- Chyba tak. W okolicy jest mój brat i chyba
jest ranny... - powiedział, rozglądając się dookoła.
- Ojej. No, to szukajmy go! Jeżeli to poważna
rana to może być problem ale znam się na leczeniu. - odpowiedziałam. Dihren
rozglądał się moment, a potem wybrał drogę w lewo.
Biegliśmy szybko. Ren parę
razy zatrzymywał się i znowu wybierał drogę. W końcu dopadliśmy do polany.
Czarny tygrys (podejrzewałam, iż to Kishan) leżał na ziemi. Krwawił mu kark.
Obok był Damon.
- Kishan! - krzyknął Dihren.
Tygrys podniósł
ciężko łeb. Spojrzał na brata szeroko otwartymi oczami. Potem spojrzał na mnie,
nie wyrażał żadnych emocji aż w końcu zaczął się podnosić.
- Nie ruszaj się! - krzyknęłam.
Podbiegłam do
niego. Obejrzałam ranę delikatnie. Nie była bardzo głęboka ale nie można było
jej zlekceważyć. Miał jeszcze parę zadrapań.
- Umiesz mu pomóc? - zapytał nagle Damon.
Nigdy
w życiu bym nie pomyślała, że on może się o kogoś troszczyć. Zerknęłam na niego
po czym kiwnęłam głową. Wilk spojrzał na Dihrena, który był zajęty
piorunowaniem go wzrokiem, po czym oddalił się kawałek, jednak cały czas
obserwował co się dzieje.
- Co ty tu robisz? - wypalił cicho Kishan.
- Nie teraz. Później sobie pogadacie. Siedź
cicho. - odrzekłam i wyjęłam z torby, którą złapałam po drodze (przechodziliśmy
koło mojej norki) słoiczek.
Była w nim maść do odkażania. Posmarowałam nią ranę
Kishana. Syknął, bo maść piekła ale wytrzymał. Dihren przyglądał się w spokoju
zza mojego ramienia. Damon cały czas patrzył na nas. To do niego nie podobne.
- Musimy chwilę zaczekać. Maść zacznie działać
dopiero za minutę. - oznajmiłam, po czym odsunęłam się od braci, by zrobić im
miejsce żeby porozmawiali.
<Chłopaki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)