sobota, 21 lutego 2015

Od Blindwind do Raphael'a i Jenny - Bliskie Spotkanie

        - Zaraz, zaraz! – wadera zerwała się jak poparzona – Przecież nie wszystko stracone! Przecież ona może być w watasze, albo zmierzać w tamtą stronę! – zaczęła łazić w krzywych, nerwowych kołach.
- No w sumie tak. – zgodził się Renji.
- No to na co my, kurde blaszka czekamy?! Czemu nie oświeciłeś mnie wczęśniej?! – warknęła i dała rura przed siebie.
- BLINDWIND!
- Czego? – zatrzymała się zirytowana.
- Wataha jest tam, gdzie mój głos. – usłyszała jego głos za sobą na prawo.
Warknęła coś pod nosem, po czym poszybowała w nowo obraną stronę. Biegła tak szybko, że jej łapy wydawały się w ogóle nie dotykać ziemi. Szum wiatru zagłuszał jej jakiekolwiek inne odgłosy i powodował, że oczy zaczęły jej łzawić od podmuchu. Biegła wprost przed siebie myślami cały czas przy Jennie, przy małym bezbronnym Diabliku, który zagubił się cholera wie gdzie i nie wiadomo czy żyje. Mogła być ranna i potrzebować pomocy, mogła leżeć gdzieś z roztrzaskanym kręgosłupem, albo otoczona przez dzikie, wilkożerne stworzenia...
Wszelkie najczarniejsze myśli napłynęły jej do głowy, a po chwili to już nie wiatr powodował, że słone łzy moczyły jej futro na policzkach. Dziewczyna ewidentnie zaczęła płakać, jednak biegła niezmordowanie na przód. Gdzieś głęboko w sercu miała jednak nadzieję, że znajdzie ją przy drzewie... BOOM!
Wind nie usłyszała wołania kurka, kiedy nakazał jej skręcić, nie wyczuła obecności nowej osoby kilka metrów przed sobą – tak była pochłonięta tragedią zaginionej waderki – a w następnej chwili leżała na ziemi. Wszelkie myśli prysły. Czuła się jakby rąbnęła w ścianę – efekt był podobny, gdyż stojący przed nią basior pewnie ledwo poczuł uderzenie – piszczało jej w uszach i nie mogła się pozbierać z ziemi. Gdzieś w oddali słyszała zmartwiony głos Renji’ego i jakiś jeszcze inny... głębowki... kompletnie jej nieznany.
- O Matko kochana! – warknęła Wind zbierając się z ziemi na chwiejnych nogach, bujając się niebezpiecznie z boku na bok... Co ukończyło się jej powtórnym przewrotem – Orzesz w mordę, co ten świat się tak chwieje... – mruknęła pod nosem gramoląc się na cztery łapy, wyglądając przy tym niczym nowonarodzona sarenka, nie wiedząca do czego służą nogi. Tym razem jednak poczuła coś twardego i pewnie stojacego na ziemi na całej powierzchni prawego boku ciała, kiedy to znów groziła jej przewrotka – W... Ała... – mrukneła, kiedy przy lekkim geście głowy zabolał ją kark – W co walnęłam? – zapytała lekko nieprzytomnym głosem.
- W... Wilka... – rzekł niespokojnie Renji patrząc na przybysza, który stał obok jej przyjaciółki, mający jej głowę zaledwie na wysokości barku oraz pokaźną masę mięśniową, przez którą był trzy razy szerszy od wilczycy.
Samiec nie wydawał się być zagrożeniem, jednak patrząc na niego nogi pod krukiem wydawały się być niczym z galatery. Przypominał mu nieco górę, wielką, ogromną i nie do ruszenia... Z sylwetki przypominał mu bardzo Brego... I żałował, że nie ma przy sobie zaufanego wariata, czułby się o wiele pewniej i miałby mniejsze wątpliwości co do terminu ich śmierci.
- W... Co? – odezwała się po chwili zastanowienia. Wydawało jej się, że nie dosłyszała. Jak mogła zderzyć się z wilkiem, a mieć wrażenie, że miała ciut za bliskie spotkanie z głazem?
- W wilka. – pewnie stojące na ziemi coś, na którym się opierała zadrżało pod nią, gdy wydabył się z niego dzwięk.
- Oł... – dziewczyna pomacała go łapą, żeby upewnić się, że jej włochaty i ciepły i czy aby nie ma zwid – OŁ! Wybacz! – oderwała się od niego zataczając się lekko – Nic Ci się nie stało? Cały jesteś? Naprawdę Cię przepraszam! Widzisz, tak to jest jak ślepy garnie się do biegu! Naprawdę Cię przepraszam! – dziewczyna zataczała się wokół niego próbując odzyskać równowagę, wyglądając przy tym jak pijana wariatka.
- Mi się nic nie stało... Martwiłbym się raczej o ciebie... – rzekł patrząc na Kruk, która stała na szerko rozstawionych łapach nadal się kiwając z boku na bok, ale trochę mniej. Cała ona – mogłaby zderzyć się z czołgiem i połamać sobie wszystie gnaty, a i tak upewniałaby się, czy aby mu ryski na lufie  nie zrobiła.
- Nie, nie, mi nic nie jest, spokojnie, lekki szok, nic więcej! – i żeby m to udowonić chciała stanąć prosto i zgrabnie, ale zaniechała tego, gdy o mały włos nie skończyło się to przewrotką.
Dziewczyna odwróciła się małymi kroczkami w stronę, z której wyczuwała obecność basiora, po czym uśmiechnęła się głupkowato...


Raphael/ Jenna?? X3

2 komentarze:

  1. Udało mi się w końcu napisać to cholerne opowiadanie! x3
    Jeszcze raz jednak przepraszam za zwłokę ^^"

    OdpowiedzUsuń

Podziel się z nami Swoją opinią :)