sobota, 12 grudnia 2015

Od Cery'ego do Bezimienego - Przeprosiny!? Niby za co?

Zamiecie z pewnością nie są najwspanialszą rzeczą, jaka może się wam przytrafić. Ostry wiatr, który przy gorszym szczęściu wieje wam prosto w oczy, mróz szczypiący niemiłosiernie policzki, oraz oczywiście śnieg. A właściwie to całe  g ó r y  śniegu! Ten biały puch leżał wszędzie, poważnie. Z łatwością pokrył ziemię grubą warstwą, po czym wziął się za drzewa.  Dokładne przysypanie gałęzi było ciężką rzeczą, zwłaszcza że wiele z nich osłaniało pozostałe przed tym białych puchem… ale tej zamieci wyjątkowo się to udało. 
Śnieg wtargnął nawet do norek i szczelin między konarami drzew, gdzie jeszcze zaledwie kilka godzin temu, kiedy pewien rudy kot uznał podobne miejsce za odpowiedni nocleg, nie spadła nawet najmniejsza śnieżka. Teraz zapewne ta, jak i wiele innych norek było pokrytych grubą warstwą puchu. Cery wcale by się nie zdziwił, gdyby nie mógł z powrotem odnaleźć swego ostatniego legowiska. Czy się tym przejmował? Szczerze, to nie szczególnie. Był on raczej typem wędrowca i wiecznego włóczęgi, dlatego znajdowanie co noc nowego miejsca na nocleg było dla niego chlebem powszednim, nie zależnie od pogody. Choć nie ukrywam, że w tamtym momencie chłopak zdecydowanie bardziej wolałby szwendać się po okolicy w bardziej odpowiednią pogodę. Tak jak już wcześniej wspomniałam, zamiecie z pewnością nie są najwspanialszą rzeczą, jaka może się wam przytrafić. A uwierzcie mi, są jeszcze gorsze, gdy ma się niecałe sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i przemoknięte, skórzane buty na wysokim (ale wcale nie damskim!) obcasie na nogach.
Tak wyglądało wcześniejsze zajęcie Cery’ego- przedzieranie się przez zaspy, jedną łapą przytrzymując szablę, a drugą czarny kapelusz z piórem, aby silny wart nie porwał mu jego cennego drobiazgu. Właściwie to ciężko powiedzieć, dlaczego kot tak bardzo przywiązał się do kapelusza… no i po co mu broń, skoro ma pazury? Myślę, że gdybyście się go zapytali, zapewne cwaniak odpowiedziałby wymijająco i tajemniczo, tylko po to, by rozmówca nie domyślił się tak istotnego faktu. Prawda była jednak taka, że Cuervo bardzo zżył się z tymi przedmiotami, które były dla niego czymś w rodzaju atrybutów. Dlatego też tak o nie dbał i nie miał najmniejszego zamiaru oddać ich wiatru, a już na pewno nie bez walki!
Takie walki i potyczki z utrudniającymi życie siłami natury w postaci śniegu, oraz wiatru, a także ciskanie przekleństw w przestań trwało dobre kilka godzin. Nie ukrywam, że rudzielec nie jadł i nie pił przez dłuższy czas i choć był przyzwyczajony do głodówki, to po tej ciężkiej wędrówce pusty żołądek szczególnie domagał się jedzenia, burcząc co jakiś czas i przypominając tym samym Cery’emu o swojej obecności. To wszystko miało miejsce jakiś czas temu. 
Obecnie niewielki samiec siedział rozbawiony na drzewie, na pokrytej śniegiem gałęzi i udawał nieobecnego. Pod nim, tam na dole… chłopak dokładnie nie wiedział gdzie, choć po głosie mógł rozpoznać, że całkiem niedaleko krzyczał jakiś nieznajomy. Głos z całą pewnością należał do dziecka, w dodatku samca, a ponieważ Cery widział go przez zaledwie ułamek sekundy, kiedy to specjalnie popchnął owego nieszczęśnika na ziemię, mógł również stwierdzić, że osobnik należał do psowatych. Czy był wilkiem? Ciężko stwierdzić, choć uwadze kota nie umknęło, że młodziak był całkiem duży jak na szczeniaka. Chociaż przy wzroście Cery’ego nawet wilcze szczenię jest w stanie wyglądać jak smok… no dobra, przesadziłam. Ale chyba wiecie o czym mówię, nie?
Rudy samiec siedział wygodnie na gałęzi rozłożystego drzewa, jedną łapą przytrzymując swój kapelusz, a drugą trzymając zdobycz. Wronę. Tę samą, o którą bez przerwy upominał się ten mały smarkacz. Cała ta sytuacja i „pouczenia” tego młodziaka niezmiernie Cery’ego bawiły. Co on chciał przez to zyskać? Może były to tylko zwykłe żarty? No bo to przecież jasne, że w taki sposób nie odzyska swej zdobyczy! Jest głodny… no i co z tego? Ten świat rządzi się trochę innymi prawami. Radź sobie sam- oto zasada, jaką od zawsze wyznawał rudzielec. A swoją drogą… „panie zjawo”, co? Takiego określenia chłopak jeszcze nie słyszał, a uwierzcie mi było ich naprawdę mnóstwo! Był już tytułowany diabłem i okrzykiwany oszustem, a nawet duchem. Ale zjawa była dla niego całkiem nowym przezwiskiem, które nawet mu się spodobało. Niektórzy kolekcjonują ptasie pióra, lub rzadkie rośliny, ewentualnie blizny i szramy. Ale nie Cery, on lubił zbierać pseudonimy. W dodatku „pan”? Naprawdę?! Tego to już naprawdę  n i g d y  nie słyszał. Mało tego! Nigdy w życiu nie spodziewał się, że ktoś tak się do niego zwróci! Nie dość, że Cuervo ukradł temu malcowi wronę sprzed nosa (bo niewątpliwie to szary szczeniak pierwszy ją znalazł) i nie miał zamiaru oddać (nawet przez myśl mu to nie przyszło!), to smarkacza zamiast coś z tym zrobić, to prawił mu wykłady, jęczał jaki to jest głodny, a nawet chciał by  p r z e p r o s i ł ! ON! Niby za co?! Że był sprytniejszy? Że okradł malca? Jasssne, i co jeszcze? Najzabawniejsze w tym wszystkim był jednak fakt, że zwracał się do niego per Panie Zjawo. Właściwie to tylko dlatego rudzielec po dłuższej chwili wahania zdecydował się rzucić młodemu zdobycz… a raczej pół zdobyczy. W końcu nie kradł jej na darmo, sam też musiał coś zjeść, nie? Dlatego też, z uśmiechem na ustach rzucił malcowi połowę zwierzaka.
-Dziękuję Panie Zjawo!- usłyszał w odpowiedzi, gdy część truchła uderzyła szczeniaka w głowę, po czym w mgnieniu oka znalazła się w pysku malca.
Szarofutry wilczek, kiedy odzyskał część swojej zdobyczy, bez zastanowienia ruszył szczęśliwy w dalszą drogę. Nawet się nie obejrzał. Nawet nie zastanawiał się kim była ruda zjawa, która najpierw go odepchnęła, potem okradła, a na koniec bez słowa oddała tylko połowę wrony. Co ciekawsze, nieznajome szczenię nawet nie upominało się o zwrócenie mu drugiej połowy (to, że nie byłoby już czego oddawać, gdyż część zdobyczy znalazła się w paszczy Cery’ego to zupełnie inna sprawa). Niemniej, malec w końcu przystał i odwrócił się w nicość, a konkretnie w stronę drzewa, na którym to przesiadywał Cery.
-Wie Pan co, panie zjawo? Jestem naprawdę wdzięczny, że oddał mi pan aż połowę wrony. Naprawdę, bardzo dziękuję! Cieszę się, że zdecydował się Pan tak postąpić, ponieważ świadczy to o Pana uczciwości.- w tym momencie Cery o mały włos nie spadł z drzewa.- Nie będę domagać się tamtej części, bo przecież Pan zapewne również jest bardzo głodny.- tutaj malec na chwilę urwał, jakby zaczął się zastanawiać do czego tak właściwie zmierza. Zakaszlał raz i drugi, zupełnie jakby chciał sprawiać wrażenie poważniejszego rozmówcy i zwrócił się z prośbą do złodzieja w butach.- Niemniej uważam, że to co Pan zrobił, panie zjawo było bardzo nieuprzejme. Nie będę prosił Pana o oddanie mi tamtej części wrony, ale czy mógłby zwrócić się z prośbą o przeprosiny? Popychanie innych nie jest rzeczą miło, Pan wie o tym? Zachował się Pan jak łobuz! Oczywiście o nic Pana nie oskarżam i nie twierdzę, że zrobił pan to specjalnie. Ale nawet jeśli nie, to nie było to zbyt uprzejme. Czy mógłby mnie Pan za ten drobny incydent przeprosić?
Teraz, po tym wykładzie, Cery niemalże skręcał się na drzewie ze śmiechu. On miał przepraszać? ON?! Poza tym młodzik użył w stosunku do niego tyle razy zwrotu „pan”, przez co kocurowi tylko bardziej chciało się śmiać. W końcu nie miał zamiaru dłużej się powstrzymywać i, ku wyraźnemu zdziwieniu malca, parsknął pogardliwym śmiechem.
-Panie Zjawo, dlaczego pan się tak śmieje?- szczeniak najwyraźniej nie rozumiał do końca zachowania nieznajomego.- Czy powiedziałem coś zabawnego?
Nie wytrzymując, Cery zeskoczył z drzewa, prosto w śnieżną zaspę. Widząc to, młodzik podbiegł do niego, chcąc ujrzeć swoją zjawę, która oddała mu połowę jego wrony.
-Panie Zjawo! To pan!
-Daruj sobie z tym „panem”, młody.- chłopak machnął łapą, posyłając szczeniakowi niedowierzające spojrzenie i uśmiechnął się do niego ni to z rozbawieniem, ni to z pogardą.
-Ale… ale przecież…
-A jeśli chodzi o te przeprosiny…- zaczął Cery, przerywając szczeniakowi i nie dając mu dojść do słowa.- To możesz je sobie wsa…- całe szczęście, że następne słowa zagłuszył świszczący wiatr. I choć malec nie słyszał tego co mówił kot (a przynajmniej nie wszystko), to jedno jest pewne. Szary szczeniak z pewnością trafił na towarzystwo najgorszej osoby, jaką mógł znaleźć w promieniu najbliższych kilku kilometrów.


Bezimienny dzieciaku? ^^
W końcu znalazłam czas na to opo! Wybacz mi za niezbyt wartką akcję, ale trochę odzwyczaiłam się od pisania futrzakami i znów muszę się przestawić ;p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się z nami Swoją opinią :)