czwartek, 26 lutego 2015

Od Raphael'a do Blindwind

         Nie miałem bladego pojęcia co robić. Znam Blind dopiero chwilę, a ona zachowuje się, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi. Nie mam jej tego za złe. Wiem jak to jest tracić ze zmartwienia zmysły. No i wiem jak to jest kogoś stracić. Słowa typu ,,Współczuję", ,,Przyjmij moje kondolencje" wcale nie poprawiają sprawy.
  Odsunąłem więc od siebie delikatnie waderę i spojrzałem jej w oczy (choć chyba tego nie wiedziała).
  - Wind, weź się w garść! - powiedziałem stanowczo. - Jenna na pewno jest cała i zdrowa i założę się, że właśnie brnie przez śnieg żeby się tutaj dostać!
  Blind pociągnęła jeszcze nosem i otarła łapą łzę. Renji przycupnął obok niej i dalej gładził ją skrzydłem po łapie.
  - No, od razu lepiej! - powiedziałem weselej. - Ukrywanie zaginięcia twojej przyjaciółki nic nie da. Musimy poprosić kogoś o pomoc.
  - No...- dziewczyna jakby chciała jeszcze zaprzeczać, ale westchnęła tylko. - Masz rację.
  - Dobrze. A teraz powiedz, którędy Jenna mogłaby wracać do domu?
  - Czekaj... - Wind zamyśliła się. - Mówiłam jej o jednej takiej ścieżce przez dolinę. Jeśli pójdziemy nią, ale w przeciwnym kierunku... - z każdym słowem wadera była coraz bardziej podekscytowana.
  - To na pewno ją spotkamy - dokończyłem.
  - Jesteś genialny! - wilczyca prawie mnie udusiła w uścisku po czym pobiegła w las, a zdezorientowany Renji poleciał za nią.
  Ruszyłem za nimi niepewny co też znowu wymyśliła Blindwind.
  - Gdzie tak pędzimy? - przekrzyczałem świszczący w uszach wiatr.
  - Jest jedna osoba, która może nam pomóc! - odpowiedziała.
  Cóż, chyba będę musiał jednak zaprzyjaźnić się z większą ilością osób. A tak z innej beczki, to nigdy nie spodziewałbym się, że dam się prowadzić niewidomemu, i to do tego lepiej ogarniętego w terenie wilka niż ja. Dziwne uczucie...

Blindwind? Brak weny mnie ZŻERA OD ŚRODKA!

środa, 25 lutego 2015

KONKURS! :D x3 + Coś co WSZYSCY macie przeczytać

Podziękujcie Jennie za zajebiście piękny pomysł na konkurs, który mi podsunęła. Ja będę pierwsza i - DZIĘKUJĘ CI! X3 

No, a teraz do rzeczy:
Konkurs będzie bardzo długo terminowy, gdyż znając nasze ślimacze tępo pisania opowiadań będziecie mieli na to z jakieś 2 - 3 miesiące, albo i lepiej. Polegać będzie on na przygotowaniach do świąt ^^
Tak - jesteśmy bardzo w plecy jeżeli chodzi o terminy, ale nie szkodzi zima wiosną też jest fajna ;P

A oto wymagnia:

~ Przygotowania mogą, ale nie muszą być częścią pisanego przez Was aktualnie opowiadania.
~ Możecie przesunąć się trochę w przyszłość i zacząć pisać opowiadanie mając np: tylko tydzień, bądź jeden dzień do świąt.
~ Opowiadanie możecie rozciągnąć, nie musi ono trwać jeden dzień, możecie je rozpisać na kilka dni.
~ Fajnie by było gdybyście się skupili na więcej niż jednym przygotowaniu np: nie tylko opisywać szukanie prezentu, ale też dekoracje, przyjęcie itp.
~ Możecie użyć innych postaci z watahy w opowiadaniu, ale oczywiście trza mieć zgodę właściciela ;)
~ Opowiadanie MUSI się zakończyć dzień przed wigilią, bo będziemy ją obchodzić już wspólnie pisząc opowiadania ^^

Dobra, i to na tyle termin to 23.12.2014, aktualnie mamy 12.12.2014 w watasze, niedługo dodam gadżecik, który będzie pokazywał datę, bo się prędzej czy później pogubimy *~*

Jeżeli któryś punkt był niejasny - a znając mój dar tłumaczenia to napewno nie jeden był xD - to pytać śmiało. Bardzo lubię odpowiadać na pytania, więc mi to nie robi ;)

A TERAZ WSZYSCY CZYTAJĄ


Chciałam wytłumaczyć jedną sprawę, żeby wszystko było jasne i nikt się nie pogubił ;)

~ Staramy się trzymać jednakowe tępo w swoich opwiadaniach, nie wyskakujemy przed sznurówki. Nie mówię, że mamy iść równiutko, ale żeby różnice w porach dnia nie były aż tak widoczne, żeby nam się dzień zaczynał i kończył mniej więcej tak samo - póki co nam się do udaje, ale tak mówię na przyszłość. Jeżeli komuś się ślizgnie, albo już będzie za bardzo do przodu to bez obaw, napewno dam Wam znać, albo pomogę jakoś to podgonić, więc nie ma strachu :3

~ Nikt jakoś nie narzeka na watahę, ale ja mam jednak wrażenie, że coś można by jeszcze poprawić, ulepszyć lub zmienić. Też tak myślicie? A więc zadanie dla wszystkich:

BURZA MÓZGÓW! I nabazgrać mi na howrse wszystko co chciałybyście zmienić, przestawić lub usunąć. Piszcie mi wszystkie pomysły, ja się nie obrażę i nie będzie mi przykro. Chcę wiedzieć co Wam się podoba, a co nie i razem wszystko poprawimy;)

Od Jenny - Droga do domu, część II

         - Oooo... fajnie - powiedziałam i szarpnęłam trochę łapę. Nic. Cholercia, cholercia!
  - No... To co jest takiego super? - dopytywał wilk i usiadł.  - Em, tak jakby... A z resztą nieważne. - Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mi pomóc, a jednocześnie starając się pokazać wilkowi, ze może sobie iść bo nie mam za bardzo ochoty na jego towarzystwo. 
Jednak on tylko siedział i przypatrywał się mi z kpiącym uśmieszkiem.   
- No co? - warknęłam - Chcesz czegoś? Jak chodzi o drogę, to źle trafiłeś. Nie znam tych okolic, więc wiesz...  
- Nie, nie o tym mówię, Jenno.  
- Ty... kurczę, nie możesz tego wyłączyć?  
- Czytania w myślach? Mogę, ale teraz nie chcę. A więc wracasz do domu... I utknęła ci łapa. Czemu nie powiedziałaś? Pomogę ci, nie ruszaj się - powiedział i wstał.  
- Czekaj, co ty... - Zaczęłam się za nim oglądać. I nagle poczułam, że lecę. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jestem jakieś 30 cm nad ziemią. Spojrzałam na wilka rozszerzonymi oczami.  - Kurczę. Em, no dobra, a teraz mnie postaw łaskawie - poprosiłam. On uśmiechnął sie i... puścił. Upadłam z łomotem na tyłek, ale po chwili wstałam i otrzepałam się - Emmmm, ok, dzięki. To... na razie - pożegnałam się z delikatnym uśmiechem i poszłam. Jednak kiedy spojrzałam w lewo, wilk szedł obok mnie. Zatrzymałam się - Coś się stało? Nie wiem, chcesz czegoś w zamian?  
- Nie. Chociaż w zasadzie...  
- Fuuuuuuu, weź kurde, zboku! - Skrzywiłam się na myśl, jaki pomysł wpadł do głowy temu basiorowi. On jednak zaśmiał się szczerze.  - Nie mówię o TYM. Pomyślałem, że zdradzisz mi gdzie jest twój dom. - wyjaśnił, wciąż się uśmiechając.     
Walnęłam się łapą w łeb. No tak! Rany, jestem tak zmęczona, że już mi mózg zeżarło. 
- Ale czekaj. To nie czytasz mi już w myślach?  
- Nie, prosiłaś żebym to wyłączył, więc tak zrobiłem.  
- Aaaa... Ok. No więc, idę do domu, znaczy do Watahy Nieznanych Wariatów, która jest jakieś 4, może 3 jak się pospieszę dni drogi stąd.   
- Rany... To jak się tu znalazłaś? - zapytał i spojrzał na mnie.  
- A-a, najpierw zdradzisz mi swoje imię. Rozumiem, że skoro ze mną idziesz, to albo chcesz dołączyć, albo po prostu ci się nudzi tu samemu, tak?  
- No w zasadzie... Tak, chyba dołączę i przy okazji cię zaprowadzę. Albo to ty zaprowadzisz mnie. - Uśmiechnął się szeroko. 
Wywróciłam oczami, ale również się zaśmiałam.  Opowiedziałam mu o watasze, o tym jak się tu znalazłam. On słuchał, czasem się o coś zapytał, czasem się zaśmiał. Ciekawie mi się z nim rozmawiało i wróciłam trochę do normy, zwłaszcza, że przecież dopiero teraz uświadomiłam sobie, że odzyskałam głos. Kiedy nadszedł wieczór, położyliśmy się w jednej z wnęk skalnych. Chciałam zasnąć, ale nie mogłam. Wciąż myślałam o tym, że tak bardzo martwię się o Wind. Co ona teraz biedna robi? Czy wróciła już do watahy? Czy uznali mnie za martwą? Może ktoś dołączył? Rany, tak bardzo chciałam już być z moją rodziną...



<CDN...>

wtorek, 24 lutego 2015

Od Brego do Feilny - W Dół

        - Dobrze, dobrze, Skarbie... Pójdziemy, wybaczcie nam tamten... Indydent. – rzekł Brego drapiąc się po głowie z głupim uśmiechem.
- Nic się nie stało. – mruknęła Felina łapiąc się za miśka.
- Nie, nie! Daj nam! – krzyknął i popędził do niej, wyrywając jej miśka z zębów – Nasza zdobycz, my ją dźwigamy. – i z tymi słowami zabrał się za ładowanie sobie potężnego niedźwiedzia na plecy. Zajęło mu to chwilę, ale w końcu stanął na wyprostowanych pewnych nogach z głową zwierza zwisającą po prawej stronie jego łba, a jego tylnymi nogami szurającymi po ziemi – Ruszajmy! – rzekł i zaczął iść w stronę wyjścia prędkim krokiem, jakby waga misia, w góle nie istaniała był on lekkie niczym puch.
*****
Długo szli w milczeniu. Brego człapał z góry najkrótszą drogą w dół, w towarzystwie lawiny kamieni, piasku i innych odłamków. Nucił jakąś wojenną piosenkę pod nosem nadając rytm swemu marszu. Nie zwracał praktycznie w ogóle uwagi na Felinę, która szła równo z nim. Mimo swych wielkości szła z gracją i pewnie stąpała po stromym zboczu, w ogóle nie zmęczona szybkim marszem oraz trudną trasą. Jakby poruszała się po najprostszej leśnej drodze.
- Powiedzcie nam coś o sobie. – burkliwy ton Brego nagle rozproszył ciszę niczym grzmot burzy, wyrywając Felinę ze skupienia i powodując lekkie, niemalże niezauważalne potknięcie.
- A czemu cię to nagle zainteresowało? – zapytała trochę zaskoczona.
- Bo wy wiecie dużo o nas, podglądaliście nas przy ognisku, jednak my nic nie wiemy o was... – wytłumaczył – Chcielibyśmy wiedzieć... Oczywiście, jeżeli chcecie nas zaszczycić swą opowiastką.
Zamilkł wtem i znów zaczął nucic, żeby dać Felinie czas do namysłu. Nie chciał być niegrzecznie ciekawski, przy damie nie wypada. Postanowił poczekać, a czekając postanowił umilić im czas kolejną wojenną nucanką. Lubił nucić... Tak. Z pewnością bardzo lubił nucić. Przypomniało mu to czasy, kiedy dowodził wojskiem, czasy kiedy żył w królestwie, czasy kiedy wszyscy darzyli go szacunkiem. Nie doceniał tego wtedy, ale teraz to wszystko tworzyło miłe wspominki.
W końcu jego pieśń dobiegła końca. Znajdowali się prawie przy podnóżu góry, a ostatnie nuty ucichły wraz z niknącym echem. Brego zwrócił swe blade oczy na samicę z wyczekiwaniem oraz z pytaniem wymalowanym na twarzy.


Felina? Ratuj, brak weny mnie zżera ;-;

Od Hakai do Andromedy - Niby Alfa... A Taki Szczeniak

         - No co ty! – rzekł – Proszę cię, nie jestem szczeniakiem, którego trza zaganiać do domu, bo zmoczył sobie trochę futerko, Andzia. – machnął łapą i potrząsnął głową, chlapiąc wodą na wszystkie strony.
Po czym wyminął ją i nachylił się nad taflą wody. Stał nieruchomo, bojąc się wręcz oddychać, żeby nie spowodować nienaturalnego ruchu wody. Jego skupienie było najwyższe, nawet Andromeda zamilkła, żeby popatrzeć jak mu wyjdzie.
Musiał chwilę czekać, żeby płytwiaste stworzonka chciały napłynąć z powrotem do tego samego miejsca po ataku wadery. Nie chciały pewnie podzielić losu swojego towarzysza, który nagle wyfrunął z wody i nie wrócił. Przednie łapy zdążyły mu zdrętwieć, jednak w końcu doczekał się jednej małej rybki, która podpłynęła nieśmiało do wyczekującego basiora. Wtem ten uśmiechnął się do siebie i dał rura do przodu z takim impetem, że rąbnął kinolem o dno rzeki.
Hakai wycofał się prędko w głąb lądu kichając i trzepiąc głową i klnąc pod nosem. Wilczyca znów runęła na ziemię śmiejąc się do rozpuku. Alfa spojrzał na nią ponuro, jednak potem pomyślał sobie jak debilnie musiał wyglądać przy swym jakże udanym polowaniu i... Teraz - klnąc pod nosem, łażąc w tą i w tamtą jak nawiedzony oraz trzepiąc głową, z której kapały krople wody.
Po chwili dołączył się do swej lubej i razem leżeli na ziemi rycząc śmiechem.
- Dobra, dość... Twarz mnie już boli. – powiedział Hakai wstając z ziemi, jednak pośmiechując jeszcze pod nosem.
Spojrzał na Andromedę, która dalej leżała na plecach. Usiadł obok niej, a przednie łapy położył po obydwu stronach jej głowy. Nachylił się nad nią, co skupiło jej uwagę na nim, choć wesołe iskierki w oczach i uśmiech na twarzy nie zniknęły.
- A co powiesz na to, żebyś ty upolowała nam śniadanko... – rzekł powoli jakby głośno myślał - ... A potem pójdziemy pozwiedzać nasze tereny? Dawno nas w wielu miejscach nie było. – zaproponował przekrzywiając głowę na jedną stronę.
- Może być. – odpowiedziała, po czym wyciągnęła szyję, żeby przejechać językiem po jego policzku – Mokry jesteś. – powiedziała wystawiając język.
- No co ty nie powiesz? – zapytał ze zdziwioną miną i ostrzepał się nad nią.
- Ej, nie! Przestań! – krzyknęła rozbawiona podrygując pod nim niczym wyciągnięta z wody ryba – Złaź ze mnie, bo będziesz głodować. – mruknęła napierając łapami o jego klatkę piersiową, żeby go z siebie zepchnąć, choć niewiele to dało.
- Noo doobraa... – burknął z udawanym niechceniem i poddał się jej.
Położył się oraz przeturlał tak, że twarzą zwrócony był w stronę rzeki. Ułożył głowę na łapach i obserwował czerwonymi ślepiami czarną waderę. Jej smukłe ciało, delikatną sylwetkę, zgrabne ruchy...


Andzia? Raph zaraził mnie wenuso brakusem ;-;

poniedziałek, 23 lutego 2015

Od Blindwind do Raphael'a - Załamanie

        Blindwind wypadła niczym strzała na polanę, która prowadziła do wielkiego drzewa. Przebyła ją w zastraszającym tępie i znalazła się przy korzeniach potężnej rośliny, jednak zamiast zatrzymać się przy niej wskoczyła i poczęła wspinąć się po pniu ześlizgujac i zdrapując z niego korę oraz posyłając odłamki i drzazgi na wszystkie strony.
- Wind, nie! – usłyszała Renji’ego tuż nad sobą, a w następnej chwili szarpał ją za grzywke, żeby nie dać jej się wspiąć wyżej – Nie pamiętasz jak to się ostatnio skończyło?!
- Mam to gdzieś! – warknęła strzepując go z siebie – Jenna! Błagam powiedz, że tam jesteś! – wydarła się do góry ile sił miała w płucach.
- Przydaj się do czegoś, cholera jasna! – zakrakał kruk i wskazał Drzazdze oszalałą z rozpaczy wilczycę.
W następnej chwili Blind czuła jak coś zaciska się delikatnie na jej skórze na karku.
- NIE! – warknęła szarpiąc się – Puście mnie! Dżej! Odezwij się! – jednak nie było żadnej odpowiedzi.
Samica nasłuchiwała, przeczepiona niczym ssawka do kory, tak że Raph nie mógłby jej oderwać bez robienia jej krzywdy, jednak trzymał ją sztywno, żeby nie mogła wspiąć się wyżej. Nie miał on bladego pojęcia co za akrobacje się tu ostatnio przytrafiły, ale pewnie się domyślał, że nie było mądrym puszczać rozszalałą niewidomą na drzewo tych wielkości.
Bardzo długo stali tam przy korzeniach Chwasta z nawołującą Wind, której głos zdążył się już zedrzeć do końca. Nie słuchała ona jednak słów towarzyszów, którzy próbowali jej wytłumaczyć, że nie ma tam Diablika. Dziewczyna w końcu zamilkła, spuściła głowę z rezygnacją i opuściła się bezwładnie na ziemię z lekką asekuracją nowopoznanego basiora. Tam gdzie klapnęła, tam skuliła się w kulkę, obejmując się w pasie łapkami.
- To wszystko przeze mnie. – jej niewidome, zielone oczy szeroko otwarte wpatrywały się bezrozumnie przed siebie – Zabiłam ją... Ja ją zabiłam...
- Wind... To nie tak... – Renji próbował ją pocieszyć i pogładzić po ramieniu skrzydłem, jednak ona odsunęła się powoli.
- Nie zbliżaj się... – wyszeptała – Zabiłam ją... Jestem mordercą! – wykrzyknęła odtatnie dwa słowa zrywając się na równe nogi.
- Dobrze wiesz, że to był wypadek... – usiłował zainterweniować Raph.
- Którego by nie było, gdyby nie ja! – wrzasnęła mu prosto w twarz przez łzy lejące się wodospadem z jej oczu, zawstydziła się jednak swojej reakcji i spuściła głowę – I już jej nigdy nie zobaczę... – mrukneła pod nosem – A tyle przygód miałyśmy w planach.
Zapadła grobowa cisza... Nikt nie wiedział co teraz począć – pocieszyć ją? Obwinić? Przytulić? Zostawić?
Wind stała niczym zastygnięta ze zwieszoną głową, ze łazami kapiącymi z czubka nosa. W końcu jednak problem rozwiązała ona, gdyż doczołgała się do Raphael’a i oparła mu głowę o ramię – ciutkę wyżej niż łokieć.
- Jestem potworem... – stwierdziła i wtuliła się w jego wielkie łapsko niczym mały szczeniak... (Taaa... Reakcja Wind na stres - przytulajmy się do wielkich nieznanych nam basiorów! X3) Renji znalzł się odrazu przy niej i wadera przygarnęła go tuląc do piersi. Drzazga poczuł się pewnie trochę niekomfortowo w tej sytuacji... Nie codziennym było, że tuliła się do ciebie załamana wadera, której nawet nie znałeś – Hakai mnie zagryzie, jak się o tym dowie. – mruknęła pod nosem – Nie zostawiajcie mnie, ja nie chce jeszcze umierać! – i z tymi słowami dziewczyna zaczęła bezmyślnie bić głową o ramię wilczura, jakby to miało jakoś zaradzić całej tej sytuacji...


Drzazga? Powodzenia xD

Od Andromedy do Hakai

        Andromeda zbliżyła się do rzeki i spoglądała na mokrego wilka, który siedział niezadowolony w wodzie. Wilczyca uśmiechnęła się do niego i ruszyła w górę rzeki. Hakai po chwili do niej dołączył co chwila otrzepując się z wody.
-Może lepiej wróć do jaskini, nie chcę abyś się rozchorował.
-Martwisz się o mnie? - Spytał wilk uśmiechając się i obserwując Andromedę. Ta patrzyła przed siebie delikatnie się uśmiechając.
-Zawsze się o ciebie martwiłam i teraz też się martwię. Zmarzniesz i złapie cię zapalenie płuc i gorączka.
-Ale to ma również swoje plusy.
-Nie choroby nigdy nie mają plusów.
-Mają. - Odpowiedział pewnie wilk z uśmiechem. Andromeda spojrzała pytająco na niego oczekując odpowiedzi. - Jak będę chory będziesz poświęcać swój czas dla mnie.
-To chyba logiczne.
-A najlepsze jest to że twój brat ciebie nie zabierze ze sobą.
-Nie zabierze, ale raz na jakiś czas będę cię zostawiać samego. - Hakai zbliżył się do niej, był znacznie wyższy i mocno zbudowany. Gdyby teraz na nią się przewrócił z pewnością byłaby przyciśnięta do ziemi.
-Nie chcę abyś ode mnie obchodziła.
-I nie odejdę głuptasie... Po prostu będę cię czasem zostawiać na godzinę.
-A niby po co?
-Brat czasem będzie chciał ze mną porozmawiać więc...
-Zafiro nie ma prawa cię ciągle zabierać. Jesteś Alfą i masz prawo robić co chcesz.
-A jeśli zakazałabym ci się do mnie zbliżać to byś posłuchał? - Spytała z uśmiechem, zastanawiała się nad tym pytaniem. Było może w tej chwili nie odpowiednie, choć może jednak nie.
-Raczej nie. - Odpowiedział Hakai również się uśmiechając.
-Dobra tu będzie najlepiej. - Powiedziała wilczyca zatrzymując się nad potokiem. W wodzie można było dostrzec ryby które płynęły pod prąd. Stanęła przednimi łapami na kamieniu i przystawiła pysk to wody. Po minucie szybko zanurzyła pysk łapiąc jedną z ryb i odrzuciła ją do tyłu. - To tak się łapie ryby. Nie jest to takie trudne... Tylko trzeba uważać, aby nie uderzyć nosem o kamienie. - Powiedziała Andromeda i pokręciła głową pozbywając się wody. - Może chcesz wracać? Jesteś cały mokry i jest ci pewnie bardzo zimno.


~Hakai? Możemy wracać jeśli masz taką ochotę.~

niedziela, 22 lutego 2015

Od Jenny - Droga do domu, część I

     Będąc na skraju załamania psychicznego, pełzłam przez śnieg którego jak na złość dowaliło przez noc. Myślami byłam przy takich głupotach jak to, że moja torba po uznaniu mnie za martwą zapewne zostanie doszczętnie splądrowana przez Brega. Poza tym byłam głodna i nie powiem, zziębnięta. Chciałam skulić się na drzewie i pospać jeszcze ale... Nie mogłam. Nie teraz. Kiedy już ustaliłam gdzie jestem i jak długo zajmie mi powrót do domu... Kilka dni.
A znajdowałam się w dolinie Sang-Ho. Dzięki bogom, przypomniałam sobie słowa Blind: " Jak kiedyś tam trafisz, to pamiętam że jak zechcesz wrócić do domu, po prostu znajdź ścieżkę w górach. Nią trafisz do domu, do Chwasta."
Dlatego też teraz wspinałam się na jedną z największych gór po jakich łaziłam w życiu. Owszem, biegało się kiedyś po naprawdę wysokich głazach ale nie ośnieżonych. Do tego nie byłam przyzwyczajona. Dlatego też marsz okropnie mi się dłużył. Nie mogłam gadać do siebie, nucić fałszując okropnie ani w ogóle... Nic. Co jakiś czas towarzystwa dotrzymywał mi ptak lub coś podobnego ale kiedy byłam już na dużej wysokości, zostałam sama. Nie liczyłam na towarzystwo więc zaczęłam się po prostu zastanawiać nad głupotami. Na tym, co bym zjadłam, co bym robiła będąc w domu, jakie zadanie by mi przypisał mój niedawny smoczy "mentor", albo gorzej, czy byłabym teraz partnerką Rory'ego. O matko, ten wilk przyprawiał mnie o dreszcze. Nie dlatego, że mi sie podobał czy coś. On był... psychiczny. Serio. Jakby ktoś widział ten jego chory wzrok albo uśmiech wtedy, kiedy go ugryzłam... Brrrrrrrrrrr, oblech!
Zamyśliłam sie i nie zauważyłam dziury, do której oczywiście wpadła moja łapa. Zaklinowała się jak na złość. Super!, wrzasnęłam w myślach.
- Co jest takiego super? - usłyszałam głos za plecami. Padłam od razu na ziemię, próbując ukryć żenującą sytuację. Usłyszałam kroki i po chwili stał przede mną basior:
- Em, ale o czym ty... 
- Czytam w myślach.
CDN...

Mały ,,update" ^-^

Kochani!
Po pierwsze bardzo się cieszę z powrotu do tego bloga, od którego właściwie zaczęłam przygodę z watahami. Przedstawiać się nie będę, bo nie do tego służy ten post, a poza tym myślę, że najlepiej mnie poznacie po pisanych opowiadaniach :3
Zarządziłam z naszą alfą główną, że zmieniamy trochę funkcjonowanie wstawiania opowiadań. Prosimy, aby teraz opowiadania wysyłać do wszystkich adminek naraz, tzn. do Ania0078, Adommy i NyanCat^._.^~. Wtedy ta, która wejdzie pierwsza na howrse wstawi opko i z głowy - opowiadanie nie będzie zalegać w dzienniczku jednej, bo inna będzie mogła je wrzucić. W ten sposób blog rzadziej będzie przechodził kilkudniowe braki opowiadań :)
Mam nadzieję, że ten pomysł się wam podoba. Pozdrawiam x3
Nyan Cat

Od Raphael'a do Blindwind

    - Na pewno dobrze się czujesz? - spytałem, żeby się upewnić. Dziewczyna dość mocno we mnie walnęła i widziałem tego skutki.
  - Tak! Oczywiście! Nie widać? - odparła i znowu uśmiechnęła się głupkowato.
  Latający nad nami kruk usiadł jej na grzbiecie i mierzył mnie nieufnym spojrzeniem. Starałem się to ignorować. Podróżowałem już dość długo sam, nie mając do kogo gęby otworzyć. Miło by było znaleźć sobie chociaż tymczasowych przyjaciół.
  - Gdzie moje maniery! - wypaliłem więc i uśmiechnąłem się przepraszająco. - Jestem Raphael, dla przyjaciół Raph, lub Drzazga.
  - Miło mi cię poznać! Ja jestem... - zaczęła wadera, ale kruk zakrakał ostrzegawczo. - Och, zamknij się! Przecież mnie nie połknie! Jestem Blindwind, a ta maruda to Renji.
  - Tia, mnie również miło - mruknął Renji i podleciał na najbliższą gałąź.
  - Co robicie tak blisko wulkanu? - spytałem. - Z tego co widzę chyba wciąż jest aktywny...
  - A bo widzisz... - wilczycy nagle się załamał głos.
  - Coś się stało? - spytałem.
  - Nie gadaj z nim... - rzucił Renji, ale Blind fuknęła tylko na niego.
  - No bo...Ah! Jestem durna! - warknęła jakby sama na siebie. - Zabrałam tutaj przyjaciółkę no i zjeżdżałyśmy na takich liściach po zboczu no i nagle nas rozdzieliło no i teraz nie mogę jej znaleźć no i kuzyn mnie zabije jeśli się dowie, że jej się coś stało! - po tym potoku słów wadera klapła na ziemię, zasłoniła oczy łapami i parę razy pociągnęła nosem.
  Szczerze to nie miałem pojęcia co zrobić. Żal mi było zostawiać Blindwind na pastwę losu. Nie mam doświadczenia w pocieszaniu innych. Zastosowałem więc taktykę, która działała na moją córkę kiedy się strasznie o coś martwiła. Usiadłem obok wilczycy i pogładziłem ją delikatnie po grzbiecie.
  - Nie zamartwiaj się tak, bo ci oczy od łez napuchną - powiedziałem spokojnie. - Pomogę ci, tylko muszę...
  - Naprawdę?! - Blind od razu zerwała się na łapy i zaczęła skakać dookoła mnie wyraźnie weselsza. - Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki!
  - Spokojnie, bo dostanę oczopląsu! - wadera usiadła na ziemi. - Opowiedz mi tylko pokrótce co się stało i jak wygląda twoja przyjaciółka.
  No więc Blindwind opowiedziała szybko jak to postanowiła wziąć przyjaciółkę (Jennę, z tego co zapamiętałem) na noc nad aktywny wulkan. Zjeżdżały po stoku na grubych liściach aż nagle droga się rozdzieliła i obie pojechały w przeciwnych kierunkach. Opisała mi też swój plan podmienienia wadery na manekina. Powstrzymałem się od komentarzy. Później streściła mi wygląd Jenny.
  - Dobra, czyli teraz wiem mniej więcej co się wydarzyło - powiedziałem po zastanowieniu. - Zgaduję, że przeszukałaś już okolicę? - Blind pokiwała głową tak energicznie, że aż mnie rozbolał kark. - I nie trafiłaś na żaden ślad? - kolejne potaknięcie. - Okay, a pomyślałaś, że może wróciła do domu i czeka na ciebie?
  Blind palnęła się łapą w czoło.
  - Zupełnie zapomniałam! Zanim na ciebie wpadłam pędziłam właśnie w tamtym kierunku! Szybko, chodź! - wadera wystrzeliła przed siebie.
  - W drugą stronę! - krzyknął Renji.
  - No przecież wiem! - Blindwind zaryła łapami ziemię i zawróciła.
  Popędziłem za nią, co nie było zbyt proste biorąc pod uwagę szlaki, jakie wybierała wadera. Renji co chwila ją instruował, ale ja w półmroku lasu ledwo zauważałem korzenie i nisko wiszące gałęzie.

Blind? Jenna? Wybaczcie długość, wena mi wyparowała :(

Od Feliny do Brego

        Felina spojrzała za odlatującym stworem i otrzepała się ze śniegu. Po chwili zaczęła biec w stronę gór.
-Co za cholerna bestia... Żeby tak mnie zostawiać. - Pomyślała Felina robiąc ogromne skoki ponad śniegiem. Mimo ciężkich pierścieni które ciągnęły w dół, biegła szybko wymijając sprawnie drzewa. Ogon rozmiatał za nią śnieg na boki. Brego już pewnie dawno doleciał do gór, a ona była zaledwie w połowie drogi. Gdy w końcu dotarła do podnóża gór uniosła delikatnie głowę. - Jak ja mam znaleźć tego stwora... W tych górach jest pełno jaskiń. - Felina pobiegła przed siebie próbując wyłapać zapach Brego. Z pewnością gdzieś tu był, choć Felina nigdzie go jeszcze nie dostrzegała. Nagle do jej uszu dobiegł głośny ryk. Od razu ruszyła przed siebie, echo było gubiące pośród gór. Minął jednak kwadrans gdy z pobliskiej góry zleciała niewielka lawina śniegu i kamieni. Felina natychmiast odbiegła i spojrzała w górę, była tam jaskinia która nie wyglądała na wielką. Kocica zaczęła się wspinać po stromej górze, ledwo trzymała się ziemi która nie wytrzymała zbyt długo i łatwo było zjechać na brzuchu w dół. Czasem pojawiały drobne półki skalne na których było można się zatrzymać i rozejrzeć po okolicy oraz ustalić jaką drogą iść dalej by dotrzeć do jaskini w jednym kawałku. Gdy w końcu się wdrapała na górę spostrzegła że jaskinia jest znacznie większa niż przypuszczała. Ze środka dochodził głos Brego, który mówił coś do siebie. Felina weszła cicho do środka i po chwili ujrzała martwego niedźwiedzia i ogromnego stwora, który dotykał pazurem martwe zwierzę.
-Widzisz że nie żyje, więc dlaczego go dotykasz?
-O Felina przyszła... Myśleliśmy że nie nie przyjdziesz.
-Nawet nie wiesz jak mnie bolą łapy... - Powiedziała niezadowolona kocica i dmuchała w łapy, aby roztopić zbrylony śnieg który przetarł do pierścieni i futra między palcami. Brego się nie odzywał myśląc nad czymś i wpatrując się w niedźwiedzia. Felina podeszła bliżej i zatrzymała się tuż przed martwym brązowym zwierzęciem. Położyła łapę na brzuchu niedźwiedzia wbijając w grubą skórę pazury. Od razu popłynęła krew wyłaniając się w brązowe, puchate choć szorstkie futro. Wyjęła pazury i spojrzała na stwora. - Trzeba go przenieść inni też pewnie chętnie by coś zjedli.
-Czy ty w ogóle ich znasz? Nie widzieliśmy cię wczoraj przy ognisku.
-To że wy mnie nie widzieliście nie znaczy, że ja was nie widziałam. Zachowujecie się na prawdę głośno, przyglądałam się wam trochę posłuchałam historii i poszłam gdzieś w głąb lasu. Raczej nie pasuje do waszego towarzystwa, jestem lepszym słuchaczem i obserwatorem niż mówcą.
-Rozumiemy... - Powiedział zbliżając się do niedźwiedzia.
-Chodź, zanieśmy tego miśka. - Powiedziała Felina chowając pazury i odwróciła się w stronę wyjścia. - Ale tym razem będziesz szedł. Nie mam ochoty znów za tobą biec.

~Brego? Wybacz że tak długo ale w końcu mam neta. ~

sobota, 21 lutego 2015

:D!

Mordki moje wszystkie! Nasz blog oficjalnie wrócił na stare tory, cała trójka adminów się na nowo spiknęła i możemy działać pełną parą! x3

I jeszcze jedno - jeżeli ktoś będzie miał pomysł na konkurs to proszę mi go jak najszybciej napisać na howrse - przyda mi się ^^
A co do - dawno pewnie zapomnianych - Vigle Vertów, niedługo Wam je podliczę ;)

Sin of Sorrow x3

Od Blindwind do Raphael'a i Jenny - Bliskie Spotkanie

        - Zaraz, zaraz! – wadera zerwała się jak poparzona – Przecież nie wszystko stracone! Przecież ona może być w watasze, albo zmierzać w tamtą stronę! – zaczęła łazić w krzywych, nerwowych kołach.
- No w sumie tak. – zgodził się Renji.
- No to na co my, kurde blaszka czekamy?! Czemu nie oświeciłeś mnie wczęśniej?! – warknęła i dała rura przed siebie.
- BLINDWIND!
- Czego? – zatrzymała się zirytowana.
- Wataha jest tam, gdzie mój głos. – usłyszała jego głos za sobą na prawo.
Warknęła coś pod nosem, po czym poszybowała w nowo obraną stronę. Biegła tak szybko, że jej łapy wydawały się w ogóle nie dotykać ziemi. Szum wiatru zagłuszał jej jakiekolwiek inne odgłosy i powodował, że oczy zaczęły jej łzawić od podmuchu. Biegła wprost przed siebie myślami cały czas przy Jennie, przy małym bezbronnym Diabliku, który zagubił się cholera wie gdzie i nie wiadomo czy żyje. Mogła być ranna i potrzebować pomocy, mogła leżeć gdzieś z roztrzaskanym kręgosłupem, albo otoczona przez dzikie, wilkożerne stworzenia...
Wszelkie najczarniejsze myśli napłynęły jej do głowy, a po chwili to już nie wiatr powodował, że słone łzy moczyły jej futro na policzkach. Dziewczyna ewidentnie zaczęła płakać, jednak biegła niezmordowanie na przód. Gdzieś głęboko w sercu miała jednak nadzieję, że znajdzie ją przy drzewie... BOOM!
Wind nie usłyszała wołania kurka, kiedy nakazał jej skręcić, nie wyczuła obecności nowej osoby kilka metrów przed sobą – tak była pochłonięta tragedią zaginionej waderki – a w następnej chwili leżała na ziemi. Wszelkie myśli prysły. Czuła się jakby rąbnęła w ścianę – efekt był podobny, gdyż stojący przed nią basior pewnie ledwo poczuł uderzenie – piszczało jej w uszach i nie mogła się pozbierać z ziemi. Gdzieś w oddali słyszała zmartwiony głos Renji’ego i jakiś jeszcze inny... głębowki... kompletnie jej nieznany.
- O Matko kochana! – warknęła Wind zbierając się z ziemi na chwiejnych nogach, bujając się niebezpiecznie z boku na bok... Co ukończyło się jej powtórnym przewrotem – Orzesz w mordę, co ten świat się tak chwieje... – mruknęła pod nosem gramoląc się na cztery łapy, wyglądając przy tym niczym nowonarodzona sarenka, nie wiedząca do czego służą nogi. Tym razem jednak poczuła coś twardego i pewnie stojacego na ziemi na całej powierzchni prawego boku ciała, kiedy to znów groziła jej przewrotka – W... Ała... – mrukneła, kiedy przy lekkim geście głowy zabolał ją kark – W co walnęłam? – zapytała lekko nieprzytomnym głosem.
- W... Wilka... – rzekł niespokojnie Renji patrząc na przybysza, który stał obok jej przyjaciółki, mający jej głowę zaledwie na wysokości barku oraz pokaźną masę mięśniową, przez którą był trzy razy szerszy od wilczycy.
Samiec nie wydawał się być zagrożeniem, jednak patrząc na niego nogi pod krukiem wydawały się być niczym z galatery. Przypominał mu nieco górę, wielką, ogromną i nie do ruszenia... Z sylwetki przypominał mu bardzo Brego... I żałował, że nie ma przy sobie zaufanego wariata, czułby się o wiele pewniej i miałby mniejsze wątpliwości co do terminu ich śmierci.
- W... Co? – odezwała się po chwili zastanowienia. Wydawało jej się, że nie dosłyszała. Jak mogła zderzyć się z wilkiem, a mieć wrażenie, że miała ciut za bliskie spotkanie z głazem?
- W wilka. – pewnie stojące na ziemi coś, na którym się opierała zadrżało pod nią, gdy wydabył się z niego dzwięk.
- Oł... – dziewczyna pomacała go łapą, żeby upewnić się, że jej włochaty i ciepły i czy aby nie ma zwid – OŁ! Wybacz! – oderwała się od niego zataczając się lekko – Nic Ci się nie stało? Cały jesteś? Naprawdę Cię przepraszam! Widzisz, tak to jest jak ślepy garnie się do biegu! Naprawdę Cię przepraszam! – dziewczyna zataczała się wokół niego próbując odzyskać równowagę, wyglądając przy tym jak pijana wariatka.
- Mi się nic nie stało... Martwiłbym się raczej o ciebie... – rzekł patrząc na Kruk, która stała na szerko rozstawionych łapach nadal się kiwając z boku na bok, ale trochę mniej. Cała ona – mogłaby zderzyć się z czołgiem i połamać sobie wszystie gnaty, a i tak upewniałaby się, czy aby mu ryski na lufie  nie zrobiła.
- Nie, nie, mi nic nie jest, spokojnie, lekki szok, nic więcej! – i żeby m to udowonić chciała stanąć prosto i zgrabnie, ale zaniechała tego, gdy o mały włos nie skończyło się to przewrotką.
Dziewczyna odwróciła się małymi kroczkami w stronę, z której wyczuwała obecność basiora, po czym uśmiechnęła się głupkowato...


Raphael/ Jenna?? X3

czwartek, 19 lutego 2015

Moi Drodzy! :D

Oto jeden z nas powstał ze Świata Zmarłych i dołączył do nas! Kojarzy ktoś Jaskra i Richardo? x3
No wiec - aktualny fakt jest taki, że ich zgniotły meteoryty, jednak ich właścicielka postanowiła do nas dłączyć jako Raphael i tym oto sposobem rozjaśniła mi cały dzień, gdyż jestem teraz - nawet nie wiecie jak bardzo szczęśliwa - że nasza stara ekipa jednak ma szansę się jeszcze skleić w nową i bardziej zajebistą x3

,,Rzeczywiście, kto szuka, ten najczęściej coś znajduje, czasem jednak zgoła nie to, czego mu potrzeba" ~ J. R. R. Tolkien

Imię: Raphael (czyt. ,,rafael", dla kumpli Raph)
Przezwisko: Drzazga (niby mało czyni szkody, ale upierdliwy jest jak mało co)
Wiek: 7 lat 4 miesiące
Płeć: Basior
Punkty Walki: 22
Czym Ty jesteś?: Wilk syberyjski z domieszką pustynnego
Co robisz najlepiej?:
- Urodzony szpieg. Trudno go nawet w biały dzień zauważyć (o ile się postara, oczywiście :3 )
- Świetnie się skrada
- Jest wytrzymały i szybszy niż można by przypuszczać
- Ma dar przekonywania. Jest niezłym mówcą
- Zna wiele języków
Rodzina: Bóg wie gdzie rodziców i braci wiatr poniósł. Jego partnerka zginęła w pożarze, a córka, Bran, zdecydowała się żyć na własną łapę.
Partnerka: Otwarty na propozycje, aczkolwiek jest już po jednym związku, który się niestety nie udał.
Potomstwo: Już chyba wspomniano o Bran, córce Raphael’a. Może kiedyś się przekona, by założyć nową rodzinę. Każdy musi kiedyś w końcu zastanowić się nad tym życiowym wyborem.
Klan: Na razie żaden
Stanowiska/ Ranga: Szpieg (marzy o randze dowódcy szpiegów)/Omega

Charakter i Osobowość: To wilk, który zdecydowanie łamie stereotyp, że każda osoba zajmująca się szpiegostwem jest odludkiem i niegodnym zaufania egoistą. Raph dba o swój ,,dobry wizerunek": pomaga innym wilkom, wykonuje wszelkie rozkazy Alf i chętnie spędza czas z przyjaciółmi. Kocha przyrodę, bo niejeden raz uratowała mu zadek. Lubi podróże i wszelkiego rodzaju wycieczki. Jest bardzo pamiętliwy - jeśli przyszło ci kiedyś zacząć z nim ,,wojnę", to szybko go do siebie nie przekonasz. Gardzi zarówno tchórzostwem jak i nadmierną odwagą. Zawsze stara się myśleć taktycznie, obstawiać wszelkie możliwości obrotu sytuacji i szanse swoje (bądź swojej grupy) na sukces. Jest odpowiedzialny, można mu powierzyć wszystko. Lojalny i oddany przyjaciel. Próbuje unikać przemocy, ale czasem po prostu jest to niemożliwe. Ukrywa wszelki strach lub niepewność pod maską złośliwego uśmiechu bądź zaciętej miny.

Dodatkowy Opis: Raph wygląda tak, jak standardowy wilk: średniego wzrostu o zadbanym futrze i smukłej sylwetce. Jedyny ,,afekt" to oczy - jedno niebieskie, drugie złote. Oba posiadają niezwykłą ,,głębię". Kolejnym znakiem szczególnym jest blizna na pysku. Przeważnie wilki widząc blizny od razu darzą wilka większym szacunkiem. I słusznie, bo większość blizn to oznaki po licznych walkach i bijatykach. Jednak Raphael nie lubi wspominać o swojej bliźnie. Jest to pamiątka po tym, jak w dzieciństwie próbował zjeść agrafkę. Niezbyt przyjemne wspomnienie...

Styl Walki: Raph ma to szczęście, że natura obdarzyła go zarówno sprytem jak i siłą. Jako wyszkolony szpieg nie należy do wilków lubiących otwarty pojedynek. Jeśli już musi podczas ,,roboty" dojść do mordu, to stara się to robić jak najciszej, zadając jak najmniej bólu (ból = upiorne wrzaski = zwrócenie na siebie uwagi). Aby kogoś wyeliminować najczęściej zakrada się do ofiary, zakrywa jej pysk łapą, odciąga na bok i przerywa rdzeń kręgowy (najłatwiej jest zrobić to przegryzając lub miażdżąc kark). Dzięki takiej taktyce Raph może mieć pewność, że przeciwnik już mu nie stanie na drodze, gdyż albo zginie, albo zostanie sparaliżowany tak, że nawet mrugnąć nie będzie mógł (gorsza opcja, bo doprowadza do powolnej śmierci).
Gdy jednak dochodzi do otwartej walki Raphael skupia się na unikaniu ciosów i wykorzystywania terenu oraz ruchów przeciwnika przeciw niemu. Najczęściej próbuje oddalić się od wroga, który pewny, że basior się poddaje podejdzie do niego jeszcze bliżej. Wtedy jednym doskokiem Raph znajduje się tuż przy nim i mając przewagę zaskoczenia zadaje jakąś dotkliwszą ranę (spróbuj walczyć z przegryzionym ścięgnem, lub raną szarpaną na żebrach). Po takim manewrze stosuje już taktykę "unik, unik, cios, odskok". Jako ostateczny cios wykorzystuje szarżę, która zbija przeciwnika z nóg. A ten, kto daje się przygwoździć do ziemi, ten najczęściej ginie.

Przygody:
~ Krwawe Starcie
Hobciostki: Raphael jest fanem aktywnego spędzania wolnego czasu. Uwielbia pływać, polować, czy choćby biegać po polach bez większego celu. Lubi poezję, a zwłaszcza ballady. Chętnie czyta też różne dzienniki wielkich podróżników. Sam przez te wszystkie lata uzupełniał swój własny pamiętnik, aby ktoś mógł kiedyś powiedzieć ,,Hej, opowiedz mi którąś z przygód wielkiego obieżyświata Raphael’a".

Historia: Jego życie zaczęło się naprawdę gdy miał dwa lata. Do dziś pamięta dzień, w którym oświadczył się ,,tej jedynej". Astrid należała do tych nieśmiałych wader nie lubiejących rozgłosu i przygód. Wydawało się więc, że długo z Raphaelem nie wytrzyma. I tu młodzi zadrwili sobie z przekonań reszty. Żyło im się ze sobą wspaniale. Mieszkali w pięknej jaskini nad morzem, codziennie razem polowali, zwiedzali okolicę czy choćby siadali razem na piasku, by wspólnie pomilczeć i podziwiać zachód słońca. Wkrótce też urodziła się im córka. Bran...to Astrid wybrała to imię. W wolnym tłumaczeniu oznacza ,,dusza". Mała waderka była oczkiem w głowie Raph’a. Zwłaszcza po tym strasznym incydencie...
Astrid udała się przez las do pobliskiej, zaprzyjaźnionej watahy, aby kupić trochę jedzenia. Raphael został w domu z roczną Bran. Nagle szczenię przerwało zabawę na brzegu i pokazując na wschód wołało ,,Tato, patrz!". Raph obejrzał się i zobaczył szeroką strugę dymu. Nakazał córce zostać w domu. Popędził w stronę lasu przerażony. Niestety potwierdziły się jego obawy. Las płonął już od jakiegoś czasu. Wilki mieszkające w okolicy również przybiegły. Z trudem powstrzymały basiora od skoczenia w płomienie. Pożar ustał kilka dni później. Grupa, która przeszukiwała zniszczony teren znalazła Astrid...a raczej to, co z niej zostało.
Raph ciężko przeżył śmierć partnerki. Jednak wiedział, że musi być podporą dla Bran, która jako roczne szczenię nie do końca rozumiała dlaczego jej mama nie wróciła do domu. Gdy podrosła oboje doszli do wniosku, że nie dadzą rady żyć w pobliżu tego miejsca. Bran ruszyła jednak w zupełnie innym kierunku niż jej ojciec. Raphael natomiast przeżył dużo przygód, widział miejsca, o których inni mogli pomażyć. I trafił tutaj.
Vigle Verty: 57,5٧ 

Właściciel: NyanCat^._.^~

środa, 18 lutego 2015

Dziewczyny! *^*

        Wiecie co? Wróciłam do szkoły i szczerze? Nie spodziewałam się takiego tornada sprawdzianów, kartkówek i zadań domowych - jak to wszystko we mnie dmuchło to się normalnie na miejscu poskładałam ;-;
Sztapelek książek na moim biórku ciągle rośnie i rośnie i rośnie, a ja desperacko próbuję go zmniejszyć... Ale on ciągle rośnie! OnO
Blog będzie aktywny, ale niestety trochę mniej, gdyż dziewczyny nie-wy-ra-bi-am -.-"
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, ale postaram się zwinąć i coś z tym zrobić ^^"
Sin of Sorrow x3

niedziela, 15 lutego 2015

Powracam! x3

Wróciłam z mych ferii cała i szczęśliwa - lekko poobijana i z nie do końca zdrowym kolanem, ale mimo wszystko było fajnie xD
Mam nadzieję, że Wyście również ode mnie odpoczęli i mogę Was zacząć nękać od nowa x3
A więc:

Felina, Andromeda oraz Zafiro - macie, moi drodzy, bardzo dużo zaległości, które by się przydało nadrobić o.O
Myślę, że udało Ci się pozbyć zaległości na innych blogach i możesz wrócić do nas oraz zacząć pisać, Tommy - jak nie, powiedz a wypiszemy Ci urlopik ;)
Blindwind - No moja droga, zady w troki i do roboty, bo Chochlika trza znaleźć *^*

No - zadania powydzielane, a teraz ruszać się moi drodzy x3

Sin of Sorrow x3

środa, 11 lutego 2015

Od Jenny do Blindwind: Zagubiona po raz pierwszy

        - Ile do cholery można się wydzierać?! Czy ona już nawet ogłuchła?! A Renji?! Do cholery z nimi! - szeptałam wściekle. Już od paru godzin łaziłam po tym cholernym wulkanie i krzyczałam do Blind. Jednak mój plan spalił na panewce. Nic z tego, widocznie jest za daleko. W dodatku teraz nie mogę jej wołać bo ochrypłam i nie mogę mówić głośniej, tylko szept...
Postanowiłam po prostu pójść do watahy. Blind na pewno tam pójdzie i albo wróci z innymi i spotkamy się po drodze albo nic nie powie, ale ja wrócę tylko... Ach, sama nie wiem. Jeśli jej tam nie będzie, to przyprowadzę innych i jej poszukamy. Chyba że wcześniej zostanę rozszarpana przez Hakia albo Brego... Niach, trudno. Tylko gdzie tu kurde jest jakieś wyjście...
***
Minęło półtorej godziny za nim odnalazłam jako taką dziurę i zaczęłam ją pogłębiać. Była zasypana kamieniami więc kilka chwil mi zajęło odrzucanie ich. Na szczęście, po raz pierwszy w życiu, przydało się to, że byłam taka mała. Dziura szybko ukazała mi ścieżkę i z nowym tchem nadziei wcisnęłam się w nią. Oczywiście, tuż po tym kamienie posypały się i już nie było mojej dziury ale przynajmniej byłam na zewnątrz. Stanęłam na zboczu góry i rozejrzałam się. Zejście zabierze mi mniej czasu niż wcześniej wejście z Blindwind. Po pierwsze: teraz jestem sama i nie muszę tak ostrożnie się poruszać jak moja przyjaciółka. Po drugie: jestem mniej więcej w połowie wysokości góry. Po trzecie... Śniegu jest tyle, że mogę po prostu bezpiecznie zjechać.
- No to hop! - szepnęłam wesoło i rzuciłam się w śnieg w pozycji siedzącej. Jechałam szybko i gładko, bez żadnych przygód. Ale nawet wydzierać się nie mogłam! Żadna zabawa.
Po mniej więcej pół godziny jazdy byłam na dole. Wyskoczyłam w górę i stanęłam na czterech łapach. Już dzień. No ładnie. Na szczęście, ślady Blind są widoczne więc wiem którędy wracać, pomyślałam i ruszyłam swoim nowym sposobem: tunelem śnieżnym.
Minęło trochę czasu gdy moje łapy wysiadły i powieki ważyły jakieś pół tony. Nie dałam rady, po prostu wskoczyłam na najbliższe niskie drzewo i zasnęłam.
***
Rankiem, a przynajmniej tak mi się wydawało że to ranek, wstałam powoli nie do końca świadoma co tu robię. Lecz po chwili o wszystkim sobie przypomniałam. Całą poprzednią noc spędziłam w wulkanie. Przez pół dnia lazłam do watahy ale w końcu padłam. No, trzeba ruszyć zad i iść. Pewnie się martwią... Chociaż może nie... Coś bym zjadła... Mam zryty mózg i nie wiem co robić. Chyba po raz pierwszy w życiu... W dodatku nie wiem gdzie jestem. Szłam po śladach mojej przyjaciółki ale teraz... W nocy padał śnieg i po śladach... Eh, ani śladu. No pięknie, Chochliku, no pięknie. I nawet zawyć ciumro nie możesz bo głos straciłaś. Lekarstwa na gardło też nie zrobisz, bo torba została na Chwaście. Aj, zagubiłaś się moja droga, zagubiłaś...

<Blind? Chochlik siem zgubił i nie wiadomo czy wróci żywy XD >

piątek, 6 lutego 2015

Moi Wariaci! O.o :D

        Muszę Was poinformować, że od jutra aż do następnej soboty macie spokój od mojego marudzenia oraz bloga, gdyż z okazji ferii wyjeżdżam na narty ^^
Możecie więc odsapnąć i zająć się tym czym wariaci zajmują się w wolnym czasie x3
Blog zostawiam pod pieczą Andzi... Ale nie męczcie jej za bardzo, bo Bidula musi się uporać z paroma innymi blogami, a do dyspozycji ma jedynie telefon :/
W każdym bądź razie - mam nadzieję, że zatęsknicie trochę za mną i powitacie mnie po powrocie z otwartymi ramionami  ;D
Sin of Sorrow x3

Od Hakai do Andromedy - Kąpiel

        Hakai otworzył lekko oczy, gdy usłyszał dzwięk kołysanki. W wykonaniu Andromedy była jeszcze piękniesza. W krótce samica usnęła, a wilczur wtulił pysk w jej futro na karku i westchnął cicho wdychając jej zapach. Cieszył się, że ją ma. Jeszcze jedną osobę drogą jego sercu, osobę dla której on sam był ważny – fakt, była jeszcze Blindwind, ale... wadera miała swoje życiu, swój świat, w którym żyła i była szczęśliwa bez niczyjej interwencji.
„Następny dzień chcę spędzić z tobą i tylko tobą.” Pomyślał i zamknął oczy zapadając w nieprzyjemny sen, w którym wiele razy ujrzał twarz swojego brata...
******
- Wstawaj, śpiochu. – usłyszał głos Andromedy tóż nad swoim uchem. Samiec mruknął cicho, strzygąc uchem – No wstawaj, zgniatasz mnie.
- S’ry. – burknął i sturlał się z wilczycy, by ta mogła odetchnąć pełną piersią oraz wyprostować zmiażdżony kark.
- Miałeś wstać, a nie sturlać się i dalej spać. – rzekła patrząc nań bezradnie, po czym dźgneł go brutalnie pod żebro.
Hakai odrazu wstał z szeroko otwartymi oczyma, jakby go prądem porazili. Spojrzał na swój bok potem na uśmiechniętą waderę.
- Ałaa. – burknął, a następnie ziewnął otrzepując się z kurzu – Głodny jestem. – stwierdził rozglądając się jeszce trochę sennymi oczyma.
- Choćmy w takim razie nad rzekę połowić parę ryb. – zaproponowała ruszając w stronę wyjścia, jednak wpadła na wilczura, który szybko stanął jej na drodze – Co jest?
- Może rzeka i ryby to nie najlepszy pomysł?
- Czemu?
- No bo... Nie... Ja... Nie umiem. – wybełkotał, trudząc się, żeby przynać że nie potrafi łapać ryb.
- To co za problem? Nauczę cię. – rzekła raźne i już jej nie było w jaskini – No choć leniuchu, szkoda dnia!
- No, matko... – burknął pod nosem człapiąc za wilczycą, zapowiadała się duża i mokra kąpiel...
******
- Jak ci się spało? – zagaił Hakai po chwili milczenia, kiedy szli przez las.
- Pomijając fakt, że twój wielki łeb mnie zgniótł, to całkiem dobrze. – odpowiedziała szturchając go żartobliwie w bark – A Tobie?
- Krótko. – mruknął ziewając – Ale muszę przyznać, że masz bardzo wygodny kark. – uśmiechnął się zawadiacko wpatrując się w Andromedę, która uśmiechnęła się... Hakai kochał ten jej uśmiech, zawsze powodował, że on szczerzył się wesoło w odpowiedzi, zamerdawszy ogonem.
- Patrz lepiej gdzie idziesz. – rzekła nagle.
- Cze... – w tym momencie samiec stracił ziemię pod nogami i chlupnął do wody niczym głaz.
Andromeda zaniosła się śmiechem, który słychać było niemalże w całym lesie. Tym czasem Alfa wynurzył się z kwaśną miną.
- No masz no... – warknął wypluwając fontanę wody i usiadł w rzece jak niezadowolony szceniak z wodą po ramiona...


Andzia? Wszyscy nie mają weny to ja też nie mam ;-;

czwartek, 5 lutego 2015

Od Aspen do Zafiro - Konkurujesz?

        Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak głodna byłam. Niemal rzuciłam się na jedzenie, pałaszując zawzięcie. Zamarłam nagle. Nie byłam sama, a mój towarzysz z pewnością równierz był głodny.
-Też zjedz troche, starczy i dla trzech.- Wybełkotałam z pełną buzią, poczym przełknęłam i wyszczerzyłam się w uśmiechu.
Mina basiora świadczyła, iż nie był zachwycony moimi manierami. Ale cóż, jestem jaka jestem i mnie to nie przeszkadza.
-Sądze jednak Liresano, że dla jednego wilka to mało.- Odparł spokojnie.
Widziałam jednak głód w jego oczach.
-To twoja zdobycz i jestem wdzięczna za posiłek, jednak jedząc sama czuje się nieswojo. A jeśli uważasz, że się tym nie najemy możemy upolować coś jeszcze. Zwierzyny w tych lasach nie brakuje, a i umiejętności mam odpowiednie.- Przysunełam knura bliżej niego.
Uległ. Z westchnieniem zaczął jeść. A już po chwili nic praktycznie nie zostało. Miał racje, nie najadłam się.
-To jak? Może teraz ja pokażę na co mnie stać?- Uśmiechnęłam się wyzywająco rozkładając potężne skrzydła. -Takie małe zawody w łowiectwie.- Uwielbiałam od czasu, do czasu zabawić sie w rywalizacje. Choć pamiętam zaledwie tylko jeden taki przypadek, ale może kiedyś też tak robiłam. -Kto będzie szybszy i zdobędzie większą zdobycz wygrywa. Start! - Wzbiłam się tworząc spory podmuch powietrza.
W sumie nawet niewiem czy wilk przystał na tę propozycje, bo nie dałam mu szansy odpowiedzieć. Cóż... okarze się gdy skończę. Najwyżej nic nie zrobi uznawszy, że nie wchodzi w tę zabawe. Wzbiłam się nieco wyżej by móc zobaczyć więcej. Zastanawiałam się czy lepiej będzie upolować jedno duże zwierze, czy wiele mniejszych. Moje rozważania skończyły się gdy na śniegu dojżałam tropy łosia. Uśmiechnęłam się. Taka zdobycz to naprawdę coś. Zniżyłam lot i wylądowałam przy wydeptanej ścierzce. Nisko węsząc podążałam za śladem ssaka. Po dłuższej chwili przystanęłam czując, że jestem blisko. Imponujący rogacz stał na środku polany. Zaczaiłam się w krzakach, gotowa skoczyć. Coś mnie jednak tkneło. Z upolowaniem nie będzie problemu, z zjedzeniem również, ale jak ja zaciągnę bydle czterokrotnie mnie przewyższające? Było to poprostu niemożliwe. Prychnęłam z niezadowoleniam. Straciłam czas na darmo. Ale może i dobrze, że go nie zabije, szkoda tak pięknego zwierza. Uniosłam się znów w powietrze wzbijając za sobą śnieżny pył. Tym razem nie musiałam długo szukać, ani tropić. Ledwo wzniosłam się nad korony drzew w oczy rzuciła mi się dorodna łania. Nie była tak pokaźna jak jeleń, jednak ją byłam przynajmniej w stanie unieść. Zapikowałam w dół, celując w kark sarny. Już w chwilę później ciągnęłam trofeum w stronę ogromnego drzewa.
Gdy tam dotarłam nikogo nie było. Możliwe, że tamten Zafiro po prostu sobie poszedł uznając mnie za niespełną rozumu. Usiadłam na śniegu wypatrując kogokolwiek. Może przynajmniej poznam kogoś nowego? W sumie nawet uśmiechało mi się zostać w jakiejś watasze na dłużej. I tak pewnie nie odzyskam pamięci, a tułaczka nic mi nie daje. Siedziałam więc i czekałam sobie.


<Zafiro? A może kto inny?>

wtorek, 3 lutego 2015

Od Andromedy do Hakai - Ciche myśli


        Andromeda patrzyła za odchodzącym wilkiem. Gdy zniknął jej z oczu, podeszła wolnym krokiem do Hakai. Zatrzymała się przy nim i westchnęła. Szkoda, że wszystko tak się potoczyło, spojrzała na Hakai. Jego oczy wyrażały ból, smutek, złość. Andromeda bała się odezwać, ale chciała jakoś pocieszyć.

- Hakai... Uśmiechnij się, gdy ty jesteś smutny mi też jest smutno. - Wilk uśmiechnął się, ale zrobił to przymusowo. - To nie jest prawdziwy uśmiech.
- Gdyby nie pojawił się... Wszystko byłoby dobrze.
Andromeda czuła smutek ogarniający jej umysł. Czyli teraz wszystko jest źle? Poczuła impuls który nakazał jej położyć się i odpocząć. Była już zmęczona i ciało potrzebowało chwili spokoju.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę spać. Nie chcę szwędać się po lesie w środku nocy. Dobranoc.
Hakai spojrzał jak Andromeda odchodzi od niego w głąb jaskini. Wilczyca umiejscowiła się pod ścianą. Zamknęła oczy, właściwie to same się zamknęły. Zwinęła się w kłębek i słuchała własnego bicia serca. To nie był jednak ten najszczęśliwszy dzień w jej życiu. To nie tak miało wyjść. Otworzyła oczy i spojrzała na wilka, który stał u wyjścia jaskini. Obserwował nocne niebo i opadające płatki śniegu, nic specjalnego. Jednakże w jego umyśle panował... Chaos? Nie, to chyba było coś... Ach słów brakowało Andromedzie, aby ująć to w jakiś sposób. Zastanawiała się czy podejść do niego, lepiej było go zostawić. Musiał to wszystko teraz sobie ułożyć w głowie. Jutro na pewno będzie lepiej. Pocieszała się Andromeda obmyślając plany na kolejny dzień. Co by mogło poprawić humor Hakai? Nic nie przychodziło do glowy dla wilczycy. Wszystko wydawało jej się takie ciężkie. Może powinien wybrać się na polowanie? Tylko że Andromeda nie poluje, zwykle tym zajmował się Zafiro. No właśnie, może z nim by się wybrał na polowanie. W ten sposób może ich relacje by się poprawiły? Nagle Hakai odwrócił się i ruszył w głąb jaskini. Położył się kilka metrów za Andromedą, wilczyca próbowała zasnąć, ale nie mogła. Minęła godzina, słyszała jak Hakai oddycha. Głębokie i wolne oddychanie powiadomiło Andzię że wilk już śpi. Wstała więc i podeszła do Hakai, wyglądał uroczo gdy spał. Położyła się obok niego i uśmiechnęła delikatnie.
- Kocham cię Hakai... Zobaczysz, że jutro będzie piękny dzień. Może pójdziemy i złapiemy w rzece kilka ryb... Dobranoc Hakai. - Zamknęła oczy i zaczęła nucić kołysankę, którą słyszała całkiem niedawno. 
Zapamiętała dokładnie melodię, mimo iż usłyszała ją tylko raz. Po jakimś czasie kolysanka ucichła i Andromeda zasnęła.

~Hakai?~

niedziela, 1 lutego 2015

Od Brego do Feliny - Król Przestworzy

        - Dobry pomysł! Genialny! – podniecił się Brego i odrazu był na nogach z nosem przy ziemi – Skarbie, co byśmy zjedli? Ptaszka? Zająca? Ptaszka? Albo ptaszka? O! Albo lisa! – na wzmiankę o tym ostatnim podniósł łeb i zachichotał cicho oblizując wargi oraz zacierając łapy – O nie, Skarbie, upolujmy dla odmiany misia. Dobry niedźwiadek nie jest zły od czasu do czasu, co wy na to? – Brego zrobił wielkie oczy, a potem wielki uśmiech rozpostarł się powoli na jego twarzy, mroczny, pewny siebie. Postawił przednie nogi na ziemi, rozkładajac niespiesznie skrzydła ze wzrokiem skupionym na niebie, wszytsko to jakby w zwolnionym tępie – O tak, Skarbie... – warknął cicho.
- Brego, oszalałeś? Nie dasz rady! – usłyszał za sobą głos Feliny, jednak już w następnej chwili go nie było.
Siła z jaką machnął potężnymi skrzydłami spowodwała, że śnieg z ziemi uniósł się ku górze, a zaspy spoczywające na drzewach opadły porawne w wir wiatru. Rytmiczne dudnienie skrzydeł o powietrze brzmiało niczym wojenne bębny. Hybryda stawała się małym punktem na niebie, a tętęd skrzydeł oddalał się, powoli cichnąc. Felina stała wśród utworzonych zasp, obsypana cała śniegiem patrząc za samcem wielkimi oczyma. W końcu ruszyła z miejsca, kierując się za stworem i mimo tego, że była od niego o wiele wolniejsza miała zamiar go dogonić i albo mu pomóc, albo powstrzymać przed pewną śmiercią w grocie drapieżnika.
Brego pruł powietrze niczym strzała, w końcu czując się wolnym, szczęśliwym. Mroźne powietrze szczypało go po twarzy, a wiatr targał jego grzywę.
- Skarbie, to nasz świat... To nasz żywiął... Jesteśmy sobą... Jesteśmy... WOLNI! – z tymi słowami ruszył pionowo do góry w stronę słońca z zabójczą prędkością.
Kiedy był już zaledwie czarną kropką na tle żółtej kuli ognia zawisł w powietrzu przez jedną krótką chwilę. Nabrał powietrza w płuca, a w następnej chwili niebo oraz ziemia zadrżały donośnym rykiem, który wydobył się z jego gardzieli. Rozdarł on powietrze, niosąc się po całych terenach watahy oraz docierając do uszu wszystkich żyjących stwożeń. Teraz był sobą. Arrow, król przestworzy, dawny dowódca niezwyciężonej armi. Wśród chmur i przestworzy czuł się sobą, wiedział kim był...
Kiedy tylko zaczął opadać powoli w stronę ziemi machnął parę razy skrzydłami, nakierowywując się na odległe góry. Złożył do połowy skrzydła i runął w dół wyglądając niczym czarna strzała prująca powietrze.
******
Trzask i zgrzyt pękających skał wypełnił górskiej zbocze, kiedy ogromna hybryda wylądowała niczym meteoryt, posułając w dół lawinę kamieni. Oczy miał wielkie i dyszał szybko. Radość rozpierała go od środka, jakby miała go zaraz rozerwać. Uniósł głowę uwalniając głośne rżenie z pyska.
- To było coś, Skarbie, to było COŚ! – rzekł śmiejąc się twardo i idąc w kierunku pierwszej jaskini, z której wydobywał się świerzy trop niedźwiedzia.


Felina? Wiem, wiele tego nie ma, ale jakoś nie mam chyba dzisja smykałki :/ Jak coś to się nie martw, położy tego misiaka raz dwa  x3

Od Hakai do Andromedy - Prawda Kole


      Hakai widział, że Andromeda ma jakieś zastrzeżenia co do jego brata. Widać to było aż nazbyt dobrze. Frost za to wydawał się tego wcale nie zauważać, a jeżeli już to przynajmniej nic sobie z tego nie robił. 
Czerwonooki sam nie wiedział co o tej sprawie myśleć. Z nikąd pojawił się jego brat, niby nie ma mu niczego za złe, mimo tego że on zniszcył mu życie i doprowadził do stanu w jakim jest teraz – kulejący, z wieloma urazami, a do tego najprawdopodobniej miał jakiś problem z płucami, gdyż co chwila zanosił się kaszlem. Wydawało się to być lekko podejrzane. Wilk o takim charakterze jak Frost nie umiał tak łatwo wybaczać...
-  Hakai... Powiedz mi, jak miewa się Lilly? – zachrypnięty głos basiora wyrwał go z zamyśleń.
Alfa zamrugał zdezoriętowany. Najwidoczniej jego brat zdążył w skrócie opowiedzieć jak mu się w życiu wiodło, tyle że Hakai był tak pochłonięty myślami, że jakoś go to ominęło. Samiec odchrząknął zmieszany i położył uszy po sobie, odwracają wzrok.
- Frost... – zaczął, ale głos mu się urwał – Frost. – zaczął ponownie, po wtórnym odchrząknięciu – Lilly... Nie ma wśród nas. – stwierdził krótko.
Zimne oczy samca stały się tylko dwoma malutkimi kreseczkami, kiedy ten zmrużył powieki świdrując rodzeństwo wzrokiem.
- A gdzie jest? – zapytał twardo, jakby wiedział już co jego brat miał na myśli, jednak chciał żeby wydusił z siebie te słowa – Co się z nią stało, Hakai? – ponaglił po długiej przerwie.
- Widzisz... – zaczął w końcu – Jakiś czas temu naszą planetę odwiedził deszcz meteorytów. Straciliśmy wielu zacnych członków oraz genialnych wojowników. Niektórzy z nich do dziś się nie odnaleźli...
- Nie obchodzą mnie inni. – warknął, kiedy czerwonooki za bardzo zaczął zagłębiać się w swoich wytłumaczeniach.
- Żyje wśród gwiazd, z naszymi przodkami. – wyszeptał w końcu. 
Nagle poczuł ciepło na twarzy. Otworzył oczy i dojrzał Andromedę, która otarła się głową delikatnie o jego policzek. Lekki uśmiech pojawił się na jego pysku, który zniknął kiedy napotkał spojrzenie Frost’a. Zimne, wrogie... Patrzył nań niczym ojciec, którego zawiódł syn.
- Wybrałeś się w długą. Ciekaw świata. A nawet nie potafiłeś dopilnować własnej siostry... – mruknął z pogardą w głosie, która spowodowała że w gardle Hakai zaczął narastać warkot, który odbił się echem od ścian – Nieodpowiedzialny, dziecinny... I ty chcesz prowadzić watahę? Już straciłeś wielu członków, a co to będzie później? Jesteś żałosny myśląc, że nadajesz się...
Samiec nie dokończył zdania, powalony impetem zdeżającego się z nim Alfy. Białe kły zalśniły w mroku, długie i ostre na tle czarnych futer. Spod uniesionych warg widać było różowe dziąsła.
- Napewno nadaję się do bycia Alfą lepiej niż ty! – warknął mu prosto w twarz – Dbam o swoich członków! Traktuję ich niczym rodzinę!
- Widać... Powtórz mi proszę... ilu członków swojej „rodziny” straciłeś? – zapytał z uśmiechem Frost patrząc nań z jeszcze większą pogardą niż wcześniej.
Hakai uspokoił nerwy i zszedł z brata. Ze spuszczonym łbem usiadł obok oddychając szybko.
- Wynoś się. – warknął spoglądając na rodzeństwo spod byka wściekłymi oczyma – I nigdy nie wracaj. – w jego głosie słychać było jedynie dawną nienawiść oraz wrogość zimną niczym lód.
- Jak sobie chcesz. – rzekł wzruszywszy ramionami Frost. Przeszedł obok niego, zatrzymując się na chwilę i szepcząc mu do ucha, tak że tylko on usłyszał – Ale pamiętaj, zobaczymy się jeszcze... - wyszedł pozostawiając w jaskini jedynie odbijający się echem mroczny rechot, cichnący z każdą chwilą...
- Nic się nie zmienił... - wetchnął kręcąc głową.
W sercu jednak został pulsujący ból, po ranie zostawionej tam przez słowa Frost’a...

Andzia? X3