poniedziałek, 22 grudnia 2014

Od Hakai do Jenny - Wilki z Krainy Wiecznego Śniegu

        Hakai spojrzał na Andromedę rozbawionym wzrokiem, pamiętając jak to sam miał podobną przypadłość z dzieciakami.
- A nic, tak mi się przypomniał pewien incydent z życia. – odpowiedział.
- To może zechciałbyś się nim z nami podzielić? – wtrąciła Blindwind nagle zainteresowana, gdyż nie przypominało jej się, żeby Hakai kiedykolwiek miał styczność z jakimiś smarkaczami, albo żeby miał w ogóle taką możliwość...
- Nie ma co opowiadać, powiedzmy że jest to jedna z mych mniej ciekawych przygód. – rzekł nie chcąc się przyznawać do głupoty, którą w swym życiu pomełnił.
Nie wypadało mu stawiać samego siebie w tak haniebnym świetle, szczególnie że był Alfą oraz charakterem, który wolał  nie być wyśmiewany.
- No weź!  - powiedziały Jenna z Wind razem, niczym synchronizowane.
- O nie, nie ma mowy. – zaparł się.
- A może jednak? – usłyszał obok siebie głos Andromedy, samiec odwrócił się, by spojrzeć jej prosto w oczy i nagle cały animusz z niego wyleciał.
Już miał się zgodzić, ale w ostatniej chwili zdrowy rozsądek uderzył mu do głowy, rozdmuchując mgłe, którą został chwilowo pokryty jego umysł.
- Nie.
- Łeee... Sztywniak. – burknęła Wind i usiadła z powrotem na miejsce z miną szczeniaka, któremu zabrali najlepszą zabawkę.
- Jenna pytała się mnie ostatnio jak to się stało, że pojawiłem się na tych terenach. – zmienił szybko temat, chcąc odwrócić uwagę wszystkich – Może chcecie się dowiedzieć jak to było? – spytał patrząc na Andromedę, Brego oraz Jennę.
- Też może być. – stwierdziła mała waderka.
- My też chcemy! – zwołał wesoło Brego podnosząc jedną łapę do góry – I my również! – rzekł burkliwym tonem podnosząc drugą łapę, a Jenna rzuciła się na ratunek zajaca, który wypuszczony z łap hybrydy mało nie wpadł w ogień.
- Niech Ci będzie. – dała za wygraną złotooka, usadzając się wygodnie.
- O matko, tylko nie to...  – warknęła Blindwind – Ty i Twoje zgłupiałe rodzeństwo. – mruknęła wywracając się na plecy – Nie może by coś innego?
- A co Ci nie pasuje w tej historii? – zapytał zaskoczony nieco jej reakcją.
- Mój udział w niej. – stwierdziła sucho wilczyca – Powiedzmy, że przedstawia mnie w dość negatywnym świetle.
- Oj, nie przesadzaj, to że jest tam również Lilly i jej humory to nie znaczy, że jesteś przedstawiona negatywnie, dobrze wiesz, że żadne z nas tutaj tak o Tobie nie myśli, jak ona. – próbował ją przekonać – Za takie przygody jakie Ty przeżyłaś, nie widząc przed sobą świata, należy Cię tylko podziwiać.
- Eh... – westchnęła - Ale tylko ten jeden raz. – stwierdziła twardo, siadając.
Szczerze to ciekawiła ją nieco ta historia, bo głównego powodu założenia watahy w sumie sama nie znała, przybyła tutaj niechcący jak już wszystko było na miejscu i gotowe. Nie lubiła jednak wracać myślami do jednego dnia, który spowodował, że nie było jej przy założeniu stada, był on dlań dość przykry. Hakai najprawdopodobniej miał rację, nie miała co przejmować się słowami jego siostry, lecz nie powodowało to ulżenia cierpieniu, które czuła za każdym razem, kiedy zostawały one jej przypominane.
- Tylko ten jeden. – zgodził się z uśmiechem i odwrócił się w stronę ogniska, zaczynając swą opowieść.
Mówił spokojnie, bez większych emocji w głosie, co jakiś czas patrząc komuś prosto w oczy, jakby chciał, żeby sens jego słów dotarł aż do ich duszy.

~ W tej opowieści ominę wszytskie moje przygody, zostawię je na następne ognisko. Opowiem Wam tą główną, która doprowadziła mnie aż tutaj – o dziwo żywego – i spowodowała założenie naszego wariackiego świata.
        Pochodzę z samego czubka świata, gdzie ziemia spowita jest lodem i śniegiem cały rok na okrągło. Kraina albo otulona gęstymi cieniami czarnego nieba, albo rozświetlona jasnymi promieniami słońca. Tam właśnie przyszełą na świat, mała czarna kulka problemów - jak to zwał mnie mój starszy brat. Razem ze mną pojawiła się moja siostra, niektórym z Was już znana – Lilly.
Dorastaliśmy w spokojnym stadzie, nie toczącym żadnych wojen, ani sprzeczek z innymi. Ze spokojnymi członkami w spokojnym lesie... Wszytsko było tak cholernie spokojne, że można było rzygać tym spokojem. Już w wieku roku tułaliśmy się wraz z Lilly i Blindwind – która urodziła się zaledwie cztery miesiące przede mną -  za Frostem, żeby chociaż popatrzeć jak poluje. Jednak on nie tolerował zbytnio naszego towarzystwa, zawsze kazał nam wracać z poworotem do watahy... ~

- Rozpraszacie mnie, gówniarze! – wtrąciła grubym, zachrypniętym głosem Blindwind wytykając język, krzywiąc minę i wypinając pierś do przodu „naśladując”, Frost’a. Między zebranymi dało słyszeć się ciche śmiechy – Wybacz, musiałam. – powiedziała z rozbawieniem Blindwind – Już milknę. – dodała po chwili. Hakai uśmiechnął się tylko i pokręcił głową.

~ Kontynuując. Nasza trójka zaczęła się więc wymykać z watahy po swojemu, żeby pozwiedzać i znaleźć coś do roboty. Były jednak dwie przeszkody... W krainie wiecznego śniegu nie było co robić, gdyż zabawy na śniegu stały się już nudne po paru miesiącach. A drugą... Lilly nie tolerowała Wind. Dziewczyny wiecznie się kłóciły, robiąc tyle hałasu, że niedźwiedzie polarane chował się do nor słysząc ich krzyki i nie wychodziły póki nie odeszły one hen daleko. Jednak radziliśmy sobie jakoś z tym, spragnieni przygód i ciekawi świata.
Dochodziły na nas najróżniejsze skargi od strony innych stad, nawet nie wiecie ile to razy to wracaliśmy do domu w szczękach patroli obcych wilków lub swoich, którzy spędzali dwa dni szukając nas po śnieżnych zaspach... Powiedzmy, że nikt nigdy nie wiedział odkąd zacząć szukać, bo mogliśmy być wszędzie, a zarazem nigdzie. Raz zdarzyło się, że cała wataha musiała się rozproszyć, żeby przeszukać większe tereny, a całość poszukiwań trwała cztery dni.
Jednak w końcu i to stało się nudne. Ile razy można zwiedziać krainę tak samo białą i zimną w każdym miejscu?  Jak pewnie się już niektórzy z Was domyślili, niedługo potym doszło do ucieczki naszej trójki.
Chcieliśmy to zrobić niezauwarzenie. Udałoby się to, gdyby nie Frost, który właśnie wracał z nocnego polowania. Chciałem to rozwiązać z nim jakoś pokojowo, gdyż nie podobał mu się fakt, że chcieliśmy odejść. Powiedzmy, że nie zyskałem u niego nigdy uwielbienia z racji takiej, że on zawsze dostawał po garach za każdym razem, kiedy dochodziło do skarg lub zaginięć. Ubzdurało mu się, że da rade mnie przekonać do zostania lub wybić mi to z głowy siłą. Jednak upór osła zwyciężył i nie dało się ani tak, ani tak.
Rozpętała się między nami dość krwawa bójka. W sumie jak na półtora rocznego szczeniaka dość dobrze go drasnąłem, ale odwdzięczył mi się pięknym za nadobne. Do końca życia mam po nim wspominkę między łopatkami i na klatce piersiowej. Szęście, że Frost był lepszym łowcą niż wojakiem i trójka wyrośniętych szczeniaków dała mu nieźle w kość, co spowodowało że w końcu dał za wygraną
– Idź w pierony, Hakai! Stado będzie miało w końcu spokój... A ja w końcu się ciebie pozbędę. – rzekł do mnie wtedy.
Pamiętam te słowa dość dobrze, bo pozostawiły mi w sercu ranę na zawsze. Fakt, nigdy za sobą nie przepadaliśmy, ale jednak rodzeństwo to rodzeństwo, a gdy ono kopnie cię w dupe to zdany jesteś tylko na zawsze niepewną przyjaźń drugiej osobny.
W sumie do dziś nie wiem co się z nim stało, ale wątpię, żeby wrócił do watahy, bojąc się reakcji rodziców, gdyby im powiedział o naszym zniknięciu. Nie pomyślałem o tym wtedy, jednak teraz rozumiem, że swoim wyborem zrujnowałem mu życie. Przeze mnie stał się najprawdopodobniej samotnym strzelcem na resztę życia, a jeżeli tak, to marny był jego los, gdyż nasza kraina nie była w ogóle przystosowana do wilków, które nie miały stada...
Podróż przez śniegi zajęła nam kilka miesięcy. Zanim zobaczyliśmy coś innego niż biel oraz lodowce, a powietrze zrobiło się nieco cieplejsze, można powiedzieć że byliśmy już nastalatkami, mając trochę ponad dwa lata. Gdy nasze łapy przekroczył granice krainy wiecznego śniegu staneliśmy na kompletnie innym świecie. Dzwięki, zapachy, widoki, wszystko inne, ciekawsze od tego co poznaliśmy dotych czas. Tak oto rozpoczeliśmy nasze nowe życie.
Jak pewnie już wiecie, ja razem z Blindwind jesteśmy zdolni wcisnąć nosa po prostu wszędzie. Za to Lilly podchodziła do wszystkiego nieco bardziej racjonalnie. I tutaj właśnie się zaczęły sprzeczki oraz większość przygód,  gdyż - zapomniałem wspomnieć - tereny między moją krainą, a aktualnym światem są po prostu naszpikowane niebezpieczeństwami! Nie ma tam nic co pozwoliłoby ci spokojnie żyć choćby przez pięć minut, po prostu istne piekło! Wszystko co się rusza nic tylko kąsa, gryzie i drapie, niosąc ze sobą rządzę krwi oraz śmierci. To było właśnie życie, którego pragneliśmy! Po tylu latach spokoju to miejsce było dla nas niczym Raj wsadzony w sam środek Piekła. Mimo tylu niebezpieczeństw podobało nam się tam, choć wiedzieliśmy, że długo tam pobyć nie możemy, bo prędzej czy później skończy się to naszą zgubą. Przez pierwszy rok jednak nikt o tym nie myślał, dopiero później próbowaliśmy znaleźć jakieś bardziej zaciszne miejsce.
Pewnego dnia Lilly zostało bardzo poważnie poszkodowana, tym razem z powodu naszej ciekawości i mojej nieuwagi. Mało wiedzieliśmy z Kruk o medycynie, jednak dzięki naszej szcządkowej wiedzy udało nam się ją jakoś uratować. Niestety, według Lilly wina leżała cała po stronie Wind i nie ważne jak bardzo próbowałem ją przekonać, ona upierała się przy swoim.
******
(...) – Gdyby nie Ty, nie byłoby tego wszystkiego! – wrzeszczała na cały głos czerwonooka szczerząc kły.
- Ja... Przepraszam. – powiedziała zdezoriętowana niewidoma, nie wiedząc czemu nagle cała wina spadła na nią, choć to nawet nie ona zaproponowała na początku zwiedzenie jaskini.
- Myślisz, że to coś zmieni? – wyszeptała chłodno Lilly patrząc na dziewczynę czerwonymi ślepiami, w których tańczyły wściekłe iskry.
- Lilly, to nie jest jej wina. – Hakai usiłował uspokoić siostrę, zanim rzuci się kuzynce do gardła, gdyż najczęściej do tego dochodziło, problem był jednak taki, że już nie byli szczeniakami, a dorosłymi wilkami, trenowanymi w trudnych warunkach zabójczego świata do walki.
- A niby czyja?! – zwróciła się do niego – Tylko nie mów, że Twoja, bo w takie bajki to ja nie wierzę! To nie ty jesteś ślepy jak kret, to nie ciebie trza prowadzić wszędzie za łapkę, bo potykasz się jak grajdoła o korzenie! To nie tobie trzeba krzyczeć „W lewo, w prawo, prosto, uważaj, drzewo!” Bo w panice tracisz zmysły i już kompletnie jesteś zdany na towarzyszy, którzy nie mogą skupić się na własnej ucieczce, to nie przez ciebie padają jak muchy ofiarą jakiejś krwiożerczej dżdżownicy! – nakręcała się samica, po czym zwróciła się w kierunku kuzynki, która stała oniemiała, raniona każdym słowem Lilly – Tak, o tobie mówię, ślepoto, jesteś naszym największym problemem, do niczego się nie nadajesz!
- Lilly! Dosyć tego! – warknął w końcu Hakai – Dobrze wiesz, że tak nie jest! Blindwind jest genialnym łowcą i dobrze wiesz, że jej zmysły są lepsze od moich i twoich razem wziętych!
- I co z tego? – przerwała mu dziewczyna – Też potrafię polować! A moje zmysły? Przynajmniej nie szwankują, kiedy zaleje mnie fala adrenaliny!
- Lilly! Przestań! – tym razem odezwała się Kruk, nie mogąc wytrzymać już fali negatywnych, wściekłych emocji zalewającą ją od stóp do głów.
- Nie odzywaj się! – warknęła do niej samica – Nie mów mi co mam róbić! Sama jesteś bezurzyteczna, a innym rozkazujesz! – i w tym momeńcie Blindwind została odrzucona do tyłu, zdzielona w pysk przez Lilly.
- Lilly! Dość tego! – krzynął czarny wilk i rzucił się na siostrę, przyszpilając ją do ziemi, jego białe kły błyszczały, odsłonięte spod warg
- Hakai! Nie! – usłyszał obok siebie głos kuzynki, która wstała już z ziemi, strużka krwi spływająca jej po policzku z łuku brwiowego – Przestańcie. – powiedział już spokojniej, kiedy poczuła, że emocje kuzyna nieco opadły – Nie walczcie ze sobą, to nie ma sensu... – po tych słowach wadera odwróciła się i popędziła w gęstwiny.
******
Szukałem jej od tamtego czasu. Rozstaliśmy się z Lilly na parę miesięcy. Przez ten cały czas tułałem się po świecie usiłując znaleźć Blindwind, jednak bez skutecznie. „Dobry łowca nie popełnia błędów swej ofiary” dopiero wtedy pojąłem słowa, które onegdaj powiedziała mi Kruk.
Wataha została założona cztery miesiące później, kiedy to  zdołałem odnaleźć i pogodzić się z Lilly. Postanowiliśmy stworzyć miejsce, w którym wilki będą chciały mieszkać, skąd nie będą szukać każdej możliwej drogi ucieczki, miejsce które będzie ciekawe, wesołe, w którym każdy będzie mile przyjęty do naszego grona. A głęboko w sercu miałem nadzieję, że gdy osiedlimy się w jednym miejscu na dłużej to Wind znajdzie nas i będziemy mogli żyć razem, jak prawdziwa rodzina. Jednak ta nadzieja się nigdy nie spełniła do końca, bo zanim dołączyła do nas Blindwind Lilly zginęła w katastrofie, ratując mi życie..
I tak oto zaczęły się dzieje Watahy Nieznanych Wariatów. ~

Hakai zamilkł, kończąc swoją dość poważną opowieść. Słychać było jedynie wesoły trzask drewienek w ognisku, do którego cały czas dokładała coś Kruk, nie chcąc słuchać opowiadania, jednak mimo wolnie jednym uchem śledziła jego przebieg. Czarny basior rozejrzał się dookoła, wszystkie twarze były wlepione w niego, jedynie jego kuzynka wpatrzona była w ogień, a blask od ogniska odbijał się od łez, które toczyły się po jej policzkach, ginąc u jej stóp w śniegu. Ciepłe kolory nadawały łzom ognistych barw, sprawiając wrażenie, jakby były one kuleczkami ognia, wypalającymi powoli i boleśnie swoją drogę na jej futrze.
- Blindwind? – przerwał ciszę czerwonooki, niemalże szeptem, nachylając się nad nią, żebt dotknąć nosem jej policzka, jednak tak się odsunęła, gdy tylko poczuła muśnięcie – Przepraszam, nie wiedziałem, że...
- Nie przepraszaj. – powiedziała sucho i uśmiechnięła się pusto – Sama nie wiedziałam, że tak zareaguję, ale już jest dobrze. – zapewniła, otarła szybko łzy i rzuciła wszytskim swój klasyczny, promienny uśmeich – Idę nazbierać drewienek, bo się skończyły. – rzuciła, wstajac – A wy zdejmijcie zająca, bo wam się w końcu spali.
-  Nie martw się, Skarbie, wszystko jest pod kontrolą! – zapewnił Brego oglądając mięsko, Blindwind zaśmiała się pod nosem i zniknęła w krzakach, pochłonięta przez cienie – Co ty na to, Skarbie, wszamiemy zajączka? – zapytał sam siebie – A wszamiemy, wszamiemy. – pokiwał głową, po czym uniósł palec do góry – Ale musimy się podzielić. – stwierdził – Nie! Nie musimy! Wszystko sami zjemy! SAMI! – warknął garnąc się do mięsa – Nie! Niegrzecznie! Grubi będziecie, Skarbie, grubi jak trzy woły! – po chwili zastanowienia mruknął pod nosem – No dobra, dobra, podzielimy się, Skarbie...


Jenna? Może teraz Ty? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)