poniedziałek, 28 lipca 2014

Ogłoszenie

Niestety, zawieszam blog na te wakacje, gdyż już nie wyrabiam, za dużo się dzieje i nie mam czasu pisać opowiadań :(
Ale mam nadzieję, że jakoś to będzie po wakacjach ^^"

Sin of Sorrow x3

niedziela, 27 lipca 2014

Ogłoszonko

     Niestety nie będzie mnie w dniach 28.07-2.08. Mam nadzieję że nie będzie tu żadnych kłopotów gdyż będę was bacznie obserwować w internecie z telefonu. Jestem zawodowym szpiegiem^^.
                                                                                       
                                                                                    Pozdrawiam AA(Alfa Andzia)

Od Feliny do Jaskra

Felina oderwała wzrok od tytułów książek leżących tuż przed nią i spojrzała na wilka.
-Owszem było kilku ale nie pisali najlepiej chyba że to ja mam na prawdę zły gust. Jednak mi się wydaje że to pierwsze.Ja osobiście wolę tworzyć piosenki. Czasem zdarza się że coś mnie tchnie aby napisać wiersz, jednak to rzadko się zdarza.
-Aha...-Jaskier mruknął pod nosem i spojrzał na Ricardo który właśnie szykował się do spania.
Wilk gdy stał w końcu mógł zobaczyć pełny profil Feliny. Jej fiołkowe oczy skrupulatnie wyłapywały najmniejsze szczegóły. Lubiła wszystko wiedzieć i być gotowa do działania. Trochę jeszcze rozmawiała z Jaskrem, a Rikardo dodawał do ich rozmowy jeszcze swoje zdanie.
-Macie tu jakieś inne koty?Oprócz Rikardo.
-Coś tam mi się obiło o uszy i jest tu jakiś tygrys albo lew. Nie pamiętam jak się nazywa ich rasa ale z pewnością to jest kot. -Powiedział Rikardo szczególnie głośno wypowiadając trzy ostatnie słowa jego wypowiedzi.
-To dobrze że są tu również inne koty.
-Jakbyś miała wybrać sobie jakieś zajęcie w tej watasze, czym byś się zajmowała?-Jaskier spytał się po czym przełożył jedną książkę na drugą stertę.
-Zdaje mi się że zostałabym łowcą o ile istnieje takie zajęcie.
-Istnieje... Ale czy ty nie jesteś troszkę za wysoka?
-Cóż jeżeli ktoś potrafi się dobrze skradać to sobie z tym poradzi. A ty czym się zajmujesz?-Tym razem to Feli zadała pytanie dla wilka. Jej natura kazała poznać przyszłych przyjaciół albo wrogów, choć to drugie stwierdzenie raczej w tym przypadku nie wchodzi w grę.
-On!?-Rikardo wykrzyknął to nie ukrywając rozbawienia.-On nic nie robi.
-A ty czym się zajmujesz?
-Jestem szpiegiem.-Powiedział dumnie Ricardo unosząc lekko głowę.
-Zatem szpieg powinien tłumić wszelkie emocje i dyskretnie się zachowywać. Czyż nie?
<Rikardo, Jaskier?>

wtorek, 22 lipca 2014

Od Agonii do Lilly

Prychnełam ponownie. Dużo prychania jak na tą noc, jednak chyba był powód. Przynajmniej według mnie...
- Zacząć od nowa? - spojrzałam na nią z niedowierzającym uśmiechem, a ona spuściła łeb. - Co ty myślisz, że wogóle ktoś ci ponownie zaufa?
Po chwili ciszy usłyszałam ciche łkanie wadery.
- Skoro już nie jesteś alfą, to może był powód... - kontynuowałam nic sobie nie robiąc z uczuć wilczycy. - No nie? A pozatym co za różnica czy jesteś alfą czy członkiem stada? Tylko tyle, że masz mniej obowiązów do zrobienia... prawda?
Dopiero wtedy zauważyłam jak waderze spływają łzy. Wadera podniosła łeb i spojrzała, poważnym, niedowierzajacym wzrokiem.
- Czy... – zaczęła, uwarznie patrząc tym wzrokiem, co przyjęłam bez jakiej kolwiek zmiany nastroju. - Czy ty... nie rozumiesz... nie rozumiesz tego?
-  Czego? - oparłam.
- Jakto czego? Ty... ty... - zająkała się kiedy do niej dotarło to, że mamy nieco inne poglądy. Westchnęła. - Nierozumiesz.
Nagle coś zaszeleściło w krzakach, więc obie uniosłyśmy uszy i oczy w tamtą stronę.

<Lilly? co to było?>

poniedziałek, 21 lipca 2014

Vigle Vert :3

Wybaczcie mi proszę moją dość długą nieobecność, jednak parę rzeczy się pokomplikowało :/
Niestety, nie miałam wiele do zmieniania w Waszych pieniążkach, gdyż coraz mniej osób przesyła mi opowiadania, jednak myślę, że to z powodu wakacji oraz różnych atrakcji z nimi zwiazanymi ^^

Agonia - 145٧ 
Jaskier - 120٧ 
Damon - 70٧ 
Andromeda - 70٧
Jenna - 45٧
Surej - 45٧
Hakai - 45٧
Essi - 35٧
Kishan - 20٧ 
Zafiro - 20٧
Felina - 15٧
Dihren - 15٧
Ventus - 15٧
Vanssia - 10٧
Lilly - 10٧ 



Od Andromedy do Hakai

- Chyba w twoich snach. - Wilczyca uśmiechnęła się do wilka po czym poszła do jaskini wyciągając dwa wiadra. - Zdaje mi się, że zrobimy sobie spacerek nad rzekę.
- Czemu nie. - Hakai wziął jedno wiadro od Andromedy i oboje ruszyli w stronę rzeki. - Dzięki że mi pomożesz.
- Nie ma za co...Ja nigdy nie odmówię pomocy, poza tym im dłużej jestem oddzielona od brata tym lepiej.
Droga zajęła im może 5 minut. Napełnili wiadra i ruszyli w drogę powrotną, jednak wcześniej znów oboje zażyli kąpieli (niezaplanowanej ^^). Powrót zajął im 10 minut ze względu na napełnione wiadra. Podczas "spaceru" wymieniali ze sobą zdania na przeróżne tematy.
Gdy weszli do jaskini wzięli jakieś szmatki i zaczęli szorować podłogę. Andromeda nie miała pojęcia ile czasu im to zajęło, ale z pewnością nie było to kilka minut. Gdy podłoga była czyściutka i zaczęła wysychać wilczyca wyszła z jaskini, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie przepadała za zapachem krwi, ale potrafiła wytrzymać. Po chwili Hakai usiadł obok wilczycy, która nawet nie zwróciła na niego większej uwagi. Miała podniesioną do góry głowę i wpatrywała się w gwiazdy, w końcu stwierdziła, że niewygodnie jest tak zadzierać głowę, więc położyła się na plecy. Było o wiele wygodniej, Andromeda przeniosła wzrok  tuż obok siedzącego wilka.
- Dzięki, że mi pomogłaś.
- Na prawdę nie ma za co...Dzięki Hakai. - Mówiąc to przeniosła znów wzrok na gwiazdy, stwierdzała, że to one zesłały jej przyjaciela.
- Za co mi dziękujesz?
Gdy wilk się zapytał ona nadal wpatrywała się w górę. Nie wiedziała czy Hakai udaje, czy na prawdę nie wie o co jej chodzi.
- Za to, że jesteś. Że jesteś tu przy mnie...Od dawna z nikim nie rozmawiałam. No chyba, że z moim bratem, ale tego nie da się nazwać rozmową. - Na wspomnienie o bracie uśmiech wpełzł na jej pyszczek.  Nie było go tu i była z tego powodu zadowolona.- Wiesz co...Będę dziś tu spała i będę mogła obserwować jak wstaje słońce. To jest niesamowity widok. Pójdę i znajdę jakiś klif, z którego będę mogła wszystko obserwować.

<Hakai?>

piątek, 18 lipca 2014

Od Jaskra do Feliny

Przyznam, że jako wilk nigdy nie jeździłem konno a co dopiero na  cheederianie. Na dodatek Felina wybierała najbardziej "zagałęzione" szlaki. Nie upominałem się, bo tak nie wypada. W końcu to ona grzecznie zaproponowała podwózkę, a ja się zgodziłem. Ricky wydawał się rozbawiony jazdą. No tak, ale on ma pazury i mógł zaczepić się o gęste futro. Nie to co ja. Mną oczywiście miotało na wszystkie strony i parę razy niemal zleciałem. W końcu (dzięki bogu!) dotarliśmy do mojej jaskini. Zsunąłem się z grzbietu i stanąłem chwiejnie na łapach. Czułem się jak stały klient tawerny z piwem w 5 lipca*. Z trudem utrzymałem równowagę po tej przejażdżce. Zaprosiłem gestem Felinę do środka.
-Witam w ostoi tworzenia!- powiedziałem oficjalnie.
-Masz na myśli tą rupieciarnię?- dorzucił ironicznie Ricardo za co jak zwykle oberwał w ucho aż zapiekło w łapę. Zawsze popisuje się przed gośćmi.
-Nie jestem pewien czy nie będzie ci tu ciasno...- dodałem po chwili i uprzątnąłem na bok stertę książek i zabazgranych kartek papieru.- Do jutra powinno ci tu starczyć miejsca. Z samego rana pójdziemy do alf.
Felinie chyba nie przeszkadzała mała przestrzeń. Ułożyła się wygodnie przy palenisku i czytała pod nosem tytuły książek na moich półkach.
-Wspominałaś, że lubisz sztukę.- zagaiłem.- Piszesz może wiersze? Ja sam nie spotkałem w tych okolicach żadnego poety i chętnie bym zamienił na ten temat z tobą parę słów. Czy są lub byli w twoim gatunku jacyś wielcy poeci?

Felina? Atak ciekawości :)

czwartek, 17 lipca 2014

Od Surej do Ventusa

Wadera popatrzyła na wilczura ostatni raz nieufnym spojrzeniem i podczołgała się do resztek zwierzyny. Usadowiła się wygodnie, w pozycji, w której jej noga najmniej ją bolała i zaczęła sporzywać mięso. Po niepełnej półgodzinie z jelenia zostały tylko bialutkie kosteczki, a dziewczyna położyła się na plecach, gładząc wystający brzuszek.
- A może i byłam głodna. - mruknęła sama do siebie z uśmiechem, a wężowatym jęzorem oblizała starannie usta.
Tak, teraz zdecydowanie miała lepszy humor, jednak to nie znaczyło, że nie jest wciąż agresywna i wybuchowa.
- Może powiesz mi jak masz na imię "wybawco"? - burknęła Surej posyłając mu znudzone spojrzenie czerwonych oczu, basior spojrzał się na nią nieco zdziwony jej nagłym zainteresowaniem.
- Ventus. - mruknął - A ty?
- Heh, po co ci to wiedzieć? I tak zapomnisz po paru minutach i bedę dla ciebie z powortem przeciętną waderą, na którą niewarto zwracac uwagi. - po czym przewróciła się na bok, tyłem do swego towarzysza, kompletnie go ingnorując.

Ventus?

Od Hakai do Andromedy

Basior spojrzał na nią nieco zdziwionym wzrokiem czerwonych ślepi, przełknął kawałek mięsa, który miał akurat w pysku. Andromeda odwróciła nieśmiało wzrok. Wilczur pomyślał chwilę, po czym uśmiechnął się delkatnie, kładąc jej łapę na łapie.
- Andromeda, przyjaciół nie pyta się o to czy chcą nimi zostać. - zaczął, a wilczyca spojrzała na niego, nieco zakłopotana - To jest jedynie twoja decyzja, jeżeli uważasz kogoś za swego przyjaciela, on nim jest, nie potrzebujesz na to zgody drugiej osoby. - wilczur zaśmiał się cicho i spojrzał na nią życzliwie - Jednak jak już konkretnie pytasz. - dodał po chwili - Odpowiedź brzmi tak, mimo tego jednego dnia znajomości możesz mi ufać w każdej sprawie, daję ci słowo Alfy, że cię nie zawiodę. - to mówiąc położył sobie łapę na piersi.
Oczy Andromedy zalśniły radością w świetle gwiazd, a uśmiech wypełzł jej na twarz, rozjaśniając oblicze.
- Naprawdę? - zapytała niedowierzając.
- Uszy se umyj jak nie dosłyszałaś. - szepnął jej do ucha, łaskocząc ją nosem, a dziewczyna trzepnęła uchem i zaśmiała się.
Wrócili do posiłku rozmawiając przy tym wesoło, kiedy skończyli z jelenia zostały tylko bialutkie kosteczki. Hakai wstał, przeciągnął zesztywniałe stawy i spojrzał w głąb swej jaskini.
- Eh, muszę teraz posprzątać ten bajzel, który mi narobiła, nie chce mi się spać z krwią pod nosem. - mruknął, po czym odwrócił się do dziewczyny - Nie wypada takiej ładnej damy prosić o pomoc w sprzątaniu, więc zgaduję, że zobaczymy się dopiero rano? - zapytał, jednak głęboko w sercu miał małą nadzieję, że wilczyca, jednak będzie nalegać, żeby z nim ostać.

Andromeda? Potowarzyszym mu w szorowaniu podłogi? xD

niedziela, 13 lipca 2014

Od Andromedy do Hakai

Wilczyca spojrzała na wilka.Co jak co ale już dosyć dawno jadła, jej wzrok przeniósł się na martwego jelenia.To nie ona go zabiła...więc mogła go zjeść.Po kilku sekundach jej wzrok znów spoczął na czerwonych ślepiach wilka.Robiło się coraz później, ale Andromeda stwierdziła że Zafiro nie będzie się o nią martwić.
-Bardzo chętnie.Zgłodniałam trochę po dzisiejszym dniu.
-A więc jedzmy.
Hakai uśmiechnął się i zaczął jeść.Andromeda spojrzała na gwiazdy które dziś wspaniale świeciły i wywoływały lekki uśmiech na jej pyszczku.W końcu postanowiła jeść...Co jakiś czas zerkała ukradkiem na wilka.Pierwszy raz widziała jak je, nie spieszył się choć pochłaniał jelenie mięso w dużych kawałkach.A przynajmniej tak jej się zdawało.Co jakiś czas nasłuchiwała czy ktoś aby na pewno się nie zbliża.Miała dziwne wrażenie że ktoś ich obserwuje.Ale mogły być to jakieś małe nocne stworzenia które spoglądały na nich zza krzaków i drzew.
-Zastanawiam się co robi mój brat.
-Zafiro?Kto wie może leży już w jaskini i śpi.-Gdy Hakai to powiedział na pyszczku wilczycy zagościł ogromny uśmiech.Andromeda była pewna że jej starszy braciszek jeszcze nie śpi.Zasypiał dopiero po północy, nie wiedziała dlaczego, ale stwierdzała że on po prostu tak długo rozmyśla.
-Kto wie?Po tym co się dziś zdarzyło ma moście...Kto wie...-Wilczyca przypomniała sobie tamtą nagłą scenę.Ciarki przebiegły po jej ciele.Znów spojrzała na wilka który wciąż jadł.Bardzo go polubiła, jest to pierwszy wilk którego poznała w tej watasze.Jego towarzystwo sprawiało że czuje się wolna od wszystkich trapiących ją rzeczy.Miała wrażenie że Hakai ją rozumie.W nim miała kolegę i przywódcę watahy, ale chciała by został jej przyjacielem, nie wiedziała jednak czy zgodziłby się nim zostać.Ale jak to mówią...Kto nie próbuje ten nic nie zyskuje”.
-Hakai?-Wilk spojrzał na nią i uśmiechnął się dając jej znak aby kontynuowała.-Bo mam taki pytanie...Wiem że się ledwo znamy.Ale nigdy nie miałam przyjaciela.Kogoś kto by mnie rozumiał.Wysłuchał kiedy potrzebowałabym rady.Wiem że mam starszego brata...ale to nie to samo.-Uśmiechnęłam się niby do siebie i po chwili dodałam.I chcę się ciebie spytać...Czy zostaniesz moim przyjacielem.Prawdziwym przyjacielem?Nie bój mi się odmówić bo znamy się tylko jeden dzień.
<Hakai?>

Od Hakai do Andromedy

Hakai uniósł głowę i spojrzał swoimi czerwonymi ślepiami na Andromedę z lekkim zdziwieniem. Po chwili znów je opuścił, skupiając wzrok na czarnych łapach, zamyślił się. Nagle gniew zabłysł w jego oczach i znów przeniósł wzrok na swą towarzyszkę.
- Nie. – powiedział cicho, wadera spojrzała na niego z zapytaniem w oczach – Nie. – powtórzył wilczur głośniej – To nie jest twoja wina, ani nie moja. – powiedział po chwili – Lilly jest sama sobie winna. Upominałem ją, prosiłem, jednak ona olała watahę, mimo tego, że była świadoma swych obowiązków oraz konsekwencji ich niewykonywania. Nie mam zamiaru zmieniać wyroku, nie mam nawet zamiaru jej przepraszać! – złość wezbrała w jego sercu, wykrzywiając grymas na czarnym pysku. Cichy werkot uwolnił się z jego gardzieli, Andromeda położyła uszy po sobie, nie pewna co takiego ma teraz zamiar uczynić. Hakai jednak szybko się uspokoił, wzdychając ciężko. Co mógł teraz zrobić? Decyzja została podięta, niemalże cała wataha głosowała na to, żeby zmienić Alfę i choćby Lilly teraz upolowała mu całe stado jeleni, a te napisy wyryła mu na ścianie groty, nic to teraz nie zmieni, a to, że będzie się wściekać również niczemu nie pomoże. Łagodne spojrzenie czerwonych oczu utkwiło w złotych, załzawionych ślepiach wilczycy. Basior przysunął się do niej, kładąc ogon na plecach – Nie płacz, szkoda łez, nie ma co psuć sobie humoru. – delikatny uśmiech pojawił się na jego pysku oraz odbił się na pyszczku Andromedy. Hakai wstał, znikając na chwilę w mroku jaskini. Wyłonił się ponownie później, targając za sobą potężne cielsko jelenia. Zatrzymał się przy Andromedzie, upuściwszy zdobycz – Sam tego wszystkiego nie zjem. – stwierdził – Dasz się namówić jeszcze na kolację przy blasku gwiazd? Oraz świetlików. – zapytał z lekkim błyskiem w oku i szarmanckim uśmiechem.


Andormeda?

Od Ventusa do Surej

Polowanie nie było zbyt wygodne, bo oddalanie się od jaskini oznaczałoby dłuższą drogę ze zdobyczą w pysku. W końcu udało mi się znaleźć stadko jeleni, pasące się na malutkiej łące. Uśmiechnąłem się do siebie, gdyż droga z tego miejsca do jaskini nie była bardzo długa, do tego jeszcze nastawał wieczór i niebo ciemniało, a wraz z niebem ziemia. Odszukałem odpowiednią łanię, kuśtykała lekko na zranionej nodze. "Bidulka" westchnąłem żartobliwie w myślach "Ale przynajmniej będzie miała zaszczyt być zjedzoną przeze mnie"
 ******
Przytargałem łanię do wejścia jaskini, już się ściemniało. Zatrzymałem się na chwilę, poczym wszedłem w mrok jaskini. Ujrzałem błysk oczu Surej, gdy odwracała się w moją stronę i obrzucała niechętnym spojrzeniem. Doszedłem do niej i porzuciłem mięso.
- Kolacja przytargana. - mruknąłem niewyrażającym uczuć tonem.
- Nie jestem głodna. - odparła wadera tonem jakby to było oczywiste. 
Kłamała, ale jak woli zginąć z głodu, to może.
- To nie musisz jeść. - powiedziałem i nie powstrzymując się dłużej zabrałem się do jedzenia. Gdy skończyłem, odnalzłem najciemniejszy i najdalej położony kąt, w którym się położyłem. Dopiero po chwili odkąd odszedłem od mięsa, Surej obwąchała uwarznie mięso, które zostało. Rzuciła uważne i nieufne spojrzenie w moim kierunku. Nie wiem czy mnie widziała, ale opierajac głowę na łapach patrzyłem na jej zachowanie. Nie mrugnąłem nawet, gdy rzuciła mi to spojrzenie. Z pewnością nadal mi nieufała, ale chyba zauważyła już, że nie ma zbytniego wyboru. Moje mysli rozszalały sie dopiero teraz, biegnąć w najrozmaitsze kierunki, skręcając nagle i skacząc po dniach, tygodniach, miesiącach, latach... Zastanawiało mnie czy, kiedy, i o ile wyzdrowieje, wadera w podziękowaniu oderwie mi łeb od reszty i zadowolona odejdzie w swoim kierunku, jakby nigdy się nic nie stało i tylko z własnej woli została w tym miejscu dłużej. Odejdzie? Czy wogóle wyzdrowieje? Niewiele o zielarstwie pamiętałem, a i tak nie dużo słyszałem. Miałem w planach poszukać owych ziół, jednak nie miałem za dużo nadziei. Kolejną rzeczą był fakt, że nadal nie znałem jej imienia. Odłożyłem te zadania na jutro, wiedząc, że nie będą łatwe.


<Surej? Czekolada mi teraz poprawiła humor >

sobota, 12 lipca 2014

Od Lilly do Agoni

Spojrzała na waderę, łza poleciała jej po futerku… nikt nie był w stanie zrozumieć wadery, nikt nie był w stanie postawić się w jej sytuacji, ale w sumie nie oczekiwała tego …
-Gdyby tak było.. - nie była w stanie dokończyć, odwróciła głowę by Agonia nie widziała pyszczka Lilly. Nie chciała pokazywać nikomu swoich słabości a właśnie zaczęła płakać. Przecież jej brat to jedyna osoba, która z nią była od zawsze i nagle… zrobił coś takiego.
-Wiem, że wszyscy myśleli, że zapomniałam o tej watasze - próbowała mówić tak, by nie było słychać, że płacze
Niebieskooka wadera prychnęła
-Ale tak nie było - prychnięcie niebieskookiej dodało siły Lilly, odwróciła się do Agoni, podeszła do niej i spojrzała się w jej oczy - ty też tego nie rozumiesz, ja nie mogłam nic zrobić, to nie zależało ode mnie… Ale teraz już nie chce być trzymana w zamknięciu. Dużo krzywdy zostało wyrządzone, ale ja chce to naprawić , rozumiesz !
-Powodzenia - mówiąc to, wymusiła uśmiech… może troszkę zrobiło jej się żal białej wadery, ale przecież to nie ona zrobiła coś takiego
-Ja… Chce zacząć od nowa - powiedziawszy to znowu wróciła jej nadzieja - Co mam zrobić ?

Niebo nadal było ciemne, chociaż powoli zaczęło się robić jaśniej…było wiele chmur, chyba zbierało się na deszcz. Drzewa za waderami huśtały się pod wpływem mocnego wiatru

<Agonia ? pomożesz mojej waderze ?>

piątek, 11 lipca 2014

Od Feliny do Jaskra i Ricardo

Spojrzałam na istoty.
-Od kiedy to wilk przyjaźni się z kotem?A tak w ogóle to nie jestem koloru czarnego tylko granatowego z domieszką ciemnego filetu.-Towarzysze spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem.-Ach zapomniałabym, jestem Felina ale możecie mówić Feli lub co tam wam przyjdzie do głowy.
Wilk trochę się otrząsnął i zaczął mówić, lecz wcześniej nabrał sporo powietrza w płuca.
-Jestem Jaskier a mój towarzysz zwie się Ricardo.Skądże pochodzisz nietypowa istoto?
-Czemu jestem nie typowa?Czyżbyś nigdy nie widział Cheederiana?-Spojrzałam na nowo poznanego, byłam zaskoczona że nigdy ich nie poznał.Od czasu mojej ucieczki poznałam wiele z mojego gatunku osób.
-Cóż...nie miałem jeszcze okazji ale chętnie bym się o nich czegoś dowiedział.Chodź ze mną.
W tym czasie spojrzałam na kotka, on tylko kiwnął głową abym poszła z nimi.
-Czy wy należycie do jakiegoś stada albo czegoś w tym rodzaju?
-Do watahy.No własnie...Jaskier czy my przypadkiem nie powinniśmy jej zaprowadzić do Alf? 
-Później ją zaprowadzimy teraz musimy się zająć naszym przybyszem.Niedorzeczne jest przepuścić taką okazję.No powiedz mi tylko kiedyż ostatnio widział takie ogromne i rzadkie stworzenie?
-Heh zależy gdzie jesteś bo ja poznałam już wiele Cheederianów.A tak poza tym to nie jestem najwyższa niektóre Chederiany osiągają nawet dwa metry.Ja mam 1,6 metra.
Tak to prawda, aby spojrzeć na mnie było trzeba naprawdę albo na czymś stanąć albo utrzymać się na dwóch łapach.Oho co to by było gdybym ja stanęła na dwie łapy przy kimś.W sumie to nigdy nie miałam żadnych naturalnych wrogów.
-Naprawdę?-Jaskier był naprawdę zaskoczony że mogą być jakieś inne Cheederiany wyższe ode mnie.
-Oczywiście, podobnie jest z sierścią, jedne mają bardzo długą, a niektóre mają krótką.Moje jest średnia. 
-A co z waszym zachowaniem?
-Masz na myśli nasz charakter?Cóż to zależy kto się jaki urodzi.Większość z nas jest raczej...spokojna.Choć zdarzają się wyjątki z którymi lepiej się nie wdawać w kłótnie.Ja jestem chyba raczej z tych humorzastych, czasem trochę denerwujących a co najciekawsze uwielbiających wszelakiego rodzaju sztukę.
-Och jakże wspaniale!Musisz koniecznie zobaczyć moją jaskinię.Jestem pewien że znajdziesz tam pełno rzeczy które by ciebie zainspirowały.
-Naprawdę?To chodźmy czym prędzej.
Zaczęłam iść szybciej ale natychmiastowo tamci zostali na tyłach.
-Eh...To zaczekaj...Ricardo?Daj mi tą szkatułkę.
Kot postawił ją na ziemi, a ja ją chwyciłam kłami za skórzany pasek.Położyłam się na ziemi aby Ricardo mógł wskoczyć na mój grzbiet.W ten sposób znacznie szybciej dotrzemy do celu.Z tak długimi łapami nie sposób wolno biegać.

<Jaskier?Wskakuj na grzbiet, to niby nie koń ale wysokością niektóre z nich przewyższa.>     

czwartek, 10 lipca 2014

Od Jaskra do Feliny i Ricardo

Kocur aż niepokojąco szybko się u mnie zadomowił. Nie żeby mi to przeszkadzało. Polubiłem tego małego wariata. Towarzyszył mi prawie wszędzie. Za każdym razem upierał się, że to z nudów i nie ma nic lepszego do roboty. Odkąd zamieszkał ze mną natchnęła mnie jakaś nowa siła tworzenia. Napisałem nowe wiersze (z których alfa był wyraźnie zadowolony) i o wiele chętniej spacerowałem po terenach.
Pewnego takowego spaceru stało się coś czego się nie spodziewałem.
Zaczęło się od tego, że Ricky zdecydował się zrobić legowisko z mojej cennej kolekcji piór.
-Nie uwierzysz co dzisiaj...- zacząłem wchodząc do swojej jaskini i niemal natychmiast urwałem na widok pobojowiska w moim domu.
Chwilę później zapewne jakiś niewinny ptaszek na drugim końcu terenów watahy zerwał się ze snu przez oburzony wrzask:
-RICARDO!!!
Kocur zerwał się na równe nogi z spod sterty porozwalanych papierów. Widząc mnie zaczął się rozglądać dookoła, jakby nie miał pojęcia co tu się działo.
-Rety Jaskier!- powiedział po chwili Ricky.- Widziałeś ten bałagan? Masakra jakaś...
-A wiesz, że nie zauważyłem?- odparłem ironicznie.- I pewnie to nie ty zrobiłeś ten bałagan? Zgaduję, że wpadł tu szop pracz ze wścieklizną, pozrzucał wszystko z półek a ty dzielnie rzuciłeś się do walki, lecz ten pobił cię do nieprzytomności i zwiał.
-Kurde, ale z ciebie jasnowidz!- odparł Ricardo za co oberwał w ucho.
Przetrząsnąłem całą jaskinię a Rickiemu za karę kazałem poukładać ocalałe rzeczy na miejsce. Gdy skończył sprzątać usiadłem z niedowierzaniem kręcąc głową.
-Nie było mnie godzinę- powiedziałem na wpół do siebie.- Mam wzywać egzorcystę? Nie jesten pewny czy to co cię wtedy opętało nie powróci ze zdwojoną siłą. Sprawdziłeś czy wszystko jest na miejscu?
-Tak i...brakuje kolekcji piórek...
-Co?! Wszystkie są połamane?!
Ricardo po raz pierwszy położył po sobie uszy ze wstydu.

Przejdźmy do chwili przełomowej.
Szliśmy przez las. Ja - dziarsko z przodu szukając nowych nabytków do kolekcji, Ricardo - z tyłu taszcząc szkatułę już do połowy pełną.
-Nie rozumiem po co nam tutaj to pudło...- narzekał kocur.
-Ciesz się, że nie zniszczyłeś kolekcji skał wulkanicznych.- przypomniałem.
Ricky tylko przewrócił oczami.
Cisza aż wwiercała się w uszy. Ricardowi oczywiście znowu zaczęło się nudzić i szybko rozglądał się za czymś co mu pomoże uratować się od nudnego zajęcia.
-Patrz Jaskier!- krzyknął nagle.- Zaczyna kropić. Lepiej wracajmy...
-W sumie masz...chwila moment!- spojrzałem na niebo.- Nawet nie ma chmur leniuchu.
Kot sapnął i znów nastała chwila ciszy przerywana naszymi krokami i rzucanymi pod nosem przekleństwami Ricarda. Nagle zauważyłem cudowne papuzie pióro na niższych gałęziach rozłorzystego drzewa. Nie próbując nawet przekonywać Rickiego by się tam wspiął i sam po nie sięgnąłem.
-Emmm...Jaskier?- spytał po chwili kocur z cieniem niepewności w głosie, ale nie zauważyłem tego skupiony na zadaniu.
-Nie przeszkadzaj mi...- odparłem. Do moich uszu doszło głuche stąpnięcie. Zignorowałem to.
-Ale na drodze stoi jakiś czarny, duży kot...
-Przestań zmyślać.
-Ale ja mówię serio, patrz!
Przewróciłem oczami i obróciłem się dla świętego spokoju.
Na drodze rzeczywiście stał kot podobny do pantery.

Felina?

Od Agoni do Lilly

Biała wadera ciągle siedziała i patrzyła na niebo. Może płakała. Wcześniej zastanawiałam się czy nie wyjść i nie pokazać się jej odrazu, jednak uznałam że jeszcze chwilę poczekam i zobaczę co się stanie, ale ona dalej tylko siedziała i nawet nie mówiła do siebie. Ileż można siedzieć?Znudzona jej zachowaniem postanowiłam wyjść z kryjówki. Odwróciła się i spojrzała na mnie wzrokiem, który przepełniała nadzeja. Prychnęłam w duchu na tę jej nadzeję. Odkąd ją zobaczyłam pierwszy raz przepadła jakby zapomniała że jej wataha wogóle istniała. Kiedy zauważyła kto się zbliża jej wzrok sposępniał, na co odpowiedziałam wszczerzając kły w sarkastycznym uśmiechu.
- Myślałaś że co, twój brat by cię śledził? - zapytałam jej przestając się uśmiechać. - On raczej by cię nie śledził, tylko pocieszał lub przepraszał albo coś w tym stylu, bo mu, pewnie wciąż, na tobie... - tu spojrzałam na nią znów się uśmiechając ironicznie, jednocześnie wyrażając pogardę dla takiego zachowania i zniżając głos do szeptu. - zależy...Lilly patrzyła na mnie uważnie. Płakała, było widać zaschnięte łzy.

<Nie potrafię pisać tych jakiś tam uczuć wewnętrznych... Mam nadzieje że Hakai nie ma za złe że Agonia domyśla się jak jest naprawdę> 

środa, 9 lipca 2014

Od Andromedy do Hakai

-Hakai?
Wilk nie odpowiedział i siedział patrząc w ziemię.W jego oczach zagościł smutek.Wilczyca nie miała pojęcia o co chodzi więc znów powtórzyła imię siedzącego tuż obok wilczura.
-Hakai?Co się stało?
Samiec tym razem odwrócił głowę dając znak Andromedzie aby weszła do jaskini i dowiedziała się co jest powodem jego okropnego smutku.Wilczyca jeszcze raz spojrzała na wilka i weszła do jaskini.Już wcześniej czuła krew, ale teraz ten zapach był tak wyraźny że wadera chciała stąd wyjść.Po chwili ujrzała jelenia z rozdartym brzuchem na co do jej oczu zaczęły napływać łzy.Nienawidziła patrzeć na tego typu rzeczy a dokładnie okaleczone w tak okrutny sposób niewinne istoty.Tuż obok widniał napis.
Samica powstrzymywała łzy wychodząc z jaskini.Jednak jedna postanowiła zostawić ślad wchłaniając się w sierść wilczycy.Gdy wyszła z jaskini zastała ten sam widok gdy do niej wchodziła.Jej znajomy siedział pogrążony w smutku obwiniając się za to co się stało.Wilczyca usiadła obok niego, postanowiła się jakiś czas nie odzywać.Nawet nie miała pojęcia co by mogła mu powiedzieć.Obserwowała wilka a po chwili jej wzrok utkwił w gwiazdach rozsypanych po niebie.
-Ale dlaczego?
Wilk nadal zastanawiał się nad zaistniałą sytuacją.Wilczyca prześledziła pamięcią swój dzień z rana kłótnia, potem poznanie siedzącego tuż obok wspaniałego i bardzo przez nią cenionego wilka.Następnie wycieczka do latających wysp i wypadek na moście, potem czas spędzony aż do tej chwili tylko z Hakai. Jednak dobry humor Andromedy został zburzony gdy zauważyła co się dzieje.To była jej wina, nie chciała patrzeć na nadal przytłoczonego pod napływem myśli wilka.
-To moja wina...-W tej chwili wilk spojrzał na nią nie rozumiejąc do końca o co jej chodzi.-To moja wina...-Do jej oczu znów napłynęły łzy.-Gdybyśmy cię razem z Zafiro nie spotkali nic by się pewnie nie stało.-Łza wymknęła się z jej oka i spłynęła w dól powoli wchłaniając się w jej czarną niczym noc sierść.-Gdyby nie ja...Przepraszam...
Wilczyca czuła się winna temu co się stało.Łzy zaczęły jej płynąć z oczu, a ona nie mogła im w żaden sposób zapobiec.Znów spojrzała w niebo choć nie widziała przez załzawione oczy żadnych gwiazd które w jakiś nieokreślony sposób wywoływały na jej twarzy uśmiech.Chciała coś zanucić ale nie mogła.Miała w gardle coś co jej uniemożliwiało wydanie choćby najmniejszego dźwięku.

Hakai?

Konkurs! x3

Usiłowałam wymyśleć jakiś ciekawy konkurs, jednak - jak już niektórzy wiedzą - moja głowa nie jest stworzona do wymyslania konkursów ^^"
Zasięgnęłam więc po radę do Andromedy oraz Jaskra, myślałam, że uda mi się zlepić ich dwa pomysły w jeden, ale dali takie odzielne propozycje, że nijak nie wiedziałam jak je zlepić -.-"
Postanowiłam dzisiaj wykorzystać pomysł Jaskra -gdyż przesłał mi go jako pierwszy - a pomysł Andromedy następnym razem x3
A oto i treść konkursu:

Trzeba obmyśleć hymn watahy! :D

Może być to:

- Piosenka z internetu - choć wolę nie ^^"
- Wiersz.
- Piosenka

Mam nadzieję, że nasi ukryci poeci będą mieli parę fajnych pomysłów x3

Nagrody:

Nawet do 50 Vigle Vertów
Eliksir Szczęścia

Sin of Sorrow x3

Od Hakai do Andromedy

- Haha, bardzo śmieszne. - powiedział ponuro z minął rozkapryszonego przedszkolaka i posłał w jej stronę ogromną falę, która udeżając w jego towarzyszkę poprawiła mu chumor.
Andromeda nie miała zamiaru pozostać mu dłużna, również chlapnęła w niego falą. Wilki bawiły się w jeziorze, póki nie było już tak ciemno, że widziały jedynie blask swych radosnych oczu wśród cieni. Zaczęło robić sie nieco chłodno, więc wilki wyszły z wody, przepychając się jeszcze trochę i po drodze Hakai znów trafił do wody, wepchnięty do niej przez młodą Alfę.
- Damy przodem, gdzie twoje maniery? - zapytała rozbawionym głosem podnosząc jedną łapą liść glonu, który spadł basiorowi na oczy.
- Ryby go zjadły. - powiedział i pociągnął dziewczynę do siebie wyskakując szybko z wody śmiejąc się prz y tym, a gdy zdezorientowana wadera wynużyła się z wody złapał ją za kark i pomógł wyjść - Pokój? - zapytał z uśmieszkiem na twarzy podając jej łapę.
- Jak na razie. - odrzekła chwytając i potrząsając jego łapę z przebiegłym uśmieszkiem oraz małym błyskiem w złotych ślepiach.
Ruszyli przed siebie przez ciemną noc prowadzeni blaskiem gwiazd gawędząc ze sobą wesoło. Nawet nie zauwarzyli kiedy to minęli rów, do którego wpadła Andromeda, kiedy przeszli przez las oraz zaczęli zbliżać się do jaskiń, które uświetlone były przez całe stada świetlików.
- Ale tu...
- Pięknie? - dokończył za Andromedę Hakai - Taaak, racja.
Nagle uśmiech zszedł z twarzy wilczóra zastąpiony lekkim zdziwieniem. Podniósł głowę do góry wąchając powietrze.
- Coś się stało? - zapytała druga Alfa patrząc na niego nieco zmartwiona.
- Lilly... - wyszeptał Hakai i ruszył pędem przez centrum watahy za tropem, nic nierozumiejąc towarzyszka ruszyła za nim.
Trop prowadził prosto do jego jaskini. Na ziemi widać było ślady ciągnięcia oraz wysiał w powietrzu zapach krwi. Czerwonooki zmartwił się nieco, że jego siostrze się coś stało i przyspieszył jeszcze bieg tak, że Andromeda został z tyłu. Basior zarył łapami o ziemi zatrzymując się zaraz przed ciemnym wejściem do jaskini. Zawachał się przez chwilę po czym wszedł do środka pochłonięty przez mrok. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności basior ujrzał na samym środku ogromne cielsko jelenia, a zaraz obok niego napis wykonany krwią.
- Lilly. - powtórzył bezradnie, usłyszał kroki oraz ciężki oddech swej towarzyszki, która właśnie go dogoniła. Alfa wyszedł przed jaskinię, usiadł i zwiesił głowę nie wiedząc co teraz o tym wszystkim myśleć - Co ja narobiłem? - zapytał sam siebie, zastrzygł uszami, kiedy Andromeda usiadła obok niego, smutek zabłysł w jego czerwonych ślepiach...

Andromeda?

Od Lilly do Kogoś

Ciemno, na niebie nie ma nawet gwiazd. Blask księżyca był tak blady,że ledwo widziała gdzie idzie, ale wiedziała gdzie chce iść. Kiedy już doszła w wyznaczone miejsce, usiadła, rozejrzała się dookoła - nikogo nie było. Niebo tu było ciemniejsze, teraz nie widziała nic co mogłoby się dziać metr od niej
- Czemu - szepnęła - przecież to nie było zależne ode mnie
Mówiła do siebie a z każdym słowem coraz bardziej chciało jej się płakać
- Brat mnie wydziedziczył, jak ja się teraz pokaże w watasze - mówiła głosem, który co chwile się załamywał -to JA spędzałam z nim lata dzieciństwa, JA zaplanowałam ucieczkę z tego burdelu, JA wyciągałam go z każdej opresji a teraz on mnie wydziedzicza !
Łzy zaczęły lecieć z początku powoli a potem strumieniem, świat w jej oczach stał się nagle brutalny, nie fair. Złość i smutek, które wzbierały się w niej przez tą sytuacje szukały jakiegoś ujścia.
-Nie wytrzymam… muszę coś zrobić - powiedziawszy to zaczęła schodzić z wyspy
Wpadła na pomysł polowania, powędrowała do lasu i nagle zauważyła stadko jelonków (ok. 7) pasących się na łące. trawa była wysoka bez problemy podczołgałaby się do jakiegoś jelenia z brzegu stada, ale nie. Ona wyznaczyła sobie największego jelenia, stał w środku stada, to było trudne zadanie. Może inaczej… byłoby trudne gdyby ona nie była zabójczynią. Spokojnie i niezauważalnie wślizgnęła się na polane, czołgała się przez najwyższe trawy i kiedy dochodziła do największego jelenia nie skupiła się za dobrze i dotknęła ogonem jelenia stojącego za przywódcą a ten jak zobaczył waderę ogłosił alarm, który okazał się na korzyść wilczycy. Kiedy wielki jeleń odwrócił głowę by zobaczyć co się dzieje Lilly skoczyła mu na gardło. Jeleń leżał nieżywy na ziemi a inne jelenie nawet się za nim nie obejrzały.
-Nie jestem głodna - powiedziała do siebie
Po chwili zastanawiania się co ma zrobić z wielkim jeleniem postanowiła zanieś go bratu. Ciągnęła to wielkie bydle przez jakieś 4 godziny zanim dociągnęła go do watahy, było jeszcze ciemno, więc postanowiła, że musi t wręczyć braciszkowi pod osłoną nocy. Kiedy już znalazła się w domu brata, położyła jelenia na środku, rozerwała mu brzuch i napisała pod jeleniem krwią "W podziękowaniu za twoje jakże cudne zachowanie
Twoja uciążliwa siostra"
Wyszła, postanowiła być silna, poszła do lasu, usiadła… nie wiedziała co ma ze sobą zrobić


<ktoś ?>

wtorek, 8 lipca 2014

Od Jenny do Damona, Dihrena i Kishana

- Chyba tak. W okolicy jest mój brat i chyba jest ranny... - powiedział, rozglądając się dookoła.
- Ojej. No, to szukajmy go! Jeżeli to poważna rana to może być problem ale znam się na leczeniu. - odpowiedziałam. Dihren rozglądał się moment, a potem wybrał drogę w lewo. 
Biegliśmy szybko. Ren parę razy zatrzymywał się i znowu wybierał drogę. W końcu dopadliśmy do polany. Czarny tygrys (podejrzewałam, iż to Kishan) leżał na ziemi. Krwawił mu kark. Obok był Damon.
- Kishan! - krzyknął Dihren. 
Tygrys podniósł ciężko łeb. Spojrzał na brata szeroko otwartymi oczami. Potem spojrzał na mnie, nie wyrażał żadnych emocji aż w końcu zaczął się podnosić.
- Nie ruszaj się! - krzyknęłam. 
Podbiegłam do niego. Obejrzałam ranę delikatnie. Nie była bardzo głęboka ale nie można było jej zlekceważyć. Miał jeszcze parę zadrapań.
- Umiesz mu pomóc? - zapytał nagle Damon. 
Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że on może się o kogoś troszczyć. Zerknęłam na niego po czym kiwnęłam głową. Wilk spojrzał na Dihrena, który był zajęty piorunowaniem go wzrokiem, po czym oddalił się kawałek, jednak cały czas obserwował co się dzieje.
- Co ty tu robisz? - wypalił cicho Kishan.
- Nie teraz. Później sobie pogadacie. Siedź cicho. - odrzekłam i wyjęłam z torby, którą złapałam po drodze (przechodziliśmy koło mojej norki) słoiczek. 
Była w nim maść do odkażania. Posmarowałam nią ranę Kishana. Syknął, bo maść piekła ale wytrzymał. Dihren przyglądał się w spokoju zza mojego ramienia. Damon cały czas patrzył na nas. To do niego nie podobne.
- Musimy chwilę zaczekać. Maść zacznie działać dopiero za minutę. - oznajmiłam, po czym odsunęłam się od braci, by zrobić im miejsce żeby porozmawiali.


<Chłopaki?>

poniedziałek, 7 lipca 2014

Od Andromedy do Hakai

Andromeda wynurzyła się z wody zdezorientowana.Nie miała pojęcia co się stało.Nagle usłyszała śmiech który znała, odwróciła się w stronę wilka który pływał na grzbiecie śmiejąc się w niebo głosy.Andromeda przez chwilę obserwowała Hakai i po kilku sekundach zanurzyła się z (złowrogim ^^) uśmiechem na twarzy.Postanowiła odpłacić się pięknym za nadobne. 
Podpłynęła pod czarnego wilczura i chwyciła jego ogon lekko, choć na tyle mocno aby nie wyrwał się jej.Zaczęła płynąć na dno jeziora. Hakai wyrywał się jak szaleniec, ale Andzia nie zwracała na niego uwagi.Wyznaczyła sobie cel i nie istniało nic co by mogło jej od niego odwieść.Gdy dotknęła piaszczystego dna puściła wilka który patrzył na nią nie rozumiejąc jej planu.Po chwili wilczyca odbiła się od dna i Hakai zrozumiał o co chodziło dla Andromedy.
Andromeda już wcześniej dostrzegła ze pływają tu wielkie ryby.Nie pływały one pojedynczo lecz w ławicach powodując znaczny prąd który niósł ze sobą wszystko co były tuż obok.Ławica płynęła prosto na Hakai on zatem odbił się od dna i zaczął płynąć w górę.Mimo wszystko ryby go goniły.Czemu?Bo miał na sobie glony które były przysmakiem owych ryb.
Andromeda będąc tuż pod taflą spojrzała w dół i gdy dostrzegła co się dzieje pod nią kąciki jej ust powędrowały ku górze.O to jej właśnie.Ryby goniły Alfę i od czasu do czasu podskubywały wilka próbując zdobyć swój przysmak.
Hakai niesiony przez prąd, który powodowały ryby płynąc z zawrotną szybkością, szybko pojawił się tuż obok Andromedy która nadal uśmiechała się od ucha do ucha.Nie był zadowolony z jej żartu.
-Żebyś wiedział jaki miałam ubaw widząc ciebie uciekającego przed tą ławicą.Ale pozbyłeś się tych brzydkich glonów i na dodatek dokarmiłeś rybki.Jesteś naprawdę miły dla innych, nie dziwę się czemu jesteś panem tych ziem.
Spokojne i roześmiane złote oczy Andzi obserwowały uważnie minę wilczura który przed chwilą padł ofiarą jej żartu.Wilk chciał coś powiedzieć ale chyba nie do końca wiedział.No cóż jakieś kilka minut temu ona też padła ofiarą jego żartu, więc byli kwita.Słońce już zachodziło i było chyba trzeba wracać do domu.


<Hakai?Cóż źle ujęłaś swoje ostatnie zdanie.Oni oboje są przedszkolakami i ja również nie mam pojęcia dlaczego nasze wilki dostały miano Alfy.Nieee...przecież Hakai dokarmia rybki to dlatego ^^.Ale Andzia? > 

Od Dihrena do Jenny

-Wiesz...Wolałbym odpocząć póki mogę.- powiedziałem.
Wadera zrobiła nieco zawiedzioną minę i poszła. Zrobiło mi się głupio, ale rzeczywiście byłem już nieco zmęczony. Udałem się do lasu z zamiarem znalezienia sobie jakiegoś rozłożystego drzewa do snu. Wtem mój nos wyczuł znajomy zapach. Zamarłem. Czyżby...Nie, to niemożliwe by Kishan gdzieś tu był. Jednak zmartwiła mnie kolejna woń.
Woń krwi...tygrysa!
Lekko spanikowałem. Nie miałem pewności czy to na pewno Kishan był ranny, choć innego tygrysa w okolicy raczej nie mogło być. Dodatkowo napędzała mnie wrodzona troska o młodszego brata. Już chciałem ruszyć by szukać Kishana gdy nagle znowu wpadłem na Jennę.
-Oj, wybacz. Chciałam tylko...- zaczęła, ale urwała.- Czy coś się stało?
-Chyba tak. W okolicy jest mój brat i chyba jest ranny...

<Jenna? Wybacz za długość :P Pomożesz mi znaleźć brata?>

Vigle Verty! x3

Tym razem miałam co zmieniać w Vigle Vertach, gdyż niektórzy z Was wzięli się do roboty x3

Agonia - 145٧ 
Jaskier - 110٧ 
Damon - 70٧ 
Andromeda - 55٧
Jenna - 45٧
Surej - 45٧
Essi - 35٧
Hakai - 30٧
Kishan - 20٧ 
Zafiro - 20٧
Felina - 15٧
Vanssia - 15٧
Dihren - 15٧
Lilly - 10٧ 
Ventus - 5٧

Jak widać Jaskier siedzi Agoni na ogonie jeżel chodzi o V.V, jeszcze pare swoich utworów - które musicie przeczytać! o.O - mi wyśle i wskoczy na pierwsze miejsce x3
Nasz złotooki agresor też nieźle sobie radzi z finansami ^^
Za nim dziewczyny, które skrobią sobie powolutki po trochu pieniędzy, potem chłopacy, którzy jakoś nieruszają się z miejsca w zawrotnym tępie, ale jakoś im idzie xP
Tuż za Zafiro nasza nowa członkini - Felina, która jak na nowoprzybyłą całkiem sobie radzi, jednak nikt nie chce odpowiedzieć na jej opowiadanie, więc proszę, aby ktoś to w końcu zrobił i mnie wyręczył, gdyż aktualnie jestem nieco zajęta :/
Na szarym końcu czwórka, która jakoś od bardzo dawna nie dostaje żadnych Vigle Vertów, co dla mnie jest nieco podejżliwe! o.O
Mam nadzieję, że ta Leniwa Czwórka postara się przez ten tydzień i będę Wam mogła coś dopisać ;)

Sin of Sorrow x3

Od Hakai do Andromedy

    Hakai schował się w gąszcz, gdy wadera biegła i nie zwracała na niego uwagi. Przemknął się bezszlestnie w stronę jeziora niczym cień, stawiając ciche kroki oraz delikatnie odchylajac gałązki krzaków by nie szleściły i nie zdradziły jego położenia. Wyglądało to jakby duch przechodził pomiędzy zaroślami, gdyż były one na tyle wysokie, że zasłaniły czarnego basiora po uszy, przez co nie było widać co takiego ruszało krzewami. Kiedy czerwonooki wyszedł z zarośli skierował się w stronę sterty kamieni, które leżały na brzegu jeziorka, kryjąc się po cieńiach wypatrzył Andromedę, która rozglądała się aktualnie za jego osobą, po czym znów spojrzała w swoje odbicie w tafli wody. Basior zaśmiał się cichutko i zeskoczył na miękki, błotnisty brzeg zbiornika, gdzie wślizgnął się do wody bez najmniejszego chlupotu. 
Jednak jego wejście spowodowało, że po tafli wody przebiegły małe fale, które rozbiły się o krawędź kamienia, na którym stała wilczyca. Rozejrzała się dookoła podejżliwie, lecz nic nie dojrzała, nawet miejsca, w którym Alfa wślizgnął się do wody, gdyż z jej perspektywy zasłaniały je ogromne głazy. W końcu, kiedy fale ustały, a tafla wody znów była gładka, marszczona jedynie podmuchem wiatru dziewczyna wzruszyła ramionami i znów wróciła do przyglądania się swojemu odbiciu, które widocznie bardzo ją zafasynowało.
Tymczasem Hakai wypłynął na środek jeziora gdzie zerwał parę glonów, owijając się w nie oraz płosząc dość duże stadko rybek. Basior z uśmieszkiem ruszył w stronę brzegu, na którym stała Andromeda, nie myśląc nawet o tym, że może waderze przyspożyć zawału serca swoim nagłym pojawieniem się w takim stanie.
Młoda Alfa dojrzała jego ciemną, zniekrztałconą sylwetkę, parę metrów od brzegu. Nie skojarzyła go jednak, gdyż glony, w które się zaplątał zniekrztałcały go nieco dając mu dziwną figurę. Dziewczyna zaczęła przyglądać mu się z zainteresowaniem i aż nachyliła lekko głowę nad taflą wody. Hakai dostrzegł okazję i odepchnął się tylnymi łapami od dna wyskakując z wody z oszalałym rykiem, któremu po chwili zaczął towarzyszyć zaskoczony pisk. Basior objął ją łapami w kłębie i wciągnął za sobą do wody, gdzie ją puścił wynurzając się z głośnym śmiechem. Po chwili zmokła głowa Andromedy wunurzyła się z wody rozglądając się z lekkim strachem i zdezoriętowaniam, dopiero gdy dotarł do niej znajomy już śmiech zrozumiała co się stało i spojrzała na pływającego na plecach wilczóra, który trzymając się za brzuch, z glonami zwisającymi z głowy śmiał się w niebogłosy.
- Żebyś ty widziała swoją minę! - powiedział rozbawiony - Co ja bym dał za takie zdięcie na ścianie jaskini!

Andromeda? Wybacz za te dziecieńce wybryki, nie wiem jak on dostał miano Alfy, zachowuje się jak przedszkolak xP

Witajcie! :D

Witajcie Kochani!
Powróciłm i teraz mogę zająć się blogiem razem z naszą Alfą oraz Betą x3
Widzę, że niewiele się wydarzyło pod moją nieobecność, ale grunt, że chociaż coś ruszyło i moi zastępcy wykonali swą robotę tak jak należy ^^
Mam teraz jedynie nadzieję, że uda mi się ruszyć Wasze leniwiaste tyłki i będziecie mi tu pisać piękne opowiadania przez wakacje! o.O
A przez to, że teraz jest więcej czasu będę mogła Wam nieco pomarudzić na uchem xP
Sin of Sorrow x3