- Misa? - zaczęła na tyle głośno by zakochana parka zwróciła na nie swą
uwagę - Chodź, idziemy, nie będziemy tracić tutaj więcej czasu…
Po tych słowach zeskoczyła z drzewa, kotka poszła w jej ślady. Lwica
skierowała się w obojętnie, którą stronę. Chciała uciec stąd jak najdalej.
Rozmowa tych obcych wilków za bardzo przypomniała jej o przeszłości.
- Ale... - usłyszała wahający się głos basiora.
- Nie trudź się. Więcej mnie nie ujrzycie. - przerwała mu dosadnie, pewnym
siebie głosem. Kilkoma susami znalazła się między drzewami, sama ze swymi
myślami.
Nie mogła, więc zobaczyć zdziwionych min wilków. I własnej córki, która mimo
wszystko lojalnie za nią dążyła.
******
Dean patrząc na całą tą
sytuację, wiedział, że teraz cała uwaga towarzyszy jest skupiona na nowej
postaci. Uważał, że reszta już zajmie się… Marceliną?... Więc nie miał tutaj
nic do roboty.
Wtem pomyślał o tym co tutaj przeżył… I o Blindwind… Czy… on naprawdę mógł
jej to zrobić?
Nie miał innego wyjścia… Widocznie tak chciał Los.
Wykorzystując swe umiejętności, zmienił się w mgłę i… Zniknął w gęstwinie
liści i gałęzi… Wspomnień i uczuć…
Widocznie tak musiało być.
******
Siedziałem sobie nad zamarzniętym strumykiem
i rozmyślałem.
Dosłownie o wszystkim. O tych, co tutaj spotkałem, o tym, co tutaj
przeżyłem, o tym co się wydarzyło…
Jednak nie czułem się tu dobrze. Stałem na uboczu. Sam nie potrafiłem się
otworzyć… Za bardzo się bałem, a nikt nie zwracał na mnie uwagi. Byłem
praktycznie niewidzialny. W głębi serca i całą duszą czułem, że to nie jest
moje miejsce. Nie pasuję tu, po prostu.
Zastanawiałem się czy jak zniknę, to czy ktoś to zauważy? Zainteresuje się
tym, co się ze mną stało? Czy ktoś będzie tęsknił? Szczerze w to wątpiłem.
Więc taka była moja decyzja. Odejść bez słowa, bo przecież i tak nikt nie
zwróci na to uwagi…
Wszedłem między drzewa, zawiedziony, że historia znów powtórzyła koło.
Czy naprawdę tak musiało być? Czy naprawdę nikt mnie nie chce?
Nie wiem...
******
Marcysia popatrzyła z
zaciekawieniem najpierw na małą puchatą kulkę zwisającą z łap olbrzyma, a potem
popatrzyła na skrzydlatą samicę. Na szczęście ona nie zwracała na nią uwagi.
Była zbyt zajęta nowoprzybyłą wraz z Brego.
Kto to jest? Jego nowa partnerka? Była na 90% pewna, że Brego jest postacią
z ryciny, którą nosiła ze sobą, znalezioną jeszcze jako młoda wilczyca. Ale…
czy on naprawdę mógł to zrobić? Zostawić własną córkę i towarzyszkę życia?
Nawet nie wiedziała z jakiego powodu je zostawił, ale wiedziała, że skoro ma
już kogoś innego, to nie ma zamiaru się narzucać.
- To ja może znajdę coś… do… jedzenia?- odezwała się nieśmiało do
skrzydlatej. - Poznamy się trochę… bliżej?
Wilczyca skupiła swą uwagę na Marcysi.
- No dobra. Może pójdę z tobą?- widać było, że jest gotowa do pomocy.
Podniosła już łapę by ruszyć.
- Nie, nie, poradzę sobie sama. Ok…? - uśmiechnęła się słabo.
- Jak chcesz… - odparła trochę zawiedziona i zdziwiona Aspen.
- To ja… Już pójdę… Po jedzenie… - powiedziała zmieszana. Odwróciła się
szybko, by dziewczyna nie zobaczyła jej oczu i szybko ruszyła między truchłami,
cały czas pilnując się by nie zdradzić swych uczuć i nie wzbudzić podejrzeń.
Gdy zniknęła z pola widzenia (czyt. Weszła w las), poczuła się swobodniej i
odetchnęła.
Już więcej jej nie ujrzą…
Dziękuję wszystkim za wspaniale spędzony czas tutaj, na Wariatach, a w
szczególności Wiewiórze, która mnie wprowadziła w ten wspaniały, zwariowany
świat. Niestety, odchodzę z bloga, gdyż nie dam rady brać czynnego udziału w
nim, ze względu na szkołę. Codzienne dojeżdżanie trwające 2-3 godziny w jedną
stronę- jest jednak ciężkie, a weekend'y? Odpoczywam, bo jestem zbyt padnięta
by robić cokolwiek bardziej skomplikowanego od leżenia i przełączania kanałów w
telewizji. Dziękuję raz jeszcze i życzę powodzenia z prowadzeniem bloga!
default smiley :)
KoTa~
Taka aktywność mnie nie cieszy :( Ale co poradzisz, tak bywa.
OdpowiedzUsuń