-
Zaraz, zaraz! – wadera zerwała się jak poparzona – Przecież nie wszystko stracone!
Przecież ona może być w watasze, albo zmierzać w tamtą stronę! – zaczęła łazić
w krzywych, nerwowych kołach.
- No
w sumie tak. – zgodził się Renji.
- No
to na co my, kurde blaszka czekamy?! Czemu nie oświeciłeś mnie wczęśniej?! –
warknęła i dała rura przed siebie.
-
BLINDWIND!
-
Czego? – zatrzymała się zirytowana.
-
Wataha jest tam, gdzie mój głos. – usłyszała jego głos za sobą na prawo.
Warknęła
coś pod nosem, po czym poszybowała w nowo obraną stronę. Biegła tak szybko, że
jej łapy wydawały się w ogóle nie dotykać ziemi. Szum wiatru zagłuszał jej
jakiekolwiek inne odgłosy i powodował, że oczy zaczęły jej łzawić od podmuchu.
Biegła wprost przed siebie myślami cały czas przy Jennie, przy małym bezbronnym
Diabliku, który zagubił się cholera wie gdzie i nie wiadomo czy żyje. Mogła być
ranna i potrzebować pomocy, mogła leżeć gdzieś z roztrzaskanym kręgosłupem, albo
otoczona przez dzikie, wilkożerne stworzenia...
Wszelkie
najczarniejsze myśli napłynęły jej do głowy, a po chwili to już nie wiatr
powodował, że słone łzy moczyły jej futro na policzkach. Dziewczyna ewidentnie
zaczęła płakać, jednak biegła niezmordowanie na przód. Gdzieś głęboko w sercu miała
jednak nadzieję, że znajdzie ją przy drzewie... BOOM!
Wind
nie usłyszała wołania kurka, kiedy nakazał jej skręcić, nie wyczuła obecności
nowej osoby kilka metrów przed sobą – tak była pochłonięta tragedią zaginionej
waderki – a w następnej chwili leżała na ziemi. Wszelkie myśli prysły. Czuła
się jakby rąbnęła w ścianę – efekt był podobny, gdyż stojący przed nią basior
pewnie ledwo poczuł uderzenie – piszczało jej w uszach i nie mogła się
pozbierać z ziemi. Gdzieś w oddali słyszała zmartwiony głos Renji’ego i jakiś
jeszcze inny... głębowki... kompletnie jej nieznany.
- O
Matko kochana! – warknęła Wind zbierając się z ziemi na chwiejnych nogach,
bujając się niebezpiecznie z boku na bok... Co ukończyło się jej powtórnym
przewrotem – Orzesz w mordę, co ten świat się tak chwieje... – mruknęła pod
nosem gramoląc się na cztery łapy, wyglądając przy tym niczym nowonarodzona
sarenka, nie wiedząca do czego służą nogi. Tym razem jednak poczuła coś
twardego i pewnie stojacego na ziemi na całej powierzchni prawego boku ciała,
kiedy to znów groziła jej przewrotka – W... Ała... – mrukneła, kiedy przy
lekkim geście głowy zabolał ją kark – W co walnęłam? – zapytała lekko
nieprzytomnym głosem.
- W...
Wilka... – rzekł niespokojnie Renji patrząc na przybysza, który stał obok jej
przyjaciółki, mający jej głowę zaledwie na wysokości barku oraz pokaźną masę
mięśniową, przez którą był trzy razy szerszy od wilczycy.
Samiec
nie wydawał się być zagrożeniem, jednak patrząc na niego nogi pod krukiem
wydawały się być niczym z galatery. Przypominał mu nieco górę, wielką, ogromną
i nie do ruszenia... Z sylwetki przypominał mu bardzo Brego... I żałował, że
nie ma przy sobie zaufanego wariata, czułby się o wiele pewniej i miałby
mniejsze wątpliwości co do terminu ich śmierci.
-
W... Co? – odezwała się po chwili zastanowienia. Wydawało jej się, że nie
dosłyszała. Jak mogła zderzyć się z wilkiem, a mieć wrażenie, że miała ciut za bliskie
spotkanie z głazem?
- W
wilka. – pewnie stojące na ziemi coś, na którym się opierała zadrżało pod nią,
gdy wydabył się z niego dzwięk.
-
Oł... – dziewczyna pomacała go łapą, żeby upewnić się, że jej włochaty i ciepły
i czy aby nie ma zwid – OŁ! Wybacz! – oderwała się od niego zataczając się lekko
– Nic Ci się nie stało? Cały jesteś? Naprawdę Cię przepraszam! Widzisz, tak to
jest jak ślepy garnie się do biegu! Naprawdę Cię przepraszam! – dziewczyna
zataczała się wokół niego próbując odzyskać równowagę, wyglądając przy tym jak
pijana wariatka.
- Mi
się nic nie stało... Martwiłbym się raczej o ciebie... – rzekł patrząc na Kruk,
która stała na szerko rozstawionych łapach nadal się kiwając z boku na bok, ale
trochę mniej. Cała ona – mogłaby zderzyć się z czołgiem i połamać sobie
wszystie gnaty, a i tak upewniałaby się, czy aby mu ryski na lufie nie zrobiła.
-
Nie, nie, mi nic nie jest, spokojnie, lekki szok, nic więcej! – i żeby m to
udowonić chciała stanąć prosto i zgrabnie, ale zaniechała tego, gdy o mały włos
nie skończyło się to przewrotką.
Dziewczyna
odwróciła się małymi kroczkami w stronę, z której wyczuwała obecność basiora,
po czym uśmiechnęła się głupkowato...
Raphael/
Jenna?? X3
Udało mi się w końcu napisać to cholerne opowiadanie! x3
OdpowiedzUsuńJeszcze raz jednak przepraszam za zwłokę ^^"
Spoko ;3 Postaram się dzisiaj dokończyć.
Usuń