niedziela, 27 września 2015

Od Blindwind do Bran, Jenny, Tesli i Trash'a - Strażniczka Sprawiedliwości!

        - Te... Zaraz! To ilu was jest? – zapytała rozkojarzona niewidoma już nic nie rozumiejąc z zaistniałej sytuacji – I kogo ja trzepłam? Dam se łapę uciąć, że trafiłam! - wyczuwała jednego nieznajomego przed sobą, jednego trafiła i teraz padł jak kamień na ziemię,  a ten przed nią przedstawiał jej jeszcze hałastrę dziesięciu innych!  
- Trafiłaś i owszem. – mruknęła Jenna – W Bran...
- No jasne, że w Bran! Przecież coś jej na mordzie siedziało to chciałam pomóc, nie? – dziewczyna oburzyła się pretensjonalnym tonem Jenki.
- No tak! Ale trafiłaś w Bran Bran, a nie to co miała na ryju! – dosadnie wytłumaczyła łapiąc się za głowę.
- Aaa... Ups... Ej! Ale tak jak celowałam tak trafiłam! – stwierdziła zadowolona, że walnęła celu... Albo przynajmniej punktu, w którym owy cel miał być – Niezła robię się w te klocki. – zgarnęła kij, dumnie opierając go sobie o ramię – Od dzisiaj będę Strażnikiem Sprawiedliwości!
- Może jednak lepiej nie. – Dżej szybko zabrała jej badyl odrzucając za siebie, krzywiąc się gdy usłyszała ciche jękniecie Bran, która ponownie oberwała po dyńce – Yśś... Wybacz...
- Ta! Dobij ją! Dobij! Niech wie z czym wiąże się naruszanie ognów! – krzyknął szop wywijając w powietrzu małą piąstką.
- Zaraz, ktoś w końcu powie mi co tu się dzieje? I skąd tu się wzięło tyle dziwnych osób? I czemu Bran chciała ich ogony, przecież ma swój! Chyba... – Blindwind usiadła ze skrzyżowanymi na piersiach łapkami z nadufaną miną.
- Jak to tyle, przecież jest nas tu tylko trójka, dziwnie najeżony wypłosz i ogoniara, gdzie ty masz oczy, kobieto? – zakłopotał się nowy przybysz.
- Jak to gdzie? Nie wiem gdzie, w życiu sama siebie nie widziałam, świata poza tą nicością niewidzę, nawet nie wiem czym i kim jesteście oraz czemu ciągle zmienia się wasza ilość! Wpierw jest was tuzin, potem nagle znowu jeden... – zfrustrowana dziewczyna zaczęła wymachiwać wściekle łapkami we wszystkie strony.
- Wind, spokojnie, on jest tylko jeden, tylko tyle ma imion. – wytłumaczyła jej Jenka.
- Boziu... Rodzice cię nie kochali? Chcieli gromadkę dzieci, dostali syna...  – wypaliła – Eee, znaczy nie tyle co nie kochali... Tylko... Jestem Blindwind! Betta Watahy Nieznanych Wariatów i Alfa Klanu Czerwonych Kruków, do usług! – zerwała się i ładnie ukłoniła – Niestety mój zastępca nie był w stanie się pokazać, przeszedł lekkie turbulencje, więc jest teraz na intensywnej terapii leczniczej, ale niedługo powinien wstać na nogi, miło mi. – waderka uśmiechnęłą najpiękniej jak umiała, żeby tylko zatuszować małą gafę, liczyło się w końcu pierwsze dobre wrażenie, z którym Kruk często miewała problemy. Dżejka trzasnęła się tylko łapą po czole niedowierzając w nierozgarnięcie dziewczyny  – A tak w ogóle, Trash, miło cię widzieć, dawno cię nie było, gdzieś się szlajał? Ej, zaraz... – dzewczyna podleciała do niego obwąchując go od stóp do głów i wchałaniając wszystkie zapachy, które zostawiły chociażby najmniejszy ślad na jego najeżonym we wszystkie strony futrze – Śmierdzisz Rex’em... I Danką... I jeszcze czymś... I kimś... I krwią? Boziu, gdzieś ty był? I skąd ulicha Rex się przy tobie wziął? Nic ci nie zrobił? Nikomu nie wyżądził krzywdy? Wszyscy żyją? Czy przypadkiem nie znalazłeś się tutaj próbując uciec od jego morderczych napadów? Mów do mnie! Chyba, że wyrwał ci krtań i teraz nie jesteś w stanie nic powiedzieć, a ten zapach krwi tylko udaje, że wania jeleniem, a tak naprawdę należy do Ciebie!


I jak ekipa? X3

sobota, 26 września 2015

Od Rex'a do mini-stadka, Leonarda i Jaskra

        Zdezoriętowany samiec nawet nie wiedział co się stało - jego rozjuszone zmysły za nic miały gadanie Danki i „przyjacielskie” charczenie duszonego samca, jednak w pewnym momencie pojawiiło sieę tyle dotkliwych boźdżców, że samiec aż zgłupiał. Wielki wybuch, oślepiające światło oraz kłójący ból jakby miliarda igiełek uderzających go po tylnych łapach oraz brzuchu. Samiec padł na plecy nie wiedząc co się dzieje, tym samym puszczając swego zakładnika, który w mig skorzystał z okazji i czmychnął nim Blizna zdołał zauważyć, w którą stronę – bolało go całe podbrzusze, nic nie widział, oprócz setki tańczących mu przed okiem kolorów, zmywających wszystko w jedną nic nieznaczącą papkę nie do rozczytania.
Powoli jego zmysły dochodziły do siebie, basior  zwlókł się ociężale z ziemi, a wściekłość wrzała w nim jak w wielkim zamkniętym garze, który zaraz miał zamiar wykipieć oraz zalać swym gniewem wszystko co stało mu na drodze. Jego trzęsący się oddech wydmuchiwany był w postaci urywanego charczenia, niczym u rozeźlonego byka na arenie. Weteran rozejrzał się rozjuszonym spojrzeniem po okolicy. W głowie wyryty miał jeden, wyraźny cel – wilki i lis. Nie chodziło mu tu już o walkę, o autoryrtet, czy też o sam fakt, że chcał się nad kimś poznęcać dla przyjemności... Teraz w grę wchodziła dzika rządza krwi, niczym u bezmyślnego zwierzęcia z puszczy, którego instynktownym zadaniem było zabicie wroga, wroga którym byli teraz walnięty poeta i pokręcony lis.
- Jest źle? – Lira siedząca obok Danki i wpatrująca się w zaistniałą sytuację z wielkim zainteresowaniem oraz fascynacją męskiego ciała uznała, że zachowanie Rex chyba zaczęło wymykać się spod kontroli.
- Nie? Nad wszystkim panuję... – rzekła Danka oszołomiona kompletnie tym co się tutaj działo oraz nie nadążając już trochę nad biegiem wydarzeń, który teraz szybko próbowała ogarnąć w głowie.
Nagle Blizna warknął wściekle i ruszył pędem za tropem dwóch uciekinierów, stawiając kroki niczym słoń, w nosie mając eleganckie, strategicznie ciche podejście wojownika (którego za młodu uczył (lub raczej próbował nauczyć) go niejeden wojenny mistrz).
- A-ha, napewno? – dopytała się zapatrzona w odchodzacego wilka blondyna.
- No co tak stoicie, zróbcie coś! – warknęła Kami, która już po dziurki w nosie miała tego całego cyrku na kółkach.
- No mówię, że nad wszystkim panuję! – odkrzynęła jej się Danka zbierająca się do pogoni za Rex’em z zalążkiem planu świtającym jej w głowie, musiała go tylko lekko dopracować po drodze. Postawiła jednak pierwsze kilka kroczków „biegiem”, po czym stwierdziła, że tak to na może sobie do jutra biec za tym białym wariatem i dobiec dopiero na pogrzeb swoich nowopoznanych kolegów. Wróciła się więc, skoczyła zastępczemu wierzchowcowi na plecy i zakrzykneła – Dajesz Lirka! Andale! Jedziemy na ratunek!
- Czy ja ci wyglądam na przewoźnego osła? – burknęła patrząc na skaczącą jej po plecach rudą wszę, nie zdając sobie widocznie sprawy z powagi sytuacji.
- Będziesz mogła popisać się przed Rex’em jak szybko biegasz. – westchnęła Danka patrząc ze zniecierpliwieniem na kuzynkę, która odrazu dostała strzału energi i jak z procy ruszyła za białym wojakiem mało nie gubiąc po drodze Szalonej Danki, która trzymała się kurczowo jasnych kłaków wilczycy, a jej małe ciałko telepotało się jak wór kartofli po jej grzbiecie.


******



        Tym czasem Rex dopadł swoje ofiary i za wszelką cenę próbował ściągnąć z drzewa wczepionych w nie całymi siłami dwa samce, które w duszach już odmawiłały ostatnie modlitwy do kogokolwiek, kto ich słuchał. Na szczęście wspieli się na tyle wysoko, że szalejący pod drzewem basior był zbyt ciężki, żeby się na nie wdrapać lub, żeby z miejsca wyskoczyć w góre oraz ich dorwać. Jego ogromne szczęki jedynie trzaskały złowrogo zamykając się na pustej przestrzeni i co ponajniższych gałązach gruchocząc je na drzagi, a jego ślizgające się po roślinie pazury okorowały drzewo ryjąc teraz głębokie ślady w jego pniu.

- Nie chcesz teraz zjeść, odważniaczku? – wysapał, a psychopatyczny uśmiech pojawił się na jego mordzie. 
W oczach widać było czysty szał... To już nie był ten sam wilk, to już było to Zło, które kryło się głęboko, głęboko w każdej żywej istocie, tylko w przypadku Rex’a znalazło ono swoje wyjście z głębin duszy wypezłzając na światło dzienne, szalejąc i macąc mu w głowie.
- Wyrwę to drzewo z korzeniami! – wrzasnął na całe gardło napierając na pień całym ciężarem, jednak widząc, że to jednak nic nie daje cofnął się, rozpędził oraz naskoczył na nie z impetem, a do uszu całej trójki doszedł cichy jęk drzewa.
Miny dwóch pokrętów zrzedły jeszcze bardziej, a wyszczerz Blizny rozszerzył się do granic możliwości. Jednak! Nim Rex zdołał powtórzyć swój plan z odsieczą nadeszła Ruda Wybawicielka i jej Wierny Wierzchowiec Zastępczy! 
Lira zahamowała pod samymi łapy białego samca, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i upewnić się, czy aby na pewno zauważył jej przybycie. Za to Danka wyskoczyła z grzbietu kuzynki, niczym ruda kula kłaków lądując rozwscieczonemu samcowi na pysku, zasłaniając mu całą wizję płomienistą fryzurą - tym samym skupiając całą jego uwagę na niej (no i cały plan Liry szlag trafił ^^”).
- Reksi! Co ty wyrabiasz?! – wrzasnęła klepiąc go łapką po pysku, ten jednak nie kojarzył w ogóle kto to jest... Co to za ruda gadająca wiewiórka na jego nosie? Czego ona od niego chce? – Nie jesteś sobą! Ocknij się! – mały upierdliwiec zaczął go już poważnie irytować, za kogo ona się miała? Wskakuje mu na nos i wrzeszczy wniebogłosy! – Bo jak Babcię kocham, pójdę po Blindwind!
Blindwind? Blindwind... Blindwind... Blind...
- ... Wind? – mruknął do siebie zakłopotany, a oczy aż mu się poszerzyły ze zdziwienia na dźwięk tego imienia – Blindwind... – rzekł jakby do siebie, a wyraz jego twarzy momenatlnie zelżał z pomarszczonej, rowścią mordy do łagodniejszego zagubionego pyska.
- Tak! TAK! Pójdę po Blindwind, Blindwind przyjdzie i Blindwind ci nastuka widelcem rozumu to tej pustej bańki, jak zaraz się nie weźmiesz w garść! – widząc, że w końcu dodrapała się do podświadomości wilka powtarzała imię wszechmogącej wadery jak najczęściej się dało.
Samiec potrząsnął głową, sam chwytając się w końcu porządnie swojej podświadomości, odzyskując powoli trzeźwość umysłu.
- Za co? – mruknał nie do końca rozumiejąc o co chodzi, jego rozbite myśli nie do końca łapiąc co się przed chwilą działo.
- Jak to za co?! Chciałeś nas zabić! Szaleńcze ty! – lis widząc, że sytuacja już została opanowana odzyskał odwagi.
- Jak się zaraz nie zamkniesz mogę to jeszcze w każdej chwili zrobić. – warknał patrząc na niego kątem oka, wciąż mając wszystko zasłonięte Danką.
- Nie mów tylko, że nic nie pamiętasz... – mrukneła mała patrząc na niego w zakłopotaniu.
- Tak średnio...
- Dobra! Kij z tym! Ważne, że jest już normalny! – wtrąciła się Lira przyjacielsko szturchając go po ramieniu – Kurde, stary! Ale żeś dał popis, ja nie mogę! Weź tak rób częściej, serio! Jest na co popatrzeć! 
- NIE!! – wrzasneli jednocześnie Danka, Leonardo i Jaskier karcąc zaskocząną ich reakcją waderę wzrokiem.
- ALE! – uradowała się nagle Szalona - Mówiłam, że mam wszystko pod kontrolą? – machnęła łapką – I tak jak mówiłam, mam! – dumna ze swojej roboty zeskoczyła z powortem na ziemię z wielkim wyszczerzem na pysku.
- Dziękować Blindwind! – mruknął pod nosem Leonardo – Nie wiem co ona za jedna, ale napewno winni jej jeste...


Dalej niestety zapiski Wiewióry się urywają zostawiając nas w objęciach niepewności co do losów jej i bohaterów (a także bez możliwości napisania dalszego ciągu). Wysłała mi tą opowieść chwilę przed tym jak powiedziała słowa, które na zawsze wyryły się w mej pamięci ,,Wstawisz? Ja muszę lecieć pędzikiem, będę, ale bardzo późno!". A potem zniknęła zostawiając mnie samą z pustką w głowie.

Wstawiłam więc zgodnie z jej wolą powyższy tekst i czekam aż wróci i pewnego dnia dokończy swoją opowieść...
~ Fidela


A oto i moja dopiska! Jak widzicie powróciłam i wybaczcie mi za to małe niedopatrzenie ^^"
Na szczęście urwało ostatnie kilka słów, więc dużo Was nie ominęło ;)
"(...) Jesteśmy winni jej przysługę..." - i tak o się wszystko kończy ^^
A kto dokańcza? Ustalcie między sobą :3

Z żalem musze wstawić a 4 Listy Pożegnalne

        Zira wywróciła oczami i popatrzyła na Misę, która niepostrzeżenie wdrapała się na drzewo obok niej.
- Misa? - zaczęła na tyle głośno by zakochana parka zwróciła na nie swą uwagę - Chodź, idziemy, nie będziemy tracić tutaj więcej czasu…
Po tych słowach zeskoczyła z drzewa, kotka poszła w jej ślady. Lwica skierowała się w obojętnie, którą stronę. Chciała uciec stąd jak najdalej. Rozmowa tych obcych wilków za bardzo przypomniała jej o przeszłości.
- Ale... - usłyszała wahający się głos basiora.
- Nie trudź się. Więcej mnie nie ujrzycie. - przerwała mu dosadnie, pewnym siebie głosem. Kilkoma susami znalazła się między drzewami, sama ze swymi myślami.
Nie mogła, więc zobaczyć zdziwionych min wilków. I własnej córki, która mimo wszystko lojalnie za nią dążyła.

******

        Dean patrząc na całą tą sytuację, wiedział, że teraz cała uwaga towarzyszy jest skupiona na nowej postaci. Uważał, że reszta już zajmie się… Marceliną?... Więc nie miał tutaj nic do roboty.
Wtem pomyślał o tym co tutaj przeżył… I o Blindwind… Czy… on naprawdę mógł jej to zrobić?
Nie miał innego wyjścia… Widocznie tak chciał Los.
Wykorzystując swe umiejętności, zmienił się w mgłę i… Zniknął w gęstwinie liści i gałęzi… Wspomnień i uczuć…
Widocznie tak musiało być.

******

        Siedziałem sobie nad zamarzniętym strumykiem i rozmyślałem.
Dosłownie o wszystkim. O tych, co tutaj spotkałem, o tym, co tutaj przeżyłem, o tym co się wydarzyło…
Jednak nie czułem się tu dobrze. Stałem na uboczu. Sam nie potrafiłem się otworzyć… Za bardzo się bałem, a nikt nie zwracał na mnie uwagi. Byłem praktycznie niewidzialny. W głębi serca i całą duszą czułem, że to nie jest moje miejsce. Nie pasuję tu, po prostu.
Zastanawiałem się czy jak zniknę, to czy ktoś to zauważy? Zainteresuje się tym, co się ze mną stało? Czy ktoś będzie tęsknił? Szczerze w to wątpiłem.
Więc taka była moja decyzja. Odejść bez słowa, bo przecież i tak nikt nie zwróci na to uwagi…
Wszedłem między drzewa, zawiedziony, że historia znów powtórzyła koło.
Czy naprawdę tak musiało być? Czy naprawdę nikt mnie nie chce?
Nie wiem...

******

        Marcysia popatrzyła z zaciekawieniem najpierw na małą puchatą kulkę zwisającą z łap olbrzyma, a potem popatrzyła na skrzydlatą samicę. Na szczęście ona nie zwracała na nią uwagi. Była zbyt zajęta nowoprzybyłą wraz z Brego.
Kto to jest? Jego nowa partnerka? Była na 90% pewna, że Brego jest postacią z ryciny, którą nosiła ze sobą, znalezioną jeszcze jako młoda wilczyca. Ale… czy on naprawdę mógł to zrobić? Zostawić własną córkę i towarzyszkę życia? Nawet nie wiedziała z jakiego powodu je zostawił, ale wiedziała, że skoro ma już kogoś innego, to nie ma zamiaru się narzucać.
- To ja może znajdę coś… do… jedzenia?- odezwała się nieśmiało do skrzydlatej. - Poznamy się trochę… bliżej?
Wilczyca skupiła swą uwagę na Marcysi.
- No dobra. Może pójdę z tobą?- widać było, że jest gotowa do pomocy. Podniosła już łapę by ruszyć.
- Nie, nie, poradzę sobie sama. Ok…? - uśmiechnęła się słabo.
- Jak chcesz… - odparła trochę zawiedziona i zdziwiona Aspen.
- To ja… Już pójdę… Po jedzenie… - powiedziała zmieszana. Odwróciła się szybko, by dziewczyna nie zobaczyła jej oczu i szybko ruszyła między truchłami, cały czas pilnując się by nie zdradzić swych uczuć i nie wzbudzić podejrzeń. Gdy zniknęła z pola widzenia (czyt. Weszła w las), poczuła się swobodniej i odetchnęła.
Już więcej jej nie ujrzą…




Dziękuję wszystkim za wspaniale spędzony czas tutaj, na Wariatach, a w szczególności Wiewiórze, która mnie wprowadziła w ten wspaniały, zwariowany świat. Niestety, odchodzę z bloga, gdyż nie dam rady brać czynnego udziału w nim, ze względu na szkołę. Codzienne dojeżdżanie trwające 2-3 godziny w jedną stronę- jest jednak ciężkie, a weekend'y? Odpoczywam, bo jestem zbyt padnięta by robić cokolwiek bardziej skomplikowanego od leżenia i przełączania kanałów w telewizji. Dziękuję raz jeszcze i życzę powodzenia z prowadzeniem bloga! default smiley :)

KoTa~

Od Angel do Brego, Aspen, Marcysi i Dean'a - Szara Flaga

        Istnieją trzy grupy społeczne: pesymiści, optymiści i realiści. Ci ostatni zajmują się chłodną kalkulacją i patrzeniem na świat przez pryzmat rzeczywistości. Optymiści to zazwyczaj marzyciele, którzy stoją na pograniczy świata fantazji i życia. Czasami jedynie przechylają się to w jedną, to w drugą stronę, tylko po to by znów złapać równowagę i stać na pograniczu dwóch rzeczywistości. Z kolei rolą tej pierwszej grupy najczęściej jest narzekanie i wymyślanie najczarniejszych scenariuszy z możliwych. Mało kto lubi pesymistów, ale najczęściej to ich poglądy są najzdrowsze, albo przynajmniej najmniej niebezpieczne. Żyją bez nadziei na lepsze jutro i nie poświęcają czasu nad rozmyślaniem „A co by było, gdybym to…?”, „A co by było gdybym tamto…?”. W efekcie, w chwili niepowodzenia  ich rozczarowanie będzie najlepsze. Jedyna rzecz, jaka może ich spotkać to miłe zaskoczenie.
Może więc Angel powinna zostać pesymistką?
Dziewczyna jakąś godzinę temu wdrapała się na najwyższe drzewo, jakie udało się jej znaleźć w okolicy  i bez przerwy wierciła się na gałęziach, próbując znaleźć wygodną pozycję. W końcu, po kilkudziesięciu minutach łamania gałązek i odzyskiwania równowagi, zaczepiła się ogonem o jedną z grubszych gałęzi i zawisła głową w dół, niczym mały, puchaty nietoperz. Właściwie to przez jej dziwnie duże uszy ktoś mógłby wziąć ją za przerośniętego , latającego szczura. To, że nie miała skrzydeł to była już inna sprawa.
Kundelka wyciągnęła przednie łapki, pozwalając by swobodnie zwisały i kołysały się wraz z resztą ciała. Krew już jakieś kilka minut temu uderzyła jej do głowy i chociaż dawno temu minął czas, gdy powinna zemdleć, ona jakoś się trzymała. 
Zawiał lodowaty, zimowy wiatr, który bez najmniejszego trudu poruszył suczką. Ciężko powiedzieć, czy Angel sama zaczęła bujać się na ogonie, czy też silny podmuch bawił się nią, jak szmacianą lalką. Efekt był taki sam. Angel, wisząc na ogonie, kołysała się to do przodu, to do tyłu w rytm mocnego wiatru. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że silniejszy zefir strąci ją z gałęzi i porwie ze sobą, jak czerwone, jesienne liście. Taki jest już skutek niedowagi. Mówi się trudno. Angel już dawno przestała się tym przejmować i dalej kołysała się obojętnie. Do tyłu, do przodu. Do przodu, do tyłu. Przypominała trochę kremową flagę, którą ktoś dla żartów rozwiesił na drzewie w środku lasu. Takie porównanie mogłoby wydawać się nawet zabawne i Piper przez chwilę również dobrze się bawiła. Zaraz jednak to porównanie skojarzyło się jej z piosenką, którą kilka razy słyszała w mieście.
"Flaga pogięta, brudna i szara. Dziś jestem brzydka, dziś jestem stara…"
Cóż, kto jak kto, ale Angi na pewno nie była ani pogięta, ani tym bardziej brudna, czy stara. Co to to nie! Chociaż co do jej urody (albo właściwie jej braku) chyba nikt nie miał najmniejszych wątpliwości. 
Suczka, jakby chciała udowodnić ile drzemie w niej energii, podciągnęła się i wdrapała na gałąź. Zauważyła pod sobą śniegową zaspę, która z takiej odległości wyglądała na całkiem bezpieczną i na tyle grubą, by móc zamortyzować upadek małego pieska. Jak myślicie, co zrobiła potem? To chyba oczywiste, że skoczyła! 
Po chwili leżała na dole, otulona miękką, śniegową zaspą. A przynajmniej taka jej się wydawała. W rzeczywistości, śnieg na który upadła suczka i który uważała za całkiem bezpieczne lądowisko, zdążył już częściowo zamarznąć, tworząc na swojej powierzchni twardą skorupę. Gdy Angel upadła na grubą warstwę zamarzniętego puchu coś pod nią chrusnęło. Nie miała pojęcia, czy to tylko śnieg i odłamki lodu, czy może dzięki wielkiemu talentowi udało jej się skruszyć kilka kosteczek. Na szczęście po szybkiej analizie i policzeniu wszystkich czterech łapek, Piper uznała, że nic jej nie jest, a chruśnięcie, jakie usłyszała musiało być dźwiękiem śniegu, który spłaszczył się odrobinę pod niewielkim ciężarem pieska. 
Nie minęła minuta, a dziewczyna z powrotem była na chodzie. Ba! „Na chodzie” to mało powiedziane! Biegała jak szalona w tę i we w tę, przeskakując nad ułamanymi gałęziami, wdrapując się na ogromne kamienie, które stanęły jej na drodze i ślizgając się po malutkich, zamarzniętych kałużach. Innymi słowy, w niczym nie przypominała osoby, która zaledwie kilka chwil temu leżała na śniegu i zastanawiała się, czy aby na pewno niczego sobie nie połamała. Czy można nazwać to ADHD? Cóż, chyba już widzieliście jak wyglądają medyczne „umiejętności” Angel. Myślę, że gdyby dziewczyna była poważnie chora na głowę to nie przestałaby żyć tak, jak do tej pory. Ale czego można się spodziewać po puchatej kulce, która nie robi niczego innego poza okradaniem innych i podskakiwaniem starszym?

                                                                             ~***~

        Po ponad pół godzinie, zdawałoby się bezsensownego biegu i odkopywanie krótkich nóżek z zasp, Piper dotarła do całkiem sporej polany. Właściwie to owy teren nie odznaczał się niczym szczególnym. Wszędzie był śnieg, w którym kundelka miejscami tonęła i zakopywała się aż po długie, sterczące ucho (drugie było już oklapnięte, więc zasłonięcie go nie stanowiło szczególnego wyczynu). Angel, przekonana iż na tych terenach nie znajdzie nikogo, ani niczego ciekawego była gotowa zawrócić i z powrotem ruszyć do reszty watahy. Jednak w końcu jej uwagę przykuło kilka nieznajomych postaci. Gdy Ann podeszła bliżej, była w stanie w miarę dokładnie przyjrzeć się obcym wilkom i nie-wilkom. Dwójkę z nich poznała od razu. Pierwsza w oczy rzuciła jej się skrzydlata samica, z którą może zamieniła słówko, czy dwa podczas ogniska. Aspen, jeśli dobrze pamiętała. Drugą, rogatą hybrydę znała tylko i wyłącznie z widzenia. Właściwie to pamiętała jak owy osobnik tarmosił i podrzucał do góry rudą dziewczynę…. Biały wilk też wydawał się znajomy, choć Angel nie była co do tego pewna. Wiedziała jedynie tyle, że w życiu nie widziała tamtej niebieskowłosej wadery.
Podeszła bliżej tej niewielkiej grupy, nie martwiąc się o to, czy zostanie zauważona. Szczerze w to wątpiła, dlatego też nie dbała specjalnie o środki ostrożności, takie jak nie nadeptywanie na gałązki. Siedziała sobie przyczajona w krzakach, tuż obok nieznajomych. Gdy wychyliła kremowy łepek zza roślin, znów spojrzała z zaciekawieniem przez siebie. Liczyła na to, że usłyszy cokolwiek od wilków, jednak nie było jej to dane. Przymrużyła oczy, przyglądając się trzem postaciom- hybrydzie i dwóm wilkom. Trzem postaciom… No właśnie, trzem! Brakowało jednego! Rogatej hybrydy, ze skrzydłami nietoperza. Ale gdzie mógł się podziać…?
Zaledwie sekundę później Angel wisiała ponad metr nad ziemią, i to głową w dół. Coś, a może raczej KTOŚ złapał ją za tylne łapki i chyba nie miał zamiaru puścić.
- Skarbie, zobaczcie co żeśmy złapali! - Angel nie potrafiła stwierdzić czy była zaskoczona, czy raczej oburzona. 
Nie lubiła być nazywana „czymś”, choć nie mogła za wszystko obwiniać hybrydy. Chociaż to, że jakby nigdy nic odciągnął ją od ziemi było tylko i wyłącznie jego winą.
- Ej! Kogo nazywasz "czymś"? - fuknęła, próbując wyzwolić się z uścisku rogacza. 
Jednak obcy najwyraźniej miał łapy ze stali, bo nie działało na niego ani drapanie, ani wbijanie ostrych ząbków pod skórę. 
- To coś mówi! Skarbie, słyszySkarbie? Może szczurem, skoro tak nas drapie? - Wielka hybryda podniosła Angel jeszcze wyżej, na wysokości pustych, białych oczu, tak by móc się jej lepiej przyjrzeć. 
Piper nie przestała się miotać, choć ta sytuacja wydała jej się bardziej dziwna niż straszna. Właściwie to czuła się tak, jakby wisiała na gałęzi tamtego drzewa, choć rogacz już przestał nią podrzucać.
- Powiedzcie czym jesteście, skoro umiecie mówić? Czy już może nie potraficie, szczurku? - Nieznajomy dalej przyglądał się Angel, która obracała głową to w jedną, to w drugą stronę, próbując dosięgnąć łapy chłopaka. 
Kilka razy udało jej się zatopić w nim ząbki, ale nie wyrządziła jakiejkolwiek krzywdy.
- Angel. - odparła trochę zbyt pewnie, jak na okoliczności. 
Właściwie to sposób, w jaki patrzyła na hybrydę wyglądał tak, jakby rzucała mu wyzwanie i obelgi prosto w twarz. Był to dość zabawny widok, biorąc pod uwagę, że była tylko małym kundelkiem, który nawet nie sięgał hybrydzie do połowy masywnych łap. 
- Angel? Skarbie, czyżbyście pochwycili aniołka? Oh, to niedopuszczalne! Musicie ją puścić i to jak najszybciej!
~ My? Przecież to wy złapaliście ją za łapy!
- Naprawdę tak było? - hybryda zamrugała białymi oczami, pozbawionymi źrenic i tęczówek. 
Angel, widząc jak hybryda rozmawia sam ze sobą (a przynajmniej takie właśnie odniosła wrażenie) uniosła jedną brew ze zdziwienia. Właściwie to przestała już drapać nieznajomego i teraz zwisała swobodnie głową w dół, obserwując rogacza z zaciekawieniem. Przyglądanie się komuś do góry nogami nie było zbyt proste, ale Piper jakoś dała sobie radę. Rogata hybryda przypominała jej trochę diabła, przez co zaczęła darzyć obcego odrobiną sympatii i prawie wybaczyła mu to oderwanie jej od ziemi. Rogaty demon trzymał ją za tyle łapy i (jak na ironię) nazwał ją aniołkiem. Wszystko przez to durne imię.
- Nie musisz mnie puszczać. - odezwała się w końcu, a jej głos dalej był stanowczy i pewien siebie - Tak jest całkiem zabawnie. - odparła i jakby chciała udowodnić swoją rację, zaczęła kołysać się to w jedną, to w drugą stronę.


Ostrzegałam, że wbiję i oto jestem! ^^
Nie wiem za bardzo komu dać to opowiadanie do dokończenia, więc po prostu napiszę: Brego? Aspen? Marcysia? Dean?
Choć, nie ukrywam, na opku od Brego bardzo mi zależy x3

niedziela, 20 września 2015

Ostatnie (finałowe!) głosy na konkurs!

Bez żadnych wstępów od razu zaprezentuję Wam co Maura (Annabeth) napisała:

Refleks szachisty!
Tak, oto i ja wraz z moimi propozycjami na dwa najlepsze opowiadania miesiąca. Przypominam, mówimy tutaj o  l i p c u, a mamy już wrzesień. Nie wiem jak bardzo jestem spóźniona, ale... Cóż, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie x3
(+15 punktów za szczerość~)
Właściwie to głosy zamierzałam oddać już dawno (naprawdę, naprawdę daaawnoo) temu, ale zawsze znajdowało się "to coś", co uniemożliwiało mi pracę. I przyznaję się bez bicia, w pewnym momencie miałam taką cichutką  malutką nadzieję, że o mnie zapomniano. Ale kiedy usłyszałam o Fideli, grającej w nocy na marakasach i chowającej się w poszewkach od poduszek, zaraz zaczęłam pisać głosy na konkurs xD 
Brawo Fidela, arbuzie ty jeden! Pierwszy raz ktoś z takim powodzeniem zagonił mnie do roboty!
Dobra, to ja może przejdę do dwóch opowiadań, zanim do reszty utopimy się w tej wodzie T-T

Od Trash'a (oraz dwóch nowych >3) - Odnaleziony cz.1- przyznam, że jest to opowiadanie, które po prostu uwielbiam i to z więcej niż jednego powodu (taaaaak, więcej lania wooody x3). Po pierwsze: kocham relację i osobowość tych dwóch intruzek i porywaczek. Kami i Lira to naprawdę fajne postacie (a zwłaszcza Lirka ^^). Poza tym, nie wiem czy tylko ja się nad tym zastanawiałam, ale ważny jest dla mnie początek opowiadania, gdy dwie panienki znajdują ciało (żyjącego!) Trash'a. Czy tylko mnie zdziwił fakt, że chłopak potrzebował pomocy, a one w najlepsze gawędziły sobie i dyskutowały (nieco zbyt entuzjastycznie jak na okoliczności)? Czy może żyje...? A może jednak nieee...? Sprawdźmy to! O! Dobry pomysł! Dźgnijmy go patykiem! xD
Nie, ale tak na serio to przy tym momencie zaczęłam się śmiać. A ten komentarz, o tym, która z dziewczyn go "bierze" rozwalił mnie do końca. Był to kolejny moment, w którym przerwałam czytanie i zaczęłam się zastanawiać co te dziewczyny robią. Ktoś leży nieprzytomny na ziemi (to było już po tym, gdy panienki ustaliły, że Trash żyje), a Lirce zebrało się na skojarzenia xD 
No bo czemu nie? Ktoś jej zabroni? Oj, nie sądzę. 

Od Brego do Trash'a - Tracimy kontrolę... - Kolejne opowiadanie, którego po prostu nie można przegapić! Po pierwsze: uwielbiam postać Brego i  ten jego tajemniczy "skarb", czymkolwiek by nie był x3
(Oho! Patrzcie, jak komplementami sypie...)
Bardzo podobała mi się kłótnia, którą Brego prowadził... Cóż, tak naprawdę to z samym sobą. Albo może powiem, że ze swoim "drugim ja", by Wariaci nie byli brani za aż tak wielkich wariatów. Moment, w których hybryda numer 1 poprawia hybrydę numer 2, udowadniając, dlaczego powinni lubić Trash'a i traktować go jak rodzinę, jest bardzo fajnie opisany ^^ 
Chociaż, przyznaję, że pod koniec opka nie wiedziałam czy powinnam się cieszyć, czy też współczuć biednemu Trash;owi. On się boi Brego, jakby był jego największym koszmarem, a ten (jakby nigdy nic) położył Husk'a na swoich plecach i zaczął opowiadać mu o watasze. No, może nie konkretnie o stadzie, ale o miejscu w którym wszystkie wilki i nie-wilki śpią. No, może nawet nie konkretnie o miejscu, w którym futrzaki śpią... Tylko o łamliwych gałązkach! Na których, w dodatku, wilki faktycznie  s p a ł y! Nie mam pojęcia, jak bardzo Husk trząsł się wtedy ze strachu i czy uważał Wariatów za osoby tylko trochę zbzikowane, czy może zupełnie chore umysłowo, ale opowiadanie naprawdę bardzo mi się podobało. Mam tylko nadzieję, że gałązki już nigdy łamać się nie będą o.O

sobota, 19 września 2015

Nowa praca do Galerii ~

Hejo!
Tym razem w końcu i ja postanowiłam coś wstawić x3 Co prawda ta praca z blogiem ma to tyle wspólnego, że postać przeze mnie narysowana jest wilkiem, ale ciii ~
Robiona była na kompie i muszę wam się przyznać, że rysowanie na tablecie nadal wychodzi mi o wiele gorzej gorzej niż na kartce... Za to mogę pobawić się kolorami x3
Mam nadzieję, że wam się spodoba ^^:


Waderka ma ok. 3 lat, z resztą... Napisałam to także tu - DeviantArt Fidelki ^^
Nie ma to jak reklama na blogu, nie? >3
Choć dopiero zaczynam na poważnie oswajać się z tabletem to tak na przyszłość - uczę się rysować szczeniaczki - może gdy moje postacie już, ekhm... Znajdą sobie połówki to sama się zaopatrzę w potrzebne dzieciątka >3
Taki przynajmniej mam zamiar XD

Wyniki I Ankietki ,,Popularnościowej" - Ogólnie Najfajniejsza Postać!

Hejo!
Z opóźnieniem, bo z opóźnieniem, ale w końcu się za to biorę - podsumowanie pierwszej ankietki z całkiem długiego (tak przynajmniej planuję) cyklu traktującym o różnych cechach postaci ~
Bycie ,,ogólnie najfajniejszym bohaterem" dałam na pierwszy ogień i oto co wyszło:
Wilczki (i nie wilczki) zostały podzielone na cztery obozy: te bez głosów, te z jednym głosem, z dwoma oraz na Trash'a, który jak zwykle postanowił zostać na uboczu w pojedynkę i cieszyć się samotnością ~
I tak oto:!

Obóz Białych (czyli tych, którzy nie otrzymali głosów) składa się z:
1. Hakai
2. Alvy
3. Aspen
4. Bran
5. Marceliny
6. Dean'a
7. Finn'a
7. Zafiro
8. Estery
9. Rex'a

Nie dostaniecie od nas nic, poza zapewnieniem, że ''ogólnie najfajniejsi'' czy nie i tak Wariaci bez Was to nie to samo, a w następnych ankietach może to Wasze cechy wiodące zostaną wyróżnione ^^
Nie przejmujcie się więc tą perfidną klęską i tym, że Wam o niej perfidnie ciągle przypominam x3! Będą następne ankiety i na pewno także Wasz czas nadejdzie - zwłaszcza, że parę z wyżej wymienionych osób nie zdążyło nam się zbytnio w fabule zaprezentować ~ 

Obóz Żółtych (każdy z członków otrzymał po jednym głosie):
1. Andromeda
2. Canay
3. Chris
4. Leonardo
5. Finn (dobra, przyznaję i nie będę ukrywać - może miałam zaćmienie umysłowe, że wcześniej nie oddałam na niego głosu, ale teraz nie mogłam tego tak zostawić więc korzystając z moich przywilejów oddałam na niego spóźniony głos XD)
6. Raphael
7. Kami

Wy, którzy zostaliście wyróżnieni jednym głosem dostajecie w bonusie po 10 VV i mój wesoły grymasik. Cieszcie się chwilami sławy i tym, że Wiewióra będzie miała więcej liczenia (nie uprzedziłam jej o małej nagrodzie pieniężnej jaką postanowiłam wam zaserwować w tej ankietce ^^") ~

Obóz Czerwonych (osoby z 2 głosami!):
1. Blindwind
2. Angel
3. Dania
4. Jenna
5. Maura
6. Brego
7. Jaskier
8. Varen
9. Lira

Gratuluję i cieszę się, że i w tej grupie znalazło się dużo osób (więcej niż w żółtej!). Jeżeli ktoś jest zaskoczony, że widzi tu swoją postać (hmm, głównie dziewczyny~) to, że tak powiem ,,shut up and enjoy XD" Każdy bohater dostanie bonusowe 15 VV i brawa w pakiecie (chyba, że ktoś pragnie otrzymać także sokowirówkę bez sznurka firmy ,Wielki Cyc' - może kojarzycie ją z jakiejś mojej ankietki czy komentarza... Tak czy siak zostało mi ich trochę na stanie, można brać i zamawiać ~)

Obóz Zielonych Zielonego (3 głosy!):
1. Trash










...
Mam mówić JAK WIELKA jest moja duma oraz niedowierzanie? XD
Oczywiście nie powiem bym z mojego ościstego panikarza nie była zadowolona, ale nie sądziłam, że wygra on w tej ankiecie :'3 (Wybacz mi stary ~)
Tak czy siak jak na ironię pozostał tu całkiem sam i jako jedyny otrzyma dodatkowe 20 VV oraz brawa i ziemniakiem w głowę (taki bonusik), a także nagrodę specjalną - znaczek przy imieniu!

 Mam nadzieję, że uda mu się popisać jeszcze w jakiejś ankietce, a tymczasem żegnam Was i zapewniam, że niedługo zrobię kolejną ankietę z tej serii x3 (nadal wiszę Wiewiórze głosowanie na najatrakcyjniejszych... ^^")

~ Fidela Arbuz 

Od Bran (i tak przy końcu od Tesli x3) do Blind, Trash'a i Jenny - Nokaut!

        Trash spadł na Dżej niczym grom z jasnego nieba. Trzykrotnie cięższy basior wciągnął ją pod wodę tak niespodziewanie, że Bran ledwo zdążyła to zarejestrować w mózgu. Szybko jednak przywróciła się razem z równie (a może nawet bardziej) oniemiałą Blind do porządku i wadery skoczyły na pomoc przyjaciółce. Bran bez namysłu zanurkowała. Dopłynęła pod wodą do opadających na dno wilków i z głupa chwyciła trójkolorowego za kark. Zaraz potem zaklęła w myślach i odruchowo cofnęła pokaleczoną łapę, z której leniwe krople krwi tworzyły pod wodą fantazyjne wzory. Widziała Trash'a tylko raz i zupełnie zapomniała, że chłopak chyba ma coś z jeżozwierza. Tym razem chwyciła go już za łapę i wyciągnęła na powierzchnię. Tam basiora przejęła Blind, a szara wadera po zaczęrpnięciu powietrza wróciła po półprzytomną Jennę. Dżejka była lżejsza, toteż wyrwanie jej z odmętów nie przedstawiało większego wyzwania i chwilę potem Bran wyszła z nią na brzeg. Klapła na ziemię obok Husk'a, który równocześnie z budzącą się Jenną zaczął ogarniać co się właściwie wydarzyło.
  - Psiakrew... - zaklęła zielona waderka. - Niebo runęło mi na głowę?
  - Nie. Trash - wyjaśniła Blindwind. 
  - Chyba jego też trzeba ocucić - zauważyła Bran. Trash tylko stęknął, jakby protestował przed wyrywaniem go z błogiej nieświadomości.
  - Wiesz...Może dla niego będzie lepiej jak się nieco prześpi. To straszny panikarz - zauważyła Dżejka. Wstała ze stęknięciem i przeciągnęła się, by nastawić kręgi. - Cholera, jak na takie chuchro to jednak jest całkiem ciężki.
  - Wszystko spadając z takiej wysokości jest ciężkie - Bran również wstała. - Nikt więcej nie ucierpiał? - upewniła się.
  Blind jakby machinalnie dźgnęła leżącego basiora w brzuch badylem. Husk stęknął, ale nie obudził się.
  - Zgon nie stwierdzony - powiedziała fachowym tonem zielonooka.
  Nagle Trash otworzył oczy, krzyknął przestraszony i w natychmiastowym odruchu najeżył się. Stojąca obok Bran odskoczyła w stronę ściany lasu nie chcąc się znowu pokaleczyć. Nie zauważyła jednak wystającego z krzaku obok pasiastego ogona. Nadepnęła na niego całym ciężarem ciała. Wtedy obok niej coś wydarło się niemiłosiernie. Wadera zdziwiona cofnęła się o krok wyswobodzając nieszczęsny ogon. Chwilę potem na jej pysk znikąd skoczył rozwścieczony szop. Dziewczyna krzyknęła wystraszona i zaczęła się miotać na wszystkie strony. Futrzak uczepił się jej jednak niczym rzep nie zamierzając odpuścić obrazy majestatu w postaci podeptanego ogona.
  Blind i Dżej rzuciły się jej na pomoc. Trash po części z powodu szoku obudzeniowego postanowił zostać na swoim miejscu, możliwie jak najmniej widoczny. Dopiero co wyswobodził się ze szponów trzech czarownic, by trafić na kolejną czwórkę jeźdźców apokalipsy, w postaci trzech wader i szopa ze wścieklizną. Nie miał pojęcia dlaczego ze sobą walczą i nie chciał w to wnikać. Ale w sumie to chyba logiczne - zbiór osób o niszczycielskich zamiarach w końcu niszczy sam siebie.
  Tymczasem dziewczyny próbowały jakoś oderwać od towarzyszki wściekłego zwierzaka. Jednak miotająca się na wszystkie strony Bran stanowiła dla nich większe niebezpieczeństwo niż sam napastnik. Szop drapał ją po uszach i pysku (nieszkodliwie, ale wyjątkowo nieprzyjemnie w odczuciu) wydając przy tym szczekająco piszczące dźwięki.
  - ZDEJMIJCIE TO ZE MNIE! - darła się szara wadera.
  - To przestań wierzgać na wszystkie strony! - odparła nieco pretensjonalnie Jenna.
  W końcu Blind postanowiła wziąć sprawy we własne łapy. Chwyciła leżący obok wystarczająco ciężki kij i z ostrzegawczym krzykiem zamachnęła się nim w stronę wadery i - jak miała nadzieję - atakującego. Dżej w ostatniej chwili uniknęła ciosu. Szop niestety również zauważył pędzący kij. Zeskoczył uwalniając Bran od swoich pazurów. Waderze nie było dane długo cieszyć się wolnością. Jako, że Blindwind nie mogła zobaczyć, że napastnik odsunął się z pola rażenia, nie zaniechała ciosu. Bran poczuła tylko łupnięcie w bok głowy...I wokół zapadła cisza. Dziewczyna zwaliła się na ziemię jak kłoda.
  Obecne na miejscu wilki stanęły jak wryte. Blind nasłuchiwała, czy trafiła celu. Dżej z niedowierzaniem wpatrywała się w niewidomą przyjaciółkę. Nawet Trash podniósł łeb zdziwiony i zaniepokojony nagłym spokojem jaki ogarnął szalejące dotąd towarzystwo. Wtedy przez ciszę przedarł się gromki rechot. Dziewczyny spojrzały w dół na śmiejącego się tryumfalnie szopa.
  - HA! Prosto w baniak! - wydarł się błyskając kłami w szerokim uśmiechu. - Masz za swoje pogromco ogonów!
  Wszyscy (poza Bran, rzecz jasna) ze zdumieniem wpatrywali się w demonicznie uśmiechniętego samca. Nikt z nich nie miał wcześniej do czynienia z gadającymi szopami. Tymczasem samiec chwycił w łapki przednią łapę Blind i potrząsnął nią porządnie.
  - Dziękuję ci, nieznajoma - powiedział ze szczerym uśmiechem. - Takie zbrodnie powinny być karalne!
  Puścił łapę i przez chwilę czekał na odpowiedź. Gdy ta nie nadeszła rozejrzał się po obecnych z niezrozumieniem.
  - Niemowy z was, czy jak? - zapytał, a po chwili klepnął się łapą w czoło. - No tak! Wy, wilki, macie bzika na punkcie manier, prawda? Niech wam będzie - samiec wyprostował się na moment stojąc na dwóch łapach i uderzył się przednią prawą w pierś po czym wyrecytował płynnie: - Tesla Nicholas Edmundo Maldito Pablo Carlos Leland Mattias Denis Roekell Torres. Do waszych usług...Choć to zależne czego będziecie chcieć.


Blindwind? Jenna? Trash? Czas najwyższy na wejście szopa! x3 Wybaczcie długość *^* Nie chciałam lać wody, a i czas mnie ogranicza

,,Co Ty wiesz o sztuce wojennej? Nie poznałbyś prawdziwej strategii nawet gdyby wyskoczyła z krzaków i kopnęła Cię w zad"

Brevis--art DeviantArt
Imię: Tesla Nicholas Edmundo Maldito Pablo Carlos Leland Mattias Denis Roekell Torres. Można mówić do niego po prostu Tesla (lepsze to niż przekręcanie któregoś z imion czego szop po prostu nienawidzi). Dla przyjaciół Tes.
Pseudonim/ Przezwisko: Jako wykwalifikowany szpieg nosił w życiu pełno pseudonimów. Do jego ulubionych należą Pokrzywka, Puszczyk i Potok.
Wiek: 5 lat
Płeć: Samiec
Punkty Walki: 14
Czym Ty jesteś?: Szop pracz
Co robisz najlepiej?:
  ~ Tesla ma wszystkie cechy idealnego szpiega i zwiadowcy: kiedy zechce potrafi poruszać się niemal bezszelestnie, ciemne futro to idealny kamuflaż, a czuły słuch nie omija żadnego fragmentu rozmowy, który zostaje w pamięci zwierzaka co do joty.
  ~ To dobry strateg
  ~ Jest (o dziwo) świetnym psychologiem. Zawsze chętnie pomoże przy problemach natury psychologicznej i - w razie czego - nie piśnie ani słowem o odbytej rozmowie.
  ~ Ma czuły nos, którego nie powstydziłby się żaden łowca, choć Tes raczej nie poluje na większą skalę.
  ~ Radzi sobie nie tylko w strategi wojskowej, ale i w dyplomacji.
Rodzina: Szanowany ród Roekell Torresów ma głębokie korzenie i szerokie rozgałęzienia. Tesla sam się w nich wszystkich gubi. Nie ma co się dziwić - większość szopów ma około sześciu dzieciaków, a co za tym idzie przyszłych rodziców...I wujków.
Partnerka: Raczej nie ma żadnych innych inteligentnych szopów w okolicy.
Potomstwo: Nawet gdyby znalazł sobie partnerkę, wątpię by chciał zakładać rodzinę. Rodu nie musi przedłużać - od tego ma piątkę rodzeństwa.
Klan: Liczy, że uda mu się założyć własny klan szpiegowski. Może chociaż tym przysłużyłby się długoletniej, zerwanej tradycji.
Stanowiska/ Ranga: Szpieg (może kiedyś zostanie dowódcą ^^)/Omega
Charakter i Osobowość: Tesla to typ osoby nie zwracającej uwagi na wzrost. Nie tylko swój, ale i rozmówcy (alias ,,Potencjalny przeciwnik"). Jest bardzo wyszczekany - dosłownie i w przenośni. Na głupie pytania odpowiada równie głupią odpowiedzią oprawioną w ironiczny uśmiech. Trudno wygrać z nim kłótnię, bo na każde złe słowo o sobie najdzie dwa złe o obrażającym. Nie boi się otwartych dyskusji z wielkimi mięśniakami ani faktu, że może z nich przejść do rękoczynów. Zawsze trzyma się tej niebezpiecznej, cienkiej granicy między odwagą, a głupotą. Mimo, że jest całkiem inteligentny, nie może poszczycić się cierpliwością do irytujących go osób. A gdy puszczają mu nerwy trudno zatrzymać go przed rzuceniem się komuś na pysk. A wściekły szop to nic przyjemnego. Tesla pomimo faktu, że bywa tykającą bombą jest także myślicielem. Ma umysł taktyka. Wszystko kalkuluje, oblicza, obmyśla możliwości...Oczywiście gdy coś wyprowadzi go z równowagi wszystkie kalkulacje szlag trafia i Tes od razu przechodzi do agresywnego ataku. Ma o sobie wysokie mniemanie. Oczywiście nie jest snobem i zdaje sobie sprawę, że nie jest wszechmogący. Nienawidzi być wyzywany od gryzoni. Wiadomo co może się stać, gdy ktoś nadużyje wobec niego słowa ,,szczur". Lubi się pastwić nad denerwującymi go osobami. Zwłaszcza, gdy są od niego większe i równocześnie bezsilne. Na dodatek Tesla jest wyjątkowo mściwy i pamiętliwy. Czasem szop bywa aż chorobliwie pesymistyczny, zwłaszcza w sytuacjach, w których musi liczyć na czyjąś pomoc. Ma to jednak jakieś plusy: gdy widzi się same czarne scenariusze, każda inna opcja okazuje się miłym zaskoczeniem.
Dodatkowy Opis: Jako szop Tes nie może pochwalić się wysokim wzrostem. Jest prawie wielkości lisa. Przez grubą warstwę puszystego futra i rozciągliwą skórę wygląda na nieco ,,grubego". Krótkie, drobne łapy są zaskakująco silne. Ma okrągły łeb porośnięty tym samym ciemnoszarym futrem - dłuższym na policzkach - z białymi i czarnymi symetrycznymi plamami. Oczy ma ciemnobrązowe, prawie czarne. Półokrągłe uszy są wiecznie w ruchu. Jego dumą (podobnie jak u każdego szopa) jest średniej długości, puszysty ogon w szare i czarne pasy, z białą końcówką. Trzeba dodać, że mimo małego rozmiaru szop potrafi być zaskakująco głośny.
Styl Walki: Tes nie ma jakiegoś określonego stylu. Gdy coś go rozjuszy po prostu rzuca się na to z pazurami i zębami. Zawsze jednak wszystko celnie wymierza. Skacze bez rozpędu - zyskując element zaskoczenia - i uczepia się miejsc skąd trudno go ,,zdjąć", a najdrobniejsze draśnięcie jest nieprzyjemne...Czyli najczęściej na pysk. Jeśli nie daje rady utrzymywać się na głowie przełazi na kark ,,ofiary". Nie jest najsilniejszy, w końcu to niezwykły szop. Dlatego stara się być po prostu jak najbardziej upierdliwy: ciągnie za uszy, drapie w nos, wgryza się w kark. Szkody wielkiej nie robi, ale na pewno odwróci i zupełnie zajmie uwagę przeciwnika. Skubaniec zna także inne ciekawe sztuczki. Umie sprawić, by przeciwnik częściowo stracił czucie w którejś kończynie poprzez odpowiednio wymierzone uszczypnięcie wąskich pazurków w nerw pod skórą.
Hobciostki: Tesla chętnie uczy się anatomii. Dzięki tej wiedzy nawet takie chuchra jak on mogą wyrządzić wiele szkód. Samiec dzięki temu nie czuje się taki bezbronny na jakiego wygląda. Lubi spędzanie czasu nad wodą i łapanie ryb. Tes ma też słabość do zakładów. Jeśli go odpowiednio podejdziesz możesz sprawić, że samiec zapomni o wszelkich kalkulacjach i na ślepo wystartuje w często nierównych zawodach. Nie licz jednak na łatwe zwycięstwo. Możesz się grubo zaskoczyć. Poza tym wszystkim Tesla ma jeszcze jedno hobby - zbieractwo. W jego małej jaskini (bardziej przypominającej obszerną norę) w każdym zakamarku można znaleźć pochowane błyskotki, od pozłacanych guziczków i klamerek, bo bardziej cenne przedmioty, jak pierścienie czy inna biżuteria. Jeśli masz przy sobie coś cennego pilnuj tego jak oka w głowie przy rozmowie z Teslą.
Historia: To zostawiam na opowiadanie. Coś czuję, że będę się mogła tu kiedyś bardziej rozpisać x3
Vigle Verty: 0
Właściciel: NyanCat^._.^~

piątek, 18 września 2015

Od Trash'a do Blidnwind, Bran i Jenny - Niefortunna ucieczka

        A może by tak dziś skoczyć nad jakieś jeziorko? Pooglądać chmurki, popływać i rozćwiczyć zesztywniałe od mrozu mięśnie? Może złapałoby się jakąś rybkę i można było zjeść całkiem pożywną kolację ciesząc się pod wieczór, po przyjemnym dniu spokojem i ciszą?
Tak. Na pewno. 
Nawet Trash miewał takie marzenia i to zarazem były jego największe nadzieje, których przez 3 lata życia jakoś jeszcze nie udało mu się na dłuższą metę zrealizować. I dzisiaj, jak przez poprzednie tygodnie nic nie wskazywało na to, że ten stan mógł ulec jakiejś, najmniejszej choćby poprawie. Dlaczego?
Może dlatego, że Trash miał pecha? Może naraził się czymś siłom odgórnym, albo los najzwyczajniej w świecie go nienawidził? Może podejmował nieracjonalne lub wiecznie nieodpowiednie decyzje i pakował się w miejsca najmniej dla siebie odpowiednie?
A może dlatego, że ruda czarownica używając swoich nadprzyrodzonych zdolności zaciągnęła go wraz ze swymi rozszalałymi poplecznicami do groty wielkiego, białego potwora gdzie najpierw rozbebeszyły po podłodze jelenia, a potem dając mu (Trash'owi, nie jeleniowi) umierać od bólu głowy zasadziły się na dwóch przybyszów od progu oszałamiając ich okrzykami i śmiechem?
Wedle opinii samego zainteresowanego opcja z trzeciego akapitu była o wiele bardziej prawdopodobna niż te wymienione powyżej. Sądził tak nie tylko dlatego, że naprawdę zaczynał wierzyć w nadzdolności i demoniczną naturę Dan, ale najzwyczajniej w świecie wątpił by los, przeznaczenie i jakiekolwiek siły zainteresowały się jego marną osobą. A co do jego własnych decyzji... Też wątpił, by był aż takim idiotą, by nie umiał uciec od kłopotów i wszelkie niezbyt miłe niespodzianki, które go ostatnio spotykały wpisywał na niewidzialną listę przewinień małej czarownicy, która (w przeciwieństwie do niego) uwagę sił odgórnych na pewno na siebie zwracała. Tak czy siak ze spokojnego popołudnia nici, o chmurkach i pływaniu nie wspominając... Ale czemu Trash miałby o tym myśleć skoro zbyt zajęty był rozpaczaniem po nieudanej ucieczce? Już był tak daleko od tej bandy psychicznych popaprańców! I co!? I nic z tego nie wyszło, jak zwykle... Ucieczka poszła zajarać, a zaraz potem jego nadzieje i resztki wiary w przyszłość. No cóż, bywa.
Westchnął cichutko, tak, że nawet gdyby ktoś stał teraz obok niego nie usłyszałby tego smutnego dźwięku. Skoro już mu się nie udało... To trzeba było zająć się nowym planem. Póki co wyjście do jaskini było całkiem zablokowane przez trzy jasnofutre dziewczęta witające z pozoru przyjaźnie (bo w głębi duszy szczerzyły się pewno na myśl o nowych ofiarach) do dwóch przybyszów, z których jeden był wilkiem zdrowych, choć średnich rozmiarów, a drugi zmutowanym i zbyt wysokim jak na swój gatunek liskiem. Szczerze mówiąc temu akurat Trash już zaczynał współczuć - przez chwilę wyglądał tak niepewnie i nie na miejscu, że ościsty mógł się chwilowo z nim utożsamić - gdyby on teraz stał w tym podejrzanym gronie wyglądałby podobnie. No... Może wcześniej by uciekł. Swoją drogą skądś tego gościa kojarzył... Na pewno widział go poprzedniej nocy, tylko kiedy? Nie pamiętał tej nietęgiej miny i zakłopotania, ale sama sylwetka wydawała mu się znajoma. Po kilku minutach wzmożonego wysiłku intelektualnego, przy którym puls znów zaczął rozsadzać mu głowę w końcu sobie przypomniał - to gość od kolorowego ogniska! Ten śmieszny rudzielec, z którym wczoraj zakumplowała się Dan! Tylko, że wtedy wyglądał zupełnie inaczej... Był pewny siebie i czuł się dobrze, dlatego teraz Trash nie poznał go od razu. Zresztą - z rozpoznawaniem osób Husky zawsze miał spore problemy (choć szczerze mówiąc gdyby słuchał tego co panna Wargerbund przed chwilą mówiła do kuzynek wiedziałby kim on jest od samego początku). No i jeszcze ten drugi... Parę jego słów ościasty wyłapał, może dlatego, że samiec mówił przyjemnym, spokojnym (przynajmniej przez większość czasu) tonem, co zwróciło jego uwagę. Niestety imienia nie zapamiętał (choć w sumie czy aby na pewno byłoby mu do czegokolwiek potrzebne? Jak dobrze pójdzie już się z nimi nie zobaczy...)
Wszystko układało się pięknie - piątka gawędziła w progu wymieniając się pakietami uśmiechów i uściśnięć łap, czerwonooki rozmasowując niespiesznie skronie z determinacją przyglądał się podejrzanym ziółkom pływającym w misce u jego łap coraz bardziej ponaglany do podjęcia decyzji rosnącym pragnieniem, a Rex...  No i tu już się kończyła zabawa, bowiem wściekły basior w końcu nie wytrzymał i porzuciwszy przeżuwanie mięsa zakradł się za plecy roześmianych panien, by w końcu po wymianie 'uśmiechów' z Jaskrem rzucić się na niego i nie dając się powstrzymać Danii przyprzeć go do ściany.
W tym momencie Trash w końcu przestał wpatrywać się w zioła i spiąwszy wszystkie mięśnie spojrzał czujnie ku rozgrywającej się przy wyjściu scenie. W pierwszej chwili pomyślał, że to właśnie będzie jego koniec kiedy ta banda zacznie się ze sobą wściekle tłuc, aż w porywie agresji rzucą się i na niego. Jednak do takiego stanu rzeczy było o dziwo daleko. Nowy basior nawet się nie bronił, charczał tylko coś od rzeczy ściskany za gardło, Danka uwieszała się na łapie agresora, a Lira pod pretekstem pomocy macała jego napięte mięśnie. Kami i Leonardo stanęli kilka kroków dalej coś kombinując i tylko Trash nie miał żadnego pomysłu co teraz ze sobą zrobić. Gdyby był odważny i altruistyczny pewno by im pomógł, gdyby był silny pewno by uciekł, a gdyby był głupi rzuciłby się między nich. Nie był jednak ani odważny, ani silny, ani (na szczęście) głupi, więc stał zesztywniały pod ścianą z bijącym sercem czekając na to co się wydarzy, a do czego nie przyłoży nawet końcówki ogona.
A wydarzyło się coś niesamowitego!
Dzięki 'magicznej zapalniczce' Kami spiskujący z nią Leo mógł zrealizować iście diabelski pomysł z zaatakowaniem Rex'a wybuchającym... Czymś (Trash nie miał pojęcia co to było, ale robiło wrażenie)  co dało Jaskrowi możliwość wyzwolenia się z morderczego uścisku. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie - wybuch, kły, krzyk dziewcząt, mignęły uciekające sylwetki i nagle wokół zaciskającego powieki Trash'a zapanowała zupełna cisza...

* * *

        Minęło jeszcze kilka długich sekund nim chłopak powoli otworzył oczy i odważył się rozejrzeć po z nagła opuszczonej jaskini. Poświata gasnącego ogniska ulegała pełzającej po ścianach ciemności i tylko przy malującym się białym półkolem wyjściu dało się obaczyć, że skalne schronienie  zbudowane jest z pięknego, rdzawo zabarwionego kamienia. Na ziemi leżały na przeciwko siebie dwa niedokończone posiłki różnych rozmiarów, lecz nieodmiennie pachnące świeżą krwią. Husk poruszył uchem jak gdyby bał się, że zaraz zza nieistniejącego winkla wyskoczy kolejny wróg/potwór względnie bliźniaczka Dan lecz nie doczekawszy się żadnej reakcji, nawet najcichszego dźwięku wstał z duszą na ramieniu i po krótkiej chwili postąpił kilka kroków w stronę dogasającego ogniska. Wpierw wpatrywał się weń jak zahipnotyzowany próbując oczyścić czaszkę ze wszystkich zbędnych myśli, gdy nagle jak rażony piorunem odskoczył, wzrok na nowo mu się ożywił, a serce zaczęło bić niemal entuzjastycznie. BYŁ SAM!
Szybko podleciał do miski z podejrzanymi ziołami, wychłeptał całą zawartość w kilka sekund nie bacząc na suszone liście, które drażniły mu gardło, odłożył naczynie na bok (bądź co bądź był jednak dość schludny), po czym oszołomiony nagłym przypływem energii podleciał do wielkiego, rozbebeszonego jelenia i odgryzł wielki kawał najlepszej jakości mięsa, by połknąwszy go w pośpiechu, wylecieć na zewnątrz niemal krzycząc ze szczęścia. 
Oczywiście tak szybko jak wpadł w ten stan zaraz od niego odstąpił na rzecz trwożnej ostrożności - gdy już bowiem wypadł na obsypane śniegiem pustkowie dotarło do niego, że ONI przecież nadal muszą być gdzieś w pobliżu, a mięśnie przypomniały mu o tym, kto raczył się w idiotyczny sposób przeziębić i tak cały entuzjazm uleciał z niego w trymiga. Ale cóż, bywa także tak...

        Mimo wszystko przedzierając się żwawo przez zaspy Trash lekko się uśmiechał chłonąc delikatną ciszę mroźnego, zimowego popołudnia. Udał się w kierunku przeciwnym niż Dziewczęta i Rex (oraz dwaj nieszczęśnicy) więc z każdym krokiem upajał się świadomością dzielącej ich odległości. Co prawda nie czuł się najlepiej, w uszach zaczynało mu szumieć, a nagłe wyjście z ogrzanej jaskini w taką pogodę było niezbyt trafnym posunięciem, ale cóż - wyboru nie miał. Poza tym skoro długowłosa (Kami) jest siostrą tej małej czarownicy i ma w torbie tyle ciekawskich różności to może jej ziółka faktycznie pomogą? No, ostatecznie go otrują, ale może będą na tyle mocne, że załatwią go szybko. Tak czy siak w tej chwili Trash uważał się za szczęśliwca mniej nieszczęsną istotę niż zazwyczaj. Myślami krążąc w okół tematów wszelakich, słabnąc powoli lecz konsekwentnie (i całkiem ignorując ten fakt) zbliżał się do jakiegoś zbiornika wodnego. Wybrał ten kierunek gdy tylko jego ucho wychwyciło cichy szum, który teraz stawał się coraz głośniejszy i zwiastujący co najmniej średniej wielkości wodospad, a więc i rzekę z najpewniej czystą wodą.
Ach, woda! Jedno co dobre na tym świecie ~

        Jednak i tym razem Trash nie miał mieć szczęścia i to nie z winy Szalonej Dan - kiedy dotarł do rzeki, skuszony ciekawością począł zbliżać się do krawędzi wodospadu. Lubił wodospady i wodę ogólnie - jej szum, błyszczące kaskady, gry świateł i rybki jak się poszczęściło... Przy czym w zimę było w niej także cieplej niż poza jej kojącymi objęciami co uważał za dodatkowy atut.
Tak rozczulony pochylił się nad samym brzegiem i zanurzył końcówkę pyska w silnym nurcie rozkoszując się siłą ukochanego żywiołu. Przymknął oczy i rozmarzył się pijąc powoli i z pewnym trudem świeżą, czystą wodę. Musiał przyznać - ci szaleńcy mieli oko do terenów. Zajmowali najlepsze jakie kiedykolwiek było mu dane poznać i tym bardziej uważał, że szybko powinien się stąd wynieść - takie luksusy to nie miejsce dla niego. Ta zdrowa woda pewnie wypali mu wnętrzności i zmusi do powrotu nad mętne bajorka. Ale w sumie lubił ich smak - i było tam mnóstwo żyjątek... A także mało konkurentów. Same plusy...
W tej chwili przytkały mu się uszy, a w głowie zakręciło porządnie - wysunął do przodu łapę, chcąc się podeprzeć lecz zamiast na grunt trafił w ciepłą, gęstą przestrzeń, która zaraz pochłonęła nie tylko jego kończynę, lecz także głowę, szyję, a zaraz potem tułów i ostatecznie całe jego ciało spychając je brutalnie w dół, wraz z rwącym potokiem. 
I to mógłby być koniec jego przygody - nie dane mu jednak było ani zginąć, ani spaść prosto w dół i bez problemu się uratować - los jak zwykle wybrał inną, bardziej zaskakującą ścieżkę - czyli tą najtrudniejszą i najbardziej widowiskową...
Spodziewać się tego nie mógł ani Husk, ani odpoczywające w dole Bran, Blindwind i biedna Jenna, która właśnie upajała się naturalnym masażem wodnym. Nie mogła przypuszczać, że za chwilę spadnie jej na głowę kilka razy większy od niej młodzian, którego wczoraj własnoręcznie (i własnosłownie) musiała uspokajać. Dziś karma do niej wróciła i tak oto on uspokoił ją... Miejmy tylko nadzieję, że nie na raz na zawsze.


Blind? Bran? Jenna? Wybaczcie, ale nie byłoby zabawnie gdyby ostatecznie Trash na Was nie spadł ;3

Swoją drogą podziękujecie Wiewiórze za pomysł z uderzeniem Jenny przez Trash'a - nawet mi nie przyszło do głowy tak efektywne wejście XD Ale od razu mie się spodobało x3

piątek, 11 września 2015

Od Maury i Finn'a do Chris'a - Czasami Wracamy

       Maura tylko parsknęła ironicznie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wszystko co mówił Chris zapewne było kłamstwem… Ale z drugiej strony? Często ktoś próbuje nas okłamać, w rzeczywistości mówiąc prawdę. Doskonale wiedziała jak to działa, gdyż sama bardzo często grała w podobny sposób. Mogła to przecież sprawdzić, nic jej to nie kosztowało. W tamtym momencie najprostszym rozwiązaniem było pójść do Jenny i najzwyczajniej w świecie o wszystko się ją spytać. Ale proste rozwiązania były dla prostych wilków, a Maura z pewnością do takowych nie należała. Poza tym nie była pewna, czy to co robiła było legalne. Jakaś część niej (zapewne zwana rozsądkiem…) podpowiadała jej, że rozmowa z Chris’em bez informowania o tym kogokolwiek była swego rodzaju łamaniem… „Prawa”, to zbyt mocne słowo, więc uznajmy, że „zasad”. W tamtym momencie jedyna rzecz jakiej była pewna to to, że powinna opuścić jaskinię. Dlatego po raz kolejny skierowała swe kroki w stronę wyjścia… Z tą różnicą, że tym razem w końcu przekroczyła próg i ani razu nie obejrzała się za siebie. Nigdy się nie oglądała, tak było trudniej. Jednak za każdym razem miała poczucie satysfakcji, że po raz kolejny udało się jej przezwyciężyć ciekawość i pokusę.
Jej łapy zostawiały płytkie ślady w świerzym śniegu. Zostawiła za sobą jaskinię, a w niej skrzydlatego więźnia, który umiał czytać w myślach. No właśnie… Nie podobała jej się ta umiejętność, ale nie potrafiła wyjaśnić dlaczego. Nie chodziło tutaj o to, że obcy wilk znał jej imię i myśli… To byłoby zbyt proste i przewidywalne. Każdy ma swoje słabe i mocne strony, a rozróżnienie ich zależało tylko od punktu widzenia. Atuty mogły przerodzić się w słabości, jeśli wszystko rozegrało się prawidłowo. Maura nie zawsze lubiła gry, ale była w nich bardzo (i to baaardzooo) dobra. Zazwyczaj rozwiązywała wszystkie problemy sama, ale czasem potrzebowała pomocy.

~***~

        Finn po prostu siedział w miejscu, mając przed sobą płótno i malował. Nie licząc tego, że co jakiś czas zerkał na krajobraz, sprawdzając czy aby na pewno w niczym się nie pomylił, nie miał w ogóle kontaktu ze światem rzeczywistym. Myślę, że gdyby nie siostra, Finn malowałby dniami i nocami, zapominając o piciu, jedzeniu, czy spaniu. On zdecydowanie częściej pozwalał sobie na oderwanie się od rzeczywistości, chociaż Puck zawsze mówiła na tą fazę „odlot”.
Ale w tamtym momencie coś, a raczej k t o ś mu przeszkodził. Jedyna osoba, która była w stanie wtargnąć do jego świata i wyjść z niego bez najmniejszego uszczerbku.
- No co tam? - ten głos mógłby rozpoznać nawet podczas najsilniejszego wiatru, gdy wichura rozrywa dźwięk na strzępy i sama śpiewa do wędrowców.
- Zdecydowanie spokojniej niż u ciebie. - odparł, nie odrywając wzroku od swojego malunku - Co znów przeskrobałaś, Puck? - dopiero teraz odwrócił się do siostry, z miną niewiniątka.
Jednak w tym uśmiechu było też coś… Innego. Coś, co głośno i wyraźnie mówiło: „wiem co knujesz”. Maura znała tą minę, aż za dobrze.
- Skąd pomysł, że robię coś złego?
- Ty z a w s z e robisz coś złego. - odciął się Finn, a jego siostra skutecznie udała urażoną.
Jednak w rzeczywistości cieszyła się z tej uwagi. Basior zawsze powtarzał, że Maura jest jak zły duszek: nie lubi, gdy się jej dziękuje, ani wypomina dobre uczynki. Dlatego też ona sama nigdy nie mówiła szczerze przepraszam, a on sam doczekał się tej chwili tylko raz w życiu. A później i tak został zdradziecko wepchnięty do jeziora, w samym środku zimy.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę. - dziewczyna wzruszyła ramionami - Mam do ciebie sprawę. Pomożesz?
- Znowu? Co ty byś beze mnie zrobiła! - aktorstwo Finn’a jak zwykle było przesadzone, ale samiec zawsze robił to specjalnie, by chociaż trochę podroczyć się z siostrą. Lubił jej pomagać.
- Pfffff… Jasne. Pomożesz?
- Więc z czym masz problem.
Maura wzięła głęboki oddech i… I nic nie powiedziała. Nie wiedziała jak powinna się odezwać, a Finn dostrzegł u niej pewne wahanie. Jego siostra wiedziała, że może powiedzieć mu wszystko i zaufać mu w wielu sprawach, ale czasami nie potrafiła dobrać słów. W końcu jednak, po chwili namysłu, znalazła to czego szukała.
- Jak myślisz, czy każdy ma swój słaby punkt? - to pytanie nieco zdziwiło Finn’a i przez chwilę przyglądał się bliźniaczce tak, jakby nie był pewien, czy siostra sobie z niego nie żartuje.
Ale dziewczyna mówiła na serio.
- Każdy ma zalety i wady, dlatego też jeśli dana osoba ma atut, posiada również i słabość. Czy to nie ty mi o tym trułaś? I bez przerwy mówiłaś o „równowadze kosmosu”, czy coś tam. - Maura wywróciła teatralnie oczami i westchnęła.
- Równowadze w s z e c h ś w i a t a. - poprawiła brata nie pierwszy raz, jednak wiedziała, że Finn specjalnie przekręca jej wypowiedzi - I tak, pamiętam. Chodzi mi jednak o to, czy każdy musi mieć jakiś widoczny słaby punkt… - zaczęła wyjaśniać, jednak Finn nie dał jej skończyć.
- Kogo ty chcesz okraść?
Dziewczyna spiorunowała wilczura wzrokiem, a Finn zrobił swoją dziwną minę. Rozciągnął usta w długą, wąską linię, i lekko nadął policzki, przez co wyglądał trochę jak żaba. Wadera zaśmiała się krótko, widząc żabią minę swojego brata, a jej wzrok nie był już taki ostrzy.
- Nikogo nie okradam… Nie tym razem. Pomożesz znaleźć mi słaby punkt pewnej osoby?
- Ale jesteś zawzięta… Czyli to jednak ważne?
- Arcy-ważne.
- Hm… No dobrze, pomyślmy. - Finn przez jakiś czas siedział w ciszy, z odrobinę zmrużonymi oczami. Przez to, że zwiesił głowę w dół, jego czarna i nierówna grzywka opadła mu na oczy, całkowicie przysłaniając widok. Zdmuchnął ją z irytacją, gdyż powtarzał tą czynność co najmniej kilkanaście razy w ciągu dnia - Posłuchaj, po pierwsze: żebym ci mógł pomóc, musisz opisać mi tą osobę.
Maura uśmiechnęła się smętnie. Miała opisać mu tego wilka? „Duży, skrzydlaty basior z tęczową grzywką, która razi mnie w oczy nawet od krótkiego patrzenia. Jest przebiegły i sprytny, choć zupełnie nie sprawiał takiego wrażenia (po prostu nie wygląda na typowy czarny charakter). Umie czytać w myślach i może nawet robi to teraz. A, prawie zapomniałam- jest więźniem i zdradził watahę podczas wojny. Tyle ci wystarczy, braciszku?”
- Nie znam go zbyt dobrze. - mruknęła w końcu.
- Czy to ktoś z watahy? - a czy bycie jeńcem i życie w zamknięciu, w jakiejś opuszczonej jaskini można było nazwać przynależeniem do watahy?
- Chyba tak. Potrzebuję jego słabego punktu, a ty jesteś jedynym wilkiem, któremu mogę w tej sprawie zaufać. Wchodzisz w to? - Finn patrzył na siostrę w milczeniu, a w końcu gwizdnął przeciągle z podziwu.
- Czyli miałem rację, że coś kombinujesz. Słuchaj, Puck… Mam tylko nadzieję, że nie chcesz nikomu zaglądać go głowy? - pytanie brata odrobinę rozbawiło niebieską waderę.
- To m i zaglądają do głowy!
- Oczywiście, a tak w ogóle to… Zaraz, zaraz. - Finn uciął swoją wypowiedź i znów siedział, rozmyślając.
Tym razem jego milczenie trwało odrobinę dłużej, ale był naprawdę zaskoczony. Jeśli dobrze zrozumiał słowa siostry… A przecież Maura nigdy nie rzucała słów na wiatr i nie miała zwyczaju mówienie czegoś bez powodu… To wilk, bądź wadera, którą ma na myśli, umie zaglądać do cudzego umysłu. Czytać w myślach. Dość ciekawa sztuczka, jednak zdaniem Finn’a, lepiej sprawdziłaby się, gdyby nikt o tej umiejętności nie wiedział. Ale nawet jeśli kilka osób wiedziało o zdolności owego wilka, to i tak była to całkiem potężna broń. Chociaż, jak każda umiejętność, również posiadała swoje wady i słabe punkty. A on już nawet wiedział jaki.
Uśmiechnął się i powiedział siostrze o wszystkim, co przyszło mu do głowy.

~***~

        Właściwie to Maura wcale nie czuła się tak, jakby łamała prawo. Była w tej jaskini dopiero dwa razy, ale miała wrażenie, jakby odwiedzała ją przez kilka ostatnich miesięcy. Tak naprawdę to z początku nie miała ochoty tam przychodzić, a podczas drogi nieustannie wmawiała sobie, że kolejny raz tam nie wróci.
Ale wróciła. Każdy wilk, czy też inne zwierze, posiadające zdolność myślenia, gdy nie rozwiąże do końca danej łamigłówki, będzie chodził w dane miejsce, do czasu aż nie zbierze wszystkich elementów układanki. Oczywiście, nie zawsze tak jest. Wszystko zależy od charakteru. Jednak mimo wszystko, każdy czasem gdzieś powróci. Wszyscy czasami wracają. A Maura należała do tych, co powracali zawsze.
- I jak? - gdy tylko przekroczyła próg jaskini, dotarł do niej jadowity głos Chris’a - Wiesz już więcej?
- Czy ja wiem… Nie pytałam się Jenki. - odparła, wzruszając ramionami - Może potem z nią pogadam.
Basior nie odpowiedział od razu. Maura pomyślała wtedy, że może zaglądać do jej myśli, by sprawdzić, czy to co mówi jest prawdziwe. Uśmiechnęła się złośliwie i zrobiła to, co poradził jej Finn.
Skoro basior czytał jej myśli, to znaczy, że w pewien sposób mogła również kontrolować to, co znajdzie w jej głowie.
„I jak tam, Kolorowy? Znalazłeś w mojej głowie to, czego szukasz?”, pomyślała i wiedziała, że ta myśl dotarła do Chris’a i została przez niego odczytana.


Chris? ^^

Sorka, że tak długo czekałeś na dokończenie.