Blindwind
wypadła niczym strzała na polanę, która prowadziła do wielkiego drzewa.
Przebyła ją w zastraszającym tępie i znalazła się przy korzeniach potężnej rośliny,
jednak zamiast zatrzymać się przy niej wskoczyła i poczęła wspinąć się po pniu
ześlizgujac i zdrapując z niego korę oraz posyłając odłamki i drzazgi na wszystkie
strony.
-
Wind, nie! – usłyszała Renji’ego tuż nad sobą, a w następnej chwili szarpał ją
za grzywke, żeby nie dać jej się wspiąć wyżej – Nie pamiętasz jak to się
ostatnio skończyło?!
-
Mam to gdzieś! – warknęła strzepując go z siebie – Jenna! Błagam powiedz, że
tam jesteś! – wydarła się do góry ile sił miała w płucach.
-
Przydaj się do czegoś, cholera jasna! – zakrakał kruk i wskazał Drzazdze
oszalałą z rozpaczy wilczycę.
W
następnej chwili Blind czuła jak coś zaciska się delikatnie na jej skórze na
karku.
-
NIE! – warknęła szarpiąc się – Puście mnie! Dżej! Odezwij się! – jednak nie
było żadnej odpowiedzi.
Samica
nasłuchiwała, przeczepiona niczym ssawka do kory, tak że Raph nie mógłby jej
oderwać bez robienia jej krzywdy, jednak trzymał ją sztywno, żeby nie mogła
wspiąć się wyżej. Nie miał on bladego pojęcia co za akrobacje się tu ostatnio
przytrafiły, ale pewnie się domyślał, że nie było mądrym puszczać rozszalałą
niewidomą na drzewo tych wielkości.
Bardzo
długo stali tam przy korzeniach Chwasta z nawołującą Wind, której głos zdążył
się już zedrzeć do końca. Nie słuchała ona jednak słów towarzyszów, którzy próbowali
jej wytłumaczyć, że nie ma tam Diablika. Dziewczyna w końcu zamilkła, spuściła
głowę z rezygnacją i opuściła się bezwładnie na ziemię z lekką asekuracją
nowopoznanego basiora. Tam gdzie klapnęła, tam skuliła się w kulkę, obejmując
się w pasie łapkami.
- To
wszystko przeze mnie. – jej niewidome, zielone oczy szeroko otwarte wpatrywały
się bezrozumnie przed siebie – Zabiłam ją... Ja ją zabiłam...
-
Wind... To nie tak... – Renji próbował ją pocieszyć i pogładzić po ramieniu
skrzydłem, jednak ona odsunęła się powoli.
-
Nie zbliżaj się... – wyszeptała – Zabiłam ją... Jestem mordercą! – wykrzyknęła odtatnie
dwa słowa zrywając się na równe nogi.
-
Dobrze wiesz, że to był wypadek... – usiłował zainterweniować Raph.
-
Którego by nie było, gdyby nie ja! – wrzasnęła mu prosto w twarz przez łzy
lejące się wodospadem z jej oczu, zawstydziła się jednak swojej reakcji i spuściła
głowę – I już jej nigdy nie zobaczę... – mrukneła pod nosem – A tyle przygód
miałyśmy w planach.
Zapadła
grobowa cisza... Nikt nie wiedział co teraz począć – pocieszyć ją? Obwinić?
Przytulić? Zostawić?
Wind
stała niczym zastygnięta ze zwieszoną głową, ze łazami kapiącymi z czubka nosa.
W końcu jednak problem rozwiązała ona, gdyż doczołgała się do Raphael’a i
oparła mu głowę o ramię – ciutkę wyżej niż łokieć.
-
Jestem potworem... – stwierdziła i wtuliła się w jego wielkie łapsko niczym
mały szczeniak... (Taaa... Reakcja Wind na stres - przytulajmy się do wielkich
nieznanych nam basiorów! X3) Renji znalzł się odrazu przy niej i wadera
przygarnęła go tuląc do piersi. Drzazga poczuł się pewnie trochę niekomfortowo
w tej sytuacji... Nie codziennym było, że tuliła się do ciebie załamana wadera,
której nawet nie znałeś – Hakai mnie zagryzie, jak się o tym dowie. – mruknęła pod
nosem – Nie zostawiajcie mnie, ja nie chce jeszcze umierać! – i z tymi słowami
dziewczyna zaczęła bezmyślnie bić głową o ramię wilczura, jakby to miało jakoś
zaradzić całej tej sytuacji...
Drzazga?
Powodzenia xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)