piątek, 18 września 2015

Od Trash'a do Blidnwind, Bran i Jenny - Niefortunna ucieczka

        A może by tak dziś skoczyć nad jakieś jeziorko? Pooglądać chmurki, popływać i rozćwiczyć zesztywniałe od mrozu mięśnie? Może złapałoby się jakąś rybkę i można było zjeść całkiem pożywną kolację ciesząc się pod wieczór, po przyjemnym dniu spokojem i ciszą?
Tak. Na pewno. 
Nawet Trash miewał takie marzenia i to zarazem były jego największe nadzieje, których przez 3 lata życia jakoś jeszcze nie udało mu się na dłuższą metę zrealizować. I dzisiaj, jak przez poprzednie tygodnie nic nie wskazywało na to, że ten stan mógł ulec jakiejś, najmniejszej choćby poprawie. Dlaczego?
Może dlatego, że Trash miał pecha? Może naraził się czymś siłom odgórnym, albo los najzwyczajniej w świecie go nienawidził? Może podejmował nieracjonalne lub wiecznie nieodpowiednie decyzje i pakował się w miejsca najmniej dla siebie odpowiednie?
A może dlatego, że ruda czarownica używając swoich nadprzyrodzonych zdolności zaciągnęła go wraz ze swymi rozszalałymi poplecznicami do groty wielkiego, białego potwora gdzie najpierw rozbebeszyły po podłodze jelenia, a potem dając mu (Trash'owi, nie jeleniowi) umierać od bólu głowy zasadziły się na dwóch przybyszów od progu oszałamiając ich okrzykami i śmiechem?
Wedle opinii samego zainteresowanego opcja z trzeciego akapitu była o wiele bardziej prawdopodobna niż te wymienione powyżej. Sądził tak nie tylko dlatego, że naprawdę zaczynał wierzyć w nadzdolności i demoniczną naturę Dan, ale najzwyczajniej w świecie wątpił by los, przeznaczenie i jakiekolwiek siły zainteresowały się jego marną osobą. A co do jego własnych decyzji... Też wątpił, by był aż takim idiotą, by nie umiał uciec od kłopotów i wszelkie niezbyt miłe niespodzianki, które go ostatnio spotykały wpisywał na niewidzialną listę przewinień małej czarownicy, która (w przeciwieństwie do niego) uwagę sił odgórnych na pewno na siebie zwracała. Tak czy siak ze spokojnego popołudnia nici, o chmurkach i pływaniu nie wspominając... Ale czemu Trash miałby o tym myśleć skoro zbyt zajęty był rozpaczaniem po nieudanej ucieczce? Już był tak daleko od tej bandy psychicznych popaprańców! I co!? I nic z tego nie wyszło, jak zwykle... Ucieczka poszła zajarać, a zaraz potem jego nadzieje i resztki wiary w przyszłość. No cóż, bywa.
Westchnął cichutko, tak, że nawet gdyby ktoś stał teraz obok niego nie usłyszałby tego smutnego dźwięku. Skoro już mu się nie udało... To trzeba było zająć się nowym planem. Póki co wyjście do jaskini było całkiem zablokowane przez trzy jasnofutre dziewczęta witające z pozoru przyjaźnie (bo w głębi duszy szczerzyły się pewno na myśl o nowych ofiarach) do dwóch przybyszów, z których jeden był wilkiem zdrowych, choć średnich rozmiarów, a drugi zmutowanym i zbyt wysokim jak na swój gatunek liskiem. Szczerze mówiąc temu akurat Trash już zaczynał współczuć - przez chwilę wyglądał tak niepewnie i nie na miejscu, że ościsty mógł się chwilowo z nim utożsamić - gdyby on teraz stał w tym podejrzanym gronie wyglądałby podobnie. No... Może wcześniej by uciekł. Swoją drogą skądś tego gościa kojarzył... Na pewno widział go poprzedniej nocy, tylko kiedy? Nie pamiętał tej nietęgiej miny i zakłopotania, ale sama sylwetka wydawała mu się znajoma. Po kilku minutach wzmożonego wysiłku intelektualnego, przy którym puls znów zaczął rozsadzać mu głowę w końcu sobie przypomniał - to gość od kolorowego ogniska! Ten śmieszny rudzielec, z którym wczoraj zakumplowała się Dan! Tylko, że wtedy wyglądał zupełnie inaczej... Był pewny siebie i czuł się dobrze, dlatego teraz Trash nie poznał go od razu. Zresztą - z rozpoznawaniem osób Husky zawsze miał spore problemy (choć szczerze mówiąc gdyby słuchał tego co panna Wargerbund przed chwilą mówiła do kuzynek wiedziałby kim on jest od samego początku). No i jeszcze ten drugi... Parę jego słów ościasty wyłapał, może dlatego, że samiec mówił przyjemnym, spokojnym (przynajmniej przez większość czasu) tonem, co zwróciło jego uwagę. Niestety imienia nie zapamiętał (choć w sumie czy aby na pewno byłoby mu do czegokolwiek potrzebne? Jak dobrze pójdzie już się z nimi nie zobaczy...)
Wszystko układało się pięknie - piątka gawędziła w progu wymieniając się pakietami uśmiechów i uściśnięć łap, czerwonooki rozmasowując niespiesznie skronie z determinacją przyglądał się podejrzanym ziółkom pływającym w misce u jego łap coraz bardziej ponaglany do podjęcia decyzji rosnącym pragnieniem, a Rex...  No i tu już się kończyła zabawa, bowiem wściekły basior w końcu nie wytrzymał i porzuciwszy przeżuwanie mięsa zakradł się za plecy roześmianych panien, by w końcu po wymianie 'uśmiechów' z Jaskrem rzucić się na niego i nie dając się powstrzymać Danii przyprzeć go do ściany.
W tym momencie Trash w końcu przestał wpatrywać się w zioła i spiąwszy wszystkie mięśnie spojrzał czujnie ku rozgrywającej się przy wyjściu scenie. W pierwszej chwili pomyślał, że to właśnie będzie jego koniec kiedy ta banda zacznie się ze sobą wściekle tłuc, aż w porywie agresji rzucą się i na niego. Jednak do takiego stanu rzeczy było o dziwo daleko. Nowy basior nawet się nie bronił, charczał tylko coś od rzeczy ściskany za gardło, Danka uwieszała się na łapie agresora, a Lira pod pretekstem pomocy macała jego napięte mięśnie. Kami i Leonardo stanęli kilka kroków dalej coś kombinując i tylko Trash nie miał żadnego pomysłu co teraz ze sobą zrobić. Gdyby był odważny i altruistyczny pewno by im pomógł, gdyby był silny pewno by uciekł, a gdyby był głupi rzuciłby się między nich. Nie był jednak ani odważny, ani silny, ani (na szczęście) głupi, więc stał zesztywniały pod ścianą z bijącym sercem czekając na to co się wydarzy, a do czego nie przyłoży nawet końcówki ogona.
A wydarzyło się coś niesamowitego!
Dzięki 'magicznej zapalniczce' Kami spiskujący z nią Leo mógł zrealizować iście diabelski pomysł z zaatakowaniem Rex'a wybuchającym... Czymś (Trash nie miał pojęcia co to było, ale robiło wrażenie)  co dało Jaskrowi możliwość wyzwolenia się z morderczego uścisku. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie - wybuch, kły, krzyk dziewcząt, mignęły uciekające sylwetki i nagle wokół zaciskającego powieki Trash'a zapanowała zupełna cisza...

* * *

        Minęło jeszcze kilka długich sekund nim chłopak powoli otworzył oczy i odważył się rozejrzeć po z nagła opuszczonej jaskini. Poświata gasnącego ogniska ulegała pełzającej po ścianach ciemności i tylko przy malującym się białym półkolem wyjściu dało się obaczyć, że skalne schronienie  zbudowane jest z pięknego, rdzawo zabarwionego kamienia. Na ziemi leżały na przeciwko siebie dwa niedokończone posiłki różnych rozmiarów, lecz nieodmiennie pachnące świeżą krwią. Husk poruszył uchem jak gdyby bał się, że zaraz zza nieistniejącego winkla wyskoczy kolejny wróg/potwór względnie bliźniaczka Dan lecz nie doczekawszy się żadnej reakcji, nawet najcichszego dźwięku wstał z duszą na ramieniu i po krótkiej chwili postąpił kilka kroków w stronę dogasającego ogniska. Wpierw wpatrywał się weń jak zahipnotyzowany próbując oczyścić czaszkę ze wszystkich zbędnych myśli, gdy nagle jak rażony piorunem odskoczył, wzrok na nowo mu się ożywił, a serce zaczęło bić niemal entuzjastycznie. BYŁ SAM!
Szybko podleciał do miski z podejrzanymi ziołami, wychłeptał całą zawartość w kilka sekund nie bacząc na suszone liście, które drażniły mu gardło, odłożył naczynie na bok (bądź co bądź był jednak dość schludny), po czym oszołomiony nagłym przypływem energii podleciał do wielkiego, rozbebeszonego jelenia i odgryzł wielki kawał najlepszej jakości mięsa, by połknąwszy go w pośpiechu, wylecieć na zewnątrz niemal krzycząc ze szczęścia. 
Oczywiście tak szybko jak wpadł w ten stan zaraz od niego odstąpił na rzecz trwożnej ostrożności - gdy już bowiem wypadł na obsypane śniegiem pustkowie dotarło do niego, że ONI przecież nadal muszą być gdzieś w pobliżu, a mięśnie przypomniały mu o tym, kto raczył się w idiotyczny sposób przeziębić i tak cały entuzjazm uleciał z niego w trymiga. Ale cóż, bywa także tak...

        Mimo wszystko przedzierając się żwawo przez zaspy Trash lekko się uśmiechał chłonąc delikatną ciszę mroźnego, zimowego popołudnia. Udał się w kierunku przeciwnym niż Dziewczęta i Rex (oraz dwaj nieszczęśnicy) więc z każdym krokiem upajał się świadomością dzielącej ich odległości. Co prawda nie czuł się najlepiej, w uszach zaczynało mu szumieć, a nagłe wyjście z ogrzanej jaskini w taką pogodę było niezbyt trafnym posunięciem, ale cóż - wyboru nie miał. Poza tym skoro długowłosa (Kami) jest siostrą tej małej czarownicy i ma w torbie tyle ciekawskich różności to może jej ziółka faktycznie pomogą? No, ostatecznie go otrują, ale może będą na tyle mocne, że załatwią go szybko. Tak czy siak w tej chwili Trash uważał się za szczęśliwca mniej nieszczęsną istotę niż zazwyczaj. Myślami krążąc w okół tematów wszelakich, słabnąc powoli lecz konsekwentnie (i całkiem ignorując ten fakt) zbliżał się do jakiegoś zbiornika wodnego. Wybrał ten kierunek gdy tylko jego ucho wychwyciło cichy szum, który teraz stawał się coraz głośniejszy i zwiastujący co najmniej średniej wielkości wodospad, a więc i rzekę z najpewniej czystą wodą.
Ach, woda! Jedno co dobre na tym świecie ~

        Jednak i tym razem Trash nie miał mieć szczęścia i to nie z winy Szalonej Dan - kiedy dotarł do rzeki, skuszony ciekawością począł zbliżać się do krawędzi wodospadu. Lubił wodospady i wodę ogólnie - jej szum, błyszczące kaskady, gry świateł i rybki jak się poszczęściło... Przy czym w zimę było w niej także cieplej niż poza jej kojącymi objęciami co uważał za dodatkowy atut.
Tak rozczulony pochylił się nad samym brzegiem i zanurzył końcówkę pyska w silnym nurcie rozkoszując się siłą ukochanego żywiołu. Przymknął oczy i rozmarzył się pijąc powoli i z pewnym trudem świeżą, czystą wodę. Musiał przyznać - ci szaleńcy mieli oko do terenów. Zajmowali najlepsze jakie kiedykolwiek było mu dane poznać i tym bardziej uważał, że szybko powinien się stąd wynieść - takie luksusy to nie miejsce dla niego. Ta zdrowa woda pewnie wypali mu wnętrzności i zmusi do powrotu nad mętne bajorka. Ale w sumie lubił ich smak - i było tam mnóstwo żyjątek... A także mało konkurentów. Same plusy...
W tej chwili przytkały mu się uszy, a w głowie zakręciło porządnie - wysunął do przodu łapę, chcąc się podeprzeć lecz zamiast na grunt trafił w ciepłą, gęstą przestrzeń, która zaraz pochłonęła nie tylko jego kończynę, lecz także głowę, szyję, a zaraz potem tułów i ostatecznie całe jego ciało spychając je brutalnie w dół, wraz z rwącym potokiem. 
I to mógłby być koniec jego przygody - nie dane mu jednak było ani zginąć, ani spaść prosto w dół i bez problemu się uratować - los jak zwykle wybrał inną, bardziej zaskakującą ścieżkę - czyli tą najtrudniejszą i najbardziej widowiskową...
Spodziewać się tego nie mógł ani Husk, ani odpoczywające w dole Bran, Blindwind i biedna Jenna, która właśnie upajała się naturalnym masażem wodnym. Nie mogła przypuszczać, że za chwilę spadnie jej na głowę kilka razy większy od niej młodzian, którego wczoraj własnoręcznie (i własnosłownie) musiała uspokajać. Dziś karma do niej wróciła i tak oto on uspokoił ją... Miejmy tylko nadzieję, że nie na raz na zawsze.


Blind? Bran? Jenna? Wybaczcie, ale nie byłoby zabawnie gdyby ostatecznie Trash na Was nie spadł ;3

Swoją drogą podziękujecie Wiewiórze za pomysł z uderzeniem Jenny przez Trash'a - nawet mi nie przyszło do głowy tak efektywne wejście XD Ale od razu mie się spodobało x3

2 komentarze:

  1. Wybaczcie, że tak długo musiałyście czekać, ale mam nadzieję, że było warto XD
    Teraz ja poczekam na Waszą odpowiedź z niecierpliwością, a co do Trash'a - możecie z nim zrobić co chcecie ~
    *Blind - szykuj widelce!*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dlaczego teraz akurat nie mam Internetu na kompie *^* Zwłaszcza wtedy gdy mam pomysły na opowiadania -,-
      No i nie mogę dokończyć mojego nietaktajnego planu

      Usuń

Podziel się z nami Swoją opinią :)