piątek, 19 grudnia 2014

Od Andromedy do Hakai - Opowieść Przy Ognisku

        Andromeda spojrzała na wszystkich i lekko się uśmiechnęła.
- Mój brat potrafi lepiej opowiadać i z pewnością zna więcej historyjek.
- Masz brata? - Spytała Jenna robiąc zaciekawioną minę.
- Tak... Mam brata, który nigdy nie chce się odczepić. Raczej go nie znasz... Jakiego typu chcecie opowiadanie?
- To dla nas bez różnicy. Prawda Skarbie? - Brego pokiwał głową w zamyśleniu i po chwili odpowiedział mówiąc do siebie. - Tak, to dla nas bez różnicy.
-Cóż z tej historyjki dowiecie się dlaczego, mój brat Zafiro nie znosi dzieci. Taaak... - Wilczyca pokiwała głową  i spojrzała w ogień - To było już dosyć dawno, ale dobrze  pamiętam tę historię:

~Jak zwykle szukaliśmy innych wilków, co nie było wcale takie łatwe. Była wtedy jesień i padał okropny deszcz, wiatr był zachodni i bardzo zimny. Staraliśmy się znaleźć jakieś schronienie aby przenocować i zatrzymać się może na jakiś czas. Razem z Zafiro, cali mokrzy odnaleźliśmy jaskinię. Nie była wielka, ale było w niej wystarczająco dużo miejsca. Oboje położyliśmy się spać. Zafiro ma w zwyczaju leżeć i obserwować wejście do jaskini, ale po godzinie, gdy stwierdzi, że nie ma po co siedzieć to decyduje się w końcu położyć. No właśnie i tamtej nocy leżał tak nic nie robiąc gdy nagle usłyszał jakieś odgłosy, które nie były ani wiatrem ani nie były powodowane przez deszcz. Zbudził mnie, aby upewnić się czy to tylko on słyszy jakieś odgłosy. Wstałam zmęczona i zaczęłam nasłuchiwać, było to coś podobnego do skowytu. Razem z Zafiro wyszłam z jaskini i ruszyłam w poszukiwaniu kogoś kto możliwe, że potrzebował naszej pomocy. Praktycznie co pięć sekund zatrzymywaliśmy się, aby dojść do źródła dźwięku. 
Po krótkim czasie dotarliśmy na bagnistą łąkę, pierwsze co udało nam się zrobić to wlecieć po szyję do brudnej wody. Kilkanaście metrów od nas dostrzegliśmy trójkę wilczątek. Małe wilczki starały się wyciągnąć jednego z nich, który nie mógł się wygramolić z bagna. W powietrzu wyczułam krew, biedactwo pewni gdzieś miało ranę i to nie małą. Razem z bratem rzuciliśmy się w stronę dzieci i wyciągnęliśmy wilczka. Wszyscy wróciliśmy do jaskini i usiedliśmy. Obejrzałam maluszki. Ten wilczek, który się topił miał pogryzioną tylną łapkę, krew mieszała się wraz z brudną wodą. Wyszliśmy więc razem na zewnątrz, aby deszcz obmył choć trochę ranę. Arion, bo tak miał na imię wilczek, powiedział co się stało. 
Oddzielili się od mamy i potem trafili na jakiegoś młodego niedźwiedzia, który zdenerwował się i zaczął ich gonić. Arion był słabszy od swojego rodzeństwa i został w tyle. Młody niedźwiedź zdołał ugryźć Ariona w tylną łapę na tyle mocno by zmiażdżyć mu tylną nogę oraz rozciąć skórę ostrymi kłami. Młody wilk zdołał się jakimś cudem uwolnić, po czym uciekał na trzech łapach aż w końcu dotarł do rodzeństwa, ale niestety wleciał w miejsce gdzie było dużo wody. Zaczął się topić, a rodzeństwo bezskutecznie starało się go wyciągnąć. 
Po opowiedzeniu historii kazałam się Arionowi położyć do jaskini, aby się przespał. Wilk z trudem podreptał do suchego miejsca w kącie i skulił się, cicho jęcząc z powodu rany na łapie. Rano gdy się obudziłam obejrzałam dokładniej ranę i poszłam po zioła. Było słonecznie i całkiem ciepło, niesamowite jak pogoda potrafi szybko się zmieniać... Zebrałam potrzebne zioła oraz roztarłam je przykładając do łapy Ariona. Amber i Nunreno bawili się z Zafiro. Choć tak na prawdę to dzieciaki dokuczały mojemu bratu, od którego nie odchodziły na krok i go ciągały za ogon, uszy lub wyrywały sierść. Mój biedny braciszek warczał na nich, aby choć trochę nastraszyć, ale te wilczki były... Nieustraszone? Po kilku dniach razem z moim wyczerpanym bratem ruszyliśmy w poszukiwaniu mamy tych wilczków. 
Poszukiwanie zajęło nam niecałe dwa dni. Gdy matka dzieci do nas przybiegła od razu rzuciła się do gardła Zafiro. Od razu rzuciłam się w obronie mojego starszego braciszka i udało nam się odejść bez większych obrażeń. Gdy wędrowaliśmy tak przed siebie weszliśmy w jakiś gęsty las. Zafiro prawił mi wykłady, że nie powinnam stawać w jego obronie i tak dalej... Był tak przejęty swoją przemową, że nie wiadomo kiedy zapadł się pod ziemię... Dosłownie. Wleciał w jakąś ogromną borsuczą norę i wrzasnął jak opętany wylatując z niej niczym błyskawica. Po chwili wytłumaczył mi o co chodzi, w norze były małe borsuki i razem z nimi ich matka. Zafiro do dziś ma dość dzieci i ich opiekuńczych matek, które gryzą i rzucają mu się do gardła za nic. ~ 

Andromeda oderwała wzrok od ognia i obejrzała wszystkich po kolei, jej wzrok zatrzymał się na czarnym wilku.  Był to Hakai, który wpatrywał się w ogień z tajemniczym uśmiechem, chciała wiedzieć o czym myśli jej przyjaciel. - No więc, to chyba już wszystko co miałam powiedzieć. Nie było to może ciekawe, ale nic innego mi się jakoś nie przypomniało... Czemu uśmiechasz się, Hakai? - Spytała wilczyca bacznie obserwując wilka o czerwonych niczym rubiny oczach. 
Jej brat był do niego podobny tyle, że miał niebieskie oczy i trochę masywniejszą sylwetkę. Taak, spojrzała na resztę towarzyszy wszyscy się lekko uśmiechali. - Hakai? To jak? Powiesz nam o czym myślisz?

< Hakai? Co Cię tak bawi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)