Tygrys podniósł ciężko łeb. Spojrzał na brata szeroko otwartymi oczami. Potem spojrzał na mnie, nie wyrażał żadnych emocji aż w końcu zaczął się podnosić.
- Nie ruszaj się! - krzyknęłam. 
Podbiegłam do niego. Obejrzałam ranę delikatnie. Nie była bardzo głęboka ale nie można było jej zlekceważyć. Miał jeszcze parę zadrapań.
- Umiesz mu pomóc? - zapytał nagle Damon. 
Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że on może się o kogoś troszczyć. Zerknęłam na niego po czym kiwnęłam głową. Wilk spojrzał na Dihrena, który był zajęty piorunowaniem go wzrokiem, po czym oddalił się kawałek, jednak cały czas obserwował co się dzieje.
- Co ty tu robisz? - wypalił cicho Kishan.
- Nie teraz. Później sobie pogadacie. Siedź cicho. - odrzekłam i wyjęłam z torby, którą złapałam po drodze (przechodziliśmy koło mojej norki) słoiczek. 
Była w nim maść do odkażania. Posmarowałam nią ranę Kishana. Syknął, bo maść piekła ale wytrzymał. Dihren przyglądał się w spokoju zza mojego ramienia. Damon cały czas patrzył na nas. To do niego nie podobne.
- Musimy chwilę zaczekać. Maść zacznie działać dopiero za minutę. - oznajmiłam, po czym odsunęłam się od braci, by zrobić im miejsce żeby porozmawiali.


<Chłopaki?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)