Blindwind
siedziała cicho przez chwilę analizując dogłębnie słowa towarzysza, który
zamilkł niczym grób czekając na jej dalsze reakcje. W końcu westchnęła,
odwróciła, i uśmiechnęła się szczerze od ucha do ucha, do oczekującego
najgorszych scenerii Trash’a, który zdziwiony tym nagłym życzliwym gestem
otworzył szczerzej oczy oraz znieruchomiał (choć to już można chyba zaliczyć to
reakcji codziennych tego pana) – to był tylko blew zanim wbije mu w krtań
ukryty gdzieś zaostrzony widelec w geście krwiożerczej zemsty? Miał uciekać
teraz, zrobić unik czy stać w miejscu, bo właśnie nadeszła chwila przebaczenia?
Sierść na jego grzbiecie zaczęła się jeżyć, jednak mimo wszystko usiłował
trzymać ją na wodzy, by nie wystrzeliła we wszystkie strony w najmniej
odpowiednim momencie.
„Spokojnie, nie
uciekaj, spokojnie, nie uciekaj, bo znowu sobie coś ubzdrura i będziesz musiał
przepraszać... Nie - ryzykować życie od nowa...” powtarzał sobie w myśli, kiedy wadera wstała odwracając się do niego całym
ciałem.
- Hehe... – mruknęła pod nosem, a w jej głosie Husk
wychwycił... Wahanie? – Cóż... Trochę głupio wyszło, nie? – stwierdziła hwytając
się jedną łapą za głowę i drapiąc się palcem za uchem – To ja cię powinnam
przeprosić...
- Co?! – zakrzyknęła jak jeden mąż za plecami wadery
przysłuchująca się wszystkiemu grupka, która szybko odwróciła się z powrotem do
swych zajęć, gdy dwójka zerknęła na nich podejrzliwie... W sumie „zerknęła”
tylko Blindwind, bowiem Trash był już tak zbity z tropu jej zachowaniem, że już
sam nie wiedział co miał robić.
Mówili mu, żeby przeprosić – przeprosił, a teraz dowiaduje
się, że jednak zrobił to niepotrzebnie! Cała ta odwaga i wysiłek... Na marnę?
- No skąd to zdziwienie, no? – wzruszyła ramionami nie
rozumiejąc zakłopotania Trash’a zarówno jak i reszty – Głupio wyszło no, obraziłam
się o niewiadomo co, jakby Husky był jakimś chamskim prostakiem, a nie jednym z
nas... Nie pomyślałam, że każdy jest inny, nie? Nie wszyscy lubią się tulić...
I do tego wymusiłam przeprosiny na niewinnej osobie, która pewnie nawet nie wie
za co do końca przeprasza!
„No! W końcu ta
niezrozumiała kobieta powiedziała coś mądrego!” z radością w duchu westchnął samiec, który już ogłupiał od
poszukiwania logiki, która najwidoczniej dla zielonookiej nie istaniała w
żadnym wymiarze.
- Więc jak, zgoda? Ja wybaczam tobie, a ty mi i zapominamy
o sprawie? – Wind zamerdała z nadzieją ogonem.
Teraz to już nawet do niej dotarło, że przesadziła ze
swoimi humorami i wariackimi wymysłami, zachowała się jak egosityczny dzieciak...
Tym samym grzebiąc szansę na pierwsze dobre wrażenie u Trash’a... Nosz trudno,
będzie walczyć o drugie.
Czerwonooki za to patrzył na nią tępo „o co chodzi tej
waderze? Tu jest jakiś haczyk, czy na pewno chce się już pogodzić, jakby nigdy
nic?” Takie wrażenie sprawiał jego wyraz twarzy, którego na całe szczęscie nie
była wstanie dostrzeć biała wadera. Po dłuższej chwili namysłu kiwną ostrożnie
głową, żeby nie narażać już na dodatkowe wstrząsy już i tak pękającej w szwach
głowy.
- No i super! Zapomnijmy o wszystkim... Nie za bardzo nam
wyszło... Ale jak to mówią, pierwsze koty za płoty... Wymyślę jakiś inny
sposób, żeby się z tobą witać, dziękować i wyrażać naszą przyjaźń... – ostatnie
zdanie powiedziała pod nosem, jakby do siebie, a odpływający już od zmysłów
Trash nawet nie skupił się na ich zrozumieniu – Wiem! Żółwik! – zakrzyknęła stawiając
tym samym samca do pionu.
- Co? – mruknął jakby wybudzony ze snu.
- Żół-wik, wiesz co to? – zapytała powoli z dokładną
dykcją.
Wilczur znowu pokiwał łeb mając w głowie obraz małego
zielonego stworka ze skorupką na plecach... Ale czemu akurat żółw? Co to, skrót
myślowy?
- To ekstra, od dzisiaj będzie to specjalny gest, tylko
dla ciebie i dla mnie, co ty na to? Bliskość mojej łapy chyba przeszkadzać ci
zanadto nie będzie? – upewnił się i wystawił energicznie piąstkę przed siebie,
tym razem była na tyle daleko, żeby nie zawadzić nijak o samca, który mimo
wszystko odchylił w nerwowym tiku głowę.
Łapa? Żłów? Gest? To jakiś rebus? Zastanawiał się przez
chwilę, nie umiejąc poskładać faktów do kupy (niestety nie każdy ma ten dar co Bezimienny).
Z ratunkiem jednak przyszła Jenka, która szybciej niż Blindy załapała, że nasz
antyspołeczny kolega ma z tym problem i najprawdopodobniej nigdy wcześniej się
z czymś takim nie spotkał - chyba że owy gest pięści w rzeczywistości był
wymierzanym ciosem.
- Patrz, o tak... – rzekła stukając swoją małą piątką o
niewiele większą piąstkę Kruk – Teraz ty...
<I tutaj zostawmy
nasze małe stadko, gdzie miejsce jest teraz, by nasz Trash coś dopisał ze swych
wrażeń integracyjno-socjalnych ^^ A teraz przejdźmy do naszych Poszukiwaczy
Smoków, którzy właśnie targają na lewo i prawo biedną Angel... Która w sumie
nie ma temu nic przeciwko i bawi się w najlepsze x3...>
I tak oto cała trójka wylądowała na ziemi,
gdzie kundelka nie wykazywała żadnych chęci, by zejść z grzbietu hybryda. Bardzo
jej się na nim podobało – nie zatapiała się w śniegu, miała dużo miejsca, obszerne
widoczki... No i do tego podwózkę! Kto by nie skorzystał z okazji przejechania
się na olbrzymie (jak sądziła Kremówka (Wybacz Angel, tak mi się nasunęło,
jeżeli Ci nie będzie przeszkadzać Brego użyje tego w dalszych opowiadaniach
XD))? z Piekła rodem (Trash’owi
odbieramy prawo głosu w tej sprawie)
- Tu szli, rozdzielili się... Byli na polowaniu... Gonili
zdobycz... Blindwind hybiła... Jennka też tu była! Bran powaliła zdobycz...
Wyślizgnęła im się i uciekła... Wind za nią podążyła wraz Jenną...– cały czas
zdawała im relację Aspen, która wykorzystując swój zmysł tropienia krok w krok
odczytywała ze śladów poczynania stadka – I jest wśród nich ktoś nowy... –
stwierdziła wychwytując gryzący zapach niewilczego stworzenia.
Brego wodził jedynie za nią oczyma, nabierając do niej coraz
więcej szacunku. On w tym śniegu widział jedynie plątaninę różnych odcisków łap
i racic.. Fakt, na chłopski rozum można wywnioskować, że prawdopodobnie odbyło
się polowanie, szczególnie, że wszystkie ślady były głęboko odciśnięte oraz rozmazane,
co wskazywało na bieg, ostre zwroty i hamowanie. Ale dokładnego przebiegu tej
akcji nie umiałby opowiedzieć, tym bardziej stwierdzić czyje odciski do kogo
należały... Za to Aspen niczym wróżbita czytała szyfry ze śniegu jakby to były stronice
księgi.
- Znalazłam! – zakrzyknęła hybryda na upartego przebijając
się przez barrierę zarośli wyrywając w gałęziach krzaków na tyle duże
przejście, że Brego mógł się przecisnąć.
- Witajcie, Skarby nasze! Dawno żeśmy was nie widzieli! –
zakrzyknął z uśmiechem Brego – O! Was nie poznajemy kompletnie... Wilka nam nie
przypominacie... A was wszystkich już znamy! – stwierdził wesoło przygarniając wadery
do siebie w wielkim uścisku, Aspen z Angel również nie uchroniły się przed
czułościami rogacza...
A oto i jest! Opowiadanie, które
Wam tak długo obiecywałam! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu udało mi
się je naskrobać... I też Was przepraszam, bo zahamowałam całego bloga tym
wszystkim -.-‘
Mam jednak nadzieję, że mi
wybaczycie jakoś tę zniewagę i nie wydziedziczycie mnie z tego stada (Fidelka,
kieruję to głównie do Ciebie, bo jakieś dziwne podteksty u Ciebie już łapię XD)
oraz dacie mi uczestniczych w tych Waszych planach wojennych, które żeście
zaczęły już knuć, z dokładnie nikomu nie znanego powodu XD
Kto teraz pisze? Choć może wpierw
dajcie się Trash’owi wykazać, żeby nie było zbytniej plątanini z cofaniem się w
czasie, bo mogą wyniknąć jakieś niedopowiedzenia ^^”