Hakai
otworzył lekko oczy, gdy usłyszał dzwięk kołysanki. W wykonaniu Andromedy była
jeszcze piękniesza. W krótce samica usnęła, a wilczur wtulił pysk w jej futro
na karku i westchnął cicho wdychając jej zapach. Cieszył się, że ją ma. Jeszcze
jedną osobę drogą jego sercu, osobę dla której on sam był ważny – fakt, była
jeszcze Blindwind, ale... wadera miała swoje życiu, swój świat, w którym żyła i
była szczęśliwa bez niczyjej interwencji.
„Następny
dzień chcę spędzić z tobą i tylko tobą.” Pomyślał i zamknął oczy zapadając w
nieprzyjemny sen, w którym wiele razy ujrzał twarz swojego brata...
******
-
Wstawaj, śpiochu. – usłyszał głos Andromedy tóż nad swoim uchem. Samiec mruknął
cicho, strzygąc uchem – No wstawaj, zgniatasz mnie.
- S’ry.
– burknął i sturlał się z wilczycy, by ta mogła odetchnąć pełną piersią oraz
wyprostować zmiażdżony kark.
-
Miałeś wstać, a nie sturlać się i dalej spać. – rzekła patrząc nań bezradnie,
po czym dźgneł go brutalnie pod żebro.
Hakai
odrazu wstał z szeroko otwartymi oczyma, jakby go prądem porazili. Spojrzał na
swój bok potem na uśmiechniętą waderę.
-
Ałaa. – burknął, a następnie ziewnął otrzepując się z kurzu – Głodny jestem. –
stwierdził rozglądając się jeszce trochę sennymi oczyma.
-
Choćmy w takim razie nad rzekę połowić parę ryb. – zaproponowała ruszając w
stronę wyjścia, jednak wpadła na wilczura, który szybko stanął jej na drodze –
Co jest?
-
Może rzeka i ryby to nie najlepszy pomysł?
-
Czemu?
- No
bo... Nie... Ja... Nie umiem. – wybełkotał, trudząc się, żeby przynać że nie
potrafi łapać ryb.
- To
co za problem? Nauczę cię. – rzekła raźne i już jej nie było w jaskini – No choć
leniuchu, szkoda dnia!
-
No, matko... – burknął pod nosem człapiąc za wilczycą, zapowiadała się duża i
mokra kąpiel...
******
-
Jak ci się spało? – zagaił Hakai po chwili milczenia, kiedy szli przez las.
-
Pomijając fakt, że twój wielki łeb mnie zgniótł, to całkiem dobrze. –
odpowiedziała szturchając go żartobliwie w bark – A Tobie?
-
Krótko. – mruknął ziewając – Ale muszę przyznać, że masz bardzo wygodny kark. –
uśmiechnął się zawadiacko wpatrując się w Andromedę, która uśmiechnęła się...
Hakai kochał ten jej uśmiech, zawsze powodował, że on szczerzył się wesoło w
odpowiedzi, zamerdawszy ogonem.
-
Patrz lepiej gdzie idziesz. – rzekła nagle.
-
Cze... – w tym momencie samiec stracił ziemię pod nogami i chlupnął do wody
niczym głaz.
Andromeda
zaniosła się śmiechem, który słychać było niemalże w całym lesie. Tym czasem
Alfa wynurzył się z kwaśną miną.
- No
masz no... – warknął wypluwając fontanę wody i usiadł w rzece jak niezadowolony
szceniak z wodą po ramiona...
Andzia?
Wszyscy nie mają weny to ja też nie mam ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)