Hakai patrzył na
małą waderę jak tarza się ze śmiechu po śniegu. Nagle uśmiechnął się życzliwie.
Tak bardzo przypomnała mu Blindwind, jakby była jej małym – nieco zdiablonym –
klonem o nieco bardziej szorstkim charakterze. Basior zapałał do niej nagle
czymś w rodzaju sympatii, może nawet lekkim zaufanim. Jenna wydawała się być
osobą, która przyciąga do siebie wariatów, powodując rozweselenie atmosfery, od
jej osoby po prostu bił ten dobry humor, dokładnie – prawie tak jakby znajdował
się w towarzystwie swojej kuzynki.
Wilczur potrząsnął
głową, rozpraszając rozmyślenia o podobieństwach między waderami, musiał jej
się przecież jeszcze odpłacić pięknym za nadobne – chociaż przypalony ogon był
akurat dowodem jego własnej nieuwagi – ruszył w stronę wadery, złapał ją za
skórę na karku i mimo jej głośnych speciwów wrzucił w największą zaspę śniegu,
znajującą się na polance.
- Ej! Za co to
niby było?! – warknęła Jenna, wynurzając się spod białego puchu z wielką górą śniegu
na czuprynie.
- Konskfencje
naśmiewania się z Alfy. – stwierdził Hakai, ogladając czubek swojego ogona, który
nie wyglądał aż tak tragicznie, ale też i nie najlepiej.
Nie miał jednak
dużo czasu na szacowanie strat, gdyż wkrótce po tym oberwał śnieżką prosto w
pysk.
- A masz! –
usłyszał triumfalny krzyk towarzyszki.
Alfa nie miał
zamiaru pozostawać jej dłużny... No i chwilę później rozgorzała zażarta bitwa
na śnieżki, gdzie dwójka dorosłych wilków zamieniła się nagle w parę
szczeniaków, beztrosko spędzających swój pierwszy dzień na śniegu. Miało to jednak
swoje plusy, gdyż sypki śnieg zagłuszający zmysły ich nieobecnej koleżanki
został uklepany i rozgarnięty, dzięki czemu po powrocie Blindwind miałaby
lepszą „widoczność”. Nie wiadomo ile trfała ich zabawa, jednak zdążyli okrążyć
ognisko dobre parę razy, wydeptując dookoła szeroką, nierówną ścierzkę.
- Dobra!
Poddaję się! – krzyknął w końcu rozbawiony czarny basior i padł na plecy,
otrzymawszy ostateczny cios w brzuch.
- Ale z Ciebie
mięczak! No dalej! Wstawaj i walcz! – zagrzewała go rozbrykana waderka, która
gotowała już kolejne pociski.
- Ej! Co Ty na
to, żebym przyprowadził Andromedę? – zaproponował znienacka.
- Dobry pomysł.
– stwierdziła raźnie Jenna – Ale nie wymigasz się od bitwy! – zagroziła mu
dziewczyna i cisnęła w niego jeszcze jedną śnieżką.
- Heh, wrócę ze
wsparciem i Cię rozniosę! – rzucił przez ramię Alfa już znikając w krzakach i
pędząc przez las.
Niedługo szukał
swojej przyjaciółki... szczerze znalazł ją już po pierwszych pięciu minutach
biegu, kiedy to zderzył się z czymś mniejwięcej swojego wzrostu i dość potężnej
budowy.
- Co do
cholery! – usłyszał spod siebie przytłumiony głos wściekłego Zafiro, z którym
to właśnie się buchnął, przekoziołkował parę metrów i wylądował w dość
niewygodnej pozycji. Na kogo innego mógłże się napatoczyć szukając Andromedy,
przecież jej wierny, starszy brat nie opuszczał jej na krok, chodząc za nią
niczym cień. Po chwili dostał kuksańca w
brzuch, który odepchnął go mocno do tyłu i – kolejny raz w tym dniu – wylądował
w zaspie śniegu.
Doszedł go cichy chichot oraz głośny warkot, jednak kiedy wynurzył się z
zaspy warczenie ustało, zastąpione przeprosinami.
- Nic się nie stało, widocznie mi się należało. – stwierdził Alfa
otrzepując się z białego puchu – Mógłbym Ci ukraść Andromedę? – zapytał z buta niebieskookiego,
którego czarne futro powodowało, że rozpływał się niemalże w ciemnych cieniach
wieczoru, jedynie niektóre części ciała konrastowały z białą ziemią oraz szafirowe
oczy odznaczały się od reszty, świecąc w nikłym blasku księżyca.
- A niby po co? – odpowiedział pytaniem na pytanie nieufnie dołączając do boku siostry, która
wyglądała niemalże jak on w słabym świetle, jedynie miała delikatniejszą i
mniejszą sylwetkę oraz piękne, złote oczy, które gdy napotkały się z czerwonymi
ślepiami Alfy wywołały u niego lekki uśmiech.
- Tajemnica. – stwierdził mrocznie, nie odrywając wzroku od dziewczyny,
jednak Zafiro nie wyglądał na przekonanego. Alfa westchnął cicho i podszedł do
rosłego samca, spoglądając mu w oczy oraz oznajmiając poważnym tonem – Nie
martw się, zapewniam, że zostawiasz ją w bezpiecznych łapach. – to już bardziej
przekonało brata Andromedy, który kiwnął nieznacznie głową, a gdy tylko uczynił
ten gest Hakai porwał wilczycę i pognał z nią w stronę ogniska.
Konwersacja
potoczyła się na tyle szybko, że samica w ogóle nie miała czasu ani możliwości
wcisnąć swojego najmniejszego słówko, dopiero kiedy dwójka wyrwała sprintem z
powrotem drogą, którą przybył samiec, miała ona okazję dopytać się o parę
szczegułów.
- Dokąd
idziemy? – zapytała, z trudem nadążając za wilkiem.
Hakai zwolnił
biegu, aż w końcu stanął i zwrócił się do wadery.
- Pardon, gdzie
moje maniery, zapomniałem się z Toba przywitać, piękna damo. – rzekł z
szarmanckim uśmieszkiem i nachylił się nad nią, żeby dotknąć jej nosa swoim –
Cześć. – rzekł krótko.
- Hej. –
wybełkotała zakłopotana wilczyca, nieco zbita z tropu obrotem tematu i gestem
przyjaciela – To... Dowiem sie dokąd zmierzamy? – zapytała po raz kolejny.
- Nie. –
odpowiedział jej z wesołym uśmiechem, ruszając dalej już nieco wolniej, żeby
dziewczyna mogła za nim nadążyć.
- No mów! –
ponagliła go, jednak na niewiele się to zdało.
- Dowiesz się
wkrótce. – zapewnił ją i były to jego ostatnie słowa na ten temat.
Niedługo po zakończeniu
się krótkiej rozmowy znaleźli się na polance – gdzie odrazu przy wejściu
zostali zbombardowaniu salwą śnieżek.
- To miała być
ta tajemnica? – zapytała z nutką irytacji Andzia, siedząc obsypana śniegiem od
stóp do głów, a mrurząc oczy spojrzała na basiora, który uśmiechnął się
głupkowato, wyglądając w przybliżeniu jak ona.
- Nie do końca,
choć do rewanżu będziesz mi potrzebna. – przyznał i odrazu po tym dostał
przyjacielskiego kuksańca w pysk.
~ W tym samym czasie ~
Biała wadera
pędziła przez las do swojego ulubionego miejsca do polowań. Zatrzymała się
wśród krzaków, które nazywała „Zajęczymi Krzewami”, gdyż zawsze wychwytywała
tam najwięcej tropów zajęcy. Wybrała najświerzszy z nich i ruszyła ostrożnym,
bezszlestnym krokiem za nim, z nosem przy ziemi. Skupiła się na swoim szóstym
zmyśle, by nie potknąć się i nie wpaść na nic. Uszy za to nasłuchiwały uważnie,
żeby wychwycić jakąkolwiek obecność ofiary. Blindwind podążała tropem i podążała
aż w końcu zaczęła się zastanawiać, czy ma on w góle jakiś koniec.
- Psst, Renji.
– szpenęła prawie bezgłośnie - Widzisz tam coś? – zapytała, nie mogąc się już
doczekać powrotu na ognisko, jak na złość żaden zając znaleźć się nie chciał i
poczęła się niecierpliwić.
- Widzę. –
usłyszała jego głos po chwili – Za jakieś sto metrów, nieco na prawo znajduje
się zajęcza nora.
Uśmiech
rozpostarł się na jej twarzy, a oczy aż zaświeciły się ze szczęścia. Dzięki
temu będzie magła upolować całą rodzinkę szaraków! Dziewczyna dotruchtała do
norki, słysząc już z daleka chrzęsty i szuranie lokatorów, które zamarło, kiedy
była kilkanaście kroków od wejścia. Samica znalazła się momentalnie przy pokaźnej
dziurze w ziemi, wsunęła się do norki, co umożliwiała jej jej smukła sylwetka –
przynajmniej po części – i jak tylko poczuła pod nosem puszyste futerko
kłapnęła zębami, słysząc głośne „chrup” i szamoczące się ciałko stało się
bezwładne. Mimo rozmiarów wejścia w środku było wyjątkowo mało miejsca, w
szczególności, gdy jej głowa zajmowała jedną trzecią przestrzeni, a martwy
zając drugie tyle. Uniemożliwiało jej to pole manewru, żeby dopaść drugiego
szaraka, szamoczącego się jak wesz na grzebieniu. W końcu wyciągnęła głowę z
nory zrezygnowana z podrapanym i pokopanym pyskiem, z martwą zdobyczą w zębach.
Korzystając z okazji druga ofiara wystrzeliła jak z procy, ale jak tylko wpadła
w krzaki dziewczyna usłyszała ciche dudnięcie, głośne szmery i drapenie o
zmrożoną ziemię, a następnie ponowne głośne chrupnięcie. Samica tak skupiła się
na swym polowaniu, a Renji był tak pochłonięty w obserwowaniu jej czynności, że
żadne nie zauwarzyło postaci, chowającej się aktualnie wśród krzewów.
- Kim jesteś? –
warknęła groźnie Kruk i odskoczyła do tyłu, stając w pozycji bojowej, nieco
wystraszona nagłym pojawieniem się nieznajomego.
Zbadała szybko
powietrze, szukając zapachu nowoprzybyłego i nagle doń dotarło, gdy tylko go
wychwyciła. Tak dobrze znana jej zwilkotniała ztęchlizna jaskini zmieszana z
wonią ptaków... Choćby przez sto lat nie miała tego zapachu w nozdrzach i tak
by go poznała – głównie dlatego, że odór był dość mocny i „charakterystyczny”,
po porstu nie do zapomnienia.
Głośne kroki
oraz trzask łamanych gałęzi towarzyszące niegramotnemu wyjściu z ukrycia, a
następnie dźwięk upuszczanej zwierzyny na śnieg, spowodowały mały chichot u
dziewczyny, gdy tylko wyobraziła sobie jak to musi wyglądać. Po czym usłyszała
- jej tak dobrze znany - zachrypnięty,
tajemniczy głos:
- Polujecie coraz
lepiej, Skarbie, coraz lepiej. Jesteśmy pod wrażeniem... Tak, tak... Pod bardzo
dużym wrażeniem.
- Brego? –
radość słychać było w jej głosie i choć znała odpowiedź na to pytanie, musiała
je zadać, bo nie dowierzała swym uszom oraz nosowi, jego obecność bowiem wydawała
się być wręcz niemożliwa.
- We własnych
osobach. – odrzekł równie radośnie.
- Brego! Mordo
moja! – krzyknęła Blind i rzuciła się na oślep w kierunku starego drucha z
zamiarem przytulenia go, jednak trochę źle wymierzyła i potężna hybryda musiała
łapać ją w ostatniej chwili, żeby nie padła w zarośla. Wojenny weteran
przygarnął ją do siebie w wielkim, czułym uścisku, niemalże łamiącym żebra, a z
jego gardła wydobyło się coś na dźwięk radosnego rżenia – Nawet nie wiesz jak
się cieszę, że Cię widzę! – dodała po chwili głosem stłumionym w sierści samca,
ignorując dającą się we znaki woń.
- Widzicie nas?
– zapytał zakłopotany i odsunął ją od siebie, żeby zbadać ją dokładniej, jednak
nagle spojrzał w bok, a jego twarz wykrzywiła się w wściekły grymas i warknął –
Nie bądźcie głupi! Wiecie, że jest ślepa! – wyraz jego pyska znów się zmienił
oraz spojrzał przepraszająco na Blindwind, która wyczuła nagle fale żalu bijącą
od niego – A no tak... Chwileczka! – tym razem wyczuła mocną irytację - Nie mówcie tak brzydko, bo przykrość robicie!
- Aj, Brego!
Jak ja się stęskniłam i za Tobą i z drugim Tobą. – powiedziała chcąc przerwać
tą konwersację zanim dojdzie do mentalnej bójki, a fale sprzecznych emocji
zaleją ją na dobre .
- My za wami
też. – stwierdził wyrwany z intensywnej rozmowy z samym sobą.
- Witaj Brego.
– wtrącił się nagle Renji, siadając wysoko nad ich głowami, woląc trzymać się
zdala od wielbiciela ptasiego mięsa, który nie raz zamachnął się już na jego
życie, mimo tego spojrzał na niego z sympatią.
- Witajcie,
witajcie. – kiwnął parę razy łbem w stronę czerwonookiego.
- Chcesz
dołączyć do naszego towarzyskiego ogniska? – zapytał wesoło Blind,
wyswabadzając się z jego uściku, który zaczął jej powoli utrudniać oddychanie –
Jest moja nowa koleżanka Jenna oraz kuzyn Hakai.
- Ognisko?
Towarzystwo? Chcemy! – odpowiedział entuzjastycznie, jednak zaraz spojrzał w
bok, jakby mówił do kogoś, kto tak stoi – Chcemy, Skrabie? – zadał pytanie
nieśmiało, po czym wielki uśmiech rozpostarł się na jego twarzy, ukazując rzędy
białych kłów – Chcemy, Skarbie, chcemy. – Brego odwrócił się do Wind – Chcemy!
Ale bez przekrętów! – ostrzegł samego siebie, unosząc palec do góry – Bez
przekrętów. – stwierdził ponurym tonem – Obiecujecie? – upewnił się
niedowierzając sobie – Obiecujemy. – zapewnił, kładąc łapę na piersi.
Dziewczyna
uśmiechnęła się jedynie i potrząsnęła głową, żeby oczyścić myśli, gdyż już
wcześniej wspomniane sprzeczne fale emocji przyjaciela mąciły jej nieco w głowie.
Zdążyła już trochę odzywczaić się od panowania nad tym.
- W takim razie
za mną! – powiedziała i chwyciła w pysk swoją zdobycz, wskazując ogonem, by
Brego wziął drugiego zająca.
Podczas drogi
powrotnej dziewczyna zdawała się w większości na swojego towarzysza, chwilę jej
zajmie oswojenie się z obecnością starego znajomego.
Po dłuższym
marszu wyszli w końcu na polankę, gdzie trzaskało wesoło ognisko, a Blindwind
usłyszała skrzypienie śniegu pod łapkami Jenny, gdy ta lepiła zawzięcie amunicję.
Zabrakło jej jednak obecności kuzyna, które zapach był wszędzie dookoła, jednak
brakowało jego samego.
- Gdzie Hakai?
– zapytała upuszczając zdobycz na śnieg, zawiedziona jego zniknieniem – I co
wyście tu robili? Wasze zapachy mieszają się ze sobą... i są WSZĘDZIE.
- Poszedł po
Andromedę. – odpowiedziała na pierwsze pytanie Jenna, nieprzerywając zajęcia –
Była wojna na śnieżki. – dodała po chwili kończąc lepić jedną i rzucając nią w
waderę, podnosząc tym samym głowę oraz zauwarzając nowego przybysza.
- Ale fajnie,
będzie nas jeszcze więcej! – rzekła Kruk utrzepując się.
Ten pomysł podobał
jej się bardzo, lubiła takie wspólne ogniska, a najbardziej opowiadane przy
nich historie. Tej części nie mogła się najbradziej doczekać - aż wszyscy
usiądą, zając będzie się piekł i nadejdzie pora na historyjki.
- Oooogieeeeń.
– usłyszała mrukliwy głos Brego, który zaczął okrążać palący się stos – Piękne płomienie...
Takie krwiożercze... Takie... Zachłanne! Pacz, Skarbie, tylko na nie, patrz!
Od Jenny wyczuć
można było nutkę niepewności, nad którą jednak przewyższało zaintersowanie oraz
ciekawość. Zapewne pierwszy raz w życiu
widziała takiego zwierza - ni to nietoperza, ni konia, ni lwa. A do tego,
gadającego ze sobą.
- Kim jest nasz
nowy koleżko? – zapytała w końcu, kiedy napatrzyła się na przybysza, który do
tej pory nie zwracał na nią najmniejszej uwagi.
- Fo jeszcz mój
sztarły, dobrły pszyjasiel. – odpowiedziała Kruk szarpiąc się ze swoją
zdobyczą, próbując pozbawić jej skóry, gdyż nie chciała żeby atmosferę ogniska
popsuł smród palonego futra.
- Miiiłoo nam.
– usłyszała głos Brego, który nagle zabrzmiał nieopodal Jenny...
Jenna?
Opiszesz swoje przeżycia z Brego, kiedy Blindwind skalpuje zające, a Hakai
szuka Andromedy? x3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podziel się z nami Swoją opinią :)