- Zamknij się wreszcie, Drew! - jęknęłam,
wywracając oczami. Lecz ten upierdliwy wiewiór mnie nie słuchał. Czasem
zastanawiałam się, czy dane mi będzie spotkać kiedyś kogoś z mojego gatunku.
Wilka, po prostu wilka. Ale Drew nie był znowu taki zły. Spotkałam go dwa dni
temu, jak schodziłam do doliny. Leżał biedak, poturbowany na kamieniu to go
wzięłam i opatrzyłam a potem postanowiłam odprowadzić do domu. Ma partnerkę i
<WOOOOOOOOOW> 14 dzieciaków na głowie! Był lekko głupawy i okropnie mnie
wkurzał ale lubiłam go.
Wędrowaliśmy już dwa dni. Śnieg był sypki i
było go naprawdę dużo. Ale najbardziej podobały mi się drzewa.Wyglądały, jakby
za długo płakały. Płakały tak długo, że naszła je zima i i te łzy zamarzły im
na gałązkach. W niektórych zlodowaciałych patykach widziałam swoje
zniekształcone odbicia oraz smugi rudej kity Drew. I właśnie podczas tej jakże
zajmującej czynności przyglądania się płaczącym drzewkom z zamyślenia wyrwał
mnie Drew.
- Helllllllllllllllloł bejbeeeeeeeeeeeee! -
zapiszczał. Dla mnie jego głos brzmiał jak piszczenie.
- A tobie co znowu? - zapytałam skrzywiona.
Spojrzał na mnie zachwycony i bez słowa przeskoczył na następne drzewo. Stanął
dumnie na gałęzi i westchnął. Roześmiałam się.
- Hej, nie śmiej się ze mnie. Jestem
szczęśliwy, bo wreszcie dotarłem do domu. To jest mój dom, Dżej! Rozumiesz?!
Udało nam się! Dzięki tobie wróciłem do...
- Tataaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - rozległ się pisk
i nagle jak z procy wystrzeliło z dziupli 14 małych, rudych kit i rzuciło się
na mojego towarzysza. Po chwili wypełnionej piskami i śmiechem wyszła z dziupli
dorosła wiewiórka. May, partnerka Drew. Zdumiona, uśmiechnęła się szeroko i z
załzawionymi oczętami podbiegła do niego, rzuciła się do przytulania go zaczęła
płakać. Po prostu. Zwinęłam się stamtąd niepostrzeżenie i zostawiłam Drew
krótką wiadomość:
"Mój drogi głupku, Drew!
Odeszłam. Miałam cię tylko odstawić do domu.
Wypełniłam zadanie więc się zmywam. Pozdrów rodzinkę i trzymaj się. Aha, nie
lataj więcej w stronę gór. Do zobaczenia!
Twoja wilcza znajoma, Jenna"
****
A potem się zmyłam. Podreptałam wśród śniegu
na zachód. Po trzech godzinach chodzenia postanowiłam się położyć. Głupia,
pomyślicie. Chce spać na śniegu kiedy robi się ciemno. Otóż nie. Wcale nie na
śniegu. Miałam zamiar wspiąć się na drzewo i tam zasnąć. Rozejrzałam się za
odpowiednim drzewem. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy je wypatrzyłam. Dopadłam
do drewniaka i już, już miałam wskoczyć, kiedy oberwałam w łeb gałęzią.
Schyliłam się w odruchu i skrzywiłam pysk. Pomasowałam ucho i rozejrzałam się,
skąd się wzięła ta gałąź. Natrafiłam na znikającą w krzakach obok białą kitę.
Pomyślicie, że to niemożliwe. Przecież śnieg też jest biały, nie mogłabym
rozróżnić kity od niego. Ale ten ogon nie był taki całkiem biały. Troszkę
bardziej... zabrudzony. Nie mówię, że zaniedbany ale... Nieważne, znów
zaczynam. Czasem tak mam, że rozmyślam nas nieważnymi rzeczami... Ech, cała ja.
Wyszłam z krzaków, podążając za kitą.
Zobaczyłam czarnego kruka na pobliskim drzewie i siedzącą obok waderę.
Przedstawiła mi się, przeprosiła i zapytała, czy chcę dołączyć do ich ogniska.
Kruk stwierdził, że jeśli mi życie miłe, to nie powinnam się zgadzać. Ale czy
ja kiedykolwiek mówiłam, że kogoś słucham?
- Pewnie, czemu nie? Jestem Jenna, tak na
marginesie. - odpowiedziałam z uśmiechem. Zaczęłam rozpalać ogień. - A,
wspomniałaś coś o jakimś klanie... Jest tu wataha? - Podniosłam wzrok na
waderę. Siedziała obok mnie i wpatrywała się w moje łapy. Nie lubiłam tego ale
mniejsza.
- Tak, jest. Ja należę do Klanu Czerwonych
Kruków i jestem Alfą w tym klanie. Chciałabyś do nas dołączyć? - Spojrzała na
mnie. Miała ciekawe oczy. Całe zielone. I jej wzrok był trochę nieobecny...
- A ile was jest? - zapytałam.
- Nie wiem. - odpowiedziała po chwili
zastanowienia. Zaskoczyło mnie to ale i potwierdziło moje przypuszczenia.
- Jak to: nie wiesz?
- No, po prostu. Nie wiem. - mruknęła.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie? - zapytałam.
Wróciłam do rozcierania patyków.
- Może... Zależy czego dotyczy. -
odpowiedziała. Westchnęłam.
- Nie będę owijać w bawełnę. Czy ty jesteś
niewidoma? - Wadera zdębiała.
- Jak się domyśliłaś? - zapytała, odwracając
wzrok. Jakby nagle kryła sie z tym. To była odpowiedz. Blindwind była
niewidoma.
- No cóż, nie bierz tego źle ale po prostu...
Jakoś tak mi wpadło do głowy. Miałam kiedyś w watasze niewidomą jednostkę. Znam
ten wzrok. - Uśmiechnęłam się na pocieszenie. Oczywiście, wadera nie mogła tego
zobaczyć ale może poczuła? Nie wiedziałam. Mi oczywiście to nie przeszkadzało.
Jakoś nie robi to dla mnie różnicy, czy ktoś jest ślepy czy nie, bez łapy czy
nie, nie mówi lub mówi. Ważne, by nie był świnią i nie znęcał się nad innymi.
Wtedy jest ok.
Zbliżyłam się do wadery. Podniosła na mnie
wzrok.
- Hej, to nic złego. To co? Ognisko powoli się
rozpala. Zawołamy kogoś? Z watahy, żeby było śmieszniej. - Blind uśmiechnęła
się. Spojrzałam na niebo. Za chwilę zrobi się ciemno. Może będzie padać deszcz?
- Możemy. - zgodziła się z entuzjazmem Blind.
- Zawołam kogoś specjalnego. Mówię ci, padniesz. Zaczekaj tu. - I już jej nie
było. Jej kruka też. Uśmiechnęłam się szeroko i parsknęłam. Grzebałam w śniegu
aż usłyszałam skrzek śniegu. Blind wróciła i prowadziła ze sobą jakiegoś
wilka...
<Blind? Kogo tam masz? :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)