Kocur aż niepokojąco szybko się u mnie zadomowił. Nie żeby mi to przeszkadzało. Polubiłem tego małego wariata. Towarzyszył mi prawie wszędzie. Za każdym razem upierał się, że to z nudów i nie ma nic lepszego do roboty. Odkąd zamieszkał ze mną natchnęła mnie jakaś nowa siła tworzenia. Napisałem nowe wiersze (z których alfa był wyraźnie zadowolony) i o wiele chętniej spacerowałem po terenach.
Pewnego takowego spaceru stało się coś czego się nie spodziewałem.
Zaczęło się od tego, że Ricky zdecydował się zrobić legowisko z mojej cennej kolekcji piór.
-Nie uwierzysz co dzisiaj...- zacząłem wchodząc do swojej jaskini i niemal natychmiast urwałem na widok pobojowiska w moim domu.
Chwilę później zapewne jakiś niewinny ptaszek na drugim końcu terenów watahy zerwał się ze snu przez oburzony wrzask:
-RICARDO!!!
Kocur zerwał się na równe nogi z spod sterty porozwalanych papierów. Widząc mnie zaczął się rozglądać dookoła, jakby nie miał pojęcia co tu się działo.
-Rety Jaskier!- powiedział po chwili Ricky.- Widziałeś ten bałagan? Masakra jakaś...
-A wiesz, że nie zauważyłem?- odparłem ironicznie.- I pewnie to nie ty zrobiłeś ten bałagan? Zgaduję, że wpadł tu szop pracz ze wścieklizną, pozrzucał wszystko z półek a ty dzielnie rzuciłeś się do walki, lecz ten pobił cię do nieprzytomności i zwiał.
-Kurde, ale z ciebie jasnowidz!- odparł Ricardo za co oberwał w ucho.
Przetrząsnąłem całą jaskinię a Rickiemu za karę kazałem poukładać ocalałe rzeczy na miejsce. Gdy skończył sprzątać usiadłem z niedowierzaniem kręcąc głową.
-Nie było mnie godzinę- powiedziałem na wpół do siebie.- Mam wzywać egzorcystę? Nie jesten pewny czy to co cię wtedy opętało nie powróci ze zdwojoną siłą. Sprawdziłeś czy wszystko jest na miejscu?
-Tak i...brakuje kolekcji piórek...
-Co?! Wszystkie są połamane?!
Ricardo po raz pierwszy położył po sobie uszy ze wstydu.
Przejdźmy do chwili przełomowej.
Szliśmy przez las. Ja - dziarsko z przodu szukając nowych nabytków do kolekcji, Ricardo - z tyłu taszcząc szkatułę już do połowy pełną.
-Nie rozumiem po co nam tutaj to pudło...- narzekał kocur.
-Ciesz się, że nie zniszczyłeś kolekcji skał wulkanicznych.- przypomniałem.
Ricky tylko przewrócił oczami.
Cisza aż wwiercała się w uszy. Ricardowi oczywiście znowu zaczęło się nudzić i szybko rozglądał się za czymś co mu pomoże uratować się od nudnego zajęcia.
-Patrz Jaskier!- krzyknął nagle.- Zaczyna kropić. Lepiej wracajmy...
-W sumie masz...chwila moment!- spojrzałem na niebo.- Nawet nie ma chmur leniuchu.
Kot sapnął i znów nastała chwila ciszy przerywana naszymi krokami i rzucanymi pod nosem przekleństwami Ricarda. Nagle zauważyłem cudowne papuzie pióro na niższych gałęziach rozłorzystego drzewa. Nie próbując nawet przekonywać Rickiego by się tam wspiął i sam po nie sięgnąłem.
-Emmm...Jaskier?- spytał po chwili kocur z cieniem niepewności w głosie, ale nie zauważyłem tego skupiony na zadaniu.
-Nie przeszkadzaj mi...- odparłem. Do moich uszu doszło głuche stąpnięcie. Zignorowałem to.
-Ale na drodze stoi jakiś czarny, duży kot...
-Przestań zmyślać.
-Ale ja mówię serio, patrz!
Przewróciłem oczami i obróciłem się dla świętego spokoju.
Na drodze rzeczywiście stał kot podobny do pantery.
Felina?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)